Konceptualny album „Dziewczyna pop”, który jeszcze przed premierą pokrył się złotem, podzielony jest na trzy rozdziały: 92’, Pete Stop oraz Backdoor. Krążek promowały przeboje „FIFI Hollywood”, „Złamane serce jest OK”, „Z Tobą na chacie” oraz „SUPRO” ft. Taco Hemingway. Z okazji premiery wydawnictwa pogadaliśmy z Darią o kobiecości, jakościowym mainstreamie, work-life-balance, twardym stąpaniu po ziemi oraz mrocznym doświadczeniu, które pomogło jej stworzyć rozdział „Backdoor”.
„Przez lata byłam wkładana do różnych szufladek: indie rock, indie pop, alternatywa”
Zdecydowanie tak, choć wszyscy mówią, że moja przerwa była krótka. Dla mnie pół roku bez koncertów było długą przerwą, bo wcześniej grałam blisko sto koncertów rocznie. W tegoroczne lato grałam raptem sześć razy, jesienią nie gram prawie wcale. Dopiero 2 grudnia startuje trasa 92’ na Torwarze. To będą ważne koncerty, w wielkich halach, ale będzie ich zaledwie kilka. Można więc powiedzieć, że ta przerwa cały czas trwa. Zrobiłam ją, ponieważ byłam bardzo zmęczona i zauważyłam, że koncerty przestały mnie cieszyć. To był dla mnie sygnał. Pomyślałam sobie: „To jest moment, kiedy muszę zejść ze sceny, bo się wykończę”.
W jakim okresie swojego życia znajdowałaś się, gdy zaczęłaś pracę nad „Dziewczyną pop”?
To był trudny okres. Byłam wówczas w trakcie rozstania, rozwodu. Nie koncertowałam, ale miałam w sobie mnóstwo energii twórczej. Studio pomogło mi na chwilę odciąć się od wszystkiego.
Tym razem osadziłaś swoją opowieść w Stanach Zjednoczonych…
Tworząc najpierw warstwę muzyczną, a później również i tekstową, czerpałam od moich ulubionych artystów, którzy w dużej mierze działali w latach dziewięćdziesiątych i pochodzili ze Stanów. Dlatego stwierdziłam, że tym razem postawię na Stany. Każda moja płyta to inne miejsce na mapie świata, więc… (śmiech).
Czy w przypadku Stanów to była miłość od pierwszego wejrzenia?
Pierwszy raz byłam tam w 2019 roku. To był istny Americam Dream. Kultowe lokalizacje, żywcem wyjęte z filmów. Czułam się tam jak jakaś Carrie Bradshaw (śmiech). Nie da się tego opisać. Niesamowicie fascynujące doświadczenie. Zawsze przywożę ze Stanów masę wspomnień. Uwielbiam tam jeździć, zwłaszcza do Nowego Jorku. To moje drugie miejsce na ziemi.
Masz swoje ulubione miejscówki?
Pewnie! Czuję się tam już jak locals (śmiech). Moja ukochana dzielnica to Greenwich Village. Kocham siedzieć w knajpeczkach, popijać kawę, zwiedzać, eksplorować, vibe’ować. Podczas ostatnich dwóch wyjazdów polubiłam też East Village, gdzie znajduje się Ivan Ramen. To właśnie tam zrobiliśmy zdjęcie do okładki „Z Tobą na chacie”.
Twój nowy krążek to krążek konceptualny. Musieliście się nieźle napracować!
To największy album konceptowy, jaki stworzyłam. Nieśmiało podejrzewam, że może być to największy koncept-album w Polsce… Trzy klipy, trzy sesje, trzy okładki płyty, trzy poligrafie… wszystko wykonane w USA. Za koncepcją trójek poszły kolejne koncepcje trójek. Warstwy muzyczną i liryczną robiłam z Bartkiem Dziedzicem, a część wizualną stworzyłam z moim producent managerem Bartkiem Jasikiem.
