Advertisement

"Chcę po prostu być aktorką" - rozmawiamy z Anną Dzieduszycką

15-05-2022
"Chcę po prostu być aktorką" - rozmawiamy z Anną Dzieduszycką
O emocjach towarzyszących filmowi ,,Sukienka” oraz idei spektaklu ,,Oda do radości”, specjalnie dla nas mówi Anna Dzieduszycka.

Przeczytaj takze

2022 rok zaczął się dla nas wyjątkowo, bo niespodziewaną nominacją do Oscara w kategorii krótki metraż. ,,Sukienka” w reżyserii Tadeusza Łysiaka to kino, które nikogo nie pozostawia obojętnym. Główna kobieca rola pozostaje w pamięci na długo, bo historia o odmiennej fizycznie od reszty społeczeństwa młodej dziewczynie Julii jest w kinie czymś zupełnie nowym. Filmową Julię oglądać możemy obecnie w spektaklu ,,Oda do radości” Wojtka Ziemilskiego w warszawskim Teatrze Studio. To również odważny temat i kolejna mocna rola Anny Dzieduszyckiej.
Jaka jest historia Pani roli w Sukience?
Nie starałam się o tę rolę. Kilka lat wcześniej widziałam się z Tadeuszem Łysiakiem na jednym z moich epizodów, zleceń dla studentów. Wiedziałam kim on jest, on wiedział kim ja jestem, nie znaliśmy się jednak dobrze. Parę lat później napisał do mnie wiadomość, że stworzył scenariusz. Pokrótce powiedział o czym jest ta historia i że napisał ją z myślą o mnie. Zapytał czy chciałabym się z nim zobaczyć, przeczytać jego scenariusz, poznać dokładnie rolę i ewentualnie zagrać. Spotkaliśmy się, przeczytałam, porozmawialiśmy i stwierdziłam, że bardzo chcę to zrobić. Uznałam, że jest to dla mnie naprawdę ważny temat. Sposób w jaki rozmawialiśmy, w jaki Tadeusz się do mnie odezwał i opowiedział mi o scenariuszu – naprawdę bardzo mi się spodobał. Rolę przyjęłam.
Jak długo przygotowywała się Pani do roli filmowej Julii?
Nie trwało to długo. Mieliśmy tylko kilka prób, ale za to bardzo dużo rozmawialiśmy w czasie całego planu. Sam plan trwał około tygodnia. Codziennie po prostu rozmawialiśmy. Każda scena była przedyskutowana zarówno z nami, aktorami, jak i z reżyserem, Tadeuszem.
W filmie jest kilka mocnych scen. Która z nich była dla Pani największym wyzwaniem?
Wiele było tych scen. Najtrudniejszą dla mnie była scena gdzie grałam sama, była to scena masturbacji. I kamera, i wszystkie oczy były zwrócone tylko na mnie. W innych trudnych scenach zawsze miałam współtowarzyszy, nie byłam jedynym obiektem, na którym skupiała się cała uwaga. To pomaga.
A jak Pani wspomina współpracę z filmowym Bogdanem?
Szymon jest wspaniałym człowiekiem. Jest aktorem z wielkim doświadczeniem. Bardzo dużo rozmawialiśmy, dużo się od Niego nauczyłam. Bardzo mnie wspierał, mówił jak on widzi poszczególne sceny, jak to czuje... Pracował tak, żebym czuła się swobodnie. Naprawdę wielkim aktorskim autorytetem była dla mnie również Dorota Pomykała. Była dla mnie nie tylko mentorem, ale i przyjaciółką. Dorota nauczyła mnie na zawołanie płakać, Szymon nauczył mnie grzeszyć /śmiech/.
Na czym polega Pani zdaniem fenomen ,,Sukienki”? Jak to się stało, że akademia zachwyciła się Państwa filmem?
Sądzę, że przemówiła tu uniwersalność tematów. Poruszyliśmy ich dużo. Ważnych nie tylko u nas, teraz, ale na całym świecie i zawsze. Film mówi o sile kobiet, wsparciu, akceptacji samego siebie, byciu akceptowanym - lub nie, przez społeczeństwo. Zwraca uwagę na to, aby nie oceniać powierzchownie, na pierwszy rzut oka, tylko starać się każdego poznać i zrozumieć.
Wspomniała Pani w jednym z wywiadów, że filmowa Julia jest takim trochę ,,Kopciuszkiem.” To trafne porównanie?
Oparłam się tu o recenzję napisaną przez siostrę zakonną. Po jej przeczytaniu zdałam sobie sprawę, że Julka naprawdę jest takim Kopciuszkiem... Tylko, że Julka żyje życiem realnym, jest rzeczywista. Bajka o Kopciuszku kończy się radośnie, żyli długo i szczęśliwie, a prawdziwe życie nie zawsze się tak układa. Za to każdy jego rozdział kończy się nowym doświadczeniem, nauką, żeby nie popełniać już tych samych błędów.
Z kolei u Pani historia skończyła się iście hollywoodzko - nominacją do Oscara. Jak Pani zareagowała na wiadomość, że ,,Sukienka” została nominowana?
Szok, zaskoczenie, radość, strach, wszystko na raz (śmiech). Tak naprawdę nie potrafię tego opowiedzieć, to było ogromne zaskoczenie, nie spodziewałam się. Poczułam ogromną presję. Z resztą nasze reakcje widać na nagraniu, które krąży w Internecie. Moment ogłoszenia nominacji został nagrany w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Byliśmy tam wszyscy razem, więc widać na nagraniu, jak bardzo nas to zaskoczyło. Były łzy, był krzyk, było po prostu wszystko naraz.
Tak, to była wspaniała wiadomość.
Chciałabym jednocześnie zwrócić uwagę na jedną bardzo dla mnie ważną rzecz: Julka, bohaterka, którą gram to jest Julka. Ja jestem Anka. Moje życie cały czas jest niesamowite, wspaniałe. Jestem naprawdę ogromną szczęściarą. Mam wielkie szczęście do ludzi, których spotykam w życiu. I mam moje wspaniałe przygody. To, że razem z Tadeuszem i ze wszystkimi studentami, z osobami, które przyczyniły się do stworzenia ,,Sukienki” dostaliśmy nominację, to jest po prostu jak sen. Sen, który jeszcze do mnie nie do końca dotarł, a już dalej toczy się prawdziwe życie, z następnymi projektami, ze wspaniałymi ludźmi. Jest pięknie.
Myśli Pani o powrocie do Stanów i tam kontynuowaniu kariery?
Nie chcę planować całego swojego życia, bo w każdym momencie może mnie ono zaskoczyć (śmiech). Z resztą widać co się dzieje w Ukrainie i co się dzieje na świecie. Nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć. Nie chcę planować, ale nie mówię nie. Jestem bardzo otwarta na różne projekty. Najważniejsze jest dla mnie to, w jaki sposób ludzie się do mnie zwracają i jaką proponują mi współpracę. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz polecę do Los Angeles i zobaczę osoby, które już tam poznałam.
Gdyby miała Pani do wyboru teatr lub plan filmowy, co by to było?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu kocham być z ludźmi i tworzyć. Chcę po prostu być aktorką, która kocha swoją pracę.
Odniosę się jeszcze do ról, które Pani chciałaby zagrać lub grała. Czy zawsze jest tak, że buduje Pani wcześniej swoją postać, utożsamia się z nią, czy idzie Pani na żywioł?
Bardzo różnie. Zależy jaka jest to rola. Czy jest to mały epizod, czy jest to coś większego. Przede wszystkim staram się dopasować do ludzi, do miejsca, do momentu. Patrzę i staram się dostrzec czego oczekuje reżyser. Staram się wczuć w tę postać, poznać ją. Muszę się zastanowić czy wolę, żeby była bardziej energiczna, czy bardziej spontaniczna, czy spokojna, czy smutna, czy wesoła. Różnie. Tak naprawdę zależy od tego, gdzie jestem, co to jest, jaki jest to rodzaj postaci, z jakimi ludźmi pracuję.
Czy mogłaby Pani opowiedzieć o roli, którą teraz Pani gra w spektaklu ,,Oda do radości?”
Poruszamy teraz temat dziedzictwa. Szeroko pojętego dziedzictwa. Nawet zrobiliśmy, specjalnie dla tego spektaklu, testy genetyczne. Ważne było, żeby dowiedzieć się czegoś nowego o sobie. Czegoś, czego moglibyśmy się nie spodziewać. (śmiech). Opowiadamy o tym, co odkryliśmy. Co jest nam dane i nie możemy się tego się pozbyć, a co nam się tylko wydaje, że odziedziczyliśmy. I co tak naprawdę jest w tym pozytywne, co negatywne, co my odczuwamy, a co inni rozumieją poprzez dziedzictwo. Jest to bardzo ciekawy temat. A dla mnie też jest niesamowite to, że parę miesięcy przed tym jak reżyser się do mnie odezwał (Wojtek Ziemilski), dużo o tym swoim dziedzictwie myślałam. I o tym co ja odziedziczyłam, co jest moje rodzinne, a co jest tylko moje, nie mojej rodziny. I to był Wojtka strzał w dziesiątkę. Naprawdę dużo o tym myślałam i propozycja Wojtka była jakby spełnieniem mojego marzenia.
Pani już wie, co jest taką wartością, jeżeli chodzi o historię Pani przodków, rodziny?
Częściowo, ale jeszcze nie do końca. Jeszcze na pewno będzie to wszystko długo, długo trwało... takie poznawanie, dowiadywanie się i przetwarzanie tego wszystkiego.
/ rozmawiała Natalia Izdebska/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement