Grzegorz Jarzyna: „Bez krytyki spoczęlibyśmy na laurach”, powiedział wkrótce ex-dyrektor teatru TR Warszawa
05-08-2022


Innowator i buntownik z szacunkiem dla tradycji. Mierzy się z wielkimi tematami, jak wiara, tożsamość czy konflikt młodości i starości, nie ucieka też od bieżących spraw społeczno-politycznych. Grzegorz Jarzyna należy do najważniejszych polskich twórców teatralnych, a jego dzieła są pokazywane na całym świecie. Oprócz spektakli realizuje opery, a ostatnio wyreżyserował spektakularną trasę koncertową Quebonafide.
Od kilkunastu miesięcy jest pan rzadko obecny w sferze publicznej. Jak panu minął ten czas?
Niedawno otworzyłem nową scenę Teatru Narodowego w Wilnie spektaklem „SOLARIS 4” na podstawie książki Stanisława Lema. Rzeczywiście jednak, moja aktywność w sferze publicznej w Polsce była ostatnio mniejsza. Z powodu pandemii musiałem bardziej się zaangażować w prowadzenie samego teatru – dużo czasu pochłaniało dostosowywanie się do nietypowej sytuacji i szukanie nowych rozwiązań.
Teraz wraca pan do normalnego rytmu?
Intensywnie przygotowuję się do bardzo ważnego dla mnie osobiście projektu, bo pracuję nad nim od kilkunastu lat. Spektakl będzie studium gniewu w kontekście wojny trojańskiej, a jego premiera jest zaplanowana na początek przyszłego roku w Kammerspiele w Monachium.

fot. Patryk Sawicki
To temat znów bardzo aktualny.
Zastanawia mnie i fascynuje, że kilkanaście wieków przed naszą erą miała miejsce międzykontynentalna wojna opisana w pierwszym eposie historii kultury europejskiej przez Homera, przez tysiąclecia powszechnie znanym i studiowanym, a jej schematy są powtarzane dzisiaj. Powstała niezliczona ilość tekstów o tym, że wojny są niepotrzebne, że oznaczają zagładę, że nie ma wojen wygranych, tylko zawsze są przegrane, a mimo to wciąż się wydarzają. Ewidentnie tkwi w człowieku atawizm popychający do destrukcji. Staramy się ten instynkt hamować za pomocą systemów prawnych – bez nich nie byłoby społeczeństw, w których nie zabija się masowo i nie kradnie. Pod względem moralnym jako ludzie niewiele się rozwinęliśmy przez te trzy tysiące lat. Postęp występuje w sferach gospodarczej i politycznej, to one wymuszają na nas określone zachowania. Większość pozytywnych zmian społecznych i prawnych była efektem sytuacji kryzysowych i klęsk. Teraz mamy kryzysową sytuację światową, może ona przyniesie głębszą refleksję i nowe rozwiązania, zanim będzie za późno. Jeśli nic się nie zmieni, czeka nas świat ukazany w „Mad Maksie” czy „Diunie”.
Pewna zmiana się jednak dokonuje – wiele grup wcześniej dyskryminowanych zostało wreszcie zauważonych i zyskało należne prawa.
Jednak patrząc globalnie, nadal jesteśmy zwierzętami, które potrafią świetnie zorganizować sobie życie, ale wykluczają przy tym inne zwierzęta, również samych siebie. Jako gatunek zabijamy swoje naturalne otoczenie, inne gatunki zwierząt, rośliny, a także osobniki swojego gatunku. W ostatnim stuleciu w dodatku na masową skalę, bez realnej potrzeby, świadomie, z poczucia pychy, dla ekspansji. Są oczywiście pozytywne zmiany na różnych płaszczyznach, bardzo optymistycznie patrzę na rozwój polskiego społeczeństwa i ciągle wierzę, że może być w tym kraju lepiej. Mamy ogromny dostęp do wiedzy, mnóstwo ludzi uczęszcza na terapię, dzięki której rozumiemy swoje traumy i docieramy do traum naszych rodziców oraz dziadków. Wyzwalamy się jako społeczeństwo z błędnego koła powtarzających się schematów i uzależnień. Uczymy się budować lepsze relacje, oparte na zaufaniu i szacunku.
W polskim teatrze sporo mówiło się w ostatnich latach o potrzebie wspólnotowości i kolektywnego tworzenia. Jak pan jako reżyser i dyrektor artystyczny teatru się w tym odnajduje?
Moje pokolenie twórców teatralnych zostało wychowane bardzo hierarchicznie. W Krakowie mówiło się, nieco prześmiewczo, że jest reżyser i jego dwór. To nadal funkcjonuje w wielu miejscach. Nasz bunt, jakim było stworzenie grupy warszawskiej opierającej się głównie na krakowskich twórcach, wynikał między innymi ze sprzeciwu wobec tej sytuacji. Prowadzę teatr od wielu lat i wciąż czuję odpowiedzialność za pracujące w nim osoby. Staram się dawać im przestrzeń do swobodnego tworzenia. Uważam, że każdy pracownik teatru powinien czuć się odpowiedzialny za instytucję i coś do niej wnosić. Do współpracy dobieram często ludzi krytycznie nastawionych do moich działań. Gdyby nie krytyka, jako TR Warszawa dawno osiedlibyśmy na laurach i stali się miejskim, dobrze wpasowanym, być może lubianym przez widownię miejscem, lecz na pewno nie bylibyśmy twórczym zespołem. Gdy osiąga się sukces, na nim się poprzestaje i popada w pychę, pojawia się widmo kryzysu. Im później się na niego zareaguje, tym większe będą koszty. Dlatego teatr musi być napędzany młodymi i odważnymi ludźmi – bez nich, bez tygla myśli, dyskusji, sporów i nawiązywania relacji międzypokoleniowych teatr zamienia się w instytucję muzealną. Młodzi ludzie wprowadzają ferment do zespołu – często trudno się z nimi rozmawia i bywają roszczeniowi, ale trzeba się do tego przystosować, nie obrażać się i te odmienne głosy usłyszeć oraz brać pod uwagę. Regularnie prezentujemy debiutanckie spektakle, mamy też struktury służące do wynajdowania i zatrudniania utalentowanych osób, które wciąż studiują w szkołach teatralnych.
Ciekawym zjawiskiem jest to, że teatr zaangażowany ma dość wąskie grono odbiorców, a w ciągu ostatnich kilku lat w Polsce największe dyskusje i afery z kulturą w tle były związane najczęściej właśnie z teatrem, nie z kinem, literaturą czy muzyką.
Kilka lat temu w gabinecie ówczesnej pani prezydent miasta usłyszałem: „Jesteście bardzo małą grupą, ale bardzo głośną”. Teatr to bezpośrednie spotkanie z widzem, często rezonuje z otaczającą rzeczywistością i potrafi budzić duże emocje. Jako ludzie teatru mamy też świadomość, że nie możemy robić spektakli mówiących o wartościach, jeśli sami tych wartości nie szanujemy. To staje się bodźcem do wewnętrznej reformy i sygnalizowania przez osoby związane z teatrem różnych wypaczeń mających miejsce w ich środowisku. To trudny i bolesny proces, ale potrzebny. Brakuje systemowej strategii dotyczącej teatru, większego wsparcia organizacyjnego ze strony ludzi zarządzających kulturą. W związku z tym w teatrze rodzi się szereg oddolnych inicjatyw. Od kilku lat środowisko teatralne samo wprowadza regulacje i zasady antyprzemocowe.

fot. Patryk Sawicki
Mimo wszystkich bolączek Polska nie ma tak silnej pozycji na świecie w żadnej z dziedzin sztuki, jak w teatrze.
Faktem jest, że Polskę wymienia się w czołówce krajów, które nakręcają rynek teatralny i wyznaczają trendy – pod względem idei, rozwiązań, tematyki czy innowacyjności języka teatralnego. Ludzie w Polsce nie tylko chcą chodzić do teatru, lecz także bardzo dużo osób pragnie zawodowo zajmować się teatrem. Prężnie działające ośrodki teatralne są w dużych miastach, jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, a także w mniejszych, na przykład w Sosnowcu, Wałbrzychu czy Bydgoszczy. Mamy wielu wybitnych, reprezentujących różne pokolenia twórców i jest ich coraz więcej. Początków tego rozkwitu dopatruję się w twórczości takich artystów jak Kantor czy Białoszewski jeszcze w trakcie drugiej wojny światowej, kiedy odbywały się tajne spektakle. W PRL-u rozkwitał teatr podziemny, awangardowy, niezależny od głównego nurtu i władzy. Mamy bogatą tradycję teatralną, którą wciąż rozwijamy na płaszczyźnie artystyczno-intelektualnej. Widzowie szukają w polskim teatrze niepowtarzalnego doświadczenia, przeżycia duchowego. I je otrzymują.
Często w pionierski sposób sięga pan po nowe technologie w spektaklach – od scenografii złożonej niemal wyłącznie z wideo, przez VR, po wykorzystanie algorytmów do ustalenia przebiegu sztuki. Czy to w dłuższej perspektywie nie oddala od istoty teatru?
Moim zdaniem teatr musi używać nowego języka i nowych rozwiązań technologicznych, by nie tracić kontaktu z rzeczywistością. Każda nowinka jest narzędziem, którego należy po prostu odpowiednio użyć, by nie stanowiło celu samego w sobie. Nasza percepcja ewoluuje, trzeba na te zmiany odpowiadać. Staram się zaskakiwać widza, wytrącać go z utartych ścieżek, by spektakl – dzieło pokazywane zwykle tylko przez pewien czas i znikające, śmiertelne – stanowił istotne doświadczenie i został w pamięci na dłużej.
Reżyserował pan pożegnalną trasę Quebonafide – Psycho Relations Tour. Te koncerty miały dużo więcej widzów niż dowolny spektakl teatralny, więc to zupełnie inna skala.
Quebonafide, czyli Kuba Grabowski, skontaktował się ze mną, bo chciał, by ta seria koncertów była niezwykłym wydarzeniem teatralnym, czymś w rodzaju musicalu. Do wizji utworów Kuby dodałem dramaturgię i zaprosiłem Annę Axer Fijałkowską oraz Zbyszka Bzymka, doświadczonych twórców teatralnych. Dobrze się rozumieliśmy, bo jednym z rdzeni twórczości Quebonafide są zagadnienia związane z tożsamością, czyli temat mi bardzo bliski. Okazało się też, że z piosenkami hip-hopowymi można pracować jak z każdym innym tekstem w teatrze. Fascynowało mnie, że muszę utrzymać energię i napięcie kilkunastu tysięcy widzów, dobrze porozkładać poszczególne elementy i akcenty – kiedy powinno być kontemplacyjnie, a kiedy żywiołowo. To spektakularne, masowe wydarzenie przypominało mi antyczne dionizje i igrzyska. Myślę, że udało się zaangażować publiczność i zbudować odpowiednią dramaturgię. Gdy w połowie koncertu, pośród dynamicznych rapowych kawałków, wystąpił mały chłopiec i wykonał sześciominutową arię Händla „Lascia ch’io Pianga”, reakcją był ogromny aplauz i wzruszenie na twarzach tłumu.
Nowa siedziba TR Warszawa na placu Defilad prawdopodobnie wreszcie powstanie. Jak wyglądała współpraca ludzi teatru i architektów nad wizją i projektem tego budynku?
