Advertisement

Grace Wales Bonner w Hermès – przełom, którego moda zaczęła się bać?

22-10-2025
Grace Wales Bonner w Hermès – przełom, którego moda zaczęła się bać?
Branża mody ma poważny problem z różnorodnością na stanowiskach dyrektorów kreatywnych. Kobiety, szczególnie o kolorze skóry innym niż biały, są w nich wciąż dramatycznie niedoreprezentowane. Brzmi to absurdalnie, bo to właśnie one stanowią główną grupę konsumentek. Dlatego nominacja Grace Wales Bonner na stanowisko dyrektorki kreatywnej męskiej linii Hermès odbiła się tak szerokim echem – to nie tylko osobisty sukces projektantki, lecz także symboliczny moment w historii branży, która od lat mówi o inkluzywności, ale rzadko naprawdę ją praktykuje.
Moda zawsze była lustrem świata. I dziś to lustro odbija rzeczywistość wyjątkowo niejednoznaczną. Jeszcze przed pandemią wydawało się, że zarówno branża kreatywna, jak i globalne społeczeństwo idą w stronę większej otwartości. Dziś wiemy, że był to raczej miraż niż przełom. Trochę jak w przedwojennym Berlinie – wspaniałym, różnorodnym, pulsującym wolnością mieście, które nagle przygasło, gdy nadciągnął reżim. Historia lubi się powtarzać, a my wciąż mamy problem z odrobieniem tej lekcji.
Świat dawno nie był tak spolaryzowany. Z jednej strony mamy społeczeństwa głodne równości i reprezentacji, z drugiej – powrót brutalnej konserwatywności, która trzyma się struktur wykluczających to, co inne. W Stanach Zjednoczonych prezydentem ponownie został Donald Trump, a Ameryka, jak to ma w zwyczaju, otworzyła nowy rozdział, który reszta świata czyta z mieszanką fascynacji i przerażenia. W tym samym czasie moda, zawsze wyczulona na społeczne nastroje, zaczęła flirtować z konserwatyzmem. Trendy takie jak „trad wife”, „office siren” czy powrót „grzecznego” stylu z lat 50. nie wzięły się znikąd. To modowe echo politycznych przemian.
Największe domy mody takie jak Chanel, Dior czy Gucci w ostatnich latach przeszły rotacje na najwyższych stanowiskach kreatywnych. Większość nowych nazwisk? Mężczyźni. Paradoksalnie, marki, które przez dekady budowały swoje imperia na kobiecych wizjach, dziś powierzają stery mężczyznom. Czy to reakcja na polityczny zwrot w stronę tradycji? A może tylko kolejna manifestacja tego, jak bardzo moda, ta sama, która deklaruje postęp wciąż boi się realnej zmiany?
Statystyki nie kłamią. Ale może właśnie dlatego historia Wales Bonner w Hermès brzmi jak coś więcej niż modowy news. To moment, który pokazuje, że wciąż istnieją kobiety zdolne przesuwać granice, nawet jeśli branża wolałaby, żeby wszystko zostało po staremu.
Wales Bonner nigdy nie była projektantką krzyku. Jej językiem jest subtelność, duchowość, kultura i pamięć ubrana w idealnie skrojony garnitur. Kiedy w 2014 roku zadebiutowała własną marką, świat mody zdawał się jeszcze nie gotowy na jej ton, być może dlatego, że wydawał się być zbyt miękki, zbyt intymny i zbyt intelektualny. A jednak to właśnie ta miękkość okazała się jej siłą. W momencie, w którym większość marek krzyczała o różnorodności, Bonner po prostu miała różnorodność zapisaną w DNA.
Jej projekty to połączenie europejskiego minimalizmu z afroatlantyckim dziedzictwem. Nie ma w nich banału, nie ma kostiumu. To moda, która nie musi udowadniać, że jest świadoma, ona po prostu taka jest. Bonner nie wchodzi do historii Hermès z przytupem. Wchodzi po cichu, ale każdy, kto obserwuje branżę, wie, że ten dźwięk może zmienić ton całej orkiestry.
Bo Hermès to nie byle jaki dom mody. To instytucja, która jest konserwatywna, uświęcona i symboliczna. Marka, która przez dekady budowała swoją pozycję na micie rzemiosła, klasy i francuskiej elegancji. W tym sensie powierzenie sterów kobiecie, która mówi innym językiem niż francuski arystokratyzm, jest gestem niemal rewolucyjnym. Ale też ryzykownym. Bo pytanie, które dziś wisi w powietrzu, nie brzmi: czy Bonner sobie poradzi, tylko raczej: czy Hermès pozwoli jej naprawdę mówić własnym głosem?
W branży, w której inkluzywność często kończy się na castingach, a różnorodność bywa hasłem sezonu, tak jak „trend” na modelki plus-size, zatrudnienie Bonner jest gestem, który wygląda dobrze na papierze. Ale jeśli ktoś zna jej dotychczasową twórczość, ten wie, że ona nie jest „tokenową” projektantką. Nie reprezentuje niczego poza sobą samą, a to w dzisiejszym świecie mody najbardziej polityczny akt z możliwych.
Przyszłość Hermès z Bonner u steru będzie testem. Dla marki, dla branży, ale też dla samej idei zmiany. Czy luksus, ten najbardziej tradycyjny, oparty na micie czystości, perfekcji i wykluczenia, może stać się naprawdę inkluzywny, nie tracąc przy tym swojej aury?
Niewiadomo. Ale może właśnie o to chodzi, żeby nie wiedzieć. Żeby przez chwilę poczuć, że moda znów jest przestrzenią niepewności i zmian, a nie marketingowej kalkulacji. Wales Bonner przypomina, że prawdziwa rewolucja w modzie nie polega na krzyku, tylko na zmianie tonu.
Żeby zrozumieć, dlaczego nominacja Wales Bonner do Hermès ma taką wagę, trzeba zrozumieć, kim ona właściwie jest. Bo Bonner to nie „kolejna projektantka z wizją”, a artystka, która traktuje modę jak język kultury. Każda jej kolekcja to rozmowa o pochodzeniu, tożsamości, duchowości i ciele, które nie mieści się w zachodnim kanonie piękna.
Jej projekty istnieją gdzieś pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Grace nie burzy historii, ona ją reinterpretuje. Z czułością łączy kultury, które na papierze wydają się odległe, reprezentując tych, których korzenie sięgają poza Zachód, ale którzy na co dzień muszą mierzyć się z jego uprzedzeniami.
Od początku kariery Bonner konsekwentnie budowała estetykę, w której elegancja i przynależność rasowa nie są przeciwieństwami. Jej pokaz „Spirituals II” (2022) był medytacją o czarnej duchowości i pamięci kolonialnej, ubraną w miękkie jedwabie i białe koszule z misternej bawełny. W „Ebonics” (2015) reinterpretowała klasykę brytyjskiego garnituru, wkładając w nią afrykański rytm i poetycką melancholię. A jej współpraca z Adidasem – projekt, który mógł wyglądać jak komercyjna dygresja – okazała się jednym z najbardziej inteligentnych połączeń kultury ulicy z modową metafizyką ostatniej dekady.
Bonner nie projektuje dla oka. Projektuje dla świadomości. Jej ubrania mają rytm, mają ciszę, mają historię. I właśnie dlatego tak dobrze pasuje do Hermès.
Marka od zawsze opierała się na idei rzemiosła i rytuału, a Bonner myśli o modzie w podobny sposób, tylko z zupełnie innej perspektywy. Jeśli Hermès jest językiem tradycji, Bonner jest jego nowym dialektem: bardziej miękkim, bardziej emocjonalnym, bardziej duchowym.
Jej obecność może nadać Hermès nową warstwę znaczeń. Bo o ile Hermès zawsze mówił o luksusie poprzez przedmiot – skórę, jedwab, formę – Bonner mówi o luksusie jako o stanie ducha. O spokoju, tożsamości, zakorzenieniu. To luksus nie w sensie posiadania, ale rozumienia siebie.
Dlatego jej nominacja nie jest tylko ważna – ona jest konieczna. Bo jeśli moda ma przetrwać jako coś więcej niż przemysł, potrzebuje ludzi, a przede wszystkim kobiet, które potrafią przywrócić jej sens i nadać nowego rytmu nowoczesności. Wales Bonner robi to nie przez manifest, tylko przez krawiectwo, oddając hołd tym którzy często są pomijani.
tekst: Patrycja Pyza
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement