Za wyjątek można uznać czarno-białą wersję z 1939 roku – pierwszą i do dziś uznawaną za najbardziej udaną próbę przeniesienia historii Cathy i Heathcliffa na ekran. Również ekranizacja z 1992 roku miała swój urok, oddając ponury nastrój i dramaturgię oryginału lepiej niż pozostałe adaptacje.
Wygląda jednak na to, że twórcy najnowszej wersji „Wichrowych Wzgórz”, która trafi do kin w Walentynki 2026 roku, postanowili znacząco odbiec od książkowego kanonu.
I od twórców zaczynając – reżyserka Emerald Fennell, najpierw znana z roli Camilli w „The Crown” (2016), a później z własnych produkcji: „Obiecująca. Młoda. Kobieta.” (2020) oraz „Saltburn” (2023) – kinowych hitów docenionych przez krytyków. Jej twórczość wyróżnia się bezpośredniością i momentami wymuszoną kontrowersyjnością. Styl Fennell idealnie wpisuje się we współczesne, młodzieżowe produkcje i wszystko wskazuje na to, że „Wichrowe Wzgórza” w jej wersji właśnie takie będą.
Obsada aktorska również wprowadza pewien dysonans w stosunku do oryginalnej powieści. Jacob Elordi w roli Heathcliffa, który w książce najprawdopodobniej był pochodzenia romańskiego, sprawia wrażenie, że twórcom zależało bardziej na komercyjnym niż artystycznym sukcesie. Ponadto, tak bardzo jak kochamy i podziwiamy Margot Robbie, tak bardzo uważamy, że nie ma ona miejsca na XIX-wiecznych wrzosowiskach północnej Anglii.
Zestawienie tych aktorów, w połączeniu z seksualnością eksponowaną w zwiastunie, sugeruje kompletnie inny rodzaj filmu niż ten, którego spodziewalibyśmy się po oryginalnych „Wichrowych Wzgórzach”. Skomplikowana miłość Cathy i Heathcliffa, pełna cierpienia, tęsknoty i gotyku, w nowym wydaniu wygląda raczej jak historia Anastazji i Christiana z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”.
Osobliwym wyborem wydaje się również ścieżka dźwiękowa zwiastunu. Przewodni utwór Charli XCX z albumu BRAT, „Everything is Romantic”, nadaje rytm całej produkcji, podkreślając jej nowoczesność i komercyjny charakter. Kostiumy i charakteryzacja? Momentami wyglądają jak współczesna, odrobinę prowokująca wizja tego, co postacie Brontë mogłyby nosić w XXI wieku – klasyka z dużym przymrużeniem oka. Marketing filmu, czyli odważne i niejednoznaczne billboardy, nie udawał jednak, że produkcja będzie czymś innym. Nasza sugestia? Fani Emily Brontë powinni obejść tę wersję szerokim łukiem. Te „Wichrowe Wzgórza” wyglądają dla nas raczej na inspirowane powieścią niż na jej wierną ekranizację.
Na podstawie zwiastuna możemy jednak stwierdzić, że będzie to walentynkowy hit, dostosowany do romantycznych standardów XIX wieku. Sami jesteśmy ciekawi tej produkcji jako autonomicznej jednostki, niepowiązanej z oryginalną powieścią. Pomimo sceptycznego nastawienia, zamierzamy więc dać jej szansę.