Pierwszy raz w Warszawie ludzie teatru mieli wpływ na wybór architekta. Powstała komisja konkursowa, w której zasiadali między innymi reprezentanci TR Warszawa i Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Gdy wybrano koncepcję nowojorskiej pracowni architektonicznej Thomasa Phifera, przez kilka lat rozmawialiśmy o sztuce i historii Polski, a także konkretnym miejscu, w którym budynek ma powstać. Architekci obejrzeli spektakle TR Warszawa i wsłuchiwali się w nasze uwagi, współpraca była bardzo twórcza. W założeniach konkursowych mówiono o tym, że główna sala ma być wielką, pustą przestrzenią, możliwą do zaaranżowania w zależności od potrzeb. Za samą bryłę budynku odpowiadała już pracownia Phifera. Ich zdaniem robimy teatr subtelny, więc w kontrze do tego postanowili pokryć elewację czarną blachą. To ma być swoisty pancerz czy schron, chroniący naszą delikatną sztukę i dający poczucie bezpieczeństwa odwiedzającym. Czarny budynek będzie też ciekawie współgrał z sąsiednią, białą siedzibą Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Postrzega pan powstanie tego budynku i wystawienie w nim swojej sztuki jako ważny punkt kariery, swojego rodzaju ukoronowanie?
Bycie artystą, reżyserem i robienie spektakli jest misją. Gdy pojawia się możliwość, by w centrum miasta postawić nowoczesny budynek teatralny, nie można jej zmarnować. Poczucie, że to się wydarzy, jest dla mnie, jako reżysera, pewną formą spełnienia. Można zrobić wiele spektakli i otrzymać różne nagrody, ale taki budynek pozwala pozostawić po sobie coś materialnego. W centrum Warszawy powstanie prawdziwe centrum kulturalne, które, mam nadzieję, przyciągnie ogromne rzesze osób. W Warszawie powinien być większy dostęp do sztuki zaangażowanej, o intelektualnym i emocjonalnym oddziaływaniu, a ponadto powinna być ona masowa, nie elitarna, jak to ma miejsce teraz.
Grzegorz Jarzyna – reżyser teatralny, operowy i filmowy, dyrektor artystyczny TR Warszawa. Twórca takich spektakli jak „Bzik tropikalny” (1997), „4.48 Psychosis” (2005), „Między nami dobrze jest” (2009), „T.E.O.R.E.M.A.T” (2009), „Druga kobieta” (2014), „G.E.N” (2017) czy „Inni ludzie” (2019). Laureat m.in. Paszportu „Polityki”, Nagrody im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, czy Nagrody Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za szczególne osiągnięcia artystyczne.
tekst: Karol Owczarek
zdjęcia: Patryk Sawicki
stylizacja: Marta Morzy
makijaż: Patryk Nadolny
światło: Maciej Rosik
Materiał pochodzi z numeru K MAG 109 La Piscine 2022.
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 109. numer K MAG-a „La Piscine”

15 filmów erotyczno-psychologicznych na platformach streamingowych

„Kochaj, nie rżnij”, „Chcemy mieć mokro" - kontrowersyjna kampania Koalicji Wrocławskiej Ochrona Klimatu

Loty Kylie Jenner trwające 17 minut? Przy „podróżach” Taylor Swift to pestka

Feministka na ringu. Co Maja Staśko chce udowodnić wchodząc na ring High League 4?

Koty wpisane do polskiej bazy „inwazyjnych gatunków obcych”
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 109. numer K MAG-a „La Piscine”

15 filmów erotyczno-psychologicznych na platformach streamingowych

„Kochaj, nie rżnij”, „Chcemy mieć mokro" - kontrowersyjna kampania Koalicji Wrocławskiej Ochrona Klimatu

Loty Kylie Jenner trwające 17 minut? Przy „podróżach” Taylor Swift to pestka

Feministka na ringu. Co Maja Staśko chce udowodnić wchodząc na ring High League 4?


