Jej debiutancki „Wars” jest humorystyczną opowieścią o Polakach z perspektywy podróży w popularnym wagonie restauracyjnym. Utwór został odsłuchany ponad 2 mln razy w serwisie Spotify i nieźle namieszał za sprawą prowokacyjnego tekstu. „Ile kontrastów, ile kwasu w tym gastro / Może psują i nastrój / Myślę jednak, że znam to” – śpiewa nita.
W sierpniu natomiast dostaliśmy „nitki” – pierwszy krążek nity, nad którym pracowała z Bartkiem Marszałkiem. Eklektyczny, zaskakujący, różnorodny. To zdecydowanie jeden z najciekawszych debiutów ostatnich lat. Z tej okazji pogadaliśmy z Nitą o trudnych początkach, działalności influencerskiej, złotej erze popu i roli ironii w tekstach.
„Ta płyta stoi kontrastami”
Jak to wszystko się u ciebie zaczęło?
Mój dziadek, który już odszedł, był muzykiem. Grał na wielu instrumentach, w tym na skrzypcach. To on zaraził mnie miłością do muzyki, myślę, że nie bez powodu moim pierwszym spotkaniem z muzyką była właśnie nauka gry na skrzypcach. Podczas rodzinnych spotkań dziadek wyciągał instrument i wspólnie siedzieliśmy przy stole, śpiewaliśmy. Ulubioną piosenką dziadków w moim wykonaniu było: „Gdybym miał gitarę, to bym na niej grał”.
Zawsze wiedziałaś, że chcesz zajmować się muzyką?
Zawsze. Nigdy nie brałam pod uwagę żadnych alternatyw. Gdybym nie była piosenkarką, to byłabym skrzypaczką. Jeśli nie skrzypaczką, to... coś bym wymyśliła (śmiech). Zawsze wiedziałam, że chcę muzykę, ale na początku nie wiedziałam, co konkretnie.
Nie chciałaś zostać w swoich rejonach?
Pochodzę z małej miejscowości. Zarówno tam, jak i w Nowym Sączu jest zaledwie garstka muzyków, którzy robią muzykę rozrywkową. Gdy wyjechałam do Katowic, poznałam ludzi, którzy grają i mają zajawkę na muzykę rozrywkową, popową, jazz. Od początku ciągnęło mnie do miejsc, gdzie są artyści itd.
Są w tobie nadal te inspiracje klasyczne?
Na pewno zostało we mnie zamiłowanie do melodii, co zresztą słychać na płycie. Jestem też strasznie zajarana rytmiką. Choć jest dużo tańca i energicznej muzyki, to musiałam wrzucić tam jakąś balladę. Podczas pracy nad krążkiem szukałam w sobie czegoś nowego. Te piosenki są najświeższą wersją mnie. „Nitki” to obraz mojej ewolucji. Przy kolejnym projekcie na pewno spróbuję czegoś nowego.
Na jakiej muzyce się wychowywałaś?
Przez szkołę miałam dużo do czynienia z muzyką klasyczną, ale ona nie poruszała mnie tak bardzo, jak muzyka popowa. Szkoła trochę popsuła mi odbiór muzyki klasycznej.
Często system niszczy przyjemność.
Kiedy sztuka spotyka się z systemem, to robi się kwas. Gdy byłam w szkole muzycznej, nie potrafiłam skupić się na wrażliwości płynącej z muzyki klasycznej. Po powrocie do domu słuchałam popu. Kochałam wszelkie postaci typu Ariana Grandę, Selena Gomez, Miley Cyrus, Katy Perry, Rihanna. Totalnie żyłam tą muzyką.
Lata 2005-2010 to zdecydowanie złota era popu.
Ostatnio wróciła do mnie ta muza i myślę, że w kolejnych projektach będzie słychać te inspiracje. To były bardzo ekscytujące czasy dla muzyki i wychodziło wtedy dużo kreatywnych i pomysłowych klipów. Kocham nie tylko muzykę, ale i teledyski Katy Perry, oglądałam je jakieś milion razy.
Nie masz wrażenie, że pop często jest bardzo niedoceniany?
Swego czasu w Polsce mieliśmy tak dużo podobnych, radiowych piosenek, że ten pop siłą rzeczy zrobił się trochę płaski. Potem pojawiło się dużo alternatywnych artystów, którzy dzisiaj tak naprawdę są popem. To oni zmienili ten dyskurs i dzięki nim znów jest ciekawie. Ta stara radiówka sprawiła, że bardzo zraziłam się do popu.
No właśnie, bo jest sieczka i jest dobry, jakościowy pop.
Na szczęście to się zmienia i znów idziemy w kierunku muzyki popowej. Dzięki temu artyści nie boją się powiedzieć: „Ej, jestem popowym artystą”. Już nie muszą zasłaniać się alternatywą (śmiech). Ta muza nie ma nic wspólnego z radiową sieczką. Niedawno wróciłam sobie popu 2005- 2010 i to jest niesamowite, ile tam jest oryginalnych brzmień oraz hooków, które wpadają w ucho od pierwszego przesłuchania. Wjeżdża nuta, leci dwie-trzy sekundy, a ty już wiesz, co to jest za piosenka. Genialne kompozycje.
Na twoim albumie jest sporo eksperymentów. Odważnie jak na debiut.
