Drugie dziesięciolecie XXI wieku, stolica trzydziestoośmiomilionowego kraju znajdującego się wśród trzydziestu państw o najwyższym PKB na świecie. Do rangi przełomowych wydarzeń w dziejach miasta urastają takie przedsięwzięcia, jak uruchomienie sieci stacji rowerów miejskich, otwarcie drugiej linii metra, wprowadzenie budżetu partycypacyjnego czy plany budowy pierwszej kładki dla pieszych i rowerzystów nad Wisłą. O prawdziwie rewolucyjnych pomysłach od dawna nikt tu nie słyszał. Nie ma takiej potrzeby, skoro według tegorocznych badań Eurostatu dziewięćdziesiąt trzy procent mieszkańców Warszawy jest zadowolonych z życia w swoim mieście. Jak pisze w artykule „Współczesne koncepcje rozwoju miasta” architektka Krystyna Solarek: „Obecnie nie ma spójnych i jednoznacznych recept na kształtowanie struktury przestrzennej miast ani też żadnej, po modernizmie, nowej doktryny urbanistycznej”. Zamiast wielkich wizji – codzienna praca nad poprawą jakości życia ludności i estetyki miasta. Zamiast latających samochodów – powiększanie chodników kosztem ulic oraz promowanie transportu publicznego i rowerowego. W całym zachodnim świecie władze dokonują głównie mikrointerwencji, reagując na doraźne potrzeby lokalnych społeczności. Na radykalne i utopijne działania decydują się dziś jedynie prywatni inwestorzy tworzący idealne przestrzenie dla wybranych albo autorytarne rządy w Chinach i ociekających w petrodolary krajach Bliskiego Wschodu, budujące miasta na wodzie lub równające z ziemią całe połacie historycznej zabudowy pod nowe inwestycje.
Sen o Warszawie
Dobrze nam znane przestrzenie w wielu miejscach mogą kryć ślady idei słynnych XX-wiecznych architektów-wizjonerów, których ambicją było zrewolucjonizowanie myślenia o projektowaniu miast na całym świecie. Szczególnie urodzajnym pod tym względem miastem jest właśnie Warszawa, której lewobrzeżna część w czasie drugiej wojny światowej w osiemdziesięciu procentach została zrównana z ziemią. Planiści z Biura Odbudowy Stolicy, wśród których przeważała frakcja modernistów, mogli tu wcielać w życie postępowe idee, idąc oczywiście na kompromisy z narzuconą doktryną socrealizmu, zmagając się z czasem, ograniczonymi funduszami i brakiem dobrej jakości materiałów budowlanych. Z przedwojennego, skrajnie przeludnionego miasta, pełnego wąskich uliczek, pozbawionego odpowiedniej infrastruktury, uczynili nowoczesną metropolię – z szerokimi arteriami, dużymi placami i pełną zieleni. Monumentalne budowle w rodzaju Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej (MDM, ukończona w 1952 roku) czy Pałacu Kultury i Nauki (1955) to dalekie echa projektów ojca drapaczy chmur, formalisty i neoklasycysty, autora nowatorskich, wdrożonych jedynie w niewielkim stopniu planów dla Chicago i Waszyngtonu, Daniela Hudsona Burhama, którego imperialną urbanistyką inspirowali się nowocześni projektanci miast reprezentujący skrajnie różne opcje polityczne – zarówno demokraci, jak i faszyści czy komuniści. Słynne Osiedle za Żelazną Bramą (1972), składające się z dziewiętnastu szesnastokondygnacyjnych budynków, to próba zaadaptowania tez „papieża modernizmu” – Le Corbusiera. Przyczółek Grochowski, zwany potocznie Pekinem (1974), rozciągający się na półtora kilometra blok, jest projektem małżeństwa Zofii i Oskara Hansenów, twórców teorii formy otwartej oraz utopijnej koncepcji Linearnego Systemu Ciągłego, zakładającej powstawanie budowli w układzie południkowym, gdzie strefy funkcjonalne miały przeplatać się ze strefami mieszkalnymi. Osiedla Muranów, Sadyba i Włochy, a także część Żoliborza i kilka podwarszawskich miejscowości, między innymi Podkowa Leśna, Milanówek, Komorów i Ząbki, inspirowane były ideą miasta ogrodu ogłoszonej w 1898 roku przez brytyjskiego planistę i urbanistę Ebenezera Howarda w książce „Garden Cities of Tomorrow”. Wzorcowo zakładała ona budowę samowystarczalnego miasta o niskiej i luźnej zabudowie, wpisanego w koło, z dużym parkiem w środku, podzielonego promieniście rozchodzącymi się bulwarami na sześć stref o ściśle przypisanych funkcjach – usługowej, mieszkaniowej, rekreacyjnej, przemysłowej. W praktyce oznaczała miasto satelickie lub osiedle z dużym udziałem terenów zielonych.

Widok na Osiedle Muranów od ulicy Zamenhofa (lata 60. XX wieku).
Kłopot z XX-wiecznymi wizjami urbanistycznymi był taki, że jakkolwiek szczytne pobudki nimi kierowały, zwykle nie uwzględniały one w pełni najważniejszego czynnika – ludzkiej natury. O ile udawało się je wcielać w życie w formie pojedynczych realizacji i rozwiązań, to ścisłe trzymanie się którejś z nich przy projektowaniu całego miasta uczyniłoby je idealnym nie dla ludzi, lecz zaprogramowanych androidów. Warto jednak zapoznać się bliżej z nazwiskami czołowych wizjonerów, którzy przecierali szlaki, dodawali odwagi innym i chcieli ulepszyć ludzi przez ulepszenie przestrzeni wokół nich. Teolog Reinhold Niebuhr nazwał to „doktryną zbawienia przez cegły”.
Sny o wielkości
Koncepcja miasta ogrodu Howarda, jedna z najbardziej wpływowych w historii, realizowana w całej Europie od początku XX wieku, była reakcją na przeludnienie dużych miast, złe warunki sanitarne i ich niefunkcjonalną infrastrukturę. Dynamicznie, a przy tym chaotycznie rozwijające się od początku rewolucji przemysłowej i poddawane powszechnej krytyce miasto miało jednak swoich wyznawców – przede wszystkim wśród futurystów, takich jak włoski architekt Antonio Sant’Elia, który w 1914 roku opublikował „Manifest architektury futurystycznej”. Pomstował w nim na „imbecylizm architektury współczesnej” i „onanistyczne kopiowanie modeli klasycznych”. Jego zdaniem nie można mieć poszanowania dla tradycji, a kierować się należy wyłącznie nauką i techniką. W projektach urbanistycznych nie dopuszczał istnienia nawet kawałka zieleni, ponieważ uważał to za przejaw „niedopuszczalnej zniewieściałości”. Pracował też nad utopijnym planem futurystycznego miasta La Città Nuova, pełnego drapaczy chmur i megaosiedli połączonych mostami i wiaduktami. Takie miasto-maszynę możemy zobaczyć w kultowym filmie Fritza Langa „Metropolis” z 1927 roku. Idee te były bliskie także radzieckim konstruktywistom, którzy chcieli wykorzystać architekturę w służbie postępu i rewolucji. Ich wyobraźnię rozpalał projekt Instytutu Lenina, będący pracą dyplomową młodego studenta, Iwana Leonidowa. Miał to być kompleks budynków z audytorium, biblioteką i planetarium. Audytorium mogące pomieścić cztery tysiące widzów zostało umieszczone w szklanym budynku o kulistym kształcie, zwisającym na linach z sąsiedniego wieżowca. W zamyśle twórcy budowla miała przypominać abstrakcyjny obraz. Pomysły futurystów rzadko bywały wcielane w życie, ale z pewnością spodobałyby im się chociażby współczesne megamiasta w Chinach.

Kadr z filmu „Metropolis”, reż. Fritz Lang
Spełniony sen
O ile plany futurystów traktowano bardziej jak twory science-fiction niż realne rozwiązania bolączek miast, to wizjoner o równie radykalnych poglądach stał się kluczową postacią XX-wiecznej architektury, a inspirowanych jego myślą realizacji nie sposób zliczyć. Nazywał się Charles-Édouard Jeanneret-Gris, ale do historii przeszedł jako Le Corbusier. Jak wyjaśniał w liście do przyjaciela: „LC to pseudonim. LC tworzy architekturę, idąc na żywioł. Dąży bezinteresownie do ideału i nie chce się kompromitować zdradami, kompromisami. To byt wolny od obciążeń cielesności. […] Charles-Edouard Jeanneret to ucieleśniona osoba, która przeżyła niezliczone olśniewające i żałosne epizody pełnego przygód życia” (cyt. za książką „Miasta wyśnione” Wade’a Grahama, tłum. Anna Sak). Awangardowy architekt, malarz i rzeźbiarz, autor pięćdziesięciu książek i manifestów, propagator hasła: „Słońce, przestrzeń, zieleń” chciał wyburzenia gęstej zabudowy w centrach miast, w jej miejsce wprowadzając racjonalny ład. Uważał, że „krzywa ulica to ścieżka dla osłów, prosta ulica to droga dla ludzi”, a przedmieścia nazywał „zawszonymi”. W książce „Urbanistyka” napisał: „Moja propozycja jest bezwzględna, ponieważ urbanistyka jest bezwzględna i ponieważ życie jest bezwzględne; życie jest bezlitosne; życie musi się bronić, gdyż czyha na nie śmierć; aby pokonać siły śmierci, trzeba działać”. Jego inspirowany ideą miasta ogrodu Plan Voisin z 1925 roku, jedna z najbardziej szalonych modernistycznych wizji urbanistycznych w historii, zakładał wybudowanie w miejscu paryskiego śródmieścia grupy sześćdziesięciokondygnacyjnych, identycznych wieżowców otoczonych zielenią na planie krzyża i wytyczenie geometrycznej siatki ulic. Ruch w mieście miał być podporządkowany samochodom, zaś piesze wędrówki ograniczone do minimum – mieszkańcom miały wystarczać na co dzień lokale usługowe w ich bloku i tereny zielone wokół.

Plan Voisin autorstwa Le Corbusiera
Wpływowy historyk architektury i czołowy przedstawiciel postmodernizmu Charles Jencks nazywa Corbusiera „tragiczną postacią” i zarzuca mu megalomanię, wandalizm, ponury uniformizm i brak poszanowania dla tradycji. Ta „tragiczna postać” była jednym z założycieli Międzynarodowych Kongresów Architektury (Congrès Internationaux d’Architecture – CIAM), organizacji, która w 1933 roku uchwaliła Kartę Ateńską, będącą najważniejszym manifestem modernistów, silnie oddziałującym na projektowanie miast na całym świecie aż do lat 80. Ten mało znany dokument wpłynął na życie milionów ludzi, którzy do dziś mieszkają w przestrzeniach zaprojektowanych według jego wytycznych. Mówiąc zwięźle, w Karcie postulowano rozdzielenie obszarów funkcjonalnych miasta na strefy mieszkania, pracy, rekreacji i ruchu oraz stworzenie racjonalnej i zdrowej przestrzeni życia. Najsłynniejszym przykładem realizacji jej założeń jest blok mieszkalny Unité d’Habitation w Marsylii autorstwa samego Corbusiera, który powstał w 1952 roku – „miasto w mieście”, samowystarczalna „maszyna do mieszkania”, która miała zapewnić mieszkańcom realizację większości potrzeb życiowych w swoim obrębie. Polskie odsłony to wspomniane już Osiedle za Żelazną Bramą, a także warszawski Rakowiec, katowicka Superjednostka czy gdańskie osiedle Przymorze. Pod wpływem wizji francuskiego architekta powstały też dwa największe wybudowane od zera miasta ubiegłego stulecia – Czandigarh w Indiach i Brasília, stolica Brazylii. To drugie, stworzone na planie kondora o rozpostartych skrzydłach (wzdłuż skrzydeł znajdują się budynki mieszkalne, a na linii tułowia – administracyjne, usługowe itd.), nazywane jest największą utopią architektoniczną XX wieku, a w 1987 roku zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
American dream
Za Oceanem Corbusier znalazł swojego admiratora w Robercie Mosesie, naczelnym budowniczym Nowego Jorku. Głosił, że miasta są tworzone przez ruch samochodowy i dla niego. W imię postępu w zarządzanej przez siebie metropolii w latach 50. wysiedlił setki tysięcy ludzi i zrównał z ziemią dobrze funkcjonujące osiedla. Chciał ukształtować Nowy Jork na obraz promiennego miasta Corbusiera; na miejscu dawnych – jego zdaniem zdegradowanych – dzielnic budował otoczone zielenią wieżowce i zamierzał utworzyć trójstan Nowy Jork-New Jersey-Connecticut, który łączyłby system dróg ekspresowych. Stał się jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci odpowiedzialnych za urbanistykę w USA, a przedkładaniem wartości samochodu nad wartość transportu publicznego zaraził większość inżynierów i architektów w kraju.
Idee Corbusiera i chłodny funkcjonalizm modernizmu odrzucił inny gigant architektury XX wieku, celebryta i charyzmatyczny geniusz, Frank Lloyd Wright. Nie brakowało mu tupetu: „Zamierzam być nie tylko największym architektem do tej pory, ale największym, jaki kiedykolwiek będzie żył”, „Minie pięćset lat, zanim przyjdzie ktoś taki jak ja” – to tylko niektóre z jego megalomańskich tyrad. Był prekursorem architektury organicznej, chciał wykorzystać technikę do pogodzenia pracy i życia z przyrodą. Jego najsłynniejsze realizacje to Fallingwater (1939) – dom złożony głównie z balkonów i tarasów, pod którym przepływał strumień – a także ikoniczne Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku (1959) w kształcie białej spirali, które powstawało aż siedemnaście lat. Nie udało mu się zrealizować planu opracowywanego przez większość życia – utopijnego Broadacre City, antytezy miasta przemysłowego. Miała to być samowystarczalna hybryda miasta i wsi, zamieszkiwana przez nie więcej niż dziesięć tysięcy ludzi, gdzie każda rodzina będzie miała do dyspozycji akr ziemi (ok. 0,4 hektara). W zamyśle twórcy większość towarów miała być produkowana i konsumowana przez lokalną społeczność: „Pozbywamy się niepotrzebnego ruchu, przewozu tam i z powrotem, który generuje dziś tyle zbytecznej działalności”. Ten ostatni pomysł, choć już wtedy naiwny, wraca dziś w debatach ekologów i świadomych konsumentów, którzy propagują kupowanie lokalnej żywności, by ograniczyć hodowle i uprawy przemysłowe oraz transport samochodowy. Równie imponujące co projekty było jego życie uczuciowe. Wielokrotnie żonaty, na potęgę romansujący, nie raz wpadał z tego powodu w kłopoty. Dla jednej z kobiet zrezygnował z ogromnego zlecenia od Henry’ego Forda, które mogło być ukoronowaniem jego dorobku. Innym razem, gdy uciekł z tancerką Olgivanną Hinzenberg, swoją późniejszą żoną, jego aktualna małożonka podała go do sądu „za cudzołóstwo i przewożenie ludzi przez granice stanowe w niemoralnych celach”, co dla pary namiętnych kochanków skończyło się pobytem w areszcie. Przy okazji Wright stracił majątek, a z powodu rozpętanej przez prasę nagonki, musiał się ukrywać.
Najbardziej szalone, nierealne, częściowo zrealizowane – choć w innej formie – były projekty innego Amerykanina – Buckminstera Fullera, przedstawiciela konstruktywizmu i pioniera architektury hi-tech, autora ponad trzydziestu książek i właściciela dwudziestu pięciu patentów. W 1946 roku wraz z architektem o japońsko-amerykańskich korzeniach Shoji Sadao przedstawił koncepcję „Kopuły nad Manhattanem” – szerokiej na ponad trzy kilometry, przezroczystej kopuły geodezyjnej, która miała zlikwidować problem złej pogody oraz konieczność ogrzewania i klimatyzowania budynków. Rozwinięciem tego pomysłu było „Cloud Nine” – lekkie kule geodezyjne ogrzewane energią słoneczną, które miały latać w obłokach z tysiącami ludzi na pokładzie. W 1967 roku duet wizjonerów zaprezentował „Triton City”, model pływającego, ekologicznego miasta, którego mieszkańcy nie musieliby płacić czynszu, a wodę, po odsoleniu, czerpaliby bezpośrednio z mórz i oceanów, dokąd wracałaby po oczyszczeniu. Projektem na poważnie zainteresował się Departament Urbanizacji rządu USA, a sama kopuła geodezyjna, choć ostatecznie nie powstała nad żadnym miastem, stała się pożytecznym wynalazkiem popularnym na całym świecie, wykorzystywanym między innymi przez wojsko i naukowców. Jedną z bardziej znanych realizacji jest The Biosphère w Montrealu, imponująca kopuła kryjąca budynek Muzeum Środowiska.

