Advertisement

Deego (Fontaines D.C.): „Muzyka stanowiła sposób wyrażania siebie. Teraz algorytm przewiduje, kim jesteś i czego słuchasz” [WYWIAD]

Autor: Karolina Bordo
16-06-2024
Deego (Fontaines D.C.): „Muzyka stanowiła sposób wyrażania siebie. Teraz algorytm przewiduje, kim jesteś i czego słuchasz” [WYWIAD]
Irlandczycy od pewnego czasu przeżywają swój złoty wiek. Kolejnym tego dowodem jest grupa Fontaines D.C., która w ostatnich latach zyskała ogromną popularność wśród miłośników postpunkowej energii. Na chwilę przed koncertami w Polsce rozmawiamy z gitarzystą, Deego, o tym, co mają wspólnego Fontaines D.C. i „Ojciec chrzestny”, jak ewoluuje grupa i jej muzyczne sympatie, od czego zacząć, jeśli chcemy ją poznać, a także o odbiorze muzyki jako takim.
Nazwa waszego zespołu nawiązuje do postaci Johnny’ego Fontane’a z „Ojca chrzestnego” Francisa Forda Coppoli. Jaka historia za tym stoi?
Gdy byliśmy młodsi, fascynowały nas filmy gangsterskie, a Johnny Fontane był niczym Frank Sinatra, którego również uwielbialiśmy. Podczas naszego pierwszego koncertu wykonaliśmy zresztą cover utworu Sinatry.
Frank Sinatra i Fontaines D.C., to ciekawe, zdajecie się orbitować wokół zupełnie odległych planet.
Chyba chodzi po prostu o pewną energię.
Jakie jeszcze filmy gangsterskie lubicie?
Najbardziej te klasyczne; „Chinatown”, „Ulice nędzy”, które swoją drogą mają też świetny soundtrack.
Kim jest wasza publiczność, do kogo pragniecie docierać?
Nasza publiczność zmienia się wraz z upływem czasu. Wśród fanów pierwszego albumu [„Dogrel” - przyp. red.] zaobserwowaliśmy mnóstwo ludzi wychowanych na muzyce lat 80-tych. Teraz to grono to mix ludzi - zarówno pod względem wieku, jak i ulubionych gatunków muzycznych.
Gdybyś miał „sprzedać” swoją muzykę nowemu słuchaczowi, od czego byś zaczął? Co najpierw powinno się sprawdzić z dyskografii Fontaines D.C.?
Myślę, że „Skinty Fia”.
Minęło 5 lat od waszej debiutanckiej płyty, „Dogrel”. Z każdym albumem popularność Fontaines D.C. rośnie, jak się z tym czujecie? Jak się dogadujecie w zespole?
Dogadujemy się! I to całkiem nieźle. Nauczyliśmy się szanować wzajemną przestrzeń, szczególnie w trasie, w busie. Pozostajemy szczerzy, rozmawiamy ze sobą, rozwiązujemy problemy najszybciej jak to możliwe. Nie pozwalamy im się rozrosnąć i nawarstwić.
Przejdźmy do waszego nowego albumu, „Romance”, którego premiera odbędzie się 23 sierpnia. Brzmi dojrzale, jakbyście niejako wyrośli z punku i zrobili miejsce na balladę, a nawet kawałki o lekko popowym zacięciu, bardziej eklektyczne. Wystarczy wymienić „Here’s The Thing”, „Desire”, „In The Modern World”, „Sundowner”.
Wydaje mi się, że to brzmienie wynika z eksperymentów i sympatii, które już wcześniej przejawialiśmy. Podczas tworzenia „Skinty Fia” poszukiwaliśmy lżejszych dźwięków, ale może rzeczywiście dopiero teraz one właściwie wybrzmiały. Na „Romance” pojawia się sporo elektroniki. Nie w ulotnym, powierzchownym znaczeniu. Faktycznie zgłębiliśmy te dźwięki i poszliśmy za emocjami, które w nas wywołują.
Czego słuchacie na co dzień?
Podczas pracy nad pierwszym albumem sporo słuchaliśmy The Fall i Happy Mondays, poza tym dużo klasyki. Przy drugim zgłębialiśmy już muzykę lat 90-tych i 80-tych, m.in. shoe gaze, z kolei przy „Skinty Fia” w głośnikach stale leciał „Exterminator” Primal Scream. Podczas pracy nad obecnym albumem dotarliśmy do momentu, kiedy ciągłe słuchanie ostrej muzyki zaczęło nas męczyć. Nie czerpiemy już z tego takiej przyjemności. Grając koncerty niemal codziennie, za kulisami coraz bardziej potrzebujemy wyciszenia albo czegoś, co nas zrelaksuje, jak hip-hop.
Producentem waszego nowego albumu jest James Ford, który produkował albumy grup takich jak Depeche Mode, Arctic Monkeys, Florence and The Machine. Jak doszło do waszej współpracy?
Mamy tego samego menedżera co Arctic Monkeys, który poznał nas z Jamesem.
Pierwszy utwór z waszego albumu, tytułowy „Romance”, brzmi jak wczesne nagrania Depeche Mode.
Naprawdę? Nigdy ich nie słuchałem!
Serio, najlepiej, jeśli sprawdzisz album „Black Celebration”.
OK, dzięki, tak zrobię! Wracając do Jamesa, praca z nim była niesamowita. To świetny producent. Bardzo chcieliśmy z nim współpracować i odkrywać nowe dźwięki, nowe brzmienia. Zmieniliśmy też wytwórnię. Można powiedzieć, że zaczęliśmy na nowo, ponieważ chcemy ciągle się rozwijać. Przeraża mnie, co by było, gdybyśmy przestali odkrywać nowe rzeczy.
Gdzie szukacie inspiracji do swojej muzyki, klipów? Teledysk do „Starburster” wyreżyserował Aube Perrie, który tworzył m.in. dla Harry’ego Stylesa i Megan Thee Stallion.
To wszystko przychodzi wraz z rozwojem pomysłu na album - jak sobie go wyobrażamy muzycznie i wizualnie. Każdy w zespole poszukuje referencji w postaci zdjęć znalezionych w filmach, książkach czy internecie. Następnie pokazujemy to wytwórni pomagającej nam wyszukać odpowiednie osoby, które wspólnie z nami zrealizują tę wizję. Pomysł Aube’a na wideo od razu nam się spodobał, on też wydawał się bardzo podekscytowany stworzeniem czegoś razem.
Czy jest ktoś, z kim marzy ci się współpraca?
Kiedyś ze Steve’em Albinim [producent, zmarł na atak serca w maju - przyp. red.].
Dlaczego?
Bo stworzył Pixies.
Co myślisz o sztucznej inteligencji?
Moje odczucia względem niej są skomplikowane, pewnie jak u każdego. W ogólnym rozrachunku traktowałbym ją jako coś pozytywnego, ale musimy chronić własny rozum. Mamy do czynienia z ogromną degradacją umysłu ludzkiego choćby przez social media. Nasze wspomnienia, zaangażowanie, radość z życia są niesamowicie zredukowane. To niebezpieczna wizja, w której maszyny miałyby podejmować decyzje za nas.
Mimo tego twoje nastawienie do sztucznej inteligencji pozostaje pozytywne.
Tak, bo to nie wina sztucznej inteligencji, tylko naszej reakcji na nią. Istnieje mnóstwo narzędzi na świecie, z których możemy korzystać, ale z jakiegoś powodu to technologia aż tak na nas wpłynęła.
Sztuczna inteligencja pomaga ci w tworzeniu muzyki?
Zdarzyło mi się z niej skorzystać, ale uważam ją za znacznie bardziej przydatną w organizowaniu swoich codziennych spraw.
Co ogólnie sądzisz o tworzeniu muzyki obecnie? O wspomnianych social mediach, platformach streamingowych?
Tak naprawdę życzyłbym sobie, aby nic z tego nie istniało. Żyłoby nam się znacznie lepiej bez social mediów i streamingów. Playlisty tworzone przez algorytmy są nie do końca jasne, rozmywają sens muzyki. Samo bycie muzykiem tak bardzo się zmieniło.
Jak odkrywasz nową muzykę?
Przez Youtube’a albo w sklepach z płytami, gdzie często można dostać różne rekomendacje. Muzyka stanowiła sposób wyrażania siebie, kształtowanie swojej osobowości i prezentowanie jej światu. Teraz algorytm robi to za ciebie, przewiduje, kim jesteś i czego słuchasz. Maszyna mówi ci, co powinieneś lubić. To fałsz, nieprawda, nie ma w tym twojego ludzkiego czynnika.
W takim razie co skłoniło was do założenia zespołu w tych czasach?
Po prostu chcieliśmy razem tworzyć muzykę. Otaczali nas ludzie podobni do nas, inspirujący, wymieniający się pomysłami. Zaczęliśmy robić muzykę i zapraszamy do naszego kręgu kolejne osoby; aby dołączały do naszego świata i go współtworzyły. To piękne.
Co jest dla was najfajniejsze w graniu koncertów?
Dostrzeganie radości, jaką wywołują w ludziach. Nawet widok 2 milionów odsłuchów naszego kawałka na platformie streamingowej nie sprawa mi takiej frajdy, jak choćby niewielka grupa ludzi pod sceną w trakcie koncertu. Tego się nie da przeliczyć.
Czyli niekoniecznie marzycie o występowaniu na największych scenach świata i festiwalach takich jak Coachella?
Nie wiem, raczej nie. Nie powiem, żebym marzył o występie na Coachelli. Zdecydowanie bardziej jara mnie koncert w miejscu z jakąś historią, powiązanym z kształtowaniem się kultury. Nawet jeśli mieści się w nim max 300 osób, podczas gdy na festiwalu są tysiące.
Jaki macie stosunek do mediów popkulturowych? Bylibyście otwarci np. na sesję zdjęciową w magazynie modowym bądź lifestyle’owym?
Niedawno zdaliśmy sobie sprawę, że nasz wizerunek odzwierciedla muzykę, którą tworzymy. On ewoluuje wraz z tym, co wydajemy, i to nam się podoba. Natomiast prasa i magazyny stanowią nieodłączną część życia artysty, możesz zdecydować się na współpracę bądź nie, ale ostatecznie wszyscy gramy do jednej bramki. Chcemy promować kulturę i rozwijać jej ekonomię, nie pluć sobie później w brodę, że można było zrobić więcej.
Jakie macie plany na przyszłość?
Jeśli mam być szczery, nie mam żadnych. Wiem, co będę robił przez najbliższy rok - grał koncerty. To na razie tyle.
Album „Romance” ukaże się 23 sierpnia nakładem wytwórni XL Recordings, a już 18 i 19 czerwca zespół wystąpi kolejno w Warszawie i Poznaniu. Organizatorem koncertów jest Alter Art.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement