Advertisement

Jagoda Szelc: „Czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera?" [wywiad]

Autor: Monika Kurek
03-12-2020
Jagoda Szelc: „Czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera?" [wywiad]

Przeczytaj takze

W zeszłym tygodniu odbyła się premiera długo wyczekiwanego pierwszego polskiego filmu oryginalnego Netflixa który jest zaskakująco aktualny w kontekście protestów przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji z powodu ciężkiej wady płodu. „Erotica 2022" to antologia filmowa stworzona przez pięć polskich reżyserek: Olgę Chajdas („1983"), Annę Jadowską („Dzikie róże"), Katarzynę Adamik ( „Pokot"), Jagodę Szelc („Monument") oraz Annę Kazejak („Obietnica"), które przeniosły na ekran historie napisane przez pięć uznanych polskich pisarek: Gaję Grzegorzewską, Grażynę Plebanek, Joannę Bator, Ilonę Witkowską i laureatkę Nagrody Nobla Olgę Tokarczuk. Film przedstawia rzeczywistość podobną do naszej, chociaż znacznie bardziej opresyjną wobec kobiet i surrealistyczną.
Tematem etiudy Jagody Szelc „Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta" jest nie tylko kobiecy erotyzm, ale także katastrofa klimatyczna. Szelc jest absolwentką Wydziału Grafiki wrocławskiej ASP, a jej pełnometrażowy debiut „Wieża. Jasny dzień" został świetnie przyjęty przez krytyków. Jej kolejnym filmem był intrygujący „Monument" zrealizowany jako film dyplomowy studentów łódzkiej filmówki, opowiadający o studentach hotelarstwa, którzy przyjeżdżają na praktyki do hotelu zarządzanego przez despotyczną menedżerkę. Na miejscu okazuje się, to dopiero początek ich problemów... Jagoda Szelc to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich reżyserek. Z okazji premiery antologii Netflixa „Erotica 2022" porozmawialiśmy z Jagodą m.in. o różnicy pomiędzy seksem a erotyzmem, przedstawianiu nagości w polskich filmach, katastrofie klimatycznej, protestach przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji oraz o tym, dlaczego nie chce używać określenia proroczy w kontekście filmu „Erotica 2022".
Jak to się stało, że dołączyłaś do tego projektu?
Jagoda Szelc: Na początku było pięć reżyserek, ale jedna się wycofała i w efekcie Kasia i Olga spytały mnie, czy chciałabym dołączyć. Bardzo mi się podobało, że to będzie o kobiecej erotyce w dystopii. Z dwóch powodów. Po pierwsze: chciałabym, żeby kobiety przejęły (dodały swoją) narrację na temat kobiecej erotyki. Sposób filmowania ciała kobiet i mężczyzn często bardzo się różni i rzadko mężczyzna jest równie nagi, co kobieta. Dominująca narracja jest męskocentryczna. Po drugie, tą niedaleką dystopię, czyli rok 2022, można było potraktować bardzo różnie i tak też się stało. Wszystkie podeszłyśmy do tego równie. Peter Handke, który jest wspaniałym pisarzem, powiedział, że „fantazja to rozgrzana percepcja" i wydaję mi się, że to jest najbardziej adekwatna definicja dystopii. To znaczy: dystopia jest rozgrzaną teraźniejszością.
Co jest głównym tematem twojej etiudy „Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta"?
Jagoda Szelc: Katastrofa klimatyczna, bo taki jest poprawny termin w odróżnieniu do tzw. zmian klimatu. Ta nasza przedziwna etiuda realizuje dwa tematy, które mnie interesują, czyli kryzys/katastrofę klimatyczną oraz kobiecą erotykę. Poza tym, kiedy dziewczyny mi to zaproponowały, powiedziały, że będą to współtworzyć z polskimi pisarkami, a ja zawsze bardzo chciałam popracować z jakąś polską poetką. Mamy w Polsce bardzo dużo znakomitych polskich poetek takich jak np. Lebda, Klicka, Bargielska, Fiedorczuk czy właśnie Witkowska, z którą zawsze chciałam pracować. Tutaj akurat nadarzyła się do tego okazja, a wydaje mi się, że krótki metraż jest idealny w przypadku czegoś poetyckiego.
I jak pracowało ci się z Iloną Witkowską?
Jagoda Szelc: Zadzwoniłam do niej z propozycją, a ona obiecała, że coś mi wyśle. Po tygodniu wysłała szkic wiersza, ale gdy spróbowałam się do niej dodzwonić, to nie odbierała i nie odpisywała na maile. Ilona mieszka na wsi w Sokołowsku. Jest osobą, że tak powiem nie uciemiężoną technologią. Ma to w dupie. Siedzę więc z tym wierszem przez ten tydzień próby kontaktu z Witkowską, mam go przed oczami, nic mi się nie układa i zastanawiam się, przecież terminy gonią, mamy miesiąc... i to była moja głupota! (śmiech) Po tygodniu zauważyłam, że ten wiersz jest dokładnie opowieścią. Zresztą Georges Didi-Huberman powiedział, że żeby zobaczyć obraz, trzeba dać sobie tylko czas. Scenariusz pisałyśmy głównie za dnia, siedząc u Witkowskiej na wsi, a wieczorami jeździłyśmy do Czech i kąpałyśmy się w jeziorze. Zresztą w tym z „Wieży. Jasnego dnia", czyli mojego debiutu. Łącznie zajęło nam to parę dni. Ona w ogóle ma podobny feel, co ja. Jest niewiarygodnie uzdolniona i ma fantastyczne ucho do dialogów. Ma świetny instynkt reżyserski, bo potrafi w sekundę rozwiązać i przekwalifikować każdy problem i była na planie ogromną pomocą! Historia psa Warszawy, jest historią suki Ilony. Nie jeden do jednego, ale blisko.
Dzięki szerszemu kontekstowi wasza etiuda wybija się na tle pozostałych.
Jagoda Szelc: Razem z Iloną współdzielimy dużo podobnych opinii i refleksji. Na przykład: czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera? Chyba nie. Pierwszą sceną etiudy jest szał rozkoszy głównej bohaterki, rozgrywający się na plastikowym balu sztucznej dżungli pełnej dzieci przebranych za zwierzęta, których już nie ma albo prawie nie ma. Być może dlatego to właśnie tam bohaterka odczuwa najmocniejszą emocję z całego filmu. Umiera rozkosz, umiera pies Warszawa i umiera miasto. Ten pies właściwie umiera całemu miastu. Jest dużo małych szczegółów. Na przykład fonosfera na budowie SuperJednostki zrobiona jest przez Krzysztofa Owczarczyka z dźwięków wymierających gatunków zwierząt np. płetwala błękitnego. W ogóle oglądałam ten film kilka dni temu na zdaniu obrazu i zorientowałam się, że najsmutniejszym momentem jest rozmowa mojej głównej bohaterki z sąsiadką.
kadr z etiudy J. Szelc„Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta" , fot. Netflx
Dlaczego?
Jagoda Szelc: Sąsiadka mówi mojej bohaterce o innym facecie z bloku, który zbiera zwierzęta i robi sobie Arkę Noego, na co moja główna bohaterka mówi: „Może się boi". I jest w tym coś, co mnie strasznie uderzyło. Ona tak błaho to wypowiada... i to jest całe clue tej historii. Już trochę straciliśmy kontakt z tym jak wszystko jest straszne. Rozumiem to. Wszyscy staramy się żyć. Jednak chyba trochę rozszczepiamy rzeczywistość. Trzeba już zacząć się szykować.
A gdzie w tym wszystkim jest wątek feministyczny?
Jagoda Szelc: Każda z tych etiud odpowiada na inną postawę feministyczną. Na przykład obraz Olgi Chajdas to jest film vendettowy i ktoś w nim odpowiada na jakąś krzywdę. Szanuje to. Ja mój feminizm realizuje inaczej. Moja historia nie jest o mężczyznach. Mężczyźni „są", ale ani mądrzy, ani głupi, ani straszni ani źli, tylko po prostu nie są punktem odniesienia. Nie są antagonistami. Tak rozumiem upodmiotowienie bohaterek. To jest tylko o mojej bohaterce. To ona odpowiada za swoją rozkosz. Tak rozumiem erotyzm. To umiejętność mówienia, czego chce w łóżku, w seksie. To zdolność do bliskości. Autonomiczność. I ona to ma. Jednak okazuje się, że jej przeżywanie rozkoszy jest niemożliwe. Bo rozkoszy już nie ma.
Czym jest w takim razie erotyzm?
Jagoda Szelc: Jest, oczywiście, czymś innym niż seks, który jest aktem. Dla mnie ten najbardziej wzruszający i czuły erotyzm jest w tym, że ludzie siedzą nadzy w łóżku, żrą tam kanapki, bawią się swoimi cyckami, gadają pierdoły... i się nie napinają. I nie udają Pornhuba. Erotyka obejmuje coś więcej na poziomie ciała, psychiki, kultury czy społeczeństwa. Chciałam zrobić film (szczególnie teraz), w których bohaterka jest podmiotem i jest totalnie decyzyjna. Czytałam ostatnio taki ciekawy artykuł Doroty Sajewskiej o ruchu #MeToo. Autorka zwraca uwagę m.in. na to, że ludzie koncentrują się bardziej na Too niż na Me. O ile, oczywiście, obie te strony są bardzo ważne, to jest coś bardzo ciekawego, że „sprawa Weinsteina" znów nie jest o kobietach, tylko o jakimś mężczyźnie. I mnie to potwornie wkurwia, bo ja bym chciała, aby to było o tych kobietach i wielkiej sile tych kobiet. Celowo nie mówię ofiary, ponieważ jest to stygmatyzujące określenie. Lepiej mówić „osoba, która doznała przemocy". W moim filmie bohaterka też doznaje przemocy - żyje w systemie, który zamordował jej świat. Żyje w świecie, który się rozbudowuje i dlatego umiera. To budowanie nowej SuperJednostki jest aktem całkowitego rozpadu.
Czy powinien się rozbudowywać dalej, skoro umiera?
Jagoda Szelc: Byłam kiedyś w Kambodży w Sihanoukville i przyjechaliśmy tam bardzo późno w nocy. Pamiętam, że wyszłam w nocy na dach, bo mieszkaliśmy w takim zrujnowanym hoteli i wszędzie dookoła powstawały hotele budowane przez Chińskich inwestorów. Nie przerywali budowy nawet w nocy i to brzmiało, jakby te wszystkie młoty i ubijacze ziemi ruchały ziemię. Jak wyszłam na dach, to miałam wrażenie, że ludzkość gwałci to miasto. To były seksualne dźwięki maszyn. Jeśli w tym filmie jest gdzieś akt przemoc, to jest on właśnie wobec ziemi, która jest gwałcona przez tą budowaną konstrukcję, będącą reprezentacją czegoś nowego i fajnego. W rzeczywistości jest po prostu niczym, jest pustym szkieletem. Kamera idzie później przez tą nowoczesną przestrzeń i patrzy na to stare osiedle, które jest dokładnie takie samo i jest równie puste. Jest o niczym. Jakie to smutne.
A jak wyglądało zdawanie poszczególnych etiud w kontekście całej antologii? Konsultowałyście np. estetykę czy każdy sam sobie rzepkę skrobał?
Jagoda Szelc: Na początku był pomysł, żebyśmy współpracowały z tą samą scenografką/fem i operatorem/rką. Nie zrobiłyśmy tak. Wyszło nam to na dobre, bo wartością tego filmu jest m.in. to, że w pewien sposób walczy z terminem „kino kobiece". Ten film pokazuje, że kobiety nie są jednolitą grupą, którą można podsumować. Moim zdaniem to naturalne, że te filmy różnią się punktem widzenia, estetyką, przekonaniami, definicjami. Jesteśmy bardzo różne. Zawsze będziemy. Bo różnorodność jest wpisana w naturę. Na początku film miał nazywać się „Erotica. Anthology", co dobrze pokazuje, czym właściwie jest kino kobiet. Jesteśmy bardzo różne, tworzymy bardzo różne filmy, często się ze sobą nie zgadzamy. Ważne jest nasze prawo do przestrzeni w świecie filmu. To jest absolutnie bezwzględnie kretyńskie wyobrażenie, że my razem reprezentujemy jakiś punkt widzenia kina. Nie jest tak.
Mimo wszystko jednak czuć kobiecą rękę w tym, jak w antologii przedstawiona jest nagość. Różni się od zwyczajowego instrumentalnego wykorzystania nagiego ciała w polskich filmach, czyli np. pokazania nagiego biustu dla samego pokazania nagiego biustu.
