Rewolucja w odbiorze i dystrybucji muzyki dzieje się na naszych oczach. Na świecie zaczyna dominować streaming, jednocześnie do łask niespodziewanie wróciły winyle. Spada sprzedaż płyt CD, artyści i wydawcy narzekają na niskie stawki serwisów streamingowych, a mimo to dochody branży muzycznej w Polsce w 2017 roku wzrosły o sześć procent. O kondycji muzyki rozmawiamy z osobami, które poświęciły tej sprawie całe życie.
Marcelina Stoszek: Dzisiaj głównie poprzez streaming, choć miałam bardzo dużo płyt. Kiedyś moim domem był samochód, często się przemieszczałam, aż pewnego razu miałam dachowanie wraz z całą swoją kolekcją. Ocalałam, ale płyty nie. Była zima, zbierałam mokre i porysowane kompakty ze śniegu. Większość nadawała się do wyrzucenia.
Symboliczne rozstanie z fizycznymi nośnikami i wejście w epokę cyfrową…
Marcelina: Tak, ale mimo wszystko marzy mi się dom z biblioteką muzyczną, najlepiej pełną winyli.
Andrzej Smolik: Muzyki słucham głównie w studiu, gdzie spędzam większość życia, oraz w samochodzie. To mnie relaksuje, płyty w odtwarzaczu niekiedy zalegają wiele miesięcy, zrastam się z nimi. Dużo też słucham w domu, gdzie mam winyle ze starą muzyką. Najbardziej lubię te nagrywane bezpośrednio z taśmy matki, nie z mediów cyfrowych. Włączam gramofon i zatapiam się w starym, naturalnym i niepowtarzalnym brzmieniu analogu. W domu mam sprzęt do słuchania, a nie do pracy. Muzyka brzmi puszyście, okrągło, miękko i organicznie.
Hirek Wrona: Nie mam żadnych ograniczeń. Słucham muzyki z telefonu, komputera, z płyt i winyli. Mam bibliotekę iTunes dostępną na wszystkich moich komputerach, dzięki czemu mogę wykorzystywać zgromadzone utwory – około osiemdziesięciu tysięcy pozycji – zarówno gdy gram jako DJ na imprezach, jak i podczas audycji w radiu. W domu natomiast odpalam fizyczne nośniki. Mam wzmacniacz hybrydowy polskiej firmy Taga Harmony, lampowo-tranzystorowy, który godzi moje upodobanie do analogowego brzmienia i dominujące w pracy pliki cyfrowe. Z sentymentu trzymam też magnetofon kasetowy, wciąż zresztą można znaleźć nowe albumy na kasetach. Nie mam jedynie magnetofonu szpulowego.
Marcin „Groh” Grośkiewicz: Przeglądam cyfrowe formaty w poszukiwaniu nowości, ale kiedy już coś mi się spodoba, sięgam po winyl. Płyta winylowa nie dość, że brzmi wyjątkowo, to także bardziej skupia uwagę słuchacza, choćby dlatego, że trzeba podchodzić do gramofonu, żeby zmienić jej stronę. W samochodzie też lubię słuchać muzyki, ale zupełnie innej niż w domu. Inaczej też prowadzi się auto w zależności od gatunku – staram się nie słuchać wtedy drum’n’bassu, bo noga robi się cięższa.
Hirek: Też właśnie dlatego nie słucham elektroniki w samochodzie. Podczas jazdy lepiej postawić na jazz, rock czy rap. Warto zauważyć, że współczesne samochody wręcz wymuszają na nas słuchanie muzyki ze streamingu i plików cyfrowych, gdyż w standardzie mają łączność bluetooth, odtwarzacz płyt jest opcjonalny. Podobnie jest z nowymi komputerami przenośnymi – coraz częściej nie mają napędu płyt.
Groh: Jako wydawca nieraz wręczam komuś płytę i widzę po tej osobie, że z grzeczności się uśmiecha, ale przyznaje, że nie ma na czym jej odtworzyć. Ja sam mam odtwarzacz CD już tylko w samochodzie.
Hirek: Mamy zapaść na rynku CD, ale moim zdaniem za kilka lat nastąpi wielki powrót płyty kompaktowej. W ramach mody na vintage wrócą kompakty, a może nawet discmany. Sentymentalne powroty do dawnych nurtów i nośników w muzyce opisał Simon Reynolds w głośnej książce „Retromania: Jak popkultura żywi się własną przeszłością”.
Kompakt powstał na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, prawie czterdzieści lat temu. Przeżył kasety magnetofonowe i dyskietki komputerowe, VHS-y, epokę MP3, płyty DVD i Blu-ray. Płyta CD o pojemności sześciuset pięćdziesięciu megabajtów, na której mieszczą się siedemdziesiąt cztery minuty dźwięku, mimo wszystko się nie poddaje.
Groh: Sama nazwa na to wskazuje – jest kompaktowa, a przy tym tania w produkcji.
Smolik: Ciekawe, czy wróci moda na wieszanie kompaktów pod lusterkiem w samochodzie służących jako rzekome antyradary… Na pewno wartości będą nabierać pierwsze tłoczenia kultowych albumów. „Bad” Michaela Jacksona z pierwszego nakładu sprzed trzydziestu lat na aukcjach osiąga astronomiczne kwoty. Kompakty z lat osiemdziesiątych brzmią zupełnie inaczej niż współczesne, są inaczej wypalone i zmasterowane.
Hirek: Mam pięć wydań CD tego samego albumu Led Zeppelin – każde brzmi inaczej.
Przez lata wydawano u nas zagraniczne albumy w serii „Polska cena”, co oznaczało cenę niższą o około piętnaście, dwadzieścia złotych od pełnego wydania. Tańsze wersje miały okrojoną do minimum wkładkę (tzw. książeczkę), nie zawierały tekstów piosenek i niektórych elementów graficznych. Czy takie praktyki nie zniechęcały odbiorców, zamiast nakłaniać do zakupu oryginalnych płyt? Kupujący nie otrzymywali pełnej wizji artysty, lecz sam kompakt z okładką.
Marcelina: Ubogie wydawanie płyt mija się z celem. Wydania fizyczne kupuje się, żeby mieć książeczkę, zobaczyć zdjęcia, poczuć zapach.
Hirek: W Polsce są trzy wytwórnie, które pięknie wydają płyty: Asfalt Records, Kayax i U Know Me. Mają pomysły, wyszukaną grafikę, dbają o to, by opakowanie było dziełem sztuki.
Marcelina: Wręcz jestem za tym, żeby płyty były droższe. Skoro coraz mniej się ich sprzedaje, można bardziej zadbać o ich formę, która jeszcze bardziej ucieszy i przyciągnie kolekcjonerów.
Hirek: Gdy prowadziłem wykład o ochronie własności intelektualnej, w ramach przygotowań policzyłem, ilu artystów potrzeba do wydania płyty. Doliczyłem się ponad stu trzydziestu.
A na końcu łańcucha jest sprzedawca w Empiku…
Hirek: Z nimi bywa kiepsko. Kolega opowiadał mi, jak szukał w tym sklepie płyty Roberta Johnsona, słynnego bluesmana. Sprzedawca, choć wyglądał na fana muzyki, zwłaszcza metalu, poszedł na zaplecze, by po pewnym czasie wrócić z płytą w ręku i powiedzieć: „mówi się Roberta Jansona, a nie Dżonsona”.
Na początku XXI wieku, wraz z pojawieniem się serwisów takich jak Myspace, zapanował optymizm, gdyż wydawało się, że teraz każdy będzie mógł zaistnieć bez ograniczeń i pomocy dużych wytwórni. Czy nie macie wrażenia, że chociaż miejsc do dzielenia się swoją twórczością w internecie jest dzisiaj coraz więcej, przebicie się na rynku jest trudniejsze?
Hirek: Zdecydowanie tak. W tym ogromie muzyki nie wiadomo, czego słuchać. Opublikowany niedawno raport Spotify pokazał, że dwadzieścia procent muzyki w serwisie w ogóle nie zostało odtworzone. Potrzebne są osoby, które potrafią dokonać selekcji, na przykład doświadczeni prezenterzy radiowi. Coraz częściej jednak słuchacze polegają na wyborze dokonanym przez algorytm w ramach playlist.
Marcelina: W dobie internetu w muzyce panuje naturalna selekcja. Kiedyś to gust jednej osoby w wytwórni decydował o wydaniu danej płyty. Pamiętam czasy, gdy zespoły takie jak Mikromusic z Wrocławia nie mogły się przebić – ani do radia, ani do wydawców. Gdy zaczęły publikować kawałki i klipy w internecie, nagle zyskały wielką popularność. Teraz za tą falą fanów z internetu idzie zainteresowanie wydawców.
Mówi się, że coraz mniejsze znaczenie mają recenzje płyt w mediach.
Marcelina: Moim zdaniem spora część słuchaczy potrzebuje wytyczenia drogi czy potwierdzenia, że coś jest dobre i godne uwagi. To dają recenzje w opiniotwórczych mediach.
