„Apokawixa"pod względem czysto warsztatowym, wypada w najlepszym wypadku słabo. To film nieumiejętnie napisany i nie trzeba mieć rozeznania na polu kina gatunku, by wyczuć, że coś z tą historią jest nie tak. Na papierze fabuła prezentuje się bardzo lakonicznie, skupiając się na ekipie nowobogackiej, warszawskiej młodzieży, która próbuje wyjść naprzeciw pandemicznej rzeczywistości, organizując melanż życia w nadmorskim dworku należącym do głównego bohatera.
Zapomnijcie o jakimkolwiek zniuansowaniu ekranowych postaci, bo te scharakteryzowane są wyłącznie przez swoje stereotypy. Mamy zatem Mikołaja Kubackiego w roli Kamila, chłopaka z zaburzeniami, nieco zepsutego przez kapitalistyczny imperatyw swojego ojca. Powiedzieć o nim cokolwiek więcej jest ciężko, bo chłopak, jak i reszta postaci, nie przechodzi podczas całego filmu żadnej drogi. Jeśli na początku był on irytującym gościem z bogatym tatusiem, to przed napisami końcowymi mamy wrażenie, że taki pozostał.
O reszcie postaci pisać jest równie trudno, bo większość jest tutaj tylko po to, aby rzucić w widza jakimś wyświechtanym frazesem i zniknąć z ekranu w jakiś pozbawiony nawet pokrętnej, filmowej logiki sposób. Absurdalny jest wątek wspomnianego ojca głównego bohatera, granego tutaj przez wyraźnie zblazowanego Tomasza Kota, który na pewnym etapie filmu przylatuje swoim helikopterem w środek całego zamieszania z żywymi trupami, by dosłownie zostać od razu pożartym. I uwierzcie mi, takich kwiatków jest tutaj o wiele więcej.

Młody Żuławski robi w swoim najnowszym filmie to, co bardzo irytowało mnie w jego poprzednim dziele, „Mowie Ptaków". Mam straszny problem z takim tabloidowym podejściem do ważnych dla tego świata problemów, które przemacerowane przez niskich lotów żarty i wszechobecne stereotypy nie wybrzmiewają tak, jak powinny, co więcej popadając w niezamierzoną śmieszność. „Apokawixa" stara się mówić coś o ekologii, o kapitalizmie czy kondycji dzisiejszej młodzieży, ale wychodzi jej to bardzo pokracznie. Xawery jest więc trochę jak ten boomer z internetowych memów, gość, który bardzo chce operować językiem młodych ludzi, ale nie specjalnie ma do tego warsztat.
Jeśli jednak obedrzemy film z całej tej zaangażowanej otoczki, oczekiwać powinniśmy rozrywkowego horroru o zombie, podlanego dużą warstwą czarnego humoru. Tutaj znów muszę skarcić „Apokawixę", ponieważ wedle wielu recenzji, które czytałem, produkcja ta jest zaskakująco nudna. Fabuła ciągnie się w nieskończoność, skacząc po ogranych tropach i często mocno żenujących postaciach. My, Polacy, chyba nigdy nie wyjdziemy mentalnie z blokowiska i ortalionowego dresu, skoro tego typu humor definiuje 90% rodzimych produkcji rozrywkowych.
Bije z tej recenzji pełen fatalizm, ale uważam, że „Apokawixa" jest filmem zwyczajnie nieudanym. Poszukajmy zatem kawałka świeżego mięsa w tym metaforycznym, gnijącym trupie. Młodzi aktorzy radzą sobie całkiem nieźle, wyciągając z tych banalnie napisanych postaci, co tylko się da. Aktorki i aktorzy tacy, jak Natalia Pitry, Mikołaj Matczak czy Waleria Gorobets dobrze rokują na przyszłość, stojąc w opozycji do takiego Sebastiana Fabijańskiego, którego rolę tutaj najlepiej określić jakże modnym ostatnio słowem „cringe".

Kończę ten tekst szczerą przestrogą, ten melanż kosztować Was będzie cenę biletu i dwie godziny cennego życia. A jeśli macie w planach zasilenie swojego halloweenowego seansu filmem młodego Żuławskiego, to odpuście sobie, grozy nie znajdziemy tutaj w ogóle, a stojące za marketingiem żywe trupy pojawiają się tutaj w ilości (heh) szczątkowej. Naprawdę lepiej po raz kolejny wybrać coś z filmografii jego ojca, niż oglądać coś, co określiłbym słowami „Patryk Vega kręci film o zombie, tylko ma ułamek budżetu swoich poprzednich filmów".