Advertisement

Daria Zawiałow: „Mam słabość do różowych włosów”. Dwie odsłony artystki w naszej sesji okładkowej

08-04-2022
Daria Zawiałow: „Mam słabość do różowych włosów”. Dwie odsłony artystki w naszej sesji okładkowej
Karierę Darii Zawiałow śledzimy w K MAG-u od samego początku. Dowodem niech będzie pierwszy niewielki wywiad, który przeprowadziliśmy z nią przy okazji wydania debiutanckiego albumu „A kysz!”. Od tamtego czasu minęło kilka lat i dziś Daria jest już jedną z pierwszoplanowych postaci polskiego popu. W naszej rozmowie artystka opowiedziała nie tylko o swojej drodze do miejsca, w którym się znajduje, ale także o miłości do japońskiej popkultury, nieprzyjemnościach wynikających z bycia control freakiem oraz o tym, że niekoniecznie chciałaby żyć w świecie rodem z „Jetsonów”.

Przeczytaj takze

Zdradzamy fragment wywiadu z Darią Zawiałow, okładkową gwiazdą najnowszego numeru K MAG 108 „Oblivion”. Cały tekst i wszystkie zdjęcia znajdziecie w magazynie drukowanym.
Jesteś tajemnicza?
Jestem kimś innym na scenie i w domu. Prywatnie zdecydowanie nie nazwałabym się ekstrawertyczką i duszą towarzystwa. Naprawdę komfortowo czuję się tylko w gronie najbliższych, zaufanych ludzi. Lubię swoją samotność, melancholijność. Jeśli w ten sposób rozumiesz tajemniczość, to tak – jestem tajemnicza.
Obejrzałem i przeczytałem sporo rozmów z tobą, ale miałem wrażenie, że na ich podstawie w ogóle nie da się stwierdzić, jaka jesteś naprawdę.
Udzielanie wywiadów to część mojej pracy i lubię ją, ale rzeczywiście nie jestem typem życiowej ekshibicjonistki, która kocha się zwierzać. Nie robię tego w rozmowach ani w moich tekstach. Staram się chronić swoją prywatność i poglądy na wiele tematów. Lubię mieć część siebie, którą nie dzielę się publicznie. Taką moją przestrzeń.
W takim razie inaczej – uważasz się za buntowniczkę?
Na pewno byłam nią jako nastolatka. Szłam pod prąd, wszystko robiłam po swojemu. Różniłam się od rówieśników, byłam „alienem” w rodzinie. Szybko wyprowadziłam się z domu, w dodatku bardzo daleko. Miałam piętnaście lat, kiedy wyjechałam z Koszalina do Warszawy. Ale dziś? Nie wiem. Ważna jest dla mnie konsekwencja, a jeśli czegoś nie czuję, nie idę na kompromisy – taka postawa czasami wymaga, żeby się zbuntować. Tak było zwłaszcza na początku kariery, kiedy musiałam pilnować, żeby nie zrobiono ze mnie kogoś, kim nie jestem. Zdecydowanie jednak nie buntuję się tylko dla zasady.
Powiedziałaś kiedyś, że oznaką nastoletniego buntu było u ciebie między innymi oglądanie zakazanych filmów anime. Co jeszcze robiłaś z rzeczy, których nie było ci wolno?
Chodziłam w glanach, których moja mama nienawidziła. Poza tym wielokrotnie uciekałam na koncerty. Mówiłam mamie, że nocuję u koleżanki, podczas gdy szłyśmy na koncert. Dzięki temu zobaczyłam na żywo Hey, Akurat, koncerty z cyklu Punky Reggae Live. Uwielbiałam to. Musiałyśmy przeciskać się gdzieś pomiędzy studentami, żeby nikt nie zauważył, że nie jesteśmy pełnoletnie. A do pełnoletniości jeszcze trochę mi wtedy brakowało, bo miałam jakieś czternaście lat. Właśnie wtedy zaczęłam się interesować muzyką gitarową i przepadłam.
Od którego zespołu wszystko się zaczęło?
Od No Doubt. Zwariowałam, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w telewizji teledysk do „Don’t Speak”. Zakochałam się w Gwen Stefani – była buntownicza, ale też niewinna i piękna. Później były Nirvana, Radiohead i Explosions in the Sky.
Kiedy już wymykałaś się na te koncerty, robiłaś jeszcze coś, czego nie powinnaś?
W gimnazjum nie, może w liceum. Byłam raczej grzeczna. Jeśli chodzi o alkohol, zawsze zachowywałam ostrożność. Narkotyków nigdy nie próbowałam, oczywiście poza marihuaną, ale chyba zgadzamy się co do tego, że to nie jest mocny narkotyk. Chyba byłam trochę strachliwa. Oczywiście miewałam głupie pomysły i zdarzało mi się pić wino lub cytrynówkę z koleżankami w liceum, ale myślę, że nie robiłam nic ponad to, co robi każda starsza nastolatka.
fot. Marta Kaczmarek (@mareether)
Podobno od tamtego czasu niewiele się zmieniło.
Koledzy w branży śmieją się, że jesteśmy najgrzeczniejszym zespołem na świecie. Raz na rok robimy sobie z chłopakami imprezę, ale zwykle w swoim gronie. W dodatku raczej nie kończymy takiej imprezy nad ranem ani nie wsiadamy pijani prosto do busa. Chodzimy spać wcześnie. Jak to się mówi: najebani to do domu!
Zaczęłaś brać udział w wielu programach talent show i konkursach. Miałaś parcie na karierę?
Nie myślałam o karierze. Startując w „Szansie na sukces”, „X Factorze” czy „Mam talent”, po pierwsze chciałam się sprawdzić, a po drugie zdobyć trampolinę do tworzenia muzyki. Bez tego nie mogłam, bo nie znałam ludzi, nie komponowałam sama, nie miałam producenta. Myślę, że gdyby nie udział w „Szansie na sukces”, nigdy nie poznałabym mojego producenta Michała Kusha. Gdyby nie „X Factor”, pewnie nie miałabym okazji porozmawiać z wytwórnią, w której ostatecznie wydałam swój pierwszy album. Chciałam, żeby te programy mi pomogły, i właśnie tak się stało.
Autorzy sesji zdjęciowej:
foto Marta Kaczmarek (@mareether)
stylizacja Marysia Duda (@marysia.duda)
makijaż Daria Talashka (@by_dunya)
włosy Staś Sirchenko (@stnslvko)
manicure Kejti Kujko (@kujko)
asystentka stylistki Zosia Wajdemajer (@zosia_w)
asystent oświetlenia Krystian Strupieniuk (@krystianstrupieniuk)
grafik 3D Sonia Kaźmierczak (@zyvvia)
podziękowania dla Studia Świt (ul. Dzika 4, Warszawa; @studio_swit)
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement