W zeszłym tygodniu odbyła się wirtualna konferencja prasowa z burmistrzem Nowego Jorku Billem de Blasio, na której m.in. zaprezentowano plany powrotu przedstawień na Broadway. Wznowienie działalności słynnego teatru ma nastąpić najprawdopodobniej jesienią tego roku.
Broadwayowskie przedstawienia są wstrzymane już od ponad roku. Część stałych bywalców zapewne liczyła na nowe, ekscytujące historie przeniesione na deski najsłynniejszej sceny musicalowej. Ku ich zaskoczeniu (a uciesze zagorzałych fanów produkcji HBO) jednym z głównych planowanych projektów jest sztuka oparta o sagę „Gra o Tron”.
Na ten moment nie mamy za wielu informacji. Jak donosi „The Hollywood Reporter”, sztuka będzie bezpośrednim prequelem serialu HBO. Pojawi się tam dużo znanych z sagi postaci, tylko że w młodszych wersjach. Opowieść będzie miała miejsce w czasach „Wielkiego Turnieju w Harrenhal”. Nie podano dokładnych informacji na temat fabuły, ani tego, którzy bohaterowie na pewno pojawią się w prequelu. Twórcy zdradzili jednak, że George R.R. Martin jest zaangażowany w cały projekt i współpracuje ze scenarzystą Duncanem MacMillanem. HBO nie potwierdziło formalnie swojego udziału w produkcji, jednak istnieje możliwość, że będzie jednym z inwestorów. Producenci liczą na to, że po premierze na Broadwayu, sztukę będzie można pokazać także na Londyńskim West Endzie i w Australii.
Trudno nie zauważyć, że producenci chcą do ostatniego dolara skorzystać z ogromnej popularności „Gry o Tron”, tworząc kolejne projekty w oparciu o sagę. W tym przypadku musicalowa forma jest dobrym pomysłem, ponieważ pozwala na powrót znanych i lubianych bohaterów, bez potrzeby angażowania oryginalnych aktorów. Taki projekt daje też możliwość późniejszego przeniesienia przedstawienia na platformy streamingowe, czy utworzenia mini-serialu telewizyjnego. Pytanie, jak długo jeszcze będą powstawały kolejne wersje jednej historii i czy jej popularność kiedyś się wyczerpie?
Ciekawi jesteśmy też tego, jak stali bywalcy broadwayowskiej widowni odbiorą pomysł smoczego przedstawienia. Całkiem możliwe, że część z nich nie będzie mogła pozbyć się wrażenia, że światowej sławy scena musicalowa, coraz bardziej ze świątyni artystycznej ekspresji zamienia się w maszynkę do zarabiania pieniędzy.