Advertisement

Angel Olsen: „Bycie w żałobie jest jak lustro dla twojej własnej śmiertelności" [wywiad]

Autor: Monika Kurek
23-07-2022
Angel Olsen: „Bycie w żałobie jest jak lustro dla twojej własnej śmiertelności" [wywiad]
Na początku czerwca ukazało się wydawnictwo „Big Time", czyli szósty, najbardziej osobisty album w karierze Angel Olsen. Już 6 października 2022 roku artystka zagra w warszawskim Palladium.
Premiera debiutanckiego krążka Angel Olsen miała miejsce w 2012 roku, lecz komercyjny sukces przyszedł dopiero wraz z wydaniem przełomowego „Burn Your Fire for No Witness". Powiększająca się baza fanów, dziesiątki koncertów na całym świecie i występ w „Late Show with David Letterman". Jak się później okazało, był to dopiero początek.
Dziś Angel Olsen uchodzi za wybitną singer-songwriterkę oraz czołową postać światowej alternatywy. Jej szósty album „Big Time" poruszył słuchaczy oraz zdobył uznanie krytyków. „Angel Olsen eksploruje swoje inspiracje country na ciepłym i świadomym albumie, którego narracja łączy miłość, żałobę, przeszłość i teraźniejszość" – napisała Jenn Pelly, dziennikarka portalu Pitchfork, która wystawiła albumowi „Big Time" ocenę 8.1 na 10.

Mały, wielki czas

Olsen zatytułowała swój nowy album „Big Time", co można interpretować różnie. Wielki czas, czyli jaki? Na pewno ważny i znaczący; taki, który wywraca wszystko do góry nogami. W zeszłym roku 35-letnia artystka dokonała coming outu przed swoimi rodzicami. Trzy dni później odszedł jej ojciec, a krótko po tym matka. Trzy tygodnie po pogrzebie matki poleciała samolotem do L.A i zaszyła się w Kanionie Topanga, gdzie przekuła swoje emocje w muzykę.
Co jednak ciekawe, wszystko zaczęło się od piosenki „All the Good Times", którą Olsen napisała podczas trasy koncertowej na przełomie 2017 i 2018 roku. Początkowo chciała go podarować jakiemuś artyście coutry, takiemu jak np. Sturgill Simpson. „Dużo mówiłam o odejściu moich rodziców i tego typu rzeczach, ale ten album jest o wielu rzeczach. O stracie, złamanym sercu, poszukiwaniu prawdy" – mówi mi Angel podczas rozmowy na Zoomie.
Na przykład utwór „Go Home" opowiada o „chęci bycia szczerym wobec ludzi".
– Żyjąc życiem muzyka dużo trudniej jest mi złapać kontakt z ludźmi. W tym momencie nie czuję się aż tak odizolowana, ale były czasy, gdy pracowałam bardzo ciężko, a ludzie myśleli: „Angel na pewno ma się świetnie. Ma fanów”. Problem polega na tym, że kiedy z kimś się umawiasz, to musisz pamiętać o tym, że na pewno już cię zgooglował. Nie możesz zachować anonimowości, jeśli na co dzień starasz się nie być anonimowana. Czasem bywa to dla mnie trudne. Może uda mi się znaleźć miłość mojego życia, kiedy będę miała 57 lat, śmieje się Angel.
Tytuł albumu można interpretować również w kontekście czasów, w których przyszło nam żyć. Dziwnych, trudnych i nieprzewidywalnych czasów. Kryzys klimatyczny, rządy Johnsona w UK i rządy Trumpa w USA, pandemia, wojna w Ukrainie, uchylenia orzeczenia Roe vs. Wade w sprawie aborcji przez amerykański Sąd Najwyższy...
Pytam Angel, jak odnajduje się w tej rzeczywistości.
– Millenialsi doświadczyli tylu wojen, tylu głupot... Budzisz się i znowu się coś dzieje. Trudno jest nie czuć złości, przytłoczenia i otępienia. Jest tyle rzeczy, z którymi musimy sobie radzić. Na przykład, co się dzieje w Japonii? Trudno jest nadążyć za tym, co się dzieje. Myślałam dzisiaj o dniu, w którym zastrzelono Kennedy'ego. Wydawało się, że świat się zatrzymał, ponieważ jedynymi kanałami informacjami były radio, telewizja i prasa. Gdy nie było przestrzeni na wygłaszanie opinii ani zalewających nas zewsząd informacji, to ludzie potrafili się zatrzymać i zastanowić się przez chwilę. Musieli zmierzyć się z tym, że stało się coś złego. Obecna rzeczywistość przypomina film i wydarzenia nie wpływają na ludzi w ten sposób, co kiedyś, odpowiada.
Jej zdaniem pandemia zmieniła sposób naszego myślenia.
– Mam wrażenie, że pandemia sprowokowała ludzi do wyjścia na ulice i powiedzenia: „Hej, jesteśmy wściekli”. Pomyślałam sobie: „Wow, okej. Super”. Teraz ludzie wrócili do pracy i pokazują, że im zależy. Próbują robić coś innego. To syzyfowa praca, co może być frustrujące. Wszyscy byli bardzo podekscytowani tym, że Trump stracił stanowisko, ale nikt nie pomyślał o tym, aby pozbyć się jego współpracowników. Teraz musimy sobie z tym jakoś poradzić, a to, co dzieje się w Ameryce ma wpływ na resztę świata. Nie możemy mówić: „Patrzcie, jesteśmy przywódcami świata". Oczy świata są zwrócone na Amerykę i to co się tutaj dzieje ma wpływ na światowych przywódców, którzy czerpią inspirację ze skrajnej prawicy. To przerażające. Więc tak, zdecydowanie jest to wielki czas, dodaje.
Natłok wydarzeń i informacji często sprawia, że czuje się przytłoczona. Wówczas szuka ukojenia w naturze. „Między innymi dlatego mieszkam tu, gdzie mieszkam [w Asheville w Północnej Karoline - przyp. red.]. Natura jest wieczna. Ona zawsze bardzo mi pomaga, zwłaszcza, gdy podróżuję. Znajduję park, siadam na ziemi i jestem na łonie natury. Kiedy jestem w domu, to często chodzę po górach. Jeżdżę bez celu po mieście, chodzę nad rzekę i wpatruję się w wodę. Bardzo mi to pomaga. Może brzmię głupio, ale bardzo mnie to uspokaja" – wyjaśnia Angel, na co przytakuję.
Zauważam, że natura przypomina nam o tym, że istnieje coś większego niż my sami. „Te cholerne góry będą tutaj, gdy umrę" – śmieje się, po czym dodaje: „A my, ludzie, myślimy sobie, że jesteśmy nieśmiertelni. To strasznie dziwne".
Dopytuję, czy często myśli o własnej śmiertelności.
– Tak się składa, że często o tym myślę. Bycie w żałobie jest jak lustro dla twojej własnej śmiertelności. Czuję, że nie mam teraz nic do stracenia, bo to już się stało. Równie dobrze mogę więc powiedzieć to, co chcę powiedzieć i zapytać o to, o co chce zapytać. Chcę robić wszystko w swoim czasie, bo jest on dla mnie bardzo cenny. Nie chcę znieczulać się, by spędzać czas z grupą ludzi, na których mi nie zależy. Kiedy podniesiesz zasłonę, przestajesz się przejmować wszystkim tak, jak kiedyś. Jednocześnie łączy się to jednak z dużo większą samotnością, ponieważ inni w tym czasie próbują zrozumieć, kim są i skupiają się na rozpraszaczach. Ja potrzebuję od ludzi czegoś więcej i jeśli nie są w stanie mi tego dać, to nie chcę od nich niczego –, przyznaje Angel.
Albumowi „Big Time" towarzyszy surrealistyczny film krótkometrażowy w reżyserii Kimberly Stuckwisch i Olsen, który mierzy się z pytaniem: „Do czego musi posunąć się człowiek, aby pogodzić się z przeszłością, wyjść z ciemności i zaakceptować swoje prawdziwa ja?". Po śmierci matki Olsen miała bardzo realistyczne sny na temat podróży w czasie i to właśnie one zainspirowały ją do do nakręcenia tego filmu. Pomyślała, że mogłaby wykorzystać fabułę jednego ze snów do przedstawienia historii, którą opowiada w swoich piosenkach. W filmie możemy zresztą także usłyszeć fragmenty starych wiadomości z poczty głosowej, które zostawiała jej matka.
„Choć większość scen bazuje na scenariuszu, najprawdopodobniej jest to najbardziej osobiste dzieło w mojej karierze. To hołd dla mojej matki. Żałuję, że nie ma jej tutaj i nie może posłuchać tego albumu, bo coś mi mówi, że naprawdę by jej się spodobał" – przekazała Olsen w oficjalnym komunikacie prasowym.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement