Co łączy Wybickiego i Manieczki? Rozmawiamy z twórcami filmu „Rave” – Dawidem Nickelem i Łukaszem Rondudą
Autor: Monika Kurek
10-05-2024


W ramach 21. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity swoją premierę ma film „Rave” w reżyserii Dawida Nickela („Ostatni Komers”, „Bring Back Alice”) oraz Łukasza Rondudy („Wszystkie nasze strachy”).
„Rave” opowiada o muzyce techno i kulturze rave w Polsce. Przewodnikiem po tym świecie jest dwójka młodych rejwerów z pokolenia Z: Marysia i Janusz oraz Marcello Zamenhoff, performer i jeden z pionierów techno w naszym kraju. Młodzi bohaterowie są zafascynowani modą na lata 90. XX wieku, ale posiadają też krytyczną świadomość naiwności oraz utopijności postulatów osób z pierwszego polskiego pokolenia techno. Film zderza współczesność z unikalnymi archiwami polskich imprez sprzed 30 lat, reprezentującymi konflikt pomiędzy miejską, artystyczną kulturą rejwową a wiejskmi imprezami techno spod znaku klubu Ekwador w Manieczkach.
Pełną listę pokazów „Rave” w ramach Millennium Docs Against Gravity znajdziecie TUTAJ. Przed premierą Dawid Nickel i Łukasz Ronduda znaleźli chwilę, aby z nami porozmawiać. O klasizmie, stereotypie polskiego wixiarza oraz roli techno w rewolucji technologicznej.
Co Wybicki ma wspólnego z Manieczkami?
Skąd w ogóle wziął się pomysł na ten film?
ŁR: Narodził się kilka lat temu, gdy kultura techno miała swoją drugą falę popularności i powstawały nowe imprezy takie jak Wixapol. Przygotowałem wtedy wspólnie z Zofią Krawiec wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej „140 uderzeń na minutę”, która odgrywała rolę mostu pomiędzy tymi dwoma czasami: pionierskim okresem techno lat 90. i czasami dzisiejszymi. Na wystawie prace Gregora Różańskiego o Manieczkach zderzały się z artystami tworzącymi w latach 90.
DN: Łukasz zaprosił mnie do współpracy w 2018 roku, bo poczuł, że oboje jesteśmy tak samo zajarani kulturą rave. Jak zobaczyłem zebrane przez niego materiały archiwalne, to wiedziałem, że mamy coś naprawdę unikatowego. Czułem, że w końcu możemy opowiedzieć o kulturze, o której się nie opowiada, choć przyglądamy się disco polo, metalowi czy punkowi. Ja sam wychowałem w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie były liczne lokalne dyskoteki. Pokazuję to w „Ostatnim Komersie”. „Rave” odkrywa małomiasteczkowe techno – Ekwador, Manieczki. Tak naprawdę od 2018 roku szukaliśmy dobrego sposobu, aby opowiedzieć o tej kulturze i to nie było wcale takie proste, jak się wydaje.

Co było dla was najtrudniejsze podczas pracy nad nim?
DN: Najtrudniejszy był montaż, czyli połączenie wszystkich elementów w jedną całość. Z jednej strony mieliśmy dyski twarde z materiałami, które Łukasz pokazywał w MSN-ie, a z drugiej strony część obserwacyjną. Szukaliśmy bohaterów, więc po prostu pojechaliśmy z kamerą na Wixapol do Łodzi. Poznaliśmy ludzi, którzy wzięli nas na after i zgodzili się, abyśmy kręcili. Osiem osób siedzi w kółku, rozmawia, wszyscy niewyobrażalnie zmęczeni. Nakręciliśmy to, a potem zajęliśmy się swoimi rzeczami. Ja kręciłem serial, Łukasz – film. Dopiero po jakimś czasie odkopaliśmy ten after i posłuchaliśmy, co ci ludzi mówią. Najbardziej zaciekawiła nas Marysia, która opowiadała, że w latach 90. jej mama chodziła na rejwy, uczestniczyła w Paradzie Wolności. To był nasz punkt zaczepienia. Pojechaliśmy się z nią spotkać, a w międzyczasie zaczęliśmy rozmawiać z Januszem, który też tam był. Tak zaczęliśmy odkrywać świat naszych bohaterów. Nie mieliśmy scenariusza, który jest stałym elementem realizacji filmu fabularnego. Na bieżąco decydowaliśmy, co chcemy pokazać dalej. Na końcu usiedliśmy, przejrzeliśmy materiały i próbowaliśmy wybrać, co wejdzie do filmu. Było to dla nas bardzo emocjonujące.
Dla mnie, czyli dla kompletnego laika, bardzo ciekawy był wątek technologiczny. Pobieranie parametrów od osób wchodzących do klubu? Toż to czyste szaleństwo!
ŁR: To był okres, gdy technologia komputerowa dopiero zaczęła się pojawiać. Wynika to z tego, że muzyka techno nie jest muzyką instrumentalną. Nie jest humanistyczna, bo nie ma nikogo, kto by walił w bębny czy szarpał za druty. Poza tym pierwsi DJ-e chowali się za pseudonimami i konsoletami. Jest tylko maszyna, która poniekąd samoistnie tworzy muzykę. Wówczas szeroko dyskutowane było, czy muzykę techno można porównywać do muzyki tworzonej pod wpływem ludzkiego natchnienia. W tamtym okresie panowało przekonanie, że teraz musimy dogonić Zachód, być w Unii Europejskiej etc. To wszystko sprawiało, że techno było dość radykalne. Pierwsi artyści rave’owi byli pierwszymi osobami, które zajęły się badaniem technologi. Analizowali ją, eksperymentowali, podważali. Współcześnie nie poświęca się tyle refleksji technologii, choć jesteśmy od niej dużo bardziej uzależnieni.
DN: Chcieliśmy zrobić film dla każdego widza, czyli również takiego, który nic nie wie o rave’ach. Nasze zadanie polegało na tym, aby każdy mógł odkryć w tym jakiś piękny sens. Osoby związane z kulturą techno długo były odzierane z pomysłów i lekceważone. Mówiono, że to tylko muzyka i narkotyki, że nie niesie to żadnej wartości. A prawda jest taka, że w kulturze rave’owej jest to wyrażane w zupełnie inny sposób.
Planowałam o to zapytać. Czy od początku waszym zamiarem była walka ze stereotypowym wizerunkiem miłośnika techno?
ŁR: Staraliśmy się przedstawić ten temat z perspektywy społecznej i historycznej. Nasz film opowiada o ponad 30 latach i jest to poniekąd film o przemijaniu. O marzeniach, które się zestarzały. Z drugiej strony młode pokolenie sprawia, że ta idea dostała zupełnie nowe życie. Kiedyś mieliśmy z Dawidem pomysł, aby poprowadzić równocześnie historię młodych Marcello, Marysi i Janusza, pokazując, że choć dorastali w różnych okresach, niewiele się od siebie różnią. Po prostu młodzi idealiści wchodzący w techno. Myślę, że idee z lat 90. znacznie się zestarzały, głównie dlatego, że perspektywa ówczesnych artystów była ograniczona. Dziś perspektywa młodych ludzi jest horyzontalna, ale jednocześnie dbają oni o wartości wspólnotowe.
DN: Poruszasz kwestię stereotypu ludzi, którzy słuchają techno. Nasz kraj od zawsze był podzielony klasowo. Tak jak mówi Gregor, pokolenie przyjęło linię obronę, że niemiejskie techno to sodoma i gomora. Straszni ludzie w białych rękawiczkach i te sprawy. Gregor stworzył projekt Wixapol, który nie jest zwykłą imprezą, ale też projektem artystyczny, za którym stoją różne wartości. Jako odbiorca tych imprez obserwuję, że w dużych miastach ludzie się mieszają i nieważne, kto tam jest. Tym filmem chcemy odbudować obraz polskiego wixiarza. Wiadomo, Wixapol to jest jedno, ale w Warszawie i innych miastach funkcjonują różne imprezy techno, na których panuje różny klimat. Mam wrażenie, że jak wypuścimy ten film, to wielu odbiorców wysublimowanego techno będzie miało do nas pretensje, że przedstawiamy jedynie wycinek tej sceny. A my chcieliśmy opowiedzieć o czymś uniwersalnym, używając do tego twarzy wybranych przez nas ludzi.

Dawid Nickel i Łukasz Ronduda
ŁR: Nasz film jest rozpatrywany w kontekście ludowej historii Polski czy podziałów na wieś i miasto, ale tak naprawdę jest jedyną współczesną produkcją na ten temat. Akcja innych, takich jak „1670” czy „Kos”, dzieje się w przeszłości. My opowiadamy o tym, co jest tu i teraz. O średniej, liberalnej klasie uprzywilejowanej, która uważa się za postępową i jara się zwrotem ludowym czy też przepisywaniem pańszczyzny. Nasz film stawia przed nimi wyzwanie. Jeśli jesteście tacy super, to przyjdźcie do Manieczek. Bo dopiero w tym tkwi szansa na odbudowę społeczeństwa. My opowiadamy o klasizmie z perspektywy historycznej i o tym, jak społeczeństwo było podzielone. Dlatego teraz członku liberalnej klasy średniej, możesz zrobić więcej, aniżeli powtarzać, że pańszczyzna w XIX wieku była zła. Przejedź się na Wixapol, zrób coś.
Myślę, że dla wielu osób Wasz film będzie pigułką nowych informacji.
DN: Jak Łukasz opowiedział historię o Wybickim i Manieczkach, to nie mogłem uwierzyć. Wszyscy we wszechświecie są do tego stopnia połączeni, że w tak ważnym historycznie miejscu powstaje klub Manieczki. Niesamowite.
Co Wybicki ma wspólnego z Manieczkami? To hasło świetnie sprawdziłoby się na plakacie.
DN: Może to będzie tytuł tego wywiadu.
ŁR: Gen Z nie wie, kto to jest Wybicki. Co twórca hymnu polskiego ma wspólnego z Manieczkami?
W filmie wasi bohaterowie przytaczają hasła takie jak miłość czy poszanowanie drugiego człowieka. Nie są to pierwsze hasła, które kojarzą się z kulturą techno.
DN: To pierwsze hasła, które pojawiają się w mojej głowie, gdy myślę o kulturze rave. Tak było już w moich latach nastoletnich, spędzonych w szarym Kędzierzynie. Siedziałem sobie i myślałem, że podczas Parady Równości w Berlinie wszyscy są ubrani na kolorowo i dzielą marzenia o jedności. Techno zawsze było dla mnie muzyką równości. Nawet jak jeździłem na dyskoteki w okolicach Kędzierzyna, to zawsze opierały się one na tym, że jesteśmy wspólnotą. Oczywiście wówczas odczytywałem tę równość z perspektywy Dawida z Kędzierzyna, ale już wtedy techno było dla mnie jednoznaczne z równością. Jak później pojechałem do Katowic, to zacząłem obserwować to wszystko z humanistycznej perspektywy. Nowa muzyka i festiwale sprawiły, że odkryłem techno na nowo i zacząłem widzieć różnice.
Co chcielibyście, żeby ludzie wynieśli z seansu?
DN: Ten film nazywa się „Rave”, ale dla mnie jest to humanistyczny film o skłóconych ludziach, którzy powinni się pojednać i po prostu dobrze ze sobą bawić. Wiem, że moje słowa są utopijne i dla niektórych mogą brzmieć banalnie, ale chciałbym, żebyśmy my, Polacy, przestali się kłócić, bo jesteśmy krajem, który potrafi się pokłócić nawet o muzykę i nazwę. Jest to trochę przerażające. Chciałbym, aby widzowie wynieśli z tego, że jesteśmy równi i spotykamy się po to, aby dobrze się bawić. Oczywiście zabawa nie jest odpowiedzią na życie, ale dla mnie jest to film o konflikcie międzyludzkim.
ŁR: To też film o wzniesieniu się ponad wstyd i odnalezieniu wolności. Przekazem tego filmu jest to, abyśmy nie dawali się zawstydzać; nie próbowali kontrolować innych ludzi, a także nie używali kultury do tworzenia hierarchii i budowania przewagi nad innymi ludźmi. W sztuce powinno chodzić o wolność, równość, wartość dodatnią. I wydaje mi się, że ostatecznie udało nam się to uchwycić.
Zdecydowanie udaje. Myślę, że wiele osób przemyśli swoją opinię na temat dyskotek techno.
DN: To ważne, aby podkreślić, że nawet na polu muzycznym istnieje między ludźmi klasizm. Wstydzimy się mówić, czego słuchamy i co oglądamy, bo boimy się, że zostaniemy uznani za gorszych i poddani ocenie. Tego, że ktoś na nas krzywo spojrzy, bo chodzimy do Manieczek czy do takich, a nie innych klubów. Chciałbym, aby ten film odkorkował w ludziach te bariery. Bawmy się, słuchajmy muzyki techno, a nie kłóćmy się o to, które techno jest lepsze. W świecie muzyki elektronicznej klasizm jest tak zaawansowany, że wciąż istnieje podział na lepszą i gorszą muzykę.
ŁR: Nasz film uderza w fetysze inteligencji polskiej. Kiedyś sztuka miała prowadzić naród, a inteligencja tworzyła podział na sztukę wyższą, niższą, lepszą, gorszą. To były szalenie obsesyjne kategorie stworzone po to, aby dzielić ludzi. Dla mnie, jako osoby niegdyś pełniącej funkcję strażnika wszystkich tych podziałów, podejście bohaterów naszego filmu było uwalniające. Brak nadęcia przy tworzeniu i odbieraniu twórczości, skupienie na wspólnotowości i niewykorzystywanie kategorii smaku, aby dzielić ludzi na lepszych i gorszych.

kadr z filmu "Rave"
Polecane

Law Roach – to on stoi za najgłośniejszymi stylizacjami Zendayi

Jared Leto biega ulicami Krakowa – tego nikt się nie spodziewał

„Obsikane” jeansy hitem sieci. Ich cena jest kosmiczna, ale wyprzedały się

14 potężnych premier na platformach streamingowych w maju

Met Gala 2024: Igrzyska Śmierci w wersji live
Polecane

Law Roach – to on stoi za najgłośniejszymi stylizacjami Zendayi

Jared Leto biega ulicami Krakowa – tego nikt się nie spodziewał

„Obsikane” jeansy hitem sieci. Ich cena jest kosmiczna, ale wyprzedały się

14 potężnych premier na platformach streamingowych w maju


