Nowa kolekcja jesienna AW 25 została sfotografowana w gorącym, kalifornijskim klimacie Los Angeles przez Marta Alasa. Kadry imitują estetykę YSL – surową, bezpretensjonalną, a jednocześnie głęboko sensualną. Widzimy Moss w ujęciu za kierownicą, nonszalancko owiniętą futrem, z klasyczną torebką Loulou w kolorze burgundowym. Następnie pojawiają się solowe czarno-białe kadry Sevigny w basenie, kolejne zdjęcia z Moss na łóżku, aż wreszcie – wspólne ujęcia obu kobiet, owiniętych jednym ogromnym czarnym, męskim płaszczem na plaży. W bardziej intymnej, kobiecej wersji podziwiamy je razem w basenie. Do jednego z kadrów dołącza również Frankie Rayder.
Kampania zatytułowana Velvet Heat dopełniona jest krótkim filmem z poematem autorstwa Merta Alasa, wypowiedzianym przez Kate Moss. Słowa brzmią jak szept z przeszłości – nadają nostalgiczną, wakacyjną aurę. Jak większość kampanii YSL, ta również jest osobista, intymna, zmysłowa i, co najważniejsze, ponadczasowa. Czarno-białe ujęcia, surowy materiał filmowy i bliskie kadry sprawiają, że widz czuje się, jakby zaglądał do osobistego pamiętnika Moss. Jakby modelka dzieliła się czymś intymnym – emocjami, z którymi naprawdę można się utożsamić. Prawie jak wspomnienie z młodych, beztroskich lat i jednocześnie subtelne uświadomienie sobie, jak wiele już za nami.
„Przebiegłam przez miasta, które zapomniały mojego imienia / I zostawiłam odciski palców w miejscach, których nigdy nie znajdziesz”, mówi głos Kate.
Kampania YSL to pierwsze tak bliskie spotkanie tych dwóch wyjątkowych kobiet. W latach 90 mogliśmy podziwiać je razem na wybiegu Miu Miu, ale nigdy wcześniej nie pojawiły się wspólnie na zdjęciach kampanijnych. Dla fanów mody i estetyki tamtej dekady to czysta poezja – bo kto, jeśli nie one, lepiej definiuje klimat lat 90.?
Odniesienia do poprzednich dekad i archiwalnych projektów stały się dziś modowym standardem. Sięganie do historycznych sylwetek i reinterpretowanie ikon stylu minionego stulecia to powszechna praktyka współczesnych projektantów.
Idealnym przykładem była debiutancka kolekcja Glenn'a Martensa dla Maison Margiela, w której wyraźnie nawiązywał do dziedzictwa samego Martina Margieli – zarówno w formie, jak i dekonstrukcyjnej estetyce. Podobnie głośnym momentem ostatnich tygodni stał się debiut Jonathana Andersona w roli dyrektora kreatywnego Diora, który również sięgnął do archiwów domu mody, reinterpretując klasyczny nowy look we współczesnym świetle.
Nie sposób pominąć też jednego z najbardziej ikonicznych archiwalnych powrotów: pokaz Donatelli Versace na sezon wiosna/lato 2018, który był hołdem dla dziedzictwa Gianniego Versace. Wówczas na wybieg powróciły legendarne sukienki z czerwonych dywanów lat 90, a finał z udziałem supermodelek stał się viralowym momentem w historii mody.
Ten sam trop archiwalnego trybutu pojawia się również w najnowszej kampanii YSL autorstwa Anthony’ego Vaccarello. Projektant odtworzył kwiatowy motyw z sukienki Kate Moss sprzed dekady, nadając mu subtelniejszy, bardziej minimalistyczny charakter. To kolejny dowód na to, że moda nie tylko wraca – ale też nadaje nowy sens temu, co już kiedyś było ikoniczne.