Czas prezentacji męskich kolekcji dobiegł końca. Co było warte odnotowania w przeciągu ostatnich tygodni?
Nieustanną bolączką styczniowych pokazów jest to, że odbywają się w cieniu nadchodzącego tygodnia haute couture, a następnie damskich Fashion Weeków w Londynie, Nowym Jorku, Mediolanie i Paryżu. Paradoksalnie pozwala to projektantom puścić wodze fantazji i eksperymentować, ponieważ publiczność powoli kieruje wzrok w innym kierunku. Dokąd tym razem zawiodła ich wyobraźnia?
Siła delikatności
Minione prezentacje można podsumować jednym słowem – delikatność. Nie chodzi tutaj o unoszące się na wietrze tiule czy bogactwo falban, ale o pewnego rodzaju poetyckość, która zdaje się coraz śmielej wkraczać na wybiegi, dając jednocześnie potwierdzenie słowom Virgila Abloha o nadchodzącym końcu ery streetwearu. Na przestrzeni ostatnich tygodni mogliśmy obserwować trwającą już od zeszłego sezonu popularność wysokiego krawiectwa w postaci szeregu interpretacji klasycznego garnituru.
W tym sezonie, jak sugeruje Pierpaolo Piccioli z Valentino, będziemy go nosić z wywiniętą klapą marynarki. Dziedzictwem haute couture inspiruje się także Kim Jones, ozdabiając swoje projekty precyzyjnymi haftami. Dyrektor Dior Homme podobnie jak Dries van Notten nie boi się ubrać swoich modeli w długie do łokcia, operowe rękawiczki.
Projektanci zdmuchują świeczki – rocznice mniej i bardziej okragłe
Najszerzej komentowanym pokazem był oczywiście „L’année 97” Jacquemusa. Dlaczego? Cudowne dziecko Prowansji obchodziło dziesiątą rocznicę swojej działalności. Scenografia oraz odzież były wyjątkowo stonowane jak na standardy, do których przyzwyczaił nas projektant – na prostokątnym wybiegu zobaczylismy ubrania utrzymane w odcieniach beżu z pojedynczymi akcentami fuksji. Kolekcja, jak mówi sam autor, miała być połączeniem jego debiutu z ikoniczną już „La Bombą” – wydobyć esencję marki w najczystszej postaci. Dla podkreślenia tak ważnej rocznicy, na wybiegu pojawiła się nie widziana od dziesięciu lat Laetitia Casta – coż za piękne zrządzenie losu.
Okrągłą rocznicę świętował także Alessandro Michele, który stanowisko dyrektora kreatywnego Gucci piastuje już piąty rok. Swoich gości postanowił zaprosić w niekonwencjonalny, acz uroczy sposób. Zaproszenia wyglądały jak urodzinowa kartka napisana przez dziecko, które zaprasza na urodziny. Upływ czasu podkreślał także wybieg, w którego centrum zostało umieszczone wahadło Foucaulta. Michele postawił sobie za cel, by swoimi ubraniami zakwestionować „toksyczną męskość” i oddać hołd mężczyźnie wolnemu od tłamszących go stereotypów.
Równie ważną rocznicę obchodziła marka Ami. Dziewiąte urodziny były dla niej wyjątkowe tym bardziej, że dziewiątka jest szczęśliwą cyfrą projektanta Alexandre’a Mattiussiego, co potwierdza jego tatuaż. Pokaz odbył się w teatrze le Trianon u podnóża paryskiej dzielnicy Montmartre.
„Nie chodzi tutaj o retrospektywę, chcemy po prostu dobrze się bawić” –”, podsumował Mattiussi.
Nowa fala
Ale nie tylko starzy wyjadacze skupiają na sobie światło reflektorów. Coraz więcej młodych projektantów przykuwa uwagę mediów – pomaga im w tym klarowna wizja i bezkompromisowość. Londyn jak zawsze wiedzie prym w tej dziedzinie, pozostając przy tym kolebką kreatywności. Na wyróżnienie zasługuje tu Grace Wales Bonner, która „przekracza granice” i odkrywa świat jamajskich przodków w kolekcji „Lover’s Rock”, przeplatając go z klasyczną, brytyjską elegancją. Równie godna uwagi jest Paria Farzaneh, która zaprosiła swoich gości na irańską ceremonię ślubu.
Nawet dość hermetyczny Paryż zdaje się delikatnie uchylać drzwi młodym adeptom sztuki projektowania. To tutaj Ludovic de Saint Sernin po sukcesie letniej kolekcji zaprezentował efemeryczną odsłonę zimowej garderoby. Nasuwa się jednak pytanie, czy trzeba być finalistą LVMH Prize, by móc pokazać się w stolicy światowej mody?
Efekt uboczny – chcieli dobrze, wyszło jak zawsze
Nie obyło się bez kontrowersji. Problem przywłaszczania sobie dorobku innych kultur jest piętą achillesową przemysłu modowego. W tym sezonie z tego faktu musiało tłumaczyć się Comme des Garçons, które swoim modelom na głowy nałożyło peruki z warkoczykami. Oskarżenia o brak poszanowania kultury Afroamerykanów posypały się natychmiastowo. Marka oczywiście wydała stosowne oświadczenie zawierające przeprosiny, tłumacząc się jednocześnie tym, że fryzury inspirowane były kulturą starożytnego Egiptu.
W kwestii komunikacji dyskusyjnie poradziło sobie także Vetements. Pomysł, by zaangażować do swojego pokazu modeli i modelki przypominających Kate Moss, Naomi Campbel czy Snoop Doga był o tyle ciekawy, co zdradliwy. Marka po odejściu Demny Gvasalii straciła pozycję lidera i mierzy się ze spadkiem sprzedaży. Niecodzienny casting sprawił, że zamiast mówić o ubraniach, publiczność na całym świecie analizuje, jak bardzo pani@katemossalikeprzypominała swój pierwowzór. Kropla w morzu
Co poza tym? Media społecznościowe szturmem zdobyłaniebiańska – dosłownie – kolekcja Virgila Abloh dla Louis Vuitton.Kreatywne stery chwycił ponownie Stefano Pilati i zaprezentował światu swoje Random Identities. Sneakerheadzi również mają powód, by się cieszyć. Do limitowanej sprzedaży trafi kolekcja butów Rafa Simonsa. Jeżeli więc jesteście w Paryżu między 18 a 23 stycznia, możecie zawitać do showroomu marki. To dopiero początek modowego maratonu. Przed nami elitarne pokazy couture, a zaraz potem pokazy damskich kolekcji ready-to-wear. Czy nowy sezon przyniesie więcej powodów, by otwierać szampana? Niedługo przekonamy się sami.