Jak podchodzimy do zwierząt w kinie? Okazuje się, że często schizofrenicznie
Autor: Karol Owczarek
02-04-2021


Przeczytaj takze
Zwierzęta w kulturze wizualnej są obecne od początku – to one dominują na malowidłach naskalnych w Lascaux, a pierwsza w historii animacja z 1872 roku przedstawia konia w galopie. Zwykle są ukazywane przedmiotowo, z perspektywy człowieka – twórcy danego dzieła. Traktuje się je jako symbol czy element tła lub antropomorfizuje. Rzadko kiedy stają się pełnoprawnymi bohaterami zachowującymi swój naturalny charakter.
Ludzkość wykazuje schizofreniczne symptomy w podejściu do zwierząt. Miliony kochają Myszkę Miki, Kaczora Donalda, Wilka i Zająca, Krowę i Kurczaka czy Świnkę Piggy, co w realnym świecie nie przeszkadza nam tępić, okrutnie traktować i masowo zabijać przedstawicieli gatunków reprezentowanych przez bajkowe postaci. Jak widać, powszechne nadawanie cech ludzkich faunie w kulturze popularnej nie sprawia, że patrzymy na nią jak na równą sobie, nie czujemy się jej częścią. To tylko kolejny przejaw naszej dominacji – używanie figury zwierzęcia w sposób dowolny, jako nośnika znaczeń w antropocentrycznej fabule. Animowane czy odgrywane w kostiumie zwierzę, które mówi i ma osobowość, traktujemy umownie i humorystycznie, zwykle bez większej refleksji, widząc w nim nie zwierzę, lecz swoje problemy i emocje.
Człowiek rekinojad
Określenie „zachowywać się jak zwierzę” ma charakter deprecjonujący. Podobnie jak porównania w rodzaju „głupia gęś”, „uparty jak osioł”, „je jak świnia” czy nazywanie kogoś hieną lub szczurem. W ten sposób chcemy podkreślić swoją racjonalność i odróżnić się od zwierząt postrzeganych jako prymitywne, pozbawione moralności i dobrych manier. Jednocześnie zazdrościmy przedstawicielom fauny umiejętności, których sami nie posiadamy, stąd w historiach o superbohaterach postaci hybrydowe – zwykli ludzie zamieniający się w Batmana lub Spidermana i ratujący świat (oczywiście, ludzki).
Gdy już dzikie zwierzę w popkulturze jest przedstawiane zgodnie z naturą, często podkreśla się jego negatywne cechy, co widać choćby u żądnych krwi tytułowych ptaków Hitchcocka czy w „Szczękach” Spielberga. Po ostatnim z wymienionych filmów rozpoczął się trwający do dziś wyolbrzymiony lęk przed rekinami. Tylko kilku z ponad trzystu pięćdziesięciu znanych gatunków rekinów zdarza się atakować ludzi, a według badań naukowców z University of Florida rocznie takich ataków jest niewiele ponad osiemdziesiąt, zaś ludzkich ofiar – sześć. Dla porównania rybacy co roku zabijają około sto milionów rekinów. Człowiek to zwierzę, choć często o tym zapomina, na dodatek jest najbardziej ekspansywnym gatunkiem i największym drapieżnikiem na Ziemi.
Daj głos
Zwierzęta upodobali sobie przede wszystkim twórcy bajek. Ludzkim głosem przedstawiciele fauny przemawiają w moralizatorskich wierszowanych przypowieściach La Fontaine’a z końcówki XVII wieku czy nieco późniejszych Ignacego Krasickiego, autora poematu „Myszeidos” o wojnie kotów z wojskami szczurzo-mysimi, stanowiącego farsową, zawoalowaną krytykę zachowań szlachty. Jak zauważa Wiesław Przybyła w artykule „Kulturowa semantyka motywu” w czasopiśmie „Teksty Drugie”:
„Alegoryzacja ludzkiego świata na drodze antropomorfizacji świata zwierząt wywodzi się z pradawnej ludowej twórczości. […] jej typowymi przejawami są bajka zwierzęca i przysłowia, gdzie nazwa zwierzęcia użyta jest również w funkcji alegorycznej. Lew królem zwierząt, okazem siły, majestatu i władzy; lis to uzwierzęcona chytrość; wilk jest chciwy; kogut próżny i jurny”.
Wraz z rozwojem kinematografii i telewizji antropomorfizowane zwierzęta zapełniły ekrany za sprawą animacji Disneya. Jak pisze na łamach pisma „Ekrany” Mateusz Żebrowski w artykule „Disney’s Animal Studies”, zwierzęcy bohaterowie ilustrują lub dookreślają dychotomię dobra i zła, fundującą większość disnejowskich filmów. Królewnę Śnieżkę otaczają łagodne zwierzęta, a Złą Królową szczury i sępy, w „Królu Lwie” złowrogie hieny są przeciwstawione mądrym i dostojnym lwom (poza odszczepieńcem Skazą), a urocze dalmatyńczyki – okrutnej Cruelli De Mon.
„Przyjazne zwierzęta mają duże, jasne oczy i czystą, lśniącą sierść, a zwierzęcy antagoniści krzywe, kanciaste, jakby niedbale rysowane sylwetki z przeżółkniętymi oczami. Widz bez trudu zgaduje, kto jest w tej historii kimś godnym zaufania, a po kim można spodziewać się najgorszego”, zauważa Żebrowski.
U Disneya za zwierzęcymi bohaterami przeważnie kryje się na wskroś ludzka opowieść. „Król Lew” niewiele mówi o prawdziwym życiu mieszkańców sawanny, jest za to inspirowaną „Hamletem” i mitem o Edypie, historią księcia walczącego o odzyskanie tronu. Podobnie „Zwierzogród” (2016), w którym demonizuje się zwierzęcą naturę, a wzorcem są liberalno-lewicowy ład, humanizm i racjonalizm. Animacja ta stanowi chwalebną krytykę uprzedzeń, agresji i nieuczciwości, jednak same figury zwierząt traktuje jedynie pretekstowo. Nieco inaczej jest choćby w przypadku „Pocahontas”, gdzie głównej bohaterce towarzyszą liczni przedstawiciele fauny, nie mający jednak służebnej względem człowieka funkcji. Zamiast tego wiodą niezależne życie, mają własne potrzeby i nie używają ludzkiej mowy. Stan natury i dzikości dowartościowany jest pozytywnie także w „Księdze dżungli”. Wychowany pośród zwierząt Mowgli pokojowo z nimi współegzystuje, opiera się przed socjalizacją i wciągnięciem w tryby cywilizacji – niemal do samego końca w wersji oryginalnej z 1967 roku i skutecznie, zgodnie ze swoją wolą pozostania w dżungli, w remake’u z 2016 roku. We współczesnych odsłonach „Króla Lwa” i „Księgi dżungli” zastosowano fotorealistyczną grafikę trójwymiarową, a celem twórców było wierne odwzorowanie wyglądu i ruchów zwierzęcych bohaterów, aby widz miał wrażenie oglądania dokumentalnego filmu przyrodniczego. Realizm ten jednak burzy to, że zwierzęta wciąż posługują się ludzką mową, śpiewają piosenki i odgrywają ludzką w istocie historię. Podczas seansu możemy zatem odczuwać paradoksalnie większy dysonans poznawczy niż podczas oglądania tradycyjnej animacji.
Eksperymenty na ludziach i zwierzętach
Ciekawym przypadkiem jest serial animowany „BoJack Horseman” Raphaela Bob-Waksberga (2014-2020), będący brawurową satyrą na hollywoodzki show-biznes, a właściwie na całą współczesną kulturę zachodnią. Antropomorfizowane zwierzęta mają tu typowo ludzkie zajęcia, problemy i styl życia, choć zachowują niektóre elementy natury swoich pierwowzorów – kocia agentka gwiazd Princess Carolyn bawi się zabawkową myszą, a tytułowy bohater, upadły koński celebryta, niekiedy rży i parska, na przykład podczas uprawiania seksu. Stereotypowe i komiczne ukazywanie zwierzęcych instynktów jest tu jednak celowe, uwypukla absurdalność serialowego świata i wpisuje się strategię groteskowego ośmieszania stereotypów. Zwierzęcość bohaterów jest w „BoJacku” ornamentem, ale stanowi intrygujące przełamanie bajkowej konwencji, w której zwierzęta są sprowadzone zwykle do figur reprezentujących zło lub dobro. Tu postaci są niezwykle wielowymiarowe i pogłębione psychologicznie, a podszyta surrealizmem fabuła więcej mówi o kondycji współczesnego człowieka niż wiele poważnych dramatów psychologicznych i społecznych.
Zdarza się, że to człowiek nabiera cech zwierzęcia, gdyż chce przekroczyć granicę między ludzkim a nie-ludzkim w realnym świecie. Tak było w przypadku Timothy’ego Treadwella, który przez trzynaście lat mieszkał w spartańskich warunkach w Parku Narodowym Katmai na Alasce, badając życie grizzly. Zbliżał się do niedźwiedzi, dotykał ich, łamiąc przy tym prawo i stając się obiektem krytyki obrońców przyrody, a jednocześnie celebrytą występującym w popularnych programach talk show. Skończył tragicznie, rozszarpany wraz ze swoją dziewczyną przez jednego z niedźwiedzich „przyjaciół”. Swoją działalność rejestrował kamerą wideo, co pozwoliło później wybitnemu niemieckiemu reżyserowi Wernerowi Herzogowi stworzyć przejmujący i pełen czarnego humoru dokument „Grizzly Man” (2005), w którym nagrania Treadwella reżyser zestawia ze wspomnieniami bliskich mu osób. Poznajemy człowieka, który zapragnął żyć poza cywilizacją, w jedności z naturą, wpisującego się w mit „szlachetnego dzikusa”, a jednocześnie budującego w ten sposób swoją sławę oraz pogrążającego się w megalomanii, manii prześladowczej i szaleństwie.
Zwierzęta na pierwszym planie
Na obrzeżach kultury wizualnej pojawiają się próby nadania podmiotowości zwierzętom na tyle, na ile to możliwe w obrębie narracji tworzonej ludzką ręką. Za jedno z kluczowych dzieł tego rodzaju uznaje się awangardowe „Prywatne życie kota” Alexandra Hammida i Mayi Deren z 1947 roku. W czarno-białym, niemym filmie widzimy wycinek z życia kociej rodziny – od zapoznania się pary kotów, po narodziny ich potomstwa. Na ekranie nie ma śladu ludzkiej obecności, cała akcja koncentruje się na zwierzęcych bohaterach. W podobnym duchu swój filmowy esej „Serce psa” (2015) stworzyła amerykańska artystka Laurie Anderson. Ten nagrodzony na Festiwalu Filmowym w Wenecji eksperymentalny dokument found footage stanowi epitafium dla zmarłego psa Lolabelle. Liczne archiwalne, zarejestrowane różnymi technikami nagrania z psem w roli głównej mieszają się z animacją i reprodukcjami dzieł sztuki, a całość stanowi poetycko-filozoficzną refleksję nad życiem i śmiercią – nie tylko Lolabelle, lecz także innych ważnych dla twórczyni postaci.
Radykalniejszym przykładem nie-ludzkiej perspektywy w sztuce wizualnej jest nominowany do Złotego Niedźwiedzia na Berlinale projekt „Kino naczelnych: Rodzina małp” Rachel Mayeri z 2012 roku. Zamysłem było zrobienie filmu dla szympansów, gdyż w niewoli bardzo lubią oglądać telewizję. Autorka badała ich preferencje filmowe, a następnie nagrała film z udziałem ludzi przebranych za małpy, w którym do domu siedzącej przed telewizorem „szympansicy” wkracza grupa agresywnych „szympansów”. Dzieło miało swoją premierę w zoo w Edynburgu, a widownią były małpy. Podczas projekcji nagrano reakcje zwierzęcych widzów, co stało się podstawą kolejnego wideo, zestawionego z pierwotnym filmem w formie instalacji pokazywanej następnie w galeriach, między innymi w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w 2018 roku w ramach przeglądu „Kino postludzkie”.
„[…] ekranowe preferencje szympansów nie różnią się bardzo od ludzkich. Chcą one oglądać na ekranie seks, przemoc, jedzenie oraz sprawy związane z relacjami władzy i z hierarchią społeczną. Okazało się też, że szympansy lubią oglądać pseudoszympansy – ludzi przebranych za małpy, którzy na końcu zdejmują swoje maski. Upodobanie do oglądania tego, co wygląda prawie jak my, ale nie jest nami, stanowi oczywiście kolejną preferencję, którą naczelne dzielą z ludźmi”, czytamy w opisie filmu „Kino naczelnych: Rodzina małp” w materiałach U-jazdowskiego.
Próby odejścia od antropomorfizmu w ukazywaniu zwierząt na ekranie i ich upodmiotowienia pozostaną raczej działalnością niszową, tym bardziej że dopóki zwierzęta nie nauczą się same kręcić filmów, nie sposób w pełni uniknąć ludzkiej perspektywy. Choć prędzej za kamerą staną sztuczna inteligencja i roboty. Należy jednak docenić działania twórców odchodzących od antropocentryzmu, którzy starają się uwrażliwić widzów na podmiotowość, inność i prawdziwą naturę zwierząt.
/materiał pochodzi z K MAG 101 ANIMAL ISSUE 2020/
Polecane

Wiceminister edukacji o prawach zwierząt: „Takie pojęcie nie istnieje”

9 buntowniczych filmów z lat 60-tych, które warto znać

Śpiewające smoki i taniec z mieczami? Na Broadwayu będzie można zobaczyć „Grę o Tron”

7 premier HBO GO, których nie możecie ominąć w kwietniu

Powstaje pierwsze w Polsce „okno życia” dla psów i kotów
Polecane

Wiceminister edukacji o prawach zwierząt: „Takie pojęcie nie istnieje”

9 buntowniczych filmów z lat 60-tych, które warto znać

Śpiewające smoki i taniec z mieczami? Na Broadwayu będzie można zobaczyć „Grę o Tron”

7 premier HBO GO, których nie możecie ominąć w kwietniu