Pisałam ten album na czwartym roku studiów muzycznych. Wtedy wydawało mi się, że to prosty, popowy krążek. Nie czułam, abym eksperymentowała lub robiła coś nieprzystępnego. To chyba kwestia wspólnych inspiracji z Bartem, bo mieliśmy taki etap, że jarało nas to, co działo się za granicą. To, co było ciekawe, nietuzinkowe. Szukaliśmy kontrastów. Na przykład w „Specjalistach” mamy dance’owy beat, ale refren jest stricte popowy. W „Potańczymy” nagle stąd nie z owąd pojawia się basowe brzmienie, a w „Katarynce” jest miks rapu i latino. Ta płyta stoi kontrastami.
„W moim domu humor jest sposobem na radzenie sobie z problemami”
Pogadajmy o warstwie tekstowej. Sporo u ciebie tych tematów społecznych.
Marzyłam, aby pisać piosenki o miłości, ale jestem w tym naprawdę kiepska (śmiech). Gdy napisałam „Jak to może tak być”, pierwszy mój utwór osadzony w tej tematyce, to poczułam, że jest to coś, coś, o czym chcę pisać. Bardzo mnie to poruszało. Oczywiście próbowałam pisać piosenki o złamanym sercu, ale wtedy już czułam się dobrze i trudno było mi utożsamiać się z czasami, gdy było źle. Lubię chodzić na żywioł, a tematy społeczne mają dłuższą datę ważności niż złamane serce. W ten sposób czuję, że to, co śpiewam, nadal jest dla mnie aktualne. Jestem tu i teraz, wymieniam się energią z ludźmi.
Nie utożsamiasz się już tym, więc trudniej jest ci przekazywać emocje na scenie?
Dokładnie. Od lat jestem w szczęśliwym związku. Razem pracujemy, razem jaramy się muzyką. To sprawia, że w ogóle nie chce pisać o złamanym sercu (śmiech). Wstydzę się, gdy o tym piszę. Nie ma w tym nic ładnego. Z drugiej strony zachwycam się tym, jak o związkach i rozstaniach pisze np. Dawid Podsiadło. Ironizuje, używa świetnych metafor, ma piękne pióro. Jaram się. Mnie na razie idzie to beznadziejnie i jestem w tym bardzo mało oryginalna.
Zanim zaczęłaś wydawać single, działałaś już prężnie na TikToku i miałaś swoje grono odbiorców. Dzięki temu było ci łatwiej czy trudniej?
Działałam w mediach społecznościowych, bo chciałam robić muzykę i liczyłam, że w ten sposób zostanę zauważona. Robienie muzyki zawsze było głównym celem, a nie dodatkiem do działalności infuencerskiej, jak może się niektórym wydawać. Traktuję to wszystko jako ogromną szansę i obawiam się, że inną drogą nie udałoby mi się tego osiągnąć.
Czujesz, że musisz udowadniać ludziom, że robisz to na serio?
Teraz już nie, ale na początku czułam dużą presję. Chciałam polubić się z muzykami, bo czułam, że mamy podobną wrażliwość. Początkowo niektórzy byli sceptyczni – być może dlatego, że jest wiele influencerów, którzy robią muzę. Wystarczyło jednak poznać się osobiście, chwilę porozmawiać i wszystko było super.
Dopełnieniem twojej muzy są super estetyczne klipy. Czy one również są częścią twojej wizji?
Tak, na przykład klip do „Warsa” robiłam z moją przyjaciółką, a na planie było mnóstwo znajomych. Rodzinny biznes (śmiech). Lubię się angażować, bo jeśli tego nie robię, to potem jestem niezadowolona. Już mi się tak zdarzało. Muszę mieć kontrolę nad wszystkim, choć oczywiście jestem otwarta na współpracę. Bardzo dobrze współpracowało mi się z Bartkiem Borkowskim przy „Gejszy” i „Specjalistach”. Wymienialiśmy się pomysłami i zazwyczaj udawało nam się spotkać pośrodku.
Jak traktujesz ironię w swoich tekstach?
W moim domu humor jest sposobem na radzenie sobie z problemami. Lubimy sprowadzać je do poziomu żartu, bo wtedy łatwiej jest sobie z nimi poradzić. Kiedy poruszam w piosenkach jakiś problem, to nie mogę powstrzymać się przed rzuceniem żarciku lub ironicznej uwagi. Bardzo mnie to bawi i bardzo to lubię. Ironia pomaga mi spojrzeć na różne rzeczy z dystansem. Gdy napisałam „Nitki”, utwór o mojej obsesji związanej z wyglądem, nagle przestałam mieć z tym problem.
Czyli pomaga ci radzić sobie z problemami?
Z problemami, szarą rzeczywistością. Poza tym patrzenie z przymrużeniem oka pozwala dostrzec ramy, w których funkcjonujemy.
Wspomniałaś o presji. Jak czujesz, z tym że światło reflektorów jest skierowane w twoją stronę?
Nie czuję presji społecznej, ale sama nakładam na siebie dużą presję, co jest jeszcze gorsze. Dorastałam w erze Instagrama, make-upu. Jestem też straszną perfekcjonistką, co zawsze bardzo mnie ograniczało w życiu. Piosenka „Nitki” była dla mnie terapeutyczna.