Leo budzi się rano na ławce lub w miejscu, w którym zeszłej nocy skończył imprezę. Obmywa się w pierwszym-lepszym źródle wody, bez względu na to, czy jest nim kałuża, fontanna czy też szalet miejski. Kradnie coś do jedzenia, po czym udaje się do oddalonego o kilka kilometrów od wieży Eiffla Lasku Bolońskiego, gdzie zdobywa klientów. Samotne godziny spędza na podsycaniu uzależnienia od narkotyków i alkoholu. Na koniec dnia lub nocy - które zlewają mu się w jedno - wraca na ławkę, gdzie znów zasypia. Nie martwi się domem, rodziną, ani telefonem, których po prostu nie ma, a pisanie i czytanie stanowią dla niego duży problem. Na pierwszy rzut oka, „Sauvage” to do bólu stereotypowy obraz prostytutki oraz homoseksualisty, pozbawionego moralnych zasad, żyjącego na marginesie społeczeństwa jak dzikus. Na czym polega więc wyjątkowość debiutu Camille'a Vidala-Naqueta?
Odstraszający włóczęga, odjeżdżający z klientami spotkanymi w płucach Paryża, już od dawna znajduje się na marginesie, ale z własnej woli. Nie zmusiła go do tego sytuacja finansowa czy też pochodzenie. Ma styczność z ludźmi społecznie akceptowanymi, posiadającymi własne mieszkania, ale nie chce być jednym z nich. Nawet inni żigolacy – w tym jego przyjaciel Ahd – twierdzą, że nie można tak żyć przez cały czas i wreszcie trzeba się ustatkować; zmienić profesję lub znaleźć bogatego mężczyznę, który zgodzi się ich utrzymywać. Leo to w ogóle nie przekonuje. Jedyna wartość, jaką wyznaje to empatia. Jego postawa staje się buntem przeciwko konsumpcjonizmowi i chęci posiadania władzy, które dostrzega wśród odbiorców swoich usług – ludzi, którzy uważają się za lepszych.
Zachowanie Leo może wydawać się zarówno ekstremalne, jak i naiwne. Dwudziestodwuletni chłopak spełnia wszystkie zachcianki swoich klientów. Od intymnych aż po te najbardziej masochistyczne. Często w zamian spotyka się z pogardą, a nawet przemocą. Część widzów w Cannes zbulwersowały sceny brutalnego seksu. Bohater nie odmawia samotnym, podstarzałym mężczyznom, ani inwalidom. Mimo dzielących ich ogromnych różnic, mają coś wspólnego – potrzebę czułości, choćby chwilowej. W takich momentach poznajemy Leo jako człowieka o ogromnej empatii, dużo większej, niż u wielu „porządnych, szanujących się” obywateli.
Ahd, będący kompletnym przeciwieństwem Leo – stanowczy, brutalny i pragmatyczny – jest także obiektem nieodwzajemnionej miłości bohatera. Kiedy nadarza się okazja na lepsze życie pod opieką dobrze usytuowanego mężczyzny, wykorzystuje ją bez wahania i sentymentów, zrywając z przeszłością, w tym także z Leo. Głównemu bohaterowi brakuje takiego instynktu samozachowawczego. Kiedy wreszcie sam ma szansę znacznie poprawić swoje życie, odrzuca pomoc i wybiera bunt. Woli żyć jako wyrzutek w ekstremalnych warunkach, ale na własnych zasadach, niż poddać się temu, w co nigdy nie wierzył.
„Sauvage” to aktorski popis Felixa Maritauda („120 uderzeń serca” Robin Campillo), który zanurza się w swojej postaci i doskonale oddaje desperację oraz rozpacz bohatera. Za swoją grę otrzymał w Cannes nagrodę dla wschodzącej gwiazdy.
Film Camille'a Vidala-Naqueta to bardzo szorstkie i momentami brutalne kino, ale odbieranie go powierzchownie jest dużym błędem. Francuski reżyser opiera swoje dzieło na wielu przeciwieństwach. Sytuacje, które mogłyby dziać się w najbiedniejszych dzielnicach i przedmieściach, mają miejsce tuż obok wieży Eiffla. Postać, którą omijalibyśmy szerokim łukiem, idąc przez park, okazuje się mieć więcej empatii i zrozumienia dla ludzi, niż klasa średnia wyższa. Wreszcie – jak człowiek, który się prostytuuje i z własnej woli decyduje się na życie wyrzutka społeczeństwa, może czuć się wolny?
Od 31 maja „Sauvage” można oglądać w polskich kinach.