Z okazji wydania płyty „Can we please fun” połączyliśmy się na Zoomie z Matthew i Nathanem, aby podpytać, co działo się za kulisami, sprawdzić ich wiedzę na temat TikToka oraz przedyskutować kondycję wspólnego rock’n’rolla.
Wywiad z Kings of Leon
Dlaczego nazwaliście swój album „Can we please have fun”?
Matthew: Pochodzi od uczucia, które towarzyszyło nam w trakcie pracy nad albumem. Zaczęliśmy pre-produkcję, pracę nad tekstami i naszym mottem była po prostu dobra zabawa. Zależało nam na tym, aby zachować optymistyczne myślenie i nie pozwolić na to, aby wkradły się jakiekolwiek negatywne emocje. Chcieliśmy dobrze się bawić, bo mamy ogromne szczęście, że po tylu latach dalej możemy robić to, co robimy. Pod koniec Caleb zaproponował, abyśmy nazwali album „Can we please have fun” i tak zostało.
Nathan: Celowo nie zastosowaliśmy na końcu żadnej interpunkcji. Nie postawiliśmy pytania ani wykrzyknika. Tytuł jest otwarty na interpretację i po przesłuchaniu albumu każdy może zinterpretować go po swojemu.
Pandemia za nami, lecz dookoła wciąż dzieje się wiele złych rzeczy. Kryzys klimatyczny, wojny, zagrożenia związane z AI. Myślę, że naprawdę potrzebujemy teraz dobrej zabawy.
Nathan: Dobra zabawa została nam odebrana. Nie mieliśmy w tej sprawie nic do powiedzenia. Podczas pandemii czuliśmy się bezradnie, ponieważ nie mogliśmy koncertować. Nie mogliśmy robić tego, co kochamy. Teraz to wszystko jest już za nami. Wiesz, nasz ostatni album długo czekał na swoją premierę, ponieważ świat stanął w miejscu. Gdy zaczynaliśmy pracę nad tym krążkiem, nasze oczekiwania były bardzo podobne. Chcieliśmy odetchnąć i dobrze się bawić. Bez wątpliwości ciążących nad naszymi głowami.
Udało wam się trochę odpocząć w trakcie przerwy między albumami?
Matthew: Nie wydawaliśmy muzyki, więc mogło się wydawać, że mamy przerwę, ale byliśmy w trasie. Zwykle pod koniec pozwalamy sobie na małą przerwę, aby naładować baterie i znaleźć nową inspirację.
Nathan: Jared stworzył playlistę na Spotify, gdzie wrzucaliśmy piosenki, które w tamtym czasie były dla nas inspirujące. To pomogło nam wybadać grunt i złapać wspólny vibe. To niesamowite uczucie, gdy cała nasza czwórka jest zgodna i gotowa do pracy. Wcześniej zdarzało się, że każdy słuchał czegoś innego i mieliśmy problem, aby to wszystko jakoś pogodzić. Ale nie tym razem. To był najłatwiejszy krążek, jaki nagraliśmy. I zdecydowanie najzabawniejszy.
Jak pracowało wam się z Kidem Harpoonem?
Nathan: Przeuroczy człowiek. Sprawia, że każdego dnia budzisz się z myślą, że chcesz pójść do studia i odkryć, jakie przygody cię czekają. Jakie instrumenty możesz wykorzystać? Co możesz wypróbować? Nasz proces artystyczny pozbawiony był jakiegokolwiek stresu. A przynajmniej ja się niczym nie stresowałem (śmiech).
Czyli nie było żadnych bójek?
Nathan: Raz prawie wybuchła bitwa na jedzenie, ale to by było na tyle. Jednego jestem pewien: lepiej oberwać pianką niż pięścią.
Wasz pierwszy singiel spotkał się ze świetnym odbiorem słuchaczy. Spodziewaliście się tego?
Matthew: Jesteśmy podekscytowani tym, że oni są podekscytowani. Miałem ogromną nadzieję, że ludzie go polubią. Nie spodziewałem się natomiast, że tyle osób będzie porównywać go do naszej wcześniejszej muzyki. To było dla nas duże zaskoczenie, ale bardzo przyjemne. Ludzie uwielbiają nasze pierwsze albumy, więc fajnie, że ich zdaniem nasza nowa muzyka je przypomina.
Zdarza wam się jeszcze czuć jakąkolwiek presję związaną z wydawaniem muzyki? Branża cały czas się zmienia i dziś trendy w dużej mierze dyktuje TikTok.
Nathan: W tym roku po raz pierwszy zanurzyliśmy się w świecie popkultury i zaczęliśmy prowadzić TikToka. Pozwalamy w ten sposób ludziom zajrzeć za kulisy powstawania tego krążka. Nakręciliśmy mnóstwo filmów, na których widać, jak nagrywamy muzykę, spędzamy czas czy po prostu się wygłupiamy. Zaczęliśmy je publikować dwa tygodnie przed premiera album i byliśmy zachwyceni tym, jak bardzo ludzie są zainteresowani tym, co robimy w czasie wolnym…
Pokochali to! Nie dziwię się.
Nathan: Wcześniej nie wiedziałem, czym jest TikTok… Chyba nikt z nas nie wiedział. Dalej nie wiem, jak to właściwie działa (śmiech). Byłem jednak pod ogromnym wrażeniem tego, jak ludzie przyjęli nasze publikacje. 15-sekundowy filmik potrafi nieźle namieszać… Nie mogę powiedzieć nic złego o TikToku. Mogę za to powiedzieć, że dostaję mnóstwo wiadomości w stylu: „Jesteście ulubionym zespołem moich rodziców”, co sprawia, że czuję się bardzo stary. Ogólnie jednak jest to całkiem w porządku. Uwielbiamy, jak nasz kamerzysta Drew filmuje to, co robimy. Dziś nie traktujemy siebie tak poważnie, jak kiedyś. Tyko od nas zależy, czy będziemy traktować nasz zawód jako pracę, czy przywilej. Ja traktuję go jako błogosławieństwo i przywilej. Nie myślę sobie: „O Boże, muszę wrócić do pracy, wyruszyć w kolejną trasę, zagrać dziesiątki koncertów i spędzić kilka miesięcy z dala od mojej rodziny i bez czasu dla siebie”. Nie, cieszymy się z tego, że dalej, po tylu latach, możemy robić to, co robimy.
Wróćmy na chwilę do wiadomości na temat „ulubionego zespołu rodziców”. To piękne, że wasza muzyka łączy pokolenia.
Nathan: Uwielbiam obserwować tłum. Na niektórych koncertach zdarza mi się widzieć babcię, jej córkę i wnuczkę. Wszystkie trzy pokolenia. Nasza muzyka wpłynęła na ich życia, czego więcej mógłbym chcieć? Będziemy dalej robić to, co robimy tak długo, jak ludzie nam na to pozwolą.
A jak na przestrzeni lat zmieniła się wasza definicja rock’n’rolla?
Nathan: Myślę, że rock and roll zniknął na dłuższą chwilę. Zajął miejsce na tylnym siedzeniu, podczas gdy inne gatunki usadowiły się na przodzie. To inspiruje mnie do tego, abyśmy dalej byli rockowym zespołem, który nagrywa rockową muzykę i gra koncerty. Jeśli chodzi o sukces, to jest to dość skomplikowany temat. Nie wiem, co miałbym zrobić, aby wydawać się cool w oczach mojej 11-letniej córki (śmiech). Z perspektywy rodzica ciężko jest mieć jakiekolwiek przemyślenia na temat sukcesu, bo moich dzieci nie obchodzi, że właśnie zagrałem dla 100 tys. osób. One chcą pójść do parku i pobawić się z przyjaciółmi. Stworzenie rodziny było i jest moim dużym sukcesem. To właśnie oni pomagają mi twardo stąpać po ziemi i przypominają mi, że jesteśmy tylko braćmi i kuzynami, którzy grają na instrumentach i mają szczęście robić to, co robią.
Matthew: Rock'n'roll był tym, co zainspirowało nas do robienia muzyki i co sprawiło, że ją pokochaliśmy. Każdy gatunek ma swoje wzloty i upadki. Cieszę się, że my możemy reprezentować rock’n’roll. Jesteśmy wierni temu gatunkowi i zobaczymy, co wydarzy się dalej.
Nathan: Mamy 2024 i wiele rockowych zespołów wraca. My, The Killers, The Black Keys, Pearl Jam. Myślę, że w tym roku rock roll powróci i powie: „Hej, mieliśmy małą przerwę, ale teraz wracamy. Odpalcie reflektory!”. 2024 jest rockiem rock’n’rolla!
Media społecznościowe wpłynęły m.in. na nasz odbiór muzyki. Na przykład obecnie coraz więcej artystów nagrywa utwory, które trwają ok. 2 minuty. Nie jestem fanką tej mody.
Matthew: Dwie minuty to bardzo mało. W tak krótkim okresie ciężko jest poruszyć jakiś temat głębiej czy nawet pokazać swoją kreatywność. Odbiorca z kolei może mieć problem, aby znaleźć w tak krótkim czasie jakiś punkt zaczepienia. Myślę jednak, że po prostu jesteśmy obecnie na takim etapie. Ludzie chcą usłyszeć swoją ulubioną część, a później kolejną piosenkę, kolejną rzecz.
Nathan: Rozmawialiśmy wcześniej o TikToku. Nowa generacja jest po prostu przyzwyczajona do 15-sekundowych fragmentów. Kiedyś, gdy rockowe piosenki trwały dłużej niż 2 i pół minuty, narzekaliśmy, że rock & roll powinien być szybki i intensywny. Powinien być jak uderzenie, które zostawia cię z pytaniem, co właściwie się wydarzyło. Chyba że jesteście Pink Floyd i lubicie nagrywać piosenki, które trwają ponad 20 minut (śmiech). Dziś zakres uwagi jest bardzo krótki, więc artyści starają się dopasować do tego niewielkiego pudełka, bo wiedzą, że mają tylko chwilę na przyciągnięcie uwagi słuchaczy.
Zgadzam się! Niedługo wracacie do Polski. Czy jest jakieś konkretne wspomnienie, które towarzyszy wam, gdy myślicie o Polsce?
Nathan: Żubrówka i sok jabłkowy (śmiech). Powiedziano mi, że właśnie to pije się w Polsce. Może kelner sobie ze mnie zażartował i po prostu chciał zobaczyć, jak pije…
Matthew: Nie możemy się doczekać spotkania z polskimi fanami. Oni są niesamowici, pamiętamy każdy nasz koncert w Polsce. Ciągu powtarzamy, że chcemy tu grać, bo zawsze świetnie się bawimy. Nie możemy się doczekać, aż wrócimy do Polski.