Jagoda Szelc: Często w filmach wykorzystywało się nagość bez sensu jako atrakcję. To jest uprzedmiotawiające. To jest druga scena erotyczna, którą ja zrobiłam. Pierwsza była pomiędzy dwoma chłopakami i to był raczej taki powidok sceny seksu, więc dla mnie to też było trudne i przeżywałam to. Na szczęście byłam już wtedy po takim fantastycznym panelu na temat traktowania ciała w filmie i w teatrze i na tym panelu występowali Anglicy, którzy opowiadali o swoich procedurach na planie i o tym, jak należy opracowywać takie sceny. W Anglii, wprowadza się na plan funkcje, która nazywa się intimacy coach i uważam, że to jest fantastyczny pomysł.
Brakuje tego na polskich planach?
Jagoda Szelc: Prawda jest taka, że mamy na planie psychologów, którzy pracują z dziećmi oraz kaskaderów, którzy mówią nam, jak zrobić scenę, która potencjalnie może być niebezpieczna. I wszyscy uważają, że to jest niezbędne. Nie podają w wątpliwość ich funkcji. Ale jak robi się sceny seksu (często gwałtu) to nie ma żadnych procedur. To jest głupie i prymitywne. Na polskich planach często dochodzi do przekroczenia granic. I czasami to nie wynika wcale ze złej woli u reżyserów i reżyserek, tylko oni po prostu nie wiedzą, jak to robić. A aktorzy i aktorki często boją się mówić. To są problemy systemowe. Szkoły to zaniedbały, żeby nie powiedzieć gorzej...
Jak w takim razie przebiegała wasza praca nad scenami erotycznymi?
Jagoda Szelc: Partnerem Sary Celler-Jezierskiej był Sebastian Pawlak, który jest najmądrzejszym, najczulszym, najwspanialszym aktorem. Bardzo nam pomógł i od początku było jasne, że jego nagość będzie traktowana na równi z jej nagością. Sebastian jest feministą, wspiera kobiety i totalnie rozumiał tę równość. Równość w pokazywaniu ciała była dla nas priorytetem. Równocześnie priorytetem było to, żeby ta nagość nie stała się nachalna, ponieważ nagość nie realizuje tematu erotyzmu. Nagość u nas jest raczej śmieszna i zwyczajna. Intymna. Później jest coś co bardzo mi (nam) się podoba w tej scenie, a mianowicie, jak oni uprawiają seks, to jest on bardzo clumsy.
kadr z etiudy J. Szelc„Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta" , fot. Netflx
Seks w polskich filmach często jest „idealizowany”. W twojej etiudzie jest właśnie odwrotnie, prawda?
Jagoda Szelc: Widziałam w ogóle kiedyś taki super plakat przedstawiający, jak naprawdę wygląda seks. I były takie rysunki... Jeden pokazywał, że w seksie robi się przerwy, żeby np. napić się wody i mi się bardzo podobało. Oczywiście, że tak jest. Ludzie się pocą, ześlizgują się z łóżek, muszą się trzymać jakichś przypadkowych rzeczy i to wcale nie wygląda tak jak w porno. Śmieją się z siebie. Sara to robi w tej scenie. I to jest dla mnie w tym najpiękniejsze i najczulsze. Ona się trochę śmieje, potem przerywa, pije whisky, później znowu trochę się śmieją, trochę się też całują. Nie jest idealnie.
Masz swoją ulubioną scenę z tej etiudy?
Jagoda Szelc: Jak główna bohaterka leży w łóżku z chłopakiem i żrą tosty, a on strzepuje okruchy z klatki piersiowej. To mnie wzrusza. To jest najprzyjemniejsze popołudnie, jakie możesz sobie wyobrazić. Leżysz sobie ze swoją dziewczyną/chłopakiem nago w łóżku, bawisz się cyckami, ona mu mówi, że on ma fajne szkitki, trochę sobie żartują, trochę coś bredzą. Dla mnie to jest najpiękniejsze. Dużo bardziej niż gdyby oni się tam jakoś baletowo ruchali, wyginali i ona by tam była taka piękna i on był taki piękny. Ja myślę, że to są fantazje dziecięce na temat tego, czym jest seks i erotyka, bo przecież to właśnie bliskość jest jednym z najważniejszych komponentów erotyki.
W ogóle w całej tej antologii nagość wydaje się pełnić zupełnie inną funkcję. Przede wszystkim jest... zaskakująco niekontrowersyjna.
Jagoda Szelc: Tak. To mi się podoba. Taki piękny zwykły, prosty, nie widowiskowy seks z kimś, kogo lubisz. Ale przecież jest też w filmie motyw faceta, który rozładowuje strach masturbując się. Dlaczego? Bo seks to też ucieczka często. Rimbaud powiedział kiedyś: „Najbardziej nie do zniesienia jest fakt, że wszystko można znieść". To też smutne. Fetyszyzujemy seks, bo się boimy. Tak jak ten biedny człowiek w bramie, który masturbuje się, żeby się uspokoić/ukoić. Dlatego kościół chce mieć kontrolę nad tą sferą. Jeśli masz kontrolę nad tą sferą ludzi to masz ich w garści. Dla mnie spowiedź małych dzieci przez jakieś obcego mężczyznę z ich najbardziej intymnych tajemnic to jest molestowanie. Erotyzm można przekwalifikować na strach. Ale to podłe.
Nie myślałam nigdy o tym w ten sposób.
Jagoda Szelc: Ten świat potrzebuje kobiet i mężczyzn, którzy są autonomiczni i podmiotowi. Jeśli nie są, to jest tylko samotność i Pornhub.
A na ile w ogóle ta wasza dystopia rzeczywiście jest dystopijna? Większość wątków brzmi wręcz niepokojąco znajomo.
Jagoda Szelc: Scenariusz do tego filmu powstał w sierpniu 2019 roku, ale dziewczyny napisały go jeszcze wcześniej, bo gdzieś na początku Czarnych Protestów. I to jest niesłychane, jak wiele rzeczy, mniej lub bardziej fantazmatycznych, się spełniło. Dla mnie ta dystopia jest w rozkręconej katastrofie klimatycznej. To jest w ogóle ciekawe, bo myśmy skończyli zdjęcia w lutym i miesiąc później, po moim parku, jeździły wozy policyjne i wykrzykiwały to, co w naszym filmie słychać z megafonu. Nie bez powodu mówi się, że intuicja to jest wiedza nieuświadomiona i pewnie wiele z tych rzeczy było do przewidzenia. Pewne rzeczy też w sposób absolutnie nieuświadomiony wybijają się w naszych pracach. Jak się ogląda ten film na dużym ekranie, to widać np., że statyści chodzą z papierem toaletowym, zakupami. Są preppersami. Miesiąc później stoję w kolejce w sklepie z trzema torbami papieru toaletowego i myślę sobie: „Jak to się stało, że realizuję własny scenariusz?". I byłam w takim szale, że mój chłopak musiał mnie wziąć na bok i powiedzieć, że już mamy papier toaletowy i żebym się uspokoiła. A ja, jako preppers totalny, mówiłam, że mamy szafę i jeszcze możemy dokupić i dopchać. I to jest tragiczne, bo już płacimy za tę tak zwaną fikcję. Jeśli my, jako pięć kobiet, mamy taką siłę przewidywania, to Netflix powinien nam zapłacić, żebyśmy zrobiły film o tym jakie to wszystko będzie wspaniałe (śmiech).
Premiera tej antologii przypada na dość szczególny okres, bo zaledwie nieco ponad miesiąc temu zapadła decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W kontekście tych zdarzeń wasz film bywa określany jako proroczy. Słusznie?
Jagoda Szelc: To jest świat, w którym prawa kobiet są ograniczane i nie zwraca się uwagi na to, że jest katastrofa klimatyczna. To chyba tak. Ludzie mają problemy ekonomiczne spowodowane pandemią, znów jesienią nie pada żaden deszcz, czyli przerażająco obniża się retencja, a rząd w tym momencie zabiera prawa kobietom. Czy w świecie, który się rozpada, należy dociskać ludzi w ten sposób? Tak, jeśli chce się odwrócić uwagę ludzi. Specjalnie używa się mechanizmu totalnej opresji, żeby sprowokować ich do walk. Czy to jest prorocze? Nie. Należy zastanowić się, co to znaczy „prorocze". Wszyscy mamy system wyparcia. A jak nie da się już odwrócić głowy to nagle ci co mówili pewne rzeczy jawią nam się jako prorocy. Proste. I znów smutne. To, że jest katastrofa klimatyczna, to wiemy, ale gdy nagle ktoś robi o tym film, to on się okazuje proroczy? Jesteśmy na progu sprzężeń zwrotnych i gdybym ja teraz zrobiła o tym film, to byłby proroczy, podczas gdy to jest po prostu kwestia dedukcji. To jest po prostu podejście analityczne. Wiem, że dziewczyny używają tego sformułowania, że to jest prorocze i ja to szanuję. Ja bym wolała chyba myśleć o „Erotica 2022" nie jako o metafizycznej sile proroctwa, ale jako o głowie, która działa i oczach, które widzą i uszach, które słyszą. I ta czysta dedukcja jest dużo potworniejsza niż jakakolwiek metafizyka, bo to było do przewidzenia. I to jest ta najtrudniejsza część, której my musimy stawić czoła.
I jak nam idzie to stawianie czoła rzeczywistości?
Jagoda Szelc: Wiesz co, bardzo się boję, że te wybory w wakacje, to były nasze ostatnie demokratyczne wybory. Nie wiem, co teraz będzie i obecnie sytuacja wygląda potwornie. Nie mam, co prawda, wśród znajomych osób, które pojechały na wakacje i nie głosowały, ale na pewno gdzieś takie były i ja to odbieram jako syndrom wyparcia Big Time... Pytanie, co jest granicą brzegową wyparcia, a co jest granicą brzegową akceptacji i w związku z tym jej punktem zwrotnym...
Budzimy się jako naród, ale czy zdążymy się obudzić nim będzie za późno?
Jagoda Szelc: Ten specyficzny mechanizm to wciąż jest rozszczepienie, czyli: „nie wiem, nie widzę, nie dzieje się". Wydaje mi się, że spośród rzeczy, które się teraz dzieją, trochę budujące jest to, jak duża liczba osób, która w końcu zdecydowała się i miała odwagę skonfrontować z rzeczywistością. Powiedziała: No pasarán. Koniec! Kto ma czelność mówić do gwałconej osoby, że powinna sublimować język? Nie wiem, skąd ta uzurpacja postawy moralnej. Kler i bardzo duża część rządu uważają, że są osobami, które bardziej moralne. Pytam się na jakiej podstawie? KTO tak powiedział? Jest jakieś embargo na moralność? To jest propaganda. Ja mówię, co jest moralne! Rewiktymizacja wygląda tak, że ty przychodzisz i mówisz: Ktoś mnie gwałci, a druga osoba odpowiada: „Ładniej to powiedz". Jeśli to, co wydarzyło się w Polsce nie jest gwałtem, to ja naprawdę nie wiem, czym to jest. To jest sięganie po i do mojego ciała przez osoby kompletnie mi obce, z którymi ja sobie w ogóle nie życzę kontaktu. Mi się wydaję, że to hasło tych strajków jest doskonałe, bo ono stawia granicę. My jesteśmy dość zdziecinniałym narodem i dlatego to ważne, że w końcu ktoś mówi: My mamy granicę. To są nasze granice i No pasarán! I wypierdalać. I grzeczna już byłam. I to jest moja sprawa jak ja będę mówić w tym wywiadzie. Mówię za siebie. Z tym prawem się urodziłam.
Zwłaszcza, że nasz rząd przesuwa te granice tak systematycznie i tak subtelnie, że niemal można to przegapić.
Jagoda Szelc: To jest dynamika gwałtu. Wyobraź sobie, że ktoś mówi: „chodź, odprowadzę cię do domu". Zgadzasz się, a on mówi dalej: „daj się zaprowadzić, daj mi herbaty, nie bądź taka, daj kolano, daj buziaka" i w pewnym momencie cię gwałci. To jest stopniowe degradowanie twoich granic i twoich zdrowych odruchów. To jest makiaweliczne, ale to jest stara maszyna polityczna. Dlaczego kiedyś ludzie krzyczeli trzy raz veto? Wprowadzili trzy elementy, bo tak naprawdę chcieli przepchnąć jedną rzecz, więc dali trzy. A później łaskawie się zgodzili na jedną. Jest taka słynna historia o cenzurze komunistycznej i rosyjskich malarzach abstrakcyjnych, którzy na obrazach malowali żółtego psa. Gdy przychodzili cenzorzy, którzy nic z tego nie rozumieli, to patrzyli tylko na tego psa i kręcili głową, więc zadowoleni malarze zamalowywali tego psa, bo przecież to nie o niego chodziło. Więc to działa w dwie strony. Stara maszyna. Zabierają troszkę tutaj, troszkę tutaj i nagle już nie ma co zabierać. Kilka lat temu mówiono: „co z tego, że ograniczają sądy, co z tego, że będzie Trybunał Konstytucyjny?". No właśnie to.
Będzie gorzej?
Jagoda Szelc: Jest bardzo bardzo źle, a jesteśmy o krok od tego, żeby wasze córki - małe dziewczynki - rodziły dzieci po gwałcie. Ale nie te bogate, tylko te biedne będą musiały. Zawsze myślę w kategoriach filmu i uważam, że trzeba to sobie zwizualizować. Teraz. Miej odwagę. Wyobraź sobie, że jest jakaś Kasia, która ma 18 lat i które będzie cierpieć i żyć dwa dni z mózgiem na zewnątrz i teraz jakiś inny człowiek mówi jej, że musi urodzić. Wyobraź to sobie. Dokładnie, ze szczegółami. Jak wyglądają jej włosy i oczy. Wyobraź sobie teraz gnoja, który jej powie, że to jest moralne. Oni wszyscy są tchórzami... To jest takie tchórzostwo w garniturze i sutannie. Jeżeli więc w takiej sytuacji kobiety wychodzą na ulicę i mówią: „wypierdalać" to ja myślę „zapraszam".
Czy w rewolucji obowiązują jakieś zasady? Czy czegoś nie wypada?
Jagoda Szelc: Choć punktem wyjścia jest zrobienie krzywdy kobietom, z jakiegoś powodu rozlicza się je za różne działania. Wróćmy do clue historii! To jest znowu ten sam mechanizm... Kobiety wyszły, powiedziały, że im się nie podoba i wszyscy je teraz krytykują. Nikt nie zastanawia się, co takiego się stało że wyszły. Wszyscy mówią tylko o wulgarności, brutalności czy Kai Godek, która dostała osiem kilo węgla. Czy ona nie czuje się prześladowana? HEJ HEJ HEJ! Wróćmy z powrotem na tor, bieg rzeki, gdzie jest problem. Nie rozrzedzajmy rzeczywistości. To nie Strajk Kobiet postanowił sobie, że pewnego dnia wyjdzie na ulice, a z nimi sto tysięcy ludzi. Come on! Czy jak ktoś przyjdzie i zgwałci kobietę, a ona mu wybije zęby albo będzie go lżyć, to to jest jej wina?
Nie, ale czy wie to rząd?
Jagoda Szelc: Moim zdaniem oni to wiedzą, ale są po prostu doszczętnie zepsuci. Gówno mnie obchodzi, co oni wiedzą i co oni myślą. W psychologii taka perspektywa nazywa się push&pull i polega na tym, że ktoś coś robi, my na to odpowiadamy i tak w kółko. Mi się podoba postawa Strajku Kobiet, bo te kobiety nie oczekują od rządu odpowiedzi. Ten czas już minął. Nie negocjuje się z terrorystami. Ktoś cię zgwałcił i przekroczył granicę, więc nie negocjujesz z nim, że powinien zgwałcić cię w czwartek albo może w jakichś innych okolicznościach. Trzeba cały czas wracać do tego porównania z gwałtem to jest bardzo adekwatne. Cały czas trzeba myśleć o jednostkowych historiach kobiet, którym się to się przytrafia i które będą musiały temu stawić czoła. W różnych sytuacjach. I o tym, że ktoś kto jest zepsuty moralnie poucza te kobiety. To jest obleśne. O b l e ś n e. Nie ma poziomu bardziej wstrętnego niż to. Bodajże w „1984" Orwella jest scena, w której torturowany ma za to podziękować. To jest po prostu czysta perwersja.
Od 25 listopada antologię „Erotica 2022" można obejrzeć na Netflixie. Zobaczcie zwiastun:
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement