"Starość we wszystko wierzy. Wiek średni we wszystko wątpi. Młodość wszystko wie", głosi słynny cytat Oscara Wilde'a. Tytułowa Lady Bird zdecydowanie wie wszystko, a przynajmniej tak jej się wydaje. Jednocześnie z rozbrajającą niewinnością oddaje się sercowym uniesieniom i pielęgnuje w sobie młodzieńczy bunt. To ostatnie, napędzane przez skomplikowaną relację z matką, stanowi oś całej fabuły. Lady Bird chce czegoś więcej niż domu "po złej stronie torów" i nie zgadza się na mentalne więzienie, na jakie skazuje ją życie w Sacramento.
Nominowane do Oscara dzieło Grety Gerwig przenosi nas w nostalgiczną podróż początku XX wieku, kiedy to mało kogo stać było na zakup komórki, a w muzycznych zestawieniach rządziło "Cry Me A River" Justine'a Timberlake'a. Choć akcja filmu toczy się w słonecznej Kalifornii, to historia Christine "Lady Bird" McPherson mogłaby dotyczyć okresu dojrzewania każdej nastolatki. Jest tu miejsce zarówno na szkolne perypetie, masturbację, jak i na pełne sprzecznych uczuć rozmowy z matką - wroga numer jeden i najlepszej przyjaciółki jednocześnie.
Czerpiąc z osobistych doświadczeń Gerwig prezentuje uniwersalną opowieść o wychodzeniu spod rodzinnego parasola, gdzie ciekawość i duma często biorą górę nad rozsądkiem. Buta prowadzi do niezrozumienia i pierwszych słodko-gorzkich rozczarowań, jednak każda decyzja owocuje nowym, kształtującym osobowość doświadczeniem. W "Lady Bird" nie ma więc ani dobrych, ani złych decyzji. Film pozbawiony jest moralizatorstwa, reżyserka maluje rzeczywistość taką jaką jest, bez przejaskrawień czy różowych okularów. W podobny sposób prowadzi rozmowy między bohaterami. Z początku humorystyczne i lekkie sceny kończy emocjonalna szpila, która wbita pod skórę widza pozbawia go wcześniejszego uśmiechu.
Grecie Gerwig należą się też słowa uznania nie tylko za zręcznie napisany scenariusz. Kolejnym mocnym atutem "Lady Bird", to gra aktorska. Lekkość z jaką reżyserka prowadzi młodych aktorów, to prawdziwy miód na serce kinomaniaka. Saoirse Ronan, Lucas Hedges i Timothée Chalamet w roli przerysowanego bad boya udowadniają, że należą do czołówki nowego, aktorskiego pokolenia, a ich prawdziwa kariera dopiero nabiera tempa.
Oprócz tego Greta Gerwig nie zapomina ani o drugim planie (rozbrajająca Beanie Feldstein w roli przyjaciółki Lady Bird) ani o detalach, które uzupełniają i zespajają w całość ten zwariowany, filmowy świat (bal maturalny z motywem ogni piekielnych w katolickiej szkole? Czemu nie!).
Zapewne nie zabraknie głosów, że "Lady Bird" to film przegadany i o niczym. W końcu kino kojarzy się z pewnego rodzaju magią, iluzją, światem oderwanym od rzeczywistości. Tymczasem "Lady Bird" jest dziełem urokliwie szczerym, prostym i wypełnionym miłością. I to najtrudniejszą w swoim rodzaju: połączoną więzami krwi, rozdzielaną przez pragnienie bycia samodzielnym.