Jak to możliwe, że ktokolwiek mu uwierzył?
Oskarżony stworzył nie tylko historię życia dyplomaty, ale też całą placówkę. Wynajął posiadłość, urządził ją, organizował oficjalne wydarzenia, spotkania, udzielał audiencji. Wchodził, przynajmniej na papierze, w „interakcje” z innymi ambasadami, pobierając opłaty za akty stowarzyszeniowe. Zarabiał oferując „usługi” – stanowiska, umowy, a nawet pracę za granicą, wszystko w zamian za sowite opłaty.
Ambasadę „uwiarygadniały” luksusowe samochody z tablicami dyplomatycznymi, pieczęcie wielu krajów, flagi państw świata. Policja odzyskała sfałszowane fotografie Jaina z światowymi przywódcami, których rzekomo znał. Znaleziono ponad 30 pieczęci różnych ministerstw spraw zagranicznych, w tym indyjskiego.
Fałszerz współpracuje z nieistniejącymi państwami
Choć jego „ambasada” posiadała wszystkie znamiona autentyczności cała działalność była precyzyjnie skonstruowanym oszustwem. W kręgu jego „dyplomatycznych” kontaktów znalazły się między innymi: Westarctica, Seborga, Paulovia oraz Ladonia – podmioty określane jako mikronacje. Są to twory deklarujące suwerenność, choć nieuznawane przez społeczność międzynarodową. Zazwyczaj nie stanowią zagrożenia – ich istnienie opiera się na symbolice, aktywności internetowej i wyobraźni ich założycieli.
Seborga to wieś we włoskim regionie Liguria, która od lat uznaje się za niezależne księstwo, mimo że formalnie pozostaje częścią Republiki Włoskiej. Westarctica rości sobie prawa do niezagospodarowanego terytorium Antarktydy – pomiędzy 60°S a 90°–150°W. Posiada własną flagę, „księcia” Travisa, w Wikipedii widnieje jako drużyna piłki nożnej i symboliczne instytucje. Z kolei Ladonia, choć formalnie znajduje się w granicach Szwecji, twierdzi, że nie ma ściśle określonego terytorium, a jej granice są konceptualne.
Mimo realistycznych zdjęć, starannej aranżacji „ambasady” oraz deklarowanej współpracy z innymi państwami, podmioty, z którymi działał Harshvardhan Jain, były najmniej rzeczywiste w całej jego sfałszowanej konstrukcji. Ogłaszał się ambasadorem i doradcą bytów, które istniały głównie w wyobraźni i dokumentach edytowanych w Wordzie. Harshvardhan Jaina bawił się w dyplomacje tak długo, bo historia się zgadzała a granice istniały dla niego wyłącznie w głowie. Być może gdyby nie został zatrzymany, do listy „sojuszników” wkrótce dołączyłaby Nibylandia zaraz obok Seborga i Paulovi.
Polski odpowiednik?
Choć przypadek Jaina może wydawać się odległy i trudny do wyobrażenia, polska historia zna podobne incydenty. W czasach PRL-u Czesław Śliwa (vel Silberstein) przez lata udawał austriackiego konsula, podszywał się pod wysoko postawione osoby i skutecznie oszukiwał zarówno instytucje państwowe, jak i zwykłych obywateli. Jego działalność stała się inspiracją do filmu Konsul.
Iluzja statusu
Brytyjski "Guardian" informuje, że jak dotąd redakcji nie udało się skontaktować z Jainem ani jego prawnikiem. Nie jest jasne, jaka kara grozi 47-latkowi. Sushil Ghule, nadinspektor lokalnej policji cytowany przez New York Times, podkreślił, że podejrzany potrafił stworzyć przekonującą „aurę” ważnej postaci:
„Niewytrenowane oko uwierzy w to, co widzi. Bez znajomości mechanizmów dyplomacji, przeciętny obywatel nie miał szans zorientować się, że to oszustwo”.
W tym przypadku wystarczyło kilka flag, pieczęci, oficjalnych nazw i zdjęć by stworzyć pozory władzy. Harshvardhan Jain zbudował fałszywy wycinek rzeczywistości i przez lata nikt nie zorientował się.