Kreatorka, która za nic ma ubraniowe trendy – by stworzyć pojedynczą sylwetkę współpracuje z naukowcami i używa tworzywa, z którego zbudowane są rakiety kosmiczne. Holenderka Iris van Herpen nazywana jest najbardziej kreatywną projektantką w branży. I nie bez kozery – każdym pokazem udowadnia, że jej perfekcyjnie wyegzekwowana wizja mody jest nawet nie tyle w awangardzie, ile raczej całe lata świetlne w przyszłości. W zeszłym roku inspirowały ją mapa nieba i ludzko-zwierzęce hybrydy. W tym przetłumaczyła piękno i zniszczenie, które ludzie sieją na Ziemi i w naturalnych cyklach przemiany, na język haute couture.
Zainspirował ją przepływ sił kinetycznych, energii które objawiają się w naturze, synergia ruchu przepływu cząsteczek – zarówno w skali mikro, jak i marko. To pokaz niezrównanej wirtuozerii użycia nietuzinkowych materiałów i, jak zawsze, prawdziwa uczta dla oka. Stwierdzenie, że oglądanie jej sukni może wprowadzić w stan hipnozy chyba nie będzie nadużyciem. Tylko poczekajcie, aż zobaczycie je w ruchu – film poniżej.
Jej kreacje zdają się przeczyć grawitacji – niektóre przypominają szkielety istot, które nigdy nie istniały, inne filigranowe koralowce i zwierzęta z morskich głębin – czasem ciężko jest uwierzyć, że modelki przechadzają się po wybiegu, a nie unoszą w wodzie. Prace, które weszły do najnowszej kolekcji powstały we współpracy z Anthonym Howe'em, amerykańskim artystą znanym z napędzanych wiatrem rzeźb.
Howe na co dzień zajmuje się kinetyką i rzeźbami, często odwołuje się przy tym do kosmicznych istot – nic dziwnego, że najnowsza kolekcja van Herpen była nieco bardziej futurystyczna od poprzednich. Artysta jest z reszta twórcą Omniverse – instalacji, która zajęła honorowe miejsce na wczorajszym wybiegu. W przestrzeni teatru Élysée Montmartre, gdzie odbył się pokaz, instalacja napędzana była elektrycznie, ale zaprojektowana została z myślą o wietrze. Trzeba przyznać, że równocześnie rozciągając i kurcząc swoje wygięte łuki idealnie współgrała z kreacjami van Herpen, gdzie delikatność łączy się z niedoścignioną precyzją.
„Bardzo chciałam wyrazić uczucia, które towarzyszyły mi podczas pracy nad tą kolekcją. Obserwowałam wzory i wzorce, to, jak się tworzą, ale też jak zanikają. Elementy, które wyglądają jak komputerowe glitche mają symbolizować jak wielkim zagrożeniem jesteśmy jako ludzie, ale chciałam też podkreślić piękno” – mówiła artystka po pokazie.
Zgubny wpływ antropogenu na kondycję Ziemi symbolizują więc znane zpoprzedniej kolekcjisukienki-glitche, ale w niewidzianej dotąd, rozwiniętej formie. Ogólnie rzecz biorąc, tegoroczna kolekcja w wielu sylwetkach nawiązywała do poprzedniej – choć w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że to coś złego. Niektóre elementy zostały wycięte laserowo z mylaru, ale w zupełnie inny sposób, bo twórczość van Herpen ewoluuje z sezonu na sezon. Po raz pierwszy pojawiły się też pióra. Niektóre stroje zostały zrobione z aluminium i żelaza, ale tak cienko pociętych, że niemal nic nieważących. Nie mogło zabraknąć ręcznie malowanego, cieniusieńkiego jedwabiu i tiulu. Ubrania z kolekcji The Hypnosis przelewają się po ciele jak woda, czasem wyglądają jak płynna rtęć lub inna, nieistniejąca ciecz z kosmosu. Każdy ruch modelki wpływa na wzór, w jaki układają się suknie. Jedna wygląda przy tym jak rozpuszczający się w wodzie kolorowy tusz (przywodząc na myśl japońską sztukę suminagashi), inna jest zmieniającą się w ruchu wersją testu plam Rorschacha, która zaciera granice między ciałem i ubraniem. Wszystkie łączy niedościgniona delikatność, efemeryczność i elegancja – są naprawdę drogocennymi perełkami powstałymi z mariażu fizyki i sztuki.
Sylwetka zamykająca pokaz nawiązywała do instalacji Omniverse, modelkę okalała pierzasta orbita z aluminium na stalowym stelażu. Pióra delikatnie krążyły wokół modelki w miarę, jak ta szła po wybiegu. Czy to jeszcze moda, czy już sztuka? Odpowiedź brzmi: a czy to ważne? Choć oczywiście łatwo zafiksować się na technikaliach wykonania sukienek – w proces zaangażowane jest oprogramowanie komputerowe, fizycy i prawdziwa alchemia koloryzacji – to każda sukienka każe o sobie myśleć jak o ukończonym płótnie, rozciągniętym na modelce jak na blejtramie.
Powiedzenie, że Iris van Heren zapracowała sobie na specjalne miejsce w panteonie twórców haute couture, to niedomówienie. Van Herpen jest właściwie jedynym graczem w swojej lidze. Podobno na szczycie może być trochę samotnie, ale holenderka ma już grono wiernych wyznawców. Wśród nich pierwsze skrzypce gra Céline Dion, czująca się na Paris Fashion Week jak ryba w wodzie. Na ostatnim pokazie pojawiła się w sukni z poprzedniej kolekcji, wyglądając przy tym jak kolumna żywego ognia, która wibruje wraz z każdym krokiem.
„To magia, magia... Stworzyłaś coś, co jest żywe” – miała zakrzyknąć kanadyjska diwa zaraz po pokazie. Jego fragmenty można zobaczyć na filmie poniżej: