"Jestem Ted" - mówi przystojny brunet do głównej bohaterki Liz (Lilly Collins). Stoją obok szafy grającej, dookoła młodzi ludzie piją alkohol, a oni głęboko patrzą sobie w oczy. Jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Ted (Zac Efron) wraca z nią do domu i od tego czasu są nierozłączni. Nie przeszkadza mu córeczka Liz, którą ta wychowuje samodzielnie. Jest wyrozumiały, zabawny a gdy Liz patrzy w jego ciepłe, brązowe oczy, czuje się jak najpiękniejsza dziewczyna na całym świecie. Sielankę przerywa aresztowanie Teda. Chociaż opis policyjny się zgadza, Liz jest przekonana, że to zbieg okoliczności. Dowody się piętrzą, a kolejne stany zgłaszają zaginięcia dziewczyn pasujących do wzorca. To wystawia miłość Liz i Teda na próbę. Oskarżenia przybierają na sile i wszystko zmierza do procesu sądowego. Ted pozostaje wierny swojej wersji wydarzeń: jest niewinny. Liz jeszcze nie wie, że będzie to proces, na który zwrócą się oczy całej Ameryki. Media zostają dopuszczone do sali sądowej, a Ted odnajduje się znakomicie w roli głównej gwiazdy. Decyduje się pełnić rolę własnego prawnika. Liz musi podjąć decyzję, czy będzie towarzyszyć Tedowi do samego końca, czy też postawi na siebie i swoje zdrowie psychiczne, które z każdym dniem trwania procesu ma się coraz gorzej.
Chociaż "Podły, okrutny, zły" jest poświęcony Bundy'emu, to akcję poznajemy przede wszystkim z perspektywy Liz. To powoduje, że w trakcie seansu łatwo zapomnieć o tym, że oglądamy historię wielokrotnego mordercy, gwałciciela i nekrofila.
Film nie szuka genezy zła w Tedzie Bundym. Nie wiemy nic o jego rodzicach, przeszłości, edukacji. Parę razy pada wzmianka o nieukończeniu przez niego studiów prawniczych (stąd zresztą decyzja o samodzielnej obronie podczas procesu). Otrzymujemy za to dynamiczny obraz manipulacji oraz przemocy psychicznej.
W dużej mierze to zasługa aktorów. Patrząc na Lilly Collins, widzimy zaślepioną miłością kobietę, która gdzieś po drodze zgubiła siebie. Na uznanie zasługuje sędzia Edward Cowart, grany przez Johna Malkovicha. Jego potyczki słowne z oskarżonym sprawnie napędzają warstwę humorystyczną filmu. Cowart pozwala Bundy'emu na przekształcenie rozprawy w teatr jednego aktora. Traktuje go pobłażliwie, niczym ojciec doskonale znający zakończenie tej historii. Największą gwiazdą jest oczywiście Zac Efron. Nie można od niego oderwać wzroku, gra swoją postać w sposób brawurowy i bezkompromisowy.
Efron jako Bundy uwodzi widza. Niemal kibicujemy mu podczas ucieczki, kiedy w tle gra głośna, skoczna muzyka, a on skacze z okna sądu. Pamietajmy jednak, że romantyzowanie psychopatów jest złe. Po premierze dokumentu o mordercy (wyreżyserowanego również przez Berlingera) Netflix zaapelował aby ludzie przestali nazywać Teda Bundy'ego "gorącym": "W naszym serwisie są tysiące gorących mężczyzn i prawie żaden nie jest skazany za wielokrotne morderstwo".
"Podły, okrutny, zły" pokazuje reakcje społeczeństwa na proces sądowy: "Nie wygląda jak ktoś, kto mógłby to zrobić" - mówi do kamery młoda dziewczyna. Znajdujące się na sali nastolatki patrzą na niego z pożądaniem, choć przed chwilą prokuratura zaprezentowała zgromadzonym dowód, że ślady zębów tego mężczyzny widnieją na pośladku martwej dziewczyny.
Podczas trwania postępowania Bundy zdołał wziąć ślub i zapłodnić jedną ze swoich fanek. Przebywając w więzieniu otrzymał setki listów miłosnych. I to nie jest pojedynczy przypadek. W więzieniu wziął ślub także Manson czy Mariusz Trynkiewicz. Celebrytyzacja zła to problem przynajmniej od czasów Bonnie i Clyde'a i nadal jest szkodliwym zjawiskiem obecnym w naszym społeczeństwie. Nie dajmy się uwieść i zwieść.
Mamy do rozdania 5 podwójnych zaproszeń na przedpremierowy pokaz filmu „Podły, okrutny, zły” w poniedziałek 13 maja o godz. 20:30 w warszawskim kinie Atlantic (ul. Chmielna 33). Aby zdobyć jedno z nich, należy wysłać maila na adres redakcja@kmag.pl. W tytule wiadomości prosimy wpisać nazwę filmu. Nie zapomnijcie o podaniu swojego imienia i nazwiska. Zaproszenie otrzyma 5 pierwszych osób.