Hirek: Recenzje zostały wyparte przez firmy fonograficzne, które dawały gotowe materiały serwisom internetowym, a te publikowały teksty na zasadzie kopiuj-wklej. Poza tym recenzje płyt są nisko opłacane, a ja potrzebuję kilku godzin, żeby dobrze poznać nowy album i go opisać. Dawno przestałem pisać recenzje, bo to się po prostu nie opłaca. Gdy jakaś płyta mi się podoba, wyrażam to w swoich audycjach w radiu i puszczam ją na imprezach. Zdarza się, że gdy nie zagram czyjegoś utworu w radiu lub wyrażę niepochlebną opinię na temat twórczości danego artysty, jestem wycinany z list subskrypcyjnych firmy fonograficznej. Za karę banuje się mnie i ogranicza dostęp do materiałów. Chyba nie tak powinna wyglądać współpraca z wydawcami.
Marcelina: Jest wielu niekompetentnych, samozwańczych recenzentów. Ja od dziesięciu lat czytam, że jestem młodą, obiecującą dwudziestokilkuletnią wokalistką, chociaż mam trzydzieści dwa lata i trzy płyty na koncie.
Hirek: W Polsce zaniedbano naukę muzyki w szkołach. Słuchanie jej również, a według badań świadomość muzyczna kształtuje się do dziewiątego roku życia. Polskich muzyków, którzy nie robią kariery na scenie, można by zatrudnić w szkołach do dydaktyki, by uczyli dzieci wrażliwości na muzykę.
Smolik: Problemem dzisiaj jest to, że zamykamy się nie tylko w bańkach informacyjnych, lecz także muzycznych. Słuchamy ulubionych wykonawców i tych, których podpowie nam algorytm na podstawie upodobań naszych i kręgu znajomych. Potrzeba sporo wysiłku, by wyjść poza ten system. A właśnie po to niegdyś były audycje w radiu i autorytety w postaci prezenterów, by poznawać nowe rzeczy. Chyba każdemu zdarzyło się pokochać album, który na początku wydawał się niestrawny i nie z jego bajki, a po pewnym czasie wszedł mu w krwiobieg na zawsze. Dlatego właśnie warto opuszczać strefę komfortu oferowaną przez spersonalizowany streaming.
Upadły prywatne stacje, które grały alternatywną muzykę. Od dawna nie ma Radiostacji czy Roxy FM, na bardziej wymagającą muzykę można trafić już właściwie tylko w publicznych stacjach, ewentualnie w niszowych rozgłośniach internetowych.
Hirek: Nadzieję na ocalenie wartościowej muzyki widzę właśnie w radiu publicznym, bo tego, co puszczają rozgłośnie komercyjne, nie da się słuchać.
Groh: Flagowym przykładem jest BBC. Państwowe radio kreujące trendy, które w Polsce poznajemy po kilku miesiącach.
Z czego utrzymuje się dziś, w dobie streamingu i spadających nakładów płyt, artysta niemainstreamowy o wyrobionym nazwisku?
Groh: Są artyści, którzy więcej zarabiają na streamingu niż sprzedaży kompaktów. Jako wydawca przyznaję, że przychód ze streamingu stanowi istotną część naszego budżetu. Wliczam w to Deezera, Tidala, Spotify, no i YouTube, które płaci najmniej z tego grona. Jednak nadal nie są to kwoty porównywalne do tych z okresu dominacji CD. Stawki narzucone przez serwisy streamingowe uważam za niesprawiedliwe, ale musieliśmy na nie przystać.
Marcelina: Od siedmiu lat udaje mi się wyżyć z muzyki, ale gdy wciąż jest się w drodze do szerokiego rozgłosu, trzeba kombinować. Czasem gra się zamknięte koncerty dla firm, by z zarobionych pieniędzy sfinansować teledysk czy trasę koncertową. Czasem można zagryźć zęby i przy sporej popularności w social mediach wrzucić sponsorowane zdjęcie z oranżadą czy pastą do zębów. Pieniądze są potrzebne choćby po to, by utrzymać muzyków, którzy z tobą jeżdżą. Potrzebują gwarancji, że zapewnisz im pracę przez pół roku.
Hirek: Żyję z gry jako DJ, przede wszystkim na imprezach korporacyjnych. W ten sposób zarabiam pieniądze, za które mogę kupować płyty i puszczać je w radiu. Kupując CD i winyle, wspieram niezależnych wydawców, takich jak U Know Me obecnego tu Groha. Wartość wszystkich sprzedanych w Polsce płyt w ciągu roku jest mniejsza niż dochód ze sprzedaży muzyki samego Jaya-Z w Stanach Zjednoczonych w tym samym okresie. Potrzebna nam międzynarodowa ofensywa, żeby na rynku pojawiło się więcej pieniędzy. Jak na razie Polacy dobrze sobie radzą w niszach, między innymi w muzyce klasycznej i jazzowej. Chociażby Rafał Blechacz czy Maciej Obara wydający w prestiżowej niemieckiej wytwórni ECM.
Groh: Moim zdaniem potrzebujemy takiej „Zimnej wojny” Pawlikowskiego w świecie muzyki.
Hirek: Polskim artystom dobrze idzie za to pod względem koncertowym. Gwiazdy alternatywnego popu grają po pięćdziesiąt dużych koncertów w roku. Na tegoroczne Męskie Granie, gdzie występują tylko polscy muzycy, było bodajże dwadzieścia osiem tysięcy biletów, a chętnych dziesięć razy więcej.
Smolik: Robiłem bardzo różne rzeczy – od popu, przez muzykę do reklam i filmów, po alternatywę i teatralne słuchowiska radiowe. Pełna dywersyfikacja. Nigdy nie zajmowałem się dłużej jednym projektem, z którego mógłbym dobrze żyć, a do tego inwestować w sprzęt, legalny soft i instrumenty. Nawet wtedy, gdy grałem z Wilkami, czy po płycie z Krzysztofem Krawczykiem. Te poboczne aktywności kształcą, rozwijają wyobraźnię i warsztat – na przykład robiąc muzykę do reklam, nauczyłem się szybko i skutecznie pracować. Album z Krawczykiem dał mi poważanie u wielu artystów starszego pokolenia. To był taki ukłon w ich stronę. Czułem też, że ci, którzy odradzali mi robienie tej płyty, mówiąc: „Stary, nie rób tego, pogrążysz się, to wiocha”, są absolutnie zaskoczeni. Po wydaniu i ogromnym sukcesie tego krążka nawet hip-hopowcy podchodzili do mnie i mówili: „szacun”.
Z powodu popularności playlist i utworów dobieranych przez algorytm dominują single, coraz mniej osób słucha całych albumów. To nowe zjawisko?
Hirek: Dawniej też tak było. W latach sześćdziesiątych na albumie obliczonym na zysk pojawiały się dwa, trzy hity, natomiast cała reszta to były wypełniacze. Od jakiegoś czasu rzeczywiście znów mamy do czynienia z kultem singla, ale wciąż są artyści wydający albumy, które stanowią opowieść, a kolejność utworów na płycie tworzy logiczną całość.
Groh: Coraz częściej artyści wrzucają single czy minialbumy pomiędzy pełnymi albumami, żeby fani o nich nie zapomnieli. Ludzie tak bardzo potrzebują czegoś świeżego i nowego, że bardzo szybko zapominają o kolejnych wydawnictwach. To, co zostało wypuszczone dwa tygodnie temu, dziś jest już stare.
Jesteście optymistami, gdy myślicie o waszej branży?
Hirek: Każdy z nas nauczył się dawać sobie radę w dzisiejszych czasach. Jestem ostatnią osobą, która by się poddała.
Marcelina: Kochamy to, co robimy, i to nas trzyma. Skupiamy się na tym, co się udaje. Otaczamy się ludźmi, którzy nas wspierają.
Marcelina Stoszek – wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka. Zadebiutowała w 2011 roku, ma na koncie trzy albumy. Razem z Kubą Karasiem z The Dumplings pracuje nad swoją czwartą płytą, która ma się ukazać jesienią 2018 roku.
Andrzej Smolik – kompozytor, producent muzyczny, multiinstrumentalista. Ma na koncie solowe albumy i nagrane we współpracy m.in. z Katarzyną Nosowską, Arturem Rojkiem, Robertem Gawlińskim, Noviką, Kayah, Krzysztofem Krawczykiem, Marią Peszek i Kevem Foxem. Jego najnowsza płyta to „MIUOSH / SMOLIK / NOSPR”. We wrześniu ukaże się zarejestrowana w Real World Studios EP-ka SMOLIK // KEV FOX „Queen Of Hearts”.
Hirek Wrona – DJ radiowej Trójki, w latach 1991–2006 prezenter muzyczny „Teleexpressu”. Współorganizator i rzecznik prasowy wielu koncertów i festiwali. Pionier DVJ-ingu w Polsce, wykładowca na Uniwersytecie Wrocławskim, DJ reprezentacji Polski w piłce nożnej, współzałożyciel pierwszego polskiego internetowego sklepu sprzedającego płyty Hirek Wrona CD House.
Marcin „Groh” Grośkiewicz – DJ, założyciel labeli JuNouMi i U Know Me.