Pamiętasz swój ostatni sen?
Śniło mi się, że byłam w Moskwie, która połączyła się z Odessą. Nigdy tam nie byłam, ale przeczytałam ostatnio artykuł, który mnie przeraził. Ponoć ludzie wchodzą do katakumb w Odessie, gubią się i giną w labiryntach. Zaczęłam się zastanawiać, co my tu robimy. Przecież nie powinniśmy tam wchodzić. Nagle mój sen się przeobraził, okazało się, że wcale nie miałam chodzić po podziemiach, tylko wjechać na ostatnie piętro wieżowca, gdzie była pływalnia. W pewnym momencie powiedziałam, że chcę wyjść, że nie chcę już być w tym budynku. W tym śnie był też mój chłopak, wyszliśmy i zaczęliśmy spacerować po Moskwie (albo raczej po moim wyobrażeniu tego miasta). Były tam piękne budynki z piaskowca, ciepłe pomarańczowo-żółte światło, a na ulicach ani jednej osoby. Pamiętam nawet pewną myśl z tego snu: „Ok, ale przecież tutaj może być niebezpiecznie. Jest trzecia czy czwarta nad ranem, może nam się coś stać”. Z drugiej strony panował tam niesamowity spokój, było tak miło i przyjemnie. Wstałam i pomyślałam, że powinnam pojechać do Moskwy.
Sny przekładają się na twoją twórczość?
Mam bardzo intensywne sny, które dobrze pamiętam i które wzbudzają we mnie dużo emocji. Mój chłopak czasem się śmieje, że budzę się rano i mówię: „Miałam taki dziwny sen…”. Pewnie mają jakiś wpływ, ale nie bezpośredni. Zakochałam się kiedyś w chłopaku po tym, jak mi się przyśnił. To była moja wielka szkolna miłość. Trzy lata z głowy przez ten jeden sen.
Sporo mówisz o swoich relacjach. O czym myślisz, pisząc piosenki? Wielu artystów napędza smutek czy nieszczęśliwa miłość. A jak jest u ciebie?
Nigdy nie potrafiłam się skupić, będąc smutna. Moje piosenki nie powstają w stanie rozpaczy. To czas, w którym nie umiem tworzyć i konstruktywnie myśleć. Gdy piszę, muszę mieć wolną głowę, lubię być wtedy zrelaksowana i wypoczęta. To jest tak, że gdy już usiądę, znikam na kilka dni i zapominam o całym świecie. Z reguły nie muszę mówić sobie: „Ok, teraz usiądę na parapecie i zacznę tworzyć piosenkę”. Wystarczy, że zauważę wpadające mi do głowy słowa czy melodie. Czasem w komunikacji miejskiej usłyszę jakąś rozmowę, która mnie zainspiruje. Wtedy czuję, że to jest moment na napisanie czegoś nowego. Gdy już wprowadzę się w ten proces myślenia, słowa przychodzą same.
Jaki był pierwszy kawałek, który napisałaś?
Gdy miałam zespół funkowo-rockowy, napisałam piosenkę do mojego idola, którą nazwałam „Mr Eddie”, ponieważ była o Eddiem Vedderze. To moja pierwsza piosenka, której tekst pamiętam od początku do końca. Wtedy pisałam tylko po angielsku.
Czemu zaczęłaś tworzyć po polsku?
Uważam, że jest to trudniejsze. Zaczęło mi imponować pisanie po polsku, to przepiękny język. Czytałam więcej polskiej literatury, wierszy. Język polski ma niesamowitą melodię, szkoda posługiwać się jedynie dużo łatwiejszym angielskim. Nawet dzisiaj rano, idąc do pracy na próbę, analizowałam tekst piosenki w języku angielskim i było to takie „pitu pitu”. Oczywiście, są też rodzimi artyści, którzy tworzą podobne piosenki po polsku i uważają, że to niesamowitej jakości teksty, choć pamiętajmy też, że każdy ma inną metodę pracy i ekspresję. Ja staram się stawiać przed sobą wyzwania, zamieniać w piosenki głębsze przemyślenia.
Pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl, jest Wes Anderson. To, co robi, jest złotem. Często kiedy mam ochotę się powiesić, bo świat jest zły, sztuka Wesa przynosi nadzieję i sprawia, że potrafię inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Podobnie mam z Radiohead i Massive Attack – dla mnie to muzyka, która zmieniła bieg historii. A wcześniej Jimmy Hendrix.
Bajm. Ostatnio odkryłam płytę „Chroń mnie” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Opadła mi szczęka. Miałam też okazję śpiewać piosenki Beaty Kozidrak, co było naprawdę ekscytujące. Cenię też Brodkę, która pomogła mi odzyskać wiarę w polską muzykę, a konkretnie jej płyta „Granda”. Ukłon w stronę Moniki i jej producenta Bartka Dzidzica. Pamiętam, że byłam nastolatką, kiedy ten album wyszedł. Do tamtego momentu wydawało mi się, że polska muzyka to jakiś dziwaczny pop, którego nie rozumiałam. „Granda” była absolutnym odkryciem. Czymś tak uniwersalnym i zajebistym, że stała się wspólnym językiem dla mnie i mojej rodziny, w której każdy ma inny gust muzyczny. Moja mama słucha R&B i soulu, a tata trip-hopu, Massive Attack i muzyki klasycznej. Nawet moja kilkumiesięczna siostra krzyczała i próbował śpiewać piosenki z tej płyty.