The Biosphere w Montrealu
Eko-sen
Ważnym XX-wiecznym stylem w architekturze, w którym widać echa pomysłów Corbusiera i Fullera, był stworzony na początku lat 60. przez Japończyków metabolizm. Jego przedstawiciele projektowali budynki i utopijne miasta inspirowane procesami biologicznymi, przypominające drzewa lub fraktale, układające się w hierarchiczne i otwarte struktury. Najsłynniejszym metabolistą był Kenzō Tange, autor radykalnego planu rozbudowy Tokio. Architekt chciał powiększyć stolicę Japonii o uniesione na filarach nad Zatoką Tokijską moduły, na których miało mieszkać pięć milionów ludzi. Szeroko zakrojone plany metabolistów nie zostały wcielone w życie na szerszą skalę nawet w samej Japonii, niemniej śladem po nich są pojedyncze, modułowe budynki, mało praktyczne i dzisiaj niszczejące, lecz ich futurystyczny wygląd wciąż imponuje. Najbardziej znane i wzorcowe to Nakagin Capsule Tower złożony ze stu czterdziestu wymienialnych kapsuł, Shizuoka Press and Broadcasting Center przypominający gigantyczne drzewo z zawieszonym na nim domkami, a także wybudowany w Montrealu Habitat 67, określany jako piramida Majów w wersji science-fiction lub futurystyczna wariacja na temat włoskiego miasteczka. Po dziesięciu latach metabolizm i koncepcja megastruktur, która powstała w jego obrębie, znalazły się w odwrocie – głównie dlatego, że awangardowe projekty były coraz bardziej kuriozalne i nierealne, jak choćby zaprezentowany w 1969 roku pomysł brytyjskiego duetu Mike Mitchell i Dave Boutwell, którzy chcieli stworzyć budynek ciągnący się w linii prostej od San Francisco do Nowego Jorku. Swoje spełnienie nurt ten znalazł jednak w platformach wiertniczych, ogromnych, samowystarczalnych miastach z betonu i stali, pływających po oceanach. Japonia, choć nie posiadała dostępu do złóż ropy, stała się pionierem w wydobywaniu jej z głębi mórz. Rozwiązania metabolistów są także bliskie jednemu z największych współczesnych architektów, Normanowi Fosterowi, twórcy wydajnych energetycznie budynków, jak ikoniczny londyński 30 St Mary Axe. Megastrukturą można nazwać powstającą właśnie nową siedzibę Apple w kalifornijskim Cupertino. Owalna budowla o powierzchni trzydziestu czterech boisk piłkarskich ma być najbardziej ekologicznym budynkiem świata – cała energia będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych.
Bolesne przebudzenie
Po XX-wiecznych eksperymentach architektonicznych zostało wiele kontrowersyjnych budowli i barwnych anegdot. Współcześnie nie ma zbyt wielu śmiałków, ale warto wspomnieć o duńskiej pracowni architektonicznej Bjarke Ingels Group, która oprócz działalności komercyjnej prowadzi inkubator technologiczny BIG IDEAS Lab zajmujący się wizjonerskimi i utopijnymi projektami. Imponować mogą też pomysły zaangażowanego ekologicznie belgijskiego architekta, Vincenta Callebauta, autora planów podwodnych i pływających miast oraz porośniętych drzewami wieżowców. Należy także odnotować budowane od 2006 roku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pierwsze w pełni ekologiczne miasto – Masdar, za projektowanie którego odpowiada sam Norman Foster. Samochody nie będą miały tam wstępu – całą naziemną przestrzeń przeznaczono dla pieszych, a transport będzie się odbywać wyłącznie pod ziemią, między innymi automatycznymi taksówkami.
Wielcy wizjonerzy stawiali trafne diagnozy, ale błędnie rozpoznawali przyczynę choroby, a zamiast leczenia punktowego stosowali terapię szokową. Marzyli o wielkości nie tylko architektonicznego projektu, lecz także swojego ego. Kierowani szczytnymi hasłami w połączeniu z megalomanią i doktrynerstwem przeszli do historii. My możemy się przejść po zaprojektowanych przez nich przestrzeniach i ponarzekać lub, jeśli cenimy piękno idei, pozachwycać.
Korzystałem m.in. z książki „Miasta wyśnione” Wade’a Grahama, tłum. Anna Sak, wydawnictwo Karakter.