K MAG: Często uciekasz z miasta? Dlaczego?
Bartłomiej Kraciuk: Mieszkam w Warszawie z wyboru. Wcześniej przez kilka lat był to Nowy Jork. Duża ilość bodźców zdecydowanie dobrze wpływa na moją kreatywność, dlatego nadal tu jestem. Ale miasto jest jak narkotyk. W zbyt dużych dawkach wyniszcza i zaczyna męczyć, zamiast stymulować. Dlatego regularnie robię sobie wakacje, raz małe, raz duże.
Dokąd najchętniej? Masz swoje ulubione miejsca?
Tak, mamy rodzinny wakacyjny domek ukryty w wąwozie nad jeziorem. To miejsce magiczne, więc niczego więcej nie chcę ujawniać. Ogólnie Polska jest dla mnie świetną destynacją do regenerujących ucieczek. Jak własną kieszeń znam te krajobrazy, język, ludzi, więc mogę wyciszyć funkcję poznawczą mózgu i skupić się na przygodzie. Nawet jednodniowy wypad na spływ kajakiem po którejś z rzek może całkowicie odświeżyć umysł. Na zawsze w mojej pamięci pozostanie też oniryczny spływ tratwą po Biebrzy.
Jak znajdujesz na to czas? Jesteś zaangażowany w projekty takie jak Bookworm Cabin, Grupa Warszawa, czy produkujące filmy MD4 i robisz wiele innych rzeczy.
Staram się robić tylko to, co sprawia mi prawdziwą przyjemność. Nie wszystkie projekty angażują mnie też równomiernie. Układam swoją pracę tak, by być zadowolonym z tego, na co poświęcam czas. W tej chwili zdecydowanie bliżej mi do życia z siekierą w lesie, niż do siedzenia przy biurku. Stąd też po części wziął się pomysł na Bookworm Cabin, czyli chatkę do wynajęcia przeznaczoną do czytania i odcięcia się od zgiełku miasta. Uwielbiam takie ucieczki, więc chcę dać też taką możliwość innym.
Odłączasz się wtedy od świata zupełnie? Jeśli tak, to czy łatwo ci się rozstać na jakiś czas z telefonem/komputerem?
Wyjeżdżam tylko wtedy, kiedy wiem, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Przy odpowiedniej determinacji nie jest to wcale takie trudne. Zresztą nauczyłem się na własnej skórze, jak bardzo zmienia to komfort odpoczynku. Jeśli wiem, że moje obowiązki mogą bezpiecznie poczekać, odprężam się sto razy bardziej. Parę razy w roku zdarzają mi się też wyjazdy kilkutygodniowe i jakoś świat się nie wali, kiedy mnie nie ma. Wszystko jest kwestią dobrej organizacji, ale też wybrania odpowiedniego momentu.
Uciekanie od zgiełku stało się chyba wręcz Twoją misją? Chcesz przecież do tego skłonić innych w swojej „chatce do czytania”.
Tak! [śmiech]. Paradoksalnie, tworzenie chatki do odpoczynku wymaga to ode mnie mnóstwa pracy. Ale cieszę się, że dzięki temu ludzie będą mogli się tam zresetować i uspokoić. W moim życiu balans między pracą a odpoczynkiem jest dość dobrze ugruntowany, jednak dla niektórych taka możliwość oderwania się od codzienności może być zbawienna. Być może ktoś spojrzy o poranku na ten dziewiczy widok z okna i postanowi całkowicie zmienić swoje życie. A jeśli nie, to przynajmniej będzie tam można wreszcie w spokoju dokończyć czytanie książki.
Gdy wracasz po dłuższym odpoczynku, łatwo Ci wejść w rytm pracy?
Dużo pracuję, ale robię to, co kocham, więc sprawia mi to równie dużą przyjemność, jak odpoczynek. Staram się skupiać na tym, co jest tu i teraz i poświęcać temu w pełni. Dlatego gdy pracuję, trudno mnie od tego oderwać. Z kolei gdy już odpoczywam, wszystko inne może poczekać.