Porozmawiajmy o twojej przeszłości. Jako dziecko zagrałaś Ulę w serialu „M jak Miłość”. I podobnie jak inni nastoletni gwiazdorzy – bliźniaczki Olsen, Macaulay Culkin, Lindsay Lohan – za wszelką cenę starałaś się uwolnić od tej roli. Kiedy poczułaś, że chcesz się wydostać z mainstreamu?
Od małego żyłam w tym aktorsko-muzycznym świecie, starano się ulepić ze mnie popową gwiazdkę, a ja od zawsze miałam w sobie dużo wrażliwości na muzykę i przyznam, że przez wiele lat cierpiałam przez te wszystkie serialiki. Od czternastego roku życia utrzymuję się sama, trudno mi było z tego zrezygnować, bo dzięki temu mogłam sobie pozwolić na rozwój. Wtedy narodziła się Ofelia. W momencie, gdy poczułam, że trochę się tego wszystkiego wstydzę.
Mówisz, że nie inspiruje cię rozpacz ani smutek. A jednak Ofelia popełniła samobójstwo, to jedna z najbardziej tragicznych szekspirowskich postaci.
Ofelia pojawiła się w moim życiu, gdy czułam się bardziej Hamletem niż Ofelią. Mam nawet taką teorię, że Hamlet i Ofelia to jedna osoba. I to właśnie ona reprezentuje wszystkie ideały, w które wierzył Hamlet. W chwili, gdy Ofelia popełnia samobójstwo, idee Hamleta umierają, traci wiarę w ludzi i wszelką nadzieję. Ofelia narodziła się wtedy, gdy podniosłam się ze swoich dołów. Tak jak w utworze: „Ja, Ofelia, zmartwychwstałam, wracam chłonąć nieba blask”, ten kawałek jest bardzo osobisty.
Czyli jesteś trochę Hamletem.
Jestem! Ale bardzo z tym walczę.
Też musiałaś pogrzebać swoje ideały?
Tak. Niestety, od zawsze byłam bardzo naiwna.
To w co wierzyłaś wcześniej?
W sztukę. Jestem idealistką, wierzę, że ludzie zawsze są dobrzy, dlatego często obrywam po dupie. Pamiętam, że kiedyś przestałam wierzyć w to, że świat jest dobry – w piękno, miłość, dobro, sztukę. Dopiero Ofelia pomogła mi się podnieść.
Iga twardo stąpa po ziemi, ogarnia rzeczywistość, płaci rachunki i ocenia innych, co ją męczy. Nie lubi się tak zachowywać i Ofelia jej o tym przypomina. Czasem się złości i jest trochę pospinana. A Ofelia jest taką świetlistą postacią, która zwraca uwagę na piękno i dobro, pomaga dostrzegać jasne strony życia. Na przestrzeni lat te dwie osobowości zdążyły się już niejako połączyć. Wcześniej wszystko było czarne albo białe. Albo Iga, albo Ofelia.
Czujesz, że teraz żyjesz w zgodzie ze sobą?
Prawie. Mam bardzo trudny czas za sobą i przed sobą. Dużo się teraz dzieje w moim życiu, mam sporo pracy, wiele rzeczy się zmienia. Czekam na moment, kiedy będę mogła odetchnąć i zastanowić się nad sobą. Bardzo mi tego brakuje.
Jesteś osadzona bardziej w przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości?
Staram się żyć teraźniejszością, ale to niesamowicie trudne. Zwłaszcza że jestem marzycielką. Zawsze snułam wizje, jak będzie wyglądało moje życie. Trochę mnie to drażni, bo przez to nie daję się zaskakiwać.
Jakie masz wizje przyszłości?
Chcę zmieniać świat. Chciałabym tworzyć i inspirować innych. Marzy mi się, by zapamiętano mnie jako osobę, która była odważna w swojej sztuce.
Jak myślisz, czym jeszcze można zaskoczyć współczesnego człowieka?
Prawdą, szczerością i byciem sobą. Świat – zwłaszcza popkultura – jest zdominowany przez kreację tak bardzo, że pojawiła się nawet moda na „bycie szczerym”, jest trend na „autentyczność”. Myślę, że potrzebujemy zobaczyć ludzi kruchych, słabych.
Często używasz określenia „prawdziwa sztuka”. Co to znaczy?
Każdy zdefiniuje to inaczej, ale dla mnie to coś wynikającego z prawdy. Kiedy widzę w czymś szczerość, to mnie to wzrusza. To jest dla mnie prawdziwą sztuką.
Mówisz, że wstydziłaś się serialowej Uli. Gdybyś mogła, wymazałabyś ten etap ze swojego życia?
Przeczytałam kiedyś, że „każdy ma w życiu jakąś traumę” i jest to nieuniknione. Cała mądrość polega na tym, żeby tę traumę przepracować. Nie mówię, że moja praca była koszmarem, ale gdy spotykają nas trudności, to powinniśmy je docenić. Tak samo jak to, kim się stajemy dzięki nim. Lubię siebie i z trudem powiem, że cieszę się z tego, gdzie jestem. Całe życie działałam zdyscyplinowanie, a teraz uczę się pozwalać sobie na słabości i czułość wobec samej siebie.
Ofelia – polska wokalistka i multiinstrumentalistka, autorka tekstów i piosenek inspirowanych latami siedemdziesiątymi, której debiutancki album ukaże się na wiosnę. Wystąpiła na Sofar Sounds Warsaw, Sofar Sounds New York oraz w wielu miastach w Polsce. Utwory z nadchodzącego albumu przedpremierowo zaprezentowała w kwietniu 2018 roku podczas poznańskiego festiwalu Spring Break.
materiał pochodzi z K MAG 96 VISIONARY ISSUE 2019
tekst i foto: Milena Liebe