Advertisement

Pani Ania, 94-letnia instagramerka, wyjaśnia nam, dlaczego warto kochać ludzi w internecie [wywiad]

29-03-2021
Pani Ania, 94-letnia instagramerka, wyjaśnia nam, dlaczego warto kochać ludzi w internecie [wywiad]

Przeczytaj takze

– Jak wyglądało życie kiedy ludzie byli śmiertelni? – pyta młody dziennikarz w filmie science-fiction „Mr. Nobody”.
– (...) Przez większość czasu nic się nie działo... jak we francuskim filmie – odpowiada 118-letni Nemo, główny bohater.
W dobie barwnych selfie, monochromatyczne, zamglone fotografie, które 94-letnia Pani Ania zamieszcza na swoim instagramowym profilu @zycie_zaczyna_sie_po_90 przywodzą na myśl zamrożone kadry ze starego europejskiego filmu. Do bólu zwyczajnego i do bólu niezwykłego: widzimy „pancerne" wózki dziecięce, sprawiające wrażenie miniaturowych czołgów, prawdziwe bale z orkiestrą i kotylionami oraz młodzieńca wspartego nonszalancko o motocykl, z zawadiacko przekrzywionymi na nosie okularami. Obok zdjęcia widnieje poruszający wpis:
– „Kochani moi, dzisiaj 13 października, są imieniny Edwarda. Mojego nie ma już ponad 22 lata. Ale pamiętam i zawsze będę pamiętać".
Pani Ania wspomina męża. Tęskni za nim już od ponad dwóch dekad, czyli mniej więcej przez całe moje życie. Kiedy żyje się niemal cały wiek, perspektywa ulega zmianie.
Podobnie jak inni aktywni długowieczni: maratonistki Ruth Sanders i Eileen Noble, stylowe małżeństwo Wanji i Sho-Er, również eksperymentujący z modą Edward Bogusław Trybalski, czy Siostra Andre – najstarsza kobieta w Europie, która w wieku 117 pokonała COVID-19, Pani Ania nie godzi się na usunięcie w cień.
– „Kochani, zobaczcie - moje pokolenie też może wszystko, jeśli traktuje się nas po partnersku, a nie, jako uciążliwe zło konieczne" – oznajmia we wpisie na swoim instagramowym profilu.
Jako 94-latka Pani Ania ma przecież pełne prawo wpływać na bieg wydarzeń, wygłaszać swoje poglądy, zachwycać się współczesnością i... korzystać z niej. Dlatego całkiem niedawno sięgnęła po Harry'ego Pottera. Dlatego zorganizowano akcję, by dostarczyć zaginiony pakiet wyborczy pod drzwi jej domu w Wielkiej Brytanii (notabene przeprowadziła się na Wyspy skończywszy 85 lat). Dlatego, zbliżywszy się do setnych urodzin, założyła konto w aplikacji społecznościowej zdominowanej przez młodych użytkowników. Według danych Statista ze stycznia bieżącego roku ponad dwie trzecie wszystkich użytkowników Instagrama stanowią osoby w grupie wiekowej 18-34. Zaledwie 2,1% to członkowie deklarujący wiek 65+. Jak sama skromnie podkreśla, nie jest nikim znanym czy popularnym. Zastanawia się na głos, dlaczego jej konto przyciągnęło tak ogromną rzeszę ludzi.
Slowlife, hashtagi, unboxing i throwbacki. Pani Ania, być może przypadkiem, zaoferowała swoim obserwatorom wszystko to, co uwielbiają korzystający z aplikacji, nieświadomie wpisując się w globalne trendy rządzące mediami społecznościowymi. Jej posty tchną rozbrajającą bezpretensjonalnością i pozytywną energią. Na swoim profilu prezentuje zwierzęta (bo któż ich nie lubi?), zdrowy styl życia, reminiscencje, podróże i komentarze na temat bieżących wydarzeń: kondycji polskiej demokracji, wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji czy tolerancji wobec osób LGBT. Na jej profilu przede wszystkim istotny jest jednak dialog z drugim człowiekiem, który opiera się na życzliwości i dzieleniu się historiami. Sama uważa, że to największa wartość nowych technologii. Zbliżają.
Profil Pani Ani jest trochę jak dziennik. Bardzo szczery i kameralny, utrzymany w konwencji gawędy. Swoim internetowym przyszywanym wnuczkom opowiada o przepisach na placki, wspomnieniach z dzieciństwa i o tym, co dzieje się teraz. Zwyczajna rozmowa – ludzka. O tym, co cieszy i martwi. O drobiazgach: widoku za oknem, ale i o kondycji globalnego społeczeństwa. Stara szkoła mindfulness. Profil Pani Ani zaczarował nas już dawno temu, dlatego postanowiliśmy z nią porozmawiać. Mieliśmy na tyle dużo szczęścia, że się zgodziła. Ponżej przeczytacie efekt naszego wirtualnego spotkania.
Czy chciałaby pani, żeby pani młodość przypadła na czas Instagrama i mediów społecznościowych? Czy jednak cieszy się pani, że nie przyszło pani żyć w dobie instagramowych filtrów i pokolenia retuszu?
To bardzo trudne pytanie, bo każdy z nas – szczególnie w późniejszym wieku – wspomina okres swojej młodości, jako ten najpiękniejszy czas. Pamiętam jak wiele lat temu, jeszcze, kiedy pracowałam, opowiadałam o czymś i w pewnym momencie bardzo młoda osoba z takim wyrzutem powiedziała: "Pani to wspomina, jako coś pięknego, a przecież wtedy była wojna". Owszem, ale ja wtedy byłam młoda, chciałam żyć i przeżywałam to wszystko, co każda inna młoda osoba przeżywa bez względu na czasy.
Ale wracając do pytania – internet to jest coś wspaniałego. Gdyby nie on, to nie byłoby tylu ludzi wokół mnie, to nie mogłabym "rozmawiać" z osobami z dosłownie całego świata... Tak, uważam, że internet to wspaniały wynalazek, chociaż moja młodość też bardzo mi się podobała...
Na Instagramie debiutowała pani dosyć późno. Jakie wrażenia towarzyszyły pierwszemu postowi? W końcu prezentowanie siebie – swojego domu, twarzy – instagramowej społeczności to taki wirtualny ekshibicjonizm. Jak pani postrzega to doświadczenie?
Pamiętam, że miałam taką prawdziwa tremę, ale pomyślałam: "raz kozie śmierć". Nie pamiętam czy od razu ktokolwiek polubił ten post, potem zaczęły mnie obserwować 2 osoby z mojej rodziny, potem ktoś następny i następny i tak przez ponad rok zebrało się 58 osób...
Teraz ma pani już ponad 67-tysięczną publiczność. Co daje pani konto na Instagramie?
Ogromną radość i kontakt z ludźmi, którzy odnoszą się do mnie bardzo życzliwie. Naprawdę, przez te miesiące udało mi się zawiązać takie bliższe znajomości z kilkoma osobami, które teraz traktuję już jak prawdziwych bliskich znajomych. I to naprawdę jest wspaniałe.
W dobie internetu panuje globalny trend pochwały młodości. Coraz bardziej boimy się przyjrzeć swojemu zmieniającemu się odbiciu w lustrze. Czy coś jest z nami nie w porządku?
Ja też nie przepadam za patrzeniem w lustro, bo nie mogę uwierzyć, że