Wizualnie przekonująco, merytorycznie bez zarzutu. Na stronie internetowej placówka zapewnia, że zwierzęta będą „delikatnie uśmiercane" przez przeszkolony personel, zanim trafią na talerz lwów azjatyckich czy tygrysów sumatrzańskich.
Wicedyrektorka Pia Nielsen nie owija w bawełnę:
W Danii to standardowa praktyka — dodaje.
Reakcje internautów przypominają spektrum emocjonalne reality show: od oburzenia po pragmatyczne „w sumie ma sens". Jeden z komentujących zwrócił uwagę, że pomysł zoo „wpisuje się w przerażający trend obojętności wobec zwierząt w Danii". Inny zadał pytanie, które brzmi jak scenariusz horroru dla rodziców:
Ale znaleźli się też obrońcy tej praktyki. Jeden z użytkowników Facebooka przyznał, że lata temu oddał konia do zoo i był zadowolony ze swojej decyzji. Bo w końcu — logika żelazna — jeśli zwierzę i tak musi zostać uśpione, to lepiej, żeby się na coś przydało.
Marcus Clauss, współdyrektor Kliniki Zwierząt Ogrodów Zoologicznych na Uniwersytecie w Zurychu, również broni tej praktyki:
Nielsen argumentuje, że drapieżniki „odgrywają kluczową rolę w równowadze natury", a zoo ma obowiązek odtwarzania naturalnego łańcucha pokarmowego. W teorii brzmi przekonująco — w praktyce rodziny muszą się zmierzyć z faktem, że ich poprzedni pupil może zostać posiłkiem dla rysia.
Duńska bezpośredniość w kwestiach życia i śmierci zwierząt może szokować, ale ma w sobie pewną logiczną spójność. Czy to humanitarne podejście do zarządzania zasobami, czy po prostu pragmatyzm doprowadzony do absurdu? Zależy od perspektywy — i prawdopodobnie od tego, czy kiedykolwiek miało się świnkę morską.
Zoo zamknęło sekcję komentarzy pod swoim postem, pisząc:
Próba zaprowadzenia porządku w Internecie — zadanie równie ambitne jak nakarmienie głodnego tygrysa czyimś królikiem.