"Na Zachodzie nagość na plaży czy w saunie nie budzi emocji, bo od małego każdy jest z nią oswajany. Nagie ciało w tych miejscach nie jest traktowane jak zwierzyna łowna". Kilka słów o tym, jak odpowiedzialnie promować erotykę i seks
Autor: KB
02-05-2018


Przeczytaj takze
W K MAG #88 HUSTLER ISSUE debatowaliśmy o nagości oraz intymności z agentką top modelek i gwiazd Gosią Leitner, malarką Beatą Konarską, fotografem Marcinem Tyszką i poetą Piotrem Fiedlerem.
/tekst: Karol Owczarek/
Wasza praca i sztuka pośrednio służy promocji erotyki, nagości i seksualności. Czy dzisiaj, gdy tak często mówi się o seksualizacji przestrzeni publicznej, trzeba promować nagość?
Marcin Tyszka: Popęd seksualny i fascynacja cielesnością to naturalne zachowania zwierzęcia, jakim jest człowiek. Seks zawsze będzie nas kręcił.
Piotr Fiedler: Zawsze będziemy ruchać. Dochodzimy jednak do wynaturzenia wyglądu człowieka. Ludzie na billboardach czy w edytorialach prasowych nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, przez co młody człowiek, konfrontując się później z cielesnością drugiej osoby, przeżywa zawód.
MT: To w kiepskich kręgach się obracasz, w moich ludzie wyglądają tak jak w reklamach [śmiech]. My produkujemy sny. Jestem od tego, by dawać ludziom radość. Nie zbawię świata, ale pozwalam wielu osobom oderwać się od szarej rzeczywistości. Sam chcę oglądać rzeczy nieuchwytne, wręcz nieosiągalne – dom z basenem, private jet. I chociaż mogę nigdy nie mieć tego private jeta, to mnie to kręci, to jest aspiracja. Tak samo chcę oglądać ludzi, którzy są piękniejsi i zgrabniejsi.
Beata Konarska: Wizerunek kobiety w przestrzeni publicznej często sprowadza ją do roli towaru. Reklamy wykorzystują nagość kobiet, bo producenci chcą lepiej sprzedać produkt, i faktycznie to się sprawdza, w związku z czym przestrzeń publiczna przesiąknięta jest tanią erotyką. W swojej sztuce staram się pokazać zupełnie inny aspekt seksualności. Odkrywam jej nieoczywiste aspekty, odczarowuję piętno, które zostało nałożone na kobietę i jej cielesność.
MT: Popatrz na Gosię Leitner – wielką panią menedżer, agentkę gwiazd – i pomyśl, co się dzieje, gdy przychodzi na spotkanie biznesowe. Jeśli z takim wyglądem i ubiorem negocjuje stawki z jakimś facetem, to osiągnie wszystko, czego chce.
Gosia Leitner: Dziękuję.
BK: Oczywiście, nasze ciało jest naszą własnością i możemy wykorzystywać jego atuty w świadomy sposób. Natomiast jeśli na każdej reklamie cegły czy dachówki widzimy kobiecy biust, to naturalnym komunikatem dla tak zwanej „szarej masy” jest to, że jak nie pokażesz gołych cycków, to nic nie osiągniesz. I tak odbierają ten przekaz zarówno kobiety, jak i mężczyźni, co buduje pewne stereotypowe wzorce zachowań. To bardzo niedobre, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy uczą się, że epatowanie seksualnością jest normą społeczną.
MT: Wolisz reklamy rajstop Adrian?
BK: Faktem jest, że wizerunek kobiety w reklamach jest aż za bardzo wyeksploatowany.
MT: Gdy „Top Model” po raz pierwszy zrobiło edycję męską, program dostał drugie życie, a słupki oglądalności znacząco wzrosły. Okazało się, że większe zainteresowanie może wzbudzić nagie ciało męskie, bo pięknych ciał damskich już się naoglądaliśmy, szczególnie w Polsce, gdzie jest mnóstwo atrakcyjnych kobiet. W ostatniej kampanii Reserved, którą robiłem, były top modelki i jeden top model – najwięcej lajków miało zdjęcie, na którym ten nagi facet wyłaniał się z wody.
PF: A nie mógłby się wyłaniać z książką, żeby oprócz cielesności promować wartości intelektualne? Mówimy tu o powierzchowności, a człowiek składa się też z duszy.
MT: Co dzisiaj rządzi życiem młodych ludzi i naszym? Instagram, czyli język obrazkowy. Jak cię widzą, tak cię piszą. Zanim zaczniesz z kimś rozmawiać, musi ci się spodobać.
PF: Tak było od zawsze, ale dziś mamy świat, który opiera się wyłącznie na epatowaniu atrakcyjnym wyglądem.
MT: Kiedyś musiałeś zdobyć się na odwagę, żeby zaczepić dziewczynę, porozmawiać z nią, adorować, postawić jej drinka. Było dużo zamieszania. Teraz włączasz Tindera i jeśli ktoś ci się nie podoba, od razu odpada, mimo że na żywo być może by cię czymś ujął. Taki jest świat XXI wieku. Też tego nie lubię.
BK: Jestem matką. Jedno z moich dzieci jest nastoletnie, więc nieco inaczej patrzę na te sprawy. Wiem, jak ważna jest edukacja seksualna, której niestety w większości szkół praktycznie nie ma. Wzorzec skandynawski pokazuje, że dzieciom można inaczej pokazywać seks i mówić wprost o ciele i fizjologii. Gdy dorastałam, ciało było tematem tabu. Ccipka i penis w pewnych kręgach nadal budzą oburzenie. Sam fakt, że w języku polskim słowem określającym tę część kobiecego ciała jest „srom”, świadczy o wielkim piętnie już na poziomie języka. Srom pierwotnie oznaczał wstyd, hańbę, niesławę. Mamy przecież muchomora sromotnikowego. Jeśli brakuje słownictwa lub się go unika w odniesieniu do danego desygnatu, to oznacza, że jest dyskryminowany i marginalizowany. Łechtaczkę naukowcy „odkryli” w pełni jakieś dwadzieścia lat temu. Dopiero wtedy zaczęto mówić o tym, jak skomplikowanym i złożonym tworem są narządy rodne kobiety. W XIX wieku, o czym możemy przeczytać w książce „Ginekolodzy” Jürgena Thorwalda, kobieta była badana przez suknię, bo nie mogła się obnażyć nawet przed lekarzem. Lekarze badali pacjentki za pomocą „widzącego palca”, czyli palca wskazującego, zanurzając dłoń pod zwoje sukien i po omacku stawiając diagnozę.
PF: Ale ile pozostawało dla wyobraźni…
BK: Te kobiety rodziły i umierały na choroby narządów rodnych w wielkich cierpieniach, a było to zaledwie sto lat temu! Rozwój edukacji seksualnej na świecie postępuje, a my, jako polskie społeczeństwo, wciąż jesteśmy w średniowieczu. Wizerunek kobiety w przestrzeni publicznej sprowadzony jest u nas do „pokazania cycków, bo to się sprzedaje”.
MT: W „Top Model” była afera po tym, jak Dawid Woliński dotknął piersi dziewczyny, choć jest projektantem, a ona sama go o to poprosiła. To normalna część jego pracy, bo często ubraniem poprawia się kształt biustu. Dziewczyna nie przeszła dalej w programie, ale zrobiła karierę – zaczęła istnieć w mediach i wiele nam zawdzięcza, zmieniliśmy jej życie. A Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wytoczyła TVN-owi proces. Sprawa przeszła przez trzy instancje, aż TVN wygrał, ale o tym się już nie mówi. Zrobiono mnóstwo zamieszania tak naprawdę o nic.
PF: Nie było to działanie w atelier projektanta, tylko w mediach. Widziały to miliony ludzi, co ma ogromny wpływ na rzeczywistość. Przeciętny człowiek odebrał to jak podejście do towaru w sklepie. Potrzebna jest odpowiedzialność, jeśli mówisz do mas.
MT: Po „Top Model” mógłbym napisać pracę doktorską o fantazjach Polek i Polaków o tym, jak zrobić karierę. Na Facebooku dostawałem setki propozycji ze zdjęciami. Chłopcy byli raczej dyskretni i zachowawczy, zaś od kobiet przychodziły zdjęcia kompletnie nagie, często obleśne. Jedna z nich wysłała mi fotkę z palcami w swoich narządach, z dopiskiem, że ma trzydzieści siedem lat i chętnie się ze mną umówi. Po czym w kolejnej wiadomości napisała, że jej córka ma siedemnaście lat i również jest bardzo chętna na spotkanie.