Każdy segment miał swojego Bartka.
To Bartek zaproponował, abyśmy podzielili płytę na trzy rozdziały i żebym zastanowiła się, co może w nich być. Przejrzałam więc to, co już mam i zaczęłam kombinować, jak to poprowadzić dalej. Tak powstał pomysł przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wszystko działo się symultanicznie. Kończąc płytę, miałam w głowie to, że będzie ona podzielona na rozdziały. Każdy z nich ma swoją nazwę, kolorystykę, poligrafię, merch. Przygotowaliśmy także masę smaczków dla słuchaczy. Na przykład na początku klipu do „Fifiego” dziewczyna mówi: „I Think I’m falling in love for the first time again”. To nawiązanie do fragmentu „Znów zakochałam się pierwszy raz” z utworu „Supro”, który wyszedł pół roku później. Dostałam parę wiadomości z zapytaniem, czy „Supro” nawiązuje do „Fifiego”, ale właśnie nie, jest zupełnie odwrotnie! To jeden z wielu niuansów dla bystrzaków (śmiech).
„Miałeś mnie wziąć na Strokes'ów” – śpiewasz w kawałku „Złamane serce jest OK”. Twoja miłość do Strokesów jest powszechnie znana i z tego, co widziałam, ostatnio wasze drogi się przecięły. Jak było?!
Od jakiegoś czasu byłam w kontakcie z Albertem Hammondem Jr. Gdy w dzień koncertu zobaczył, że jestem w Maladze, zapytał, co tutaj robię. Wyjaśniłam, że przyleciałam na ich koncert, na co stwierdził, że koniecznie musimy zbić pionę po koncercie. Zaprosił mnie i moich przyjaciół na backstage i tym sposobem oglądaliśmy The Strokes zza kulis. Potem mieliśmy też okazję trochę pogadać na after party, więc w ogóle super! To niesamowite, bo słucham ich od liceum. Oczywiście są zespoły, które są ze mną o wiele dłużej, np. Nirvana, Radiohead, Explosions in the Sky, No Doubt. Niemniej The Strokes to zespół mojego życia!
Płyta nazywa się „Dziewczyna pop” i jest to również pierwszy kawałek krążka. Jak to w końcu jest z tym popem?
Przez lata byłam wkładana do różnych szufladek: indie rock, indie pop, alternatywa. Mam wrażenie, że były one otwierane tylko po to, aby ominąć tę szufladkę „pop”. To określenie, które w ostatnich latach z jakiegoś powodu nabrało pejoratywnego znaczenia. Pop jego mega cool i nie mówię wyłącznie o muzyce.
Z jednej strony mamy radiową sieczkę, z drugiej dobry, jakościowy pop.
Oczywiście, wystarczy spojrzeć na Michaela Jacksona czy Prince’a. Przecież oni nie tworzyli rockowej muzy, nie? Jeśli chodzi o nasze rodzime podwórko, to dobrym przykładem są pierwszy płyty Ani Dąbrowskiej. Te krążki są po prostu spektakularne i wciąż często do nich wracam. Ja na koniec dnia uważam się za dziewczynę pop. Mainstream jest częścią naszego życia. Kocham ambitne, offowe kino, często oglądam dokumenty. No, ale co grudzień oglądam popularne filmy świąteczne i cieszę się jak dziecko. Jaram się, oglądając film „Diabeł ubiera się u Prady”, śmieję się na głupich komediach romantycznych. Lubię posiedzieć pod kocykiem i pooglądać memy. To nie oznacza, że nie interesuje mnie sztuka, bo kocham wystawy. Uwielbiam reportaże, czytam literaturę faktu. Wszystko jest dla ludzi.
W tej samej piosence jest pewien fragment, który mnie poruszył. Pozwól, że zacytuję: „»Wiesz, może gdybyś schudła, on by cię chciał«/ Mówił mi nad rzеką twój kumpel sprzed lat/ W głowie utknął mu tеn potok jak nic/ W mojej nadal gruba tkwi”. Jak na przestrzeni lat zmieniała się twoja relacja z ciałem i kobiecością?
To wciąż się zmienia. W liceum nie miałam łatwego życia. Byłam outsiderką i indywidualistką z lekką nadwagą, co było mi bardzo często wytykane. Takie doświadczenie zostaje w głowie dziewczyny na wiele lat. Ja dalej się z tym borykam. Jest sceniczna Daria i jest zwykła, lekko zakompleksiona Darka. Na pewno jestem w miejscu, gdzie bardziej lubię i akceptuję siebie. Staram się w siebie wierzyć, ale nie jest to wcale takie proste. Dla mnie ten utwór to rozliczenie przeszłości. W końcu wyrzuciłam z siebie coś, co chodziło za mną latami. Nie wiem, czy jest mi teraz dzięki temu lżej.
„Czasem żałuję, że nie jestem suką, która ma na wszystko wywalone”
Wspominałaś wielokrotnie, że jesteś chłopczycą. Ostatnio zostałaś ambasadorką YSL i prezentujesz się na zdjęciach bardzo kobieco. Mówię o tym, bo te dwie rzeczy wcale nie muszą się wykluczać.
Absolutnie nie muszą. Dalej mam w sobie wiele męskich cech i chętnie spędzam czas z kumplami, ale otwieram się na swoją kobiecą stronę. Kiedyś chodziłam tylko w wielkich oversize’owych ciuchach. Nie włożyłabym bluzki z dekoltem czy krótkiej spódniczki. Nie było takiej opcji (śmiech). Teraz to lubię. Mam przyjaciółki, chętnie spędzam czas z dziewczynami. Mój partner mówi, że jestem bardzo kobieca, a on obserwował moją przemianę na przestrzeni lat. Był świadkiem tego, jak z dziewczynki, chłopaczary, stałam się silną kobietą. Moje chłopaczarstwo przeistoczyło się w dziewczyńskość.
Jest na tym albumie dużo nostalgii. Myślisz, że to coś, co przychodzi z wiekiem?
Lęk, smutek i nostalgia zawsze były nieodłącznymi częściami mnie. Były, są i pewnie będą. Widać to choćby w rozdziale „Backdoor”, w którym dominują ciemne barwy, złowróżenie, pesymizm. Najtrudniejszym elementem tworzenia albumu było dla mnie zastanawianie się właśnie nad przyszłością.
Pojechaliśmy z Bartkiem na kilka dni nad rzekę, aby tworzyć muzykę. Wyjazd, natura, wiadomo, o co chodzi. Zrobiliśmy melodię, mieliśmy akordy, ale nie mogłam wymyślić tekstu. Nie wiedziałam, o czym napisać. Wieczorem leżeliśmy sobie na leżakach, piliśmy winko i nagle Bartek zaproponował, abym napisała tekst o tym, co by było, gdyby mój chłopak nagle zniknął. „Rozstajecie się, odchodzi, znika, nie ma go. Zapytałam, czy oszalał. Dlaczego miałabym poddawać się takim emocjom? No a on mi na to odparł, że dzięki temu przeleję je w tekst, który będzie bardzo mocny. „Zobacz, jak będziesz się czuła” – zaproponował. Bartek otworzył mi drzwi do tego rozdziału. Jak zobaczyłam, jakie emocje mogę w ten sposób wyciągnąć, to otworzyła się puszka Pandory.
To… ciekawe doświadczenie artystyczne.
Bardzo ciekawe (śmiech). Kosztowało mnie nieprzespane noce i włosy z głowy. Sporo płakałam, gdy pisałam „Balladę o niej”. Targały mną wtedy bardzo silne emocje. To utwór o mojej babci, która odeszła w czerwcu. Grałam koncert na Orange Warsaw Festiwal, gdy dowiedziałam się, że dostała wylewu i trafiła do szpitala. To był mój pierwszy koncert po przerwie i było za późno na to, aby go odwołać, więc weszłam na scenę i zrobiłam swoje. Potem zeszłam i kompletnie się rozsypałam. Parę dni później babcia odeszła. Nie wiem, czy byłabym w stanie nagrać „Balladę” w studio, gdyby nie umiejętność, którą udało mi się opanować na przestrzeni lat. Dzięki niej potrafię od ręki przestawić swój mindset i skupić się wyłącznie na pracy. Nic nie jest wtedy w stanie wytrącić mnie z równowagi.
Przykro mi, że to cię spotkało.
Śmierć jest częścią życia.
Podobnie jak i porażki. Przeszłaś wyboistą drogę do miejsca, w jakim jesteś dzisiaj, a sam początek był dość długi. Jak patrzysz na to z perspektywy czasu?
Od występu w „Szansie na sukces” w wieku 15 lat, po wypuszczenie „Akysz” w wieku 25. Gdybym dziś miała ponownie pokonać 10-letnią drogę do wydania debiutanckiego albumu, to chyba bym się poddała (śmiech). Chyba po prostu kierowała mną nastoletnia zawziętość. Cieszę się jednak, że przebyłam tę drogę. Przede wszystkim dlatego, że dzięki temu nie odleciałam na Marsa-dziś jestem zwykłą, normalną dziewczyną.
A to wcale nie jest takie oczywiste w tej branży.
Jest chyba rzadkie. Cenię w sobie to, że udało mi się zachować normalność. Dzięki temu jestem dziewczyną, która twardo stąpa po ziemi. Nie wiem, co by było, gdybym wydała ten album wcześniej. Wierzę, że wszystko jest po coś i nie żałuję tego, co mnie spotkało. Wszystkie porażki ostatecznie wyszły mi na dobre. Mój nastoletni bunt wyrażał się w walce o marzenia. Wbrew wszystkim i wszystkiemu. Chciałam śpiewać i poza miłością była to dla mnie najważniejsza rzecz na świecie. Zawsze byłam niepoprawną romantyczką. Dziś, kiedy te marzenia już się spełniły, miłość jest dla mnie wartością absolutnie nadrzędną.
Było ci przez to łatwiej czy trudniej?
Zdecydowanie trudniej. Czasem żałuję, że nie jestem suką, która ma na wszystko wywalone. Powtarzam sobie, że komuś takiemu musi być łatwiej. Tłumaczę sobie, że gdybym nie miała serca na dłoni, to byłoby mi łatwiej w relacjach. Na szczęście jestem teraz w szczęśliwym związku.
Co powiedziałabyś młodej Darce?
Nie przestawaj wierzyć, bądź sobą i pracuj, pracuj, pracuj. Teraz dorosłej sobie powiedziałabym z kolei: „Nie pracuj, nie pracuj, nie pracuj… Zrób sobie przerwę” (śmiech).
Rozumiem, że nadal próbujesz wypracować swój work-life-balance?
Nie do końca mi się to udaje, ale próbuję. Staram się odpoczywać, robić przerwy, zachowywać higienę pracy. Na przykład moim odkryciem są niedziele bez telefonów. Zaczynasz lepiej widzieć, świat nabiera kolorów. Wszystko jest ostrzejsze, bardziej wyraziste. Człowiek nabiera koncentracji. Bez smartfona nagle wszystko jest fajniejsze.
Sprawy nie ułatwia to, co dzieje się na świecie.
Ja polecam terapię. Super sprawa. Uważam, że każdy powinien spróbować. Nieważne, czym się zajmuje i jakie ma problemy. Nie każdego stać, aby pójść prywatnie, ale można dostać się na terapie z ramienia państwa. Pójść choćby raz w miesiącu, pogadać, usłyszeć feedback. Myślę, że w dzisiejszych czasach to pomoc, którą sprawia, że możemy sobie lepiej radzić. Zwłaszcza że jesteśmy po pandemii.
fot. Karol Gustavv Małecki