Spoko, też tak mamy. I jakby tego było, podzielimy się z wami naszymi odkryciami w naszym nowym K MAG-owym cyklu muzycznym „Ale siada”! Po bryskiej, Marie oraz Jakubie Skorupie przyszedł czas na Karolinę Stanisławczyk, która rozgrzała nas gorącym kawałkiem „Move" i która pracuje obecnie nad swoim drugim krążkiem studyjnym. Zobaczcie, jak poradziła sobie z naszym kwestionariuszem.
Bez planu B
Znacie „Cliché", „V.I.B.E", „Move" albo „Atrament"? Jeśli nie, to czas najwyższy nadrobić to niedopatrzenie! Karolina Stanisławczyk od dziecka była zakochana w muzyce. Boleśnie przekonał się o tym jej ojciec, który musiał wysłuchiwać jej śpiewów podczas wszelkich wycieczek samochodowych. Mama Karoliny śpiewała operowo, a siostra (która jest 12 lat starsza, ale obchodzi urodziny tego samego dnia, co ona) zawsze słuchała najfajniejszych popowych artystek. Nic dziwnego, że Karolina uwielbia muzykę lat dwutysięcznych, gdy królowały utwory Britney Spears, Nelly Furtado czy Hannah Montany.
Rodzice zawsze bardzo ją wspierali i gdy miała dwanaście lat, to zapisali ją do szkoły muzycznej. Szkolne występy były dla niej prawdziwym świętem i przygotowywała się do nich, jakby co najmniej występowała na Grammy. Skończyła jedną szkołę muzyczną, potem drugą, aż w końcu dorosła i poznała Jonathana Chmielewskiego (połowę duetu Miyo), który przedstawił ją wytwórniom. Wszystko odbyło się bardzo spontanicznie, ale Karolina nie wyobraża sobie innej ścieżki kariery.
Ostatnio oglądała z kolegą film o II wojnie światowej i powiedziała mu, że bardzo chciałaby spróbować aktorstwa. Jej zdaniem tworzenie piosenek to forma storytellingu, w związku z czym nie zawsze muszą one opowiadać o osobistych doświadczeniach autora. Czasem chodzi o to, aby wcielić się w pewną rolę. Tak jak ona wcieliła się w bohaterki filmów „Ze śmiercią jej do twarzy", „Nagi instynkt" oraz „Uwierz w ducha" w klipie do piosenki „Atrament". W teledysku partneruje jej Kamil Nożyński, czyli odtwórca roli Kuby w serialu HBO „Ślepnąc od świateł" na motywach bestsellerowej powieści Jakuba Żulczyka.
Karolina uwielbia vintage w każdej formie i jest ogromną fanką filmów oraz seriali psychologicznych. Na liście jej ulubionych seriali znajdują się produkcje takie jak „Behind her eyes", „American Horror Story" czy „Ratched". Bardzo lubi angażować się we wszystkie etapy procesu twórczego. Chętnie planuje klipy, stylizacje, makijaże, a wiele pomysłów powstaje podczas spotkań towarzyskich ze znajomymi i przyjaciółmi, z którymi pracuje. Tak był również w przypadku „Atramentu".
Na Eurowizję trafiła przypadkiem. Utwór „Move" powstał na album Chiki Toro i przeleżał w szufladzie cały rok. Miała wówczas fazę na latino oraz reggeaton i chciała wydać coś, co rozgrzeje polskie serca. Nie była pewna, czy Eurowizja to dobry pomysł, ale stwierdziła, że raz kozie śmierć. I był to strzał w dziesiątkę, bo może i nie wygrała Eurowizji, ale na pewno podbiła tym utworem niejedno serce. Nasze na pewno!
Kilka pytań do...
Karolina pracuje obecnie nad swoim drugim krążkiem, a my zadaliśmy jej kilka niecierpiących zwłoki pytań. Zobaczcie, jak poradziła sobie w naszym krzyżowym ogniu pytań!
Opisz swoją muzykę w 3 słowach
Taneczna, różnorodna i emocjonalna.
Jajko czy kura? Co jest pierwsze: melodia czy tekst?
Melodia. To wygląda tak, że pracuję nad materiałem w studio albo ktoś wysyła mi bity. Zazwyczaj wolę jednak przyjść do studia i robić wszystko od ręki, bo wtedy możemy wprowadzać zmiany na bieżąco. Podczas takiego procesu zresztą często przychodzą mi do głowy różne fajne pomysły. Kiedy mam już jakiś zarys muzyki, to od razu pojawia się też melodia i tekst. No i oczywiście historia, bo każda piosenka ma historię i niesie ze sobą ze sobą jakiś ładunek emocjonalny.
Na samym początku bałam się pokazywać innym moje teksty i wymagało to ode mnie wyjścia ze strefy komfortu. Przemyślenia przemyśleniami, ale nikt tak naprawdę nie wie, co siedzi w twojej głowie (śmiech). Takie uzewnętrznienie się jest trudne, bo zastanawiasz się czy ktoś nie pomyśli, że to głupie. Pamiętam, że w pierwszej kolejności musiałam otworzyć się przed producentami i pokazać im, co wymyśliłam. Miałam wtedy jakieś siedemnaście lat i to był mój pierwszy dzień w profesjonalnym studio. Mój kolega powiedział mi: „Chodź, to teraz napiszemy tekst”. A ja nie wiedziałam o co co chodzi! Zaczęłam z nimi pisać i w końcu weszło mi to w nawyk. Teraz idzie mi to całkiem szybko i bardzo lubię to robić.
Jaka była pierwsza piosenka, którą napisałaś?
Moja pierwsza piosenka była po angielsku i miałam wtedy jakieś trzynaście lat. Stworzyłam ją na gitarze, ale przestałam grać, bo bolały mnie opuszki palców i stwierdziłam, że nie będę tego robić (śmiech). Gdy ją pisałam, miałam fazę na Kurta Cobaina i Nirvanę. Strasznie zainspirował mnie kawałek, który Cobain napisał dla Courtney Love. Trzymałam ją dla siebie. Nie chciałem jej nikomu pokazać i generalnie dość długo ukrywałam się z moją twórczości przed bliskimi. Mam gdzieś nawet kartkę z tym tekstem.
Wymarzony feat: polski i zagraniczny
Zagraniczny to na pewno The Neighbourhood. Kocham ich! A wiesz, co jest najlepsze? Znam wszystkie płyty i piosenki, ale nigdy nie byłam na ich koncercie. Raz prawie się udało, ale nie miał kto ze mną pójść i zrezygnowałam. Teraz niedługo mają być znowu w Polsce, więc pójdę na pewno. Jeśli chodzi o polski feat, to chciałabym nagrać kawałek z Pezetem. Bardzo przekonuje mnie on swoją bezpośredniością i tym, że z jego tekstami zawsze można się utożsamić. Bardzo mnie to kupuje. Lubię go zarówno w spokojnej wersji, jak i numerach typu „Magenta”. Byłam też na koncercie i jestem fanką. No i Mery Spolsky!
W jakim miejscu i gdzie odbyłby się twój wymarzony koncert? Puść wodze fantazji
Chciałabym zagrać na Open’erze. To moje marzenie i wierzę, że kiedyś mi się uda. Liczę, że zadziała siła przyciągania (śmiech). Wiadomo, Coachella też jest super. SuperBowl…
3 kawałki, od których nie możesz się ostatnio oderwać
Oczywiście „Heaven” The Neighbourhood. Zapętlam też „Rozkosz” Julii Wieniawy i „Lip Gloss” Mariny. No i muszę się przyznać, że słucham „Jetlag” Malika Montany (śmiech).
Masz możliwość spędzenia dnia ze swoim idolem (żyjącym lub nieżyjącym). Kogo wybierasz i dlaczego?
Zawsze miałam obsesję na punkcie Kurta Cobaina. On mi się strasznie podoba i mógłby być moim chłopakiem (śmiech). Czytałam z nim bardzo dużo wywiadów i myślę, że był bardzo wrażliwą osobą. Był bardzo zdolny i bardzo intrygujący. Wydawał się niechlujny i niby robił wszystko od niechcenia, ale jednak to wychodziło. Intryguje mnie to, że był taki niedostępny. Miał swój świat i właśnie ten jego świat bardzo mnie interesuje. Chciałabym usłyszeć jego przemyślenia.
Jaką supermoc chciałabyś posiadać? Dlaczego?
Czytanie w myślach. Ja jestem typem osoby, która nieustannie wszystko analizuje. Chciałabym mniej się wszystkim przejmować, ale nie potrafię. Zawsze myślę sobie, że świat polega na ludziach. Chciałabym wiedzieć, co kto w danej chwili myśli, czym się martwi, jakie ma cele. Wtedy mogłabym wszystko sobie poukładać tak, żeby było idealnie.
Co najbardziej w sobie lubisz?
Najbardziej lubię to, że mam duży dystans. Jestem bardzo spokojna i zawsze szukam w życiu pozytywów. Nawet jeśli dzieje się coś złego, to potrafię z tego żartować. Po prostu próbuję się nie zadręczać (śmiech). Czasem mam mieszane uczucia odnośnie mojej wrażliwości. Lubię ją, bo otwiera mnie artystycznie na innych ludzi, ale działa to też w drugą stronę i bardzo przeżywam różne rzeczy. Mimo to, staram się ją w sobie pielęgnować.
Czego najbardziej w sobie nie lubisz?
Tego, że jestem wiecznie niezdecydowana. Jestem też bardzo niecierpliwa i to zabija wiele rzeczy. I nie lubię swojego nosa! Cały czas próbuję go zaakceptować, ale póki co po prostu go konturuję (śmiech).
Nie samą muzyką człowiek żyje, czyli pozamuzyczne pasje. Jakie są twoje?
Lubię rysować i gdybym była lepsza z matmy, to pewnie byłabym architektką. Jest to dla mnie bardzo inspirujące. Najczęściej rysuję oczy. Lubię rysować postacie, krajobrazy, abstrakcję. To zależy od tego, jaki mam humor. Najlepiej rysuje mi się przy Lanie Del Rey. Moja siostra śmieje się, że to muzyka dla samobójców, ale ja tak nie uważam (śmiech). Lubię sobie pobiegać i chodzę na spacery, którę mnie wyciszają. Tylko ja, las i słuchawki! Interesuję również historią, a zwłaszcza drugą wojną światową.
Co cię najbardziej wkurza?
Ostatnimi czasy najbardziej wkurza mnie, gdy ktoś nie dotrzymuje słowa. Jestem pod tym względem straszna (śmiech). Jeśli coś obiecałam, to muszę to zrobić. Nawet jeśli mi się nie chcę! To chyba nie do końca zdrowe, ale lubię doprowadzać sprawy do końca. No i lubię przychodzić na czas. Zawsze jestem punktualnie lub nawet pięć minut wcześniej. Wkurzają mnie spóźnienia. O, wiem, co jeszcze! Nienawidzę kłamstwa. Nie lubię, kiedy ktoś coś ukrywa. To dla mnie ogromna czerwona flaga (śmiech). Może to dlatego, że sama nie umiem kłamać.
Facebook, TikTok czy Instagram? Dlaczego?
Najczęściej siedzę na Facebooku, ale chyba jednak wolę Instagram. Lubię dodawać zdjęcia, nagrywać relację, pokazywać, jak spędzam czas. Poza tym na Instagramie jest bardzo dużo inspiracji wnętrzowych i outfitowych. Często zapisuję różne inspiracje do teledysków. Zdarza się, że poszczególne frazy, hasła czy słowa inspirują mnie do pisania tekstów. Obserwuję dużo śmiesznych lub sarkastycznych kont takich jak Cyniczny Romantyzm czy Zodiakara z Rynsztoku. Interesują mnie znaki zodiaku i horoskopy, bo wydaje mi się, że to wszystko się zgadza. Wychodzisz z chłopakiem na randkę i potem mówisz koleżance „No nie, bo on jest rybą” (śmiech).
Wybiera...
Monika Kurek, czyli dziennikarka K MAG-a od 2019 roku. Jako nastolatka prowadziła fankluby polskich popowych artystek. Jest maniaczką kina indie rodem z Sundance, popkultury z lat dwutysięcznych, psów corgi oraz kryminałów Joanny Chmielewskiej.