PF: To jest reakcja człowieka o wąskich horyzontach myślowych na to, co widzi w mediach. Skoro dziewczyna zrobiła karierę, bo projektant dotknął jej cycków, to można iść tym schematem.
MT: To, że na każdej imprezie proponują mi narkotyki, nie oznacza, że będę je brał. Trzeba mieć trochę oleju w głowie.
U Polaków problemy ze wstydem widać chociażby na plaży, gdzie prawie nikt nie opala się topless. Podobnie jest w saunach, w których rzadko kiedy obowiązują zakazy noszenia tekstyliów. Wystarczy odwiedzić sąsiednie Niemcy czy Danię, by zauważyć, że nikt tam nie ma problemu z nagością w takich miejscach.
PF: To zależy od rozwoju społeczeństwa. Na Zachodzie nagość na plaży czy w saunie nie budzi emocji, bo od małego każdy jest z nią oswajany. Nagie ciało w tych miejscach nie jest traktowane seksualnie, przedmiotowo, jak zwierzyna łowna.
BK: Widać to też w norweskich filmikach edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, w których wykłada się kawę na ławę. Młodym ludziom pokazuje się, jak wygląda pochwa czy penis, analizuje specyfikę ich budowy, wyjaśnia, na czym polega stosunek seksualny i w jaki sposób kobieta zachodzi w ciążę. Dzięki temu ciało i seksualność są dla młodzieży naturalne i w pewnym sensie okiełznane. Ponieważ od małego rozumieją pewne mechanizmy, nie kumuluje się w nich frustracja seksualna. Czekam, aż taki trend przyjdzie do Polski.
GL: Skąd w Polsce miałaby się wziąć świadomość ciała, skoro do tej pory nie poradziliśmy sobie z tematem aborcji i wciąż dominuje konserwatywne myślenie? Co prawda w latach 70. dotarła do nas namiastka rewolucji seksualnej, pojawił się film „Seksolatki” Hübnera czy książka „Sztuka kochania” Wisłockiej, ale odbywało się to „w bólach”. W Polsce katolicyzm ma nadal ogromny wpływ na myślenie o ciele.
MT: Promowana jest po prostu hipokryzja.
BK: Hipokryzja, a z drugiej strony umiejscawianie kobiety w niekorzystnym świetle.
Dominują u nas dwa wzorce: zdzira albo matka Polka. Nie ma właściwie nic pomiędzy.
BK: Tak, święta i ladacznica. To są dwa stereotypowe modele kobiety w Polsce i w katolickich krajach w ogóle. Ludzie nie potrafią wyjść poza ten schemat. A przecież świat składa się głównie z odcieni szarości. Czerń i biel są rzadkością.
MT: Ty się wyłamujesz ze wzorca, bo masz bardzo specyficzny zawód. Nie jesteś matką Polką, nie jesteś też wiecznie zarobioną panią w garsonce, która wraca z pracy w korporacji, rzuca wszystko, daje cmoka dzieciom i idzie spać. To jest kolejny model – kobiety sukcesu. Wokół mnie jest dużo takich jak one. Ludzi, którzy są młodzi i zarabiają miliony, ale nie mają życia, bo stale są w pracy. Jedyne, co im zostaje, to Tinder. Znam atrakcyjne laski, które stać na to, by polecieć na drugi koniec świata na wakacje, ale nie mają z kim.
PF: Tinder i jemu podobne aplikacje sprowadzają relacje do fizjologii.
GL: Zapracowana kobieta ma mało przestrzeni emocjonalnej i czasu, by budować takie relacje. Nie jest tak, że nikt jej nie chce i musi szukać romansu na Tinderze. To jej świadomy wybór.
PF: Ludzie po prostu szukają miłości i akceptacji, tylko różnie je rozumieją.
To tylko narzędzie, które daje wybór. Jedni logują się na Tindera w poszukiwaniu miłości, inni, by przeżyć jednonocną przygodę. Niejako podobnie się dzieje z wysoką i atrakcyjną dziewczyną, która chce zarobić na swojej urodzie. Może spróbować pójść wymagającą drogą profesjonalnej modelki i starać się brać udział tylko w sesjach modowych na wysokim poziomie, ale może też skończyć w agencji towarzyskiej.
MT: Bardzo dużo jest takich przypadków. Dostaję hardkorowe zdjęcia od dziewczyn, które nigdy nie będą modelkami. Mogą być atrakcyjne, ciotki na wsi im powiedzą, że powinny być modelkami, ale to nie znaczy, że będą piękne dla świata mody. Nauczyłem się jednak szerszego spojrzenia dzięki „Top Model”, gdy poznałem Joasię Krupę, która trafiła do nas z zupełnie innego świata. Dla mnie moda to były dziewczyny, które robią tylko high fashion. A ona była gwiazdą z USA, która nie ma problemu z tym, że ma piękne ciało i je pokazuje. Zrobiła na tym karierę. Na początku nie wydawało mi się to dobre, ale potem zrozumiałem, że skoro jest w tym naturalna, ma szacunek do siebie, to czemu to negować? Czy ktoś powie, że ona się sprzedaje? Upadla? Jest szczęśliwa w tym, co robi, zarabia wielką kasę, angażuje się społecznie. Osobiście staram się nie rozbierać kobiet do sesji. Nawet gdy to robię, nie jest to erotyczne. „Top Model” wiele mnie nauczyło w kwestii podejścia do seksualności, ciała i urody – tego, że są bardzo różne kanony urody i w bardzo różny sposób można je wykorzystać.
BK: W Pies Czy Suka?, współprowadzonym przeze mnie miejscu, miały miejsce premiery kilku książek o seksualności, w tym rozmów Pauliny Reiter z dr Alicją Długołęcką – „Seks na wysokich obcasach”. Z tej książki dowiedziałam się, że kobieca seksualność to niezwykle złożony i nieodkryty jeszcze teren, nawet dla samych kobiet. Wzorce ze świata mody to abstrakcja. Gdy zejdziemy na ziemię, okazuje się, że kobiety wstydzą się swoich ciał i swoich cipek, bo odbiegają od tych idealnych ze świata prasy i reklam. Wiele problemów psychicznych i zahamowań wynika właśnie ze wstydu i braku akceptacji własnego ciała.
MT: Jest fashion, jest erotyka i jest pornografia. Trzy różne rzeczy. W „Playboyu” mamy nagość plastikową, ale jednak wysmakowaną, a w „CKM” tanie, okropne ujęcia.
Jest jeszcze „Twój Weekend”…
MT: Wolę zobaczyć nagą kobietę na pięknym zdjęciu artystycznym czy nawet w „Playboyu” niż kobietę, która nie jest naga, ale pojawia się w wyuzdanej pozie w „CKM”.
GL: Dla mnie istnieje erotyka europejska i amerykańska. To, co niedopowiedziane, jak w europejskich filmach, i to, co w oczywisty sposób wyeksponowane, tak jak w amerykańskich. We Francji zdjęcie topless może być znacznie bardziej smaczne niż wulgarne stroje niektóre amerykańskich gwiazd na czerwonym dywanie. Cenię sobie tę europejską, nieuchwytną i wysmakowaną estetykę, a warto zaznaczyć, że jestem tolerancyjna, jeśli chodzi o strój, nagość i to, czym kobieta może szokować.
BK: Trzeba też wspomnieć o erotyce w świecie sztuki. Prace polskiej artystki Aliny Szapocznikow są dla mnie przykładem wspaniałej erotyki. Cykl „Brzuchy” i inne odlane przez nią kobiece części ciała – nie idealne, tylko należące do istniejących kobiet – są szalenie sensualne. Pojawił się też trend w reklamie pokazujący „normalnych” ludzi w różnym wieku o nieidealnych, odsłoniętych ciałach, które są pociągające właśnie poprzez swoją naturalność.
GL: A to nie jest też chęć szokowania?
BK: Od kilku lat nawet lalka Barbie występuje w wersji mającej bardziej realistyczne kształty. Świat się zmienia. We Francji od niedawna obowiązuje zakaz retuszu, a jeśli już się go stosuje, to pod zdjęciem musi pojawić się odpowiednia informacja. Co więcej, modelki muszą posiadać zaświadczenia od lekarzy mówiące, że ich indeks masy ciała nie jest zbyt niski.
GL: Nie wiem, czy taka regulacja przyniesie pożądany efekt i na ile jest to chęć pokazania społeczeństwu, że coś się robi w tych kwestiach tylko po to, by ludzie przestali protestować. Takie zaświadczenie jest ważne przez dwa lata – w tak długim czasie ciało może się diametralnie zmienić. Z drugiej strony wielkie domy mody, takie jak Gucci czy Alexander Wang, z uwagi na zaostrzone przepisy niechętnie zatrudniają dziewczyny poniżej osiemnastego roku życia. Choć nie zmienia to faktu, że ich modelki nadal są bardzo szczupłe.
MT: Dzisiaj wręcz jeszcze bardziej szuka się anorektycznych chłopców i dziewczyn. Na topowych pokazach nic się w tej kwestii nie zmienia.
GL: Praktyka biznesowa pokazuje, że szczupłe modelki lepiej sprzedają ubrania. Tutaj działają pieniądz, rynek, badania focusowe.
MT: To ciekawe. Wynika z tego, że wbrew stereotypowi modelki kipiące seksem wcale nie sprzedają produktu najlepiej.
GL: Nie. Dziewczynom pokazuje się sylwetki, które same chciałyby osiągnąć. W mniejszym stopniu chodzi o epatowanie seksem, zwracanie uwagi mediów, reporterów czy mężczyzn w ogóle.
Jaki jest stosunek do nagości twoich podopiecznych w agencji modelek?
GL: Zdecydowana większość nie chce się rozbierać. Częściowo jest to ich wybór, częściowo wpływ rodziców. Moim zdaniem rozbieranie się wieku szesnastu czy osiemnastu lat nie jest ok. Trudno wytłumaczyć dziewczynie, dlaczego akurat dla tego fotografa warto się rozebrać, bo przeniesie to jej karierę poziom wyżej. Każdy fotograf będzie ją przekonywał, że właśnie on jest tą osobą. W Avant Models sugerujemy, by sesje nago zostawić sobie na później.
Z badań wynika, że młode pokolenie jest bardziej konserwatywne niż starsze (np. według wielu niedawnych sondaży najwięcej przeciwników aborcji jest w grupie wiekowej od osiemnastu do dwudziestu czterech lat). Paradoksalnie osoby wychowane w liberalnym, otwartym świecie są bardziej zachowawcze od swoich rodziców.
GL: Przez ponad dwadzieścia lat żyliśmy w realiach otwarcia na Zachód, importowania jego wartości. W naturalny sposób wahadło przechyla się teraz na drugą stronę – nacjonalizmu i konserwatyzmu. My utożsamiamy się z kosmopolityzmem, natomiast części młodych to już nie kręci. Chcą czegoś innego, na przykład przyjęcia jakiejś formy tradycyjnej polskości.
BK: A jednak Czarny Protest pokazał, że nasz kraj ma kobiecą siłę. Kobiety potrafią walczyć o swoje prawa i ciała. Protestowały w poprzek podziałów wiekowych i ideologicznych.
Czy moda może zmieniać świat na lepsze?
GL: Wszystko zmienia. Ewolucja dzieje się na naszych oczach.
BK: Niedawny pokaz UEG Michała Łojewskiego wpisuje się w trend przekazywania ważnych treści przy pomocy mody. Jako pierwsza na wybiegu pojawiła się czarnoskóra modelka w stroju z polskim orłem. To prosty, ale mocny komunikat promujący otwartość na świat w kraju, gdzie dyskryminacja na tle koloru skóry cały czas jest na porządku dziennym. Na pokazie pojawili się też chłopcy z zakładu poprawczego biorący udział w projekcie „IMAGO” Zuzy Krajewskiej, co było świetnym działaniem edukacyjnym i misyjnym, a w przypadku tych chłopców – resocjalizacyjnym. Widzimy już nie tylko ładne dziewczyny w ładnych strojach, ale też odczytujemy przekaz. Moda jest nośnikiem ważnych treści społecznych.
GL: Projektanci Prady czy Gucci też nie promują „cukierkowo” pięknych dziewczyn, ale raczej ciekawe typy urody. I o tych pokazach się mówi. Oni nie idą pod prąd, ale nie podążają też masową i marketingową drogą. Kris Grikaite po raz trzeci otwiera pokaz Prady – czy to klasyczna piękność?
MT: Trudno jednak porównywać modę Prady i Victoria’s Secret. Nie jest tak, że jedno jest gorsze od drugiego, bo każde ma swoich odbiorców i rynek zbytu. Victoria’s Secret na przykład w swoich reklamach powiększa piersi modelek do niewyobrażalnych rozmiarów. Znam te modelki – nie mają takich biustów. Na pokazach biegają w różowych szlafroczkach, mizdrzą się jak kotki w rui na dachu, ale wiem, że to są fajne, inteligentne laski. Gdyby były przysłowiowymi blondynkami, pewnie nie dotarłyby tam, gdzie się znajdują.
PF: Pamela Anderson powiedziała kiedyś, że uwielbia nagość, bo dla człowieka to najbardziej naturalny stan pod słońcem. Pamiętam pewien szczególny wieczór, który spędziłem z koleżanką w moim mieszkaniu na Saskiej Kępie. Koniec sierpnia, noc, na zewnątrz ciepło, ale straszna nawałnica. Byliśmy pijani, po seksie, zaproponowałem, żebyśmy wyszli tak, jak jesteśmy – kompletnie nago – na ulicę. Zgodziła się bez wahania, wyszliśmy przed kamienicę i zaczęliśmy się namiętnie całować w tym deszczu. To było tanie, romantyczne, ale i przepiękne. W którymś momencie poczułem, że coś zaburza estetykę tego wydarzenia i kątem oka dostrzegłem, że w oddali stoi samochód, którego kierowca włączył długie światła i patrzył na nas, przenosząc się w inny świat.
GL: We Francji takie show pewnie nie wywołałoby szoku. Biorąc w obronę świat mody i młode dziewczyny do niego aspirujące, wspomnę o swojej książce „Dobre uczennice zostają topmodelkami”. Dziewczyny sięgają po nią nie po to, by się dowiedzieć, jak zrobić sobie selfie, ale jak być kobietą niezależną, jak zainwestować w siebie i się kształcić, by później samemu móc wybierać, a nie by wybierano za nie. Mnóstwo młodych, mądrych, ambitnych dziewczyn szuka głębszych treści i autorytetu, który im powie: „jesteś piękna i wysoka, to się ucz”.
Jak oceniacie trend panujący wśród feminizujących dziewczyn, które na Instagramie publikują swoje rozbierane fotki, na których czytają książkę albo bawią się z psem? Deklarują, że to dla nich wyraz wolności, tak zwany selfie feminizm.
GL: Tu jest cienka granica między fotografią a pornosztuką. Ale skoro robią to z własnej woli i w każdej chwili mogą takie zdjęcie usunąć, to nie czuję potrzeby krytykowania ich. Zależy też, jaka jest ich poza na zdjęciu, jakie światło i otoczenie, czy to jest smaczne, czy nie.
MT: Teraz masa dziewczyn chce być blogerkami. Uważają to za najłatwiejszy zawód świata, więc próbują się w jakiś sposób wyróżnić.
GL: Na Instagramie mamy Maję Wyh, ale mamy też Kim Kardashian. Wyh ma oczywiście mniej obserwatorów, ale jej zdjęcia – choć często rozbierane – są smaczne.
MT: Na Instagramie korzysta się z tylu filtrów, że ja, jako fotograf, w życiu bym z nich nie skorzystał przy retuszu zdjęć. Nie widać skóry, tylko gumę. To Instagramerki zmieniają teraz rzeczywistość. W magazynach są dorośli ludzie, którzy kontrolują i biorą odpowiedzialność za to, co pokazują. A na Instragramie ty jesteś twórcą swojego magazynu, możesz dowolnie puścić wodze fantazji. Nieraz nogi dziewczyny na Instagramie są tak wyciągnięte, że gdyby stanęła, to wedle proporcji musiałaby mieć ponad dwa metry wzrostu. Ludzie łudzą się, że to prawdziwy, intymny świat tych dziewczyn, a jest to zupełnie nierealny, otoczony sztabem ludzi megabiznes.
PF: Wszystko po to, by być kimś, kim się nie jest.
Jak można promować świadomą erotykę?
PF: Pić więcej wina, wtedy nie potrzeba make-upu i Photoshopa.
BK: Erotyki nie trzeba w żaden sposób promować, bo ją widać właściwie wszędzie, a ludzie mają naturalne popędy. I to, gdzie ją dostrzegają, jest zawsze kwestią indywidualnej percepcji i wrażliwości.
PF: Albo dewiacji.
MT: Erotyka i seksualność były, są i będą. Wywoływały rewolucje i wojny, zawsze ludzie gdzieś się bili i będą bić o piękną Helenę.
Czyli piersi zawsze będą się sprzedawały i klikały?
MT: Ładne cycki to ładne cycki, tak samo jak mocny tors u faceta – sprzedaje się i klika tak samo dobrze.
Seks to temat budzący chyba jeszcze większe emocje niż polityka. Wszędzie się o nim mówi i pisze, ale świadomość większości ludzi na ten temat bywa bardzo niska. Faceci nie wiedzą, gdzie jest łechtaczka, a kobiety udają orgazm.
BK: Za mało mówi się o technikaliach, a za dużo o „cyckach”.
Panowie za mało też myślą o sferze emocjonalnej, a za dużo o własnym narządzie rodnym.
MT: Taka specyfika gatunku.
Beata Konarska – malarka, autorka projektów site-specific, instalacji w przestrzeni publicznej oraz realizacji z pogranicza urban artu. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Razem z Pawłem Konarskim tworzą kolektyw artystyczno-kuratorski Konarska-Konarski, zaangażowany głównie w działania w przestrzeni miejskiej łączące elementy malarstwa, dizajnu oraz architektury. Autorzy instalacji dla instytucji publicznych (m.in. „Pegazy” na Placu Krasińskich, „Koguty” w Ambasadzie Francji, „Dom na Drzewie” w Bibliotece Uniwersyteckiej, „Dekalog” przed Pałacem Kultury i Nauki) oraz działań anarchistycznych, które najlepiej oddają charakter ich twórczości. Od 2011 roku realizują „Wystawę malarstwa” – długofalowy projekt w przestrzeni publicznej związany z malarstwem Beaty Konarskiej. Konarscy stworzyli i prowadzą klubogalerię Pies Czy Suka?. Są aktywnie zaangażowani w promocję polskiego dizajnu. Kuratorzy i organizatorzy wielu wystaw, m.in. cykli: „Ilustratorzy” oraz „Ściana Psa Czy Suki?”.
Gosia Leitner – absolwentka Vienna School of Economics i studiów doktoranckich z teorii systemów ekonomicznych w Szkole Głównej Handlowej, właścicielka agencji Avant Models oraz szkoły modelek Avant School. Agentka topowych modelek (Kasia Struss, Karolina Pisarek) i gwiazd (Joanna Krupa, Magdalena Mielcarz, Sandra Kubicka). W marcu 2017 roku wydała książkę „Dobre uczennice zostają Top Modelkami”.
Marcin Tyszka – fotograf oraz reżyser reklam specjalizujący się modzie, juror w programach telewizyjnych, m.in. „Top Model” i „Project Runway”. Pracuje dla światowych edycji „Vogue”, „Vanity Fair” i „Elle”. Autor kampanii reklamowych L'Oréal, Mango, Apart, Reserved.
Piotr Fiedler – poeta, członek GLASS HUNTERS – „ostatniego boysbandu na świecie”.
Polecane

Instagramerka pokazała ciało, jakiego wymagali od niej hejterzy. Efekt jest wstrząsający

Naturalne piękno w najnowszej kampanii MUUV. Żądza przygód, uczta dla zmysłów, a do tego słoneczny Tel Awiw

Polska ikona mody w futurystycznym projekcie MMC. Wiosenna kolekcja marki w sesja zdjęciowej na pograniczu sztuki
Polecane

Instagramerka pokazała ciało, jakiego wymagali od niej hejterzy. Efekt jest wstrząsający

Naturalne piękno w najnowszej kampanii MUUV. Żądza przygód, uczta dla zmysłów, a do tego słoneczny Tel Awiw





