Ignacy zaprosił do współpracy dwie wyjątkowe artystki, które pomogły mu wyśpiewać to, co siedziało w nim przez ostatnie lata. Albumowi „Central Park” towarzyszy trasa koncertowa, która zawita do 7 polskich miast: Krakowa, Katowic, Wrocławia, Poznania, Warszawy, Gdańska i Szczecina. Z Ignacym porozmawialiśmy o jego jazzowych korzeniach, wyjątkowej wrażliwości i najbliższych planach na przyszłość.
„Różnorodność, nieprzewidywalność i młodzieńczość”
Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Zaczęła się bardzo wcześnie. Miałem jakieś 7-8 lat, gdy wziąłem udział w pierwszym konkursie piosenki angielskiej. Na tym etapie próbowałem jeszcze różnych rzeczy, chciałem znaleźć sobie jakąś pasję. Nie wiedziałem nawet wtedy, że lubię muzykę i śpiew (śmiech). Potem wyszedłem po raz pierwszy na scenę i poczułem, że to jest coś, co chcę robić. Poprosiłem rodziców, aby zapisali mnie na lekcje śpiewu do szkoły muzycznej i tak to się zaczęło.
W sieci niektórzy wróżą ci karierę na miarę Dawida Podsiadły. Chciałbyś pójść w jego ślady?
Nie chcę śledzić czyichś kroków ani iść w kierunku, który został już przez kogoś obrany. Chcę być sobą — opisywać to, co przeżywam i co mnie dotyka. Ciężko mi przewidzieć, jaki kierunek obiorę za parę lat. Zacząłem pisać ten album w wieku 15 lat i doskonale pamiętam, ile razy zmieniały mi się pomysły, jak często gubiłem się i jak często się odnajdywałem. Tworzenie to proces, który często żyje własnym życiem.
Jakie trzy słowa najlepiej opisują twoją twórczość?
Dobre pytanie. Myślę, że pierwsze z nich to różnorodność, ponieważ ten mój pierwszy album pt. „Central Park” jest bardzo różnorodny zarówno pod względem stylistycznym, jak i tekstowym. Dobrze oddaje on moment, kiedy dorastałem i wchodziłem w dorosłość, więc powiem: nieprzewidywalność i młodzieńczość.
Jakie inspiracje cię ukształtowały?
To był długi, pięcioletni proces, więc siłą rzeczy inspiracji było wiele. Zaczynałem od śpiewania standardów jazzowych i z tego tak naprawdę się wywodzę. Miałam nawet krótki epizod jako wokalista jazzowy. Z biegiem czasu te inspiracje zmieniały się i ewoluowały, a ja otworzyłem się na inne gatunki. Zacząłem słuchać np. Lany Del Rey czy Jamesa Blake’a. Trudno wskazać mi jakiś jeden gatunek.
Obecnie przygotowujesz się do swojej pierwszej trasy koncertowej. Szykujesz jeszcze jakieś niespodzianki?
Promocja albumu i przygotowania do trasy są dla mnie dość wyczerpujące. Chcę, aby ta trasa była naprawdę wyjątkowa. Planuję przearanżować swoje piosenki tak, aby każdy znalazł coś dla siebie i stworzyć w ten sposób przyjemne miejsce. Na trasę zaproszę ciekawych i nietypowych gości. To jest dla mnie na ten moment priorytet.
Czego jeszcze powinniśmy się spodziewać?
Na pewno akustycznych brzmień. Moje pierwsze koncerty to byłem tylko ja i fortepian. Zamierzam wrócić do tego na trasie, bo myślę, że to świetny sposób, aby wyeksponować subtelną stronę moich utworów. Z drugiej strony zabieram w trasę cały swój zespół, więc… To jest właśnie ta różnorodność, o której mówię.
Z jakiego utworu na krążku jesteś najbardziej dumny? A który wymagał od ciebie najwięcej wysiłku?
Kamieniem milowym na pewno był dla mnie utwór “Czekam na Znak”, który otworzył mi bardzo wiele furtek. Muszę jednak przyznać, że kiedy go wydawałem, to nie był moim faworytem (śmiech). To mój największy hit, a prawie go nie wydałem. Ogólnie ciężko jest mi wybrać faworyta. Miałem już kilka wywiadów i to pytanie za każdym razem się pojawia. Zawsze podaję inną odpowiedź, więc to chyba zależy od dnia i godziny. Na pewno bardzo ważną piosenką jest „Koniec”, bo paradoksalnie to właśnie od niego wszystko się zaczęło. To był pierwszy numer, który napisałem i wiedziałem, że musi się on znaleźć na moim debiutanckim albumie.
To dobrze, że się zmienia. To znaczy, że jesteś dumny ze wszystkich swoich piosenek.
Tak, zdecydowanie. Jestem też bardzo zadowolony z duetów, jakie znalazły się na płycie. Zarówno Zalię, jak i Paulinę Przybysz obserwowałem już dużo wcześniej, więc tym bardziej cieszę się, że zgodziły się wystąpić na moim albumie. To było ciekawe doświadczenie, które wzniosło moje pisanie na zupełnie nowy poziom.
No właśnie, duety! Jak wam się pracowało?
Wszystko przebiegło bardzo sprawnie i profesjonalnie. Nie potrafię wyobrazić sobie kogokolwiek innego na miejscu dziewczyn. Co ciekawe, nie napisałem tych utworów z myślą o duetach. Po prostu odsłuchałem je sobie i stwierdziłem, że jest tutaj przestrzeń na inne głosy. Od razu pomyślałam o Paulinie i Zalii. Napisałem do nich, wysłałem im demówki i zapytałem, czy chcą dodać mojej płycie trochę koloru. Zgodziły się. To ogromny zaszczyt!
To prawda, zdecydowanie dodały jej koloru. Czy masz jeszcze jakiś wymarzony duet?
Trudno stwierdzić, ponieważ inspiracja spływa na mnie, dopiero kiedy pracuję nad daną piosenkę. Potrafię wtedy ocenić, czy powinna tutaj pojawić się jakaś inna barwa głosu. Chyba nie byłbym w stanie napisać piosenki pod jakiś konkretny duet. Najpierw piosenka, później ewentualnie jakiś duet!