Advertisement

Freddie Mercury nie był gwiazdą, choć za nią uchodził. Od śmierci lidera Queen mijają dzisiaj 32 lata

Autor: Karolina Bordo
24-11-2023
Freddie Mercury nie był gwiazdą, choć za nią uchodził. Od śmierci lidera Queen mijają dzisiaj 32 lata
Autor utworów wprawiających w drganie nawet najmniejszy nerw, uwodziciel publiczności, po swoim ostatnim koncercie ze sceny zszedł w koronie i płaszczu gronostajowym, a na imprezę, na którą należało przebrać się za swoją ulubioną postać, przyszedł przebrany za siebie. Ale pod osłoną przebojowości i arogancji kryło się zgoła odmienne oblicze Freddiego Mercury’ego.
Wszyscy traktowali go jak gwiazdę, choć nią nie był. Wykreował taki wizerunek, powiedział kiedyś Brian May, członek zespołu Queen.
I zrobił to perfekcyjnie. Urodził się 5 września 1946 roku w Stone Town na Zanzibarze jako Farrokh Bulsara w rodzinie należącej do parsyjskiej elity. Podobnie jak rodzice, przyjął wiarę zaratusztrianizmu, której fundamentem, nomen omen, jest „święto życia”. Chłopiec już jako niemowlę zwrócił na siebie uwagę wszystkich, gdy w 1947 roku zdjęcie przedstawiające kilkumiesięcznego Farrokha zdobyło lokalną nagrodę fotografii roku. Spokojna tropikalna wyspa była domem chłopca, który całe dnie spędzał w szkole i na plaży, obserwując statki na horyzoncie. W pierwszą daleką podróż udał się w wieku zaledwie siedmiu lat, gdy rodzice wysłali go do szkoły z internatem Panchgani w Bombaju. Jednak to, co miało być spełnieniem marzeń, prędko zamieniło się w gorycz. Radość ustąpiła miejsca tęsknocie za domem, a samotność i odseparowanie od rodziny prawdopodobnie stanowiły jedną z przyczyn późniejszych zachowań artysty, mających na celu zwrócenie na siebie uwagi otoczenia.

Pierwsze przejawy i rozwój potencjału

Niemniej to właśnie wtedy mały Freddie zaczął przejawiać zdolności artystyczne i talent aktorski, dołączając do pierwszego zespołu muzycznego pod nazwą The Hectics, w którym grał na fortepianie, oraz występując w licznych szkolnych przedstawieniach. Jego znajomi z dawnych lat wspominają, że na co dzień przyszły gwiazdor rock’n’rolla był bardzo nieśmiały, ale gdy tylko pojawiał się na scenie – wpadał w ekstazę. Tak było również na wymarzonych studiach w Ealing Art College w Londynie, gdy wreszcie stał się częścią upragnionej londyńskiej bohemy lat sześćdziesiątych. Znalazł się u źródła, które wypuściło takich muzyków jak Pete Townshend czy Ronnie Wood. Mercury zawsze był przekonany, że w Anglii coś osiągnie. Jesienią 1966 roku podjął studia graficzne. Tworzył ilustracje, popartowe obrazki, projekty ubrań i portrety, mnóstwo portretów – zwłaszcza rewelacyjne rysunki przedstawiające Jimiego Hendrixa. Zresztą to właśnie więź, jaka wytworzyła się między nim a Hendrixem podczas występów muzyka na żywo, stała się wzorem dla przyszłych relacji Freddiego z jego własną publicznością. Na studiach muzyka coraz bardziej pociągała młodego artystę, grał w lokalnych zespołach, poznał przyszłych kolegów z ekipy – Briana Maya i Rogera Taylora. Pierwotnie grupa nazywała się Smile, a wokalistą był Tim Staffell, który dzisiaj przyznaje, że gdyby wtedy ich drogi się nie rozeszły i nie postanowił odejść z zespołu, świat byłby zupełnie inny. Freddie często przychodził, by ich posłuchać. Był wiernym fanem, lecz przede wszystkim głęboko wierzył, że sukces jest mu pisany, a scena była dla niego . Wymądrzał się, udzielając chłopakom porad dotyczących ubioru i gestów, które trafią do publiki. Pozostali członkowie zdawali sobie sprawę, że jest idealnym materiałem na lidera – showman, gwiazda, osoba budząca respekt i podziw otoczenia – i choć nie byli przekonani do jego zdolności wokalnych, ryzyko stało się ich największym sprzymierzeńcem i pchnęło do postawienia, jak się później okazało, kroku milowego w karierze. Freddie zaś zmienił skórę. Pierwsza piosenka napisana przez niego dla Smile nosiła tytuł „My Fairy King” – to właśnie z niej wywodzi się zmiana nazwiska na Mercury, nawiązującego do rzymskiego boga. W środku wciąż tkwił mały Bulsara, ale na potrzeby publiczności narodziła się zupełnie nowa osobowość.
Walter Yetnikoff, szef wytwórni CBS, która wydała solowy album Mercury’ego „Mr. Bad Guy”, mówi:
„Freddie był geniuszem, a im się wiele wybacza. Wręcz wymaga się od nich, by odstawali od normy”.
Przyznaje, że muzyk stale sprawdzał, jak daleko może przesunąć granicę. Jedną z, wydawałoby się, nieprzekraczalnych barier było przemycenie opery do rock’n’rolla. Sir Joseph Lockwood, właściciel EMI, wytwórni wydającej albumy Queen, i zarazem jeden z dyrektorów londyńskiego Royal Ballet, nie był zdziwiony pociągiem Freddiego do baletu – jego przepych i rozmach miały w końcu wiele wspólnego z występami muzyka na scenie, łączącymi operetkę z czymś na wzór porno-show. Brytyjczyk zawsze osiągał to, co chciał. I tak w 1979 roku, ubrany w szałowe, obcisłe kostiumy przypominające stroje tancerzy, wykonał legendarne „Bohemian Rapsody” pośród wijących się wokół niego baletmistrzów. Wówczas niemal nikt nie dostrzegł, że utwór był coming outem wokalisty.

Największa duma Freddiego

Jednak najbardziej dumny był z tego, co stworzył wraz z hiszpańską sopranistką Monserrat Caballé. Oczarowany jej głosem, który po raz pierwszy usłyszał w trakcie opery Giuseppe Verdiego w Covent Garden w 1983 roku, czuł nieodpartą potrzebę poznania jej bliżej. Ze spotkania, które miało być zwykłym jam session, powstał przepiękny, długogrający album. Premierowe wykonanie na żywo przez duet Mercury i Caballé ich flagowej piosenki z płyty zatytułowanej „Barcelona” miało miejsce w 1987 roku na Ibizie. Czekając na wyjście, gwiazdor śmiał się, że Monserrat robi mu konkurencję, ponieważ gdy tylko pojawiała się na scenie, była niczym wulkan. Wzniosłość i dramaturgia tego show niezmiennie wzruszają do łez, zaś sam utwór, już po śmierci Mercury'ego, stał się hymnem Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku.

Słynny mikrofon wyrwany ze statywu

Popisy lidera Queen na scenie przeszły do historii. Podczas swojego pierwszego koncertu wyrwał mikrofon ze statywu i biegał z nim tam i z powrotem, co stało się jego znakiem rozpoznawczym – robił to za każdym razem. Trudno też nie wspomnieć glamrockowych, fantazyjnych, niemal magicznych strojów, które projektowały dla niego między innymi Diana Moseley i Zandra Rhodes. Ta pierwsza stworzyła jego ostatni sceniczny komplet – koronę królewską i płaszcz z gronostajów – gdy świadomy śmiertelnej choroby, postanowił pożegnać się z publiką w iście pompatyczny, ceremonialny i typowy dla siebie sposób. Mercury zawsze miał oko do pięknych rzeczy. W swoim gustownie urządzonym domu organizował zwykłe spotkania, które cechowało jednocześnie wyrafinowanie i swobodna atmosfera. Artysta wyciskał z życia, ile się dało, wydawał mnóstwo pieniędzy – przede wszystkim na innych. Zwykł mawiać, że jest szczęśliwy tylko wtedy, gdy widzi wokół siebie szczęśliwych ludzi. Ci zaś, w obawie przed kłopotami z prawem, wolą dzisiaj nie wchodzić w szczegóły balang organizowanych przez rockmana.

Freddie Mercury swoim gościem specjalnym

Wisienką na torcie były jego trzydzieste dziewiąte urodziny w Monachium (notabene to właśnie tam Mercury uciekał, gdy chciał zejść ze świecznika). Wydał wówczas iście królewskie przyjęcie, które uświetnili trolle, karły, złodzieje, primabaleriny, transwestyci, transseksualiści i tancerze flamenco. Goście mieli za zadanie przebrać się za swoje ulubione postaci, Freddie – jak nietrudno się domyślić – przyszedł przebrany za samego siebie. Ta pompa wróżyła jednak koniec życia hedonisty i gwiazdy rocka, odejście w cień i powrót do rodzinnego trybu życia u boku Jima Huttona, z którym spędził ostatnie sześć lat swojego życia.
Freddie Mercury był postacią skrajną. Z jednej strony na pytanie, czy na jego solowym albumie znaleźli się goście specjalni, odpowiadał: „Tak, ja”, z drugiej zaś nie przepadał za sławą na co dzień, a na imprezę w miejskim klubie ustawiał się w kolejce jak zwykły śmiertelnik. Traktował każdy dzień jak karnawał, lecz pod osłoną wszechmocności nosił pokaźny wachlarz emocji. Wystarczy posłuchać jego utworów. Jak mówił, zawarł w nich odpowiedzi na wszystkie pytania.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 90 ROYAL ISSUE 2017/18.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement