Pokaz otworzył więc schludny garnitur w kolorze popielatym, noszony – ni mniej ni więcej – z białą koszulą i pod krawatem. Klasyczność pierwszej sylwetki oraz wszystkich, które po nim nastąpiły, była jednak tylko pozorna. Garnitur został tu zdekonstruowany – dosłownie. Pocięty na 30 części i zeszyty w sposób tak subtelny, że wydawał się unosić w powietrzu, pozwalał podejrzeć prześwitującą spod niego białą koszulę i zauważyć podobieństwo do błyskawicy rozświetlającej nocne niebo.
W tych wariacjach na temat garnituru pierwsze skrzypce zagrał anielski błękit, a oprócz tego popielaty i odcienie beżu i kawy; pastelową mieszankę przełamywała jedynie rażąca fuksja. Na koszulach i płaszczach, poza wszechobecnym wzorem chmur, pojawiły się delikatne gradienty przywodzące na myśl prószący z nieba anielski pył. W kolekcji męskiej na jesień i zimę 2020 ramiona zaznaczone zostały z szaloną wręcz precyzją, podczas gdy dokoła piersi i rękawów wiły się falbany i żaboty. Zobaczyliśmy też dyskretny ukłon w stronę estetyki gender-fluid: falbaniastą wstawkę doszytą do spodni garniturowych w okolicy bioder. Oko przykuwała metalicznie błyszcząca biżuteria twarzy.
Jego zanurzeni w niebiańsko onirycznej scenerii modele bujali w obłokach, w rękach nieśli kufry, walizeczki i klasyczne torby Keepall w nowym wydaniu, a ich spojrzenie osłaniały lustrzane okulary. Towarzyszyły im linijki, szpilki, nożyczki, ołówki oraz drzewo z drabiną, która eskapistom mogłaby umożliwić ucieczkę przez sufit. Czyżby była to alegoria na temat presji czasu, pod którą znalazł się projektant? W rzeczy samej, pokaz był przecież istną zachętą do puszczenia zegarków wstecz.
Zaprezentowana w Paryżu kolekcja na jesień i zimę 2020 może należeć do najciekawszych, jakie do tej pory pokazał Abloh pod szyldem Louis Vuitton, ale pozwala też doświadczyć ciemnej strony sentymentalnego podejścia do przeszłości: anachronizmu i zaściankowości. Bo jak inaczej nazwać użycie futra z norek i krokodylej skóry w czasach, gdy świadczyć to może tylko o gruboskórności samego projektanta? Ćwiczenie się w nowych formach krawieckich jest oczywiście godne pochwały, ale nie musi przecież zupełnie wykluczać świadomości historyczno-społecznego kontekstu naszych czasów.
Wrażliwa tylko na pokaz, kolekcja pozostaje więc cichym zawodem. Może tej onirycznej wizji przydałaby się kapka realizmu? Niewykluczone, że pomogłaby dyrektorowi artystycznemu Louis Vuitton przestać myśleć o niebieskich migdałach.
Całość pokazu można zobaczyć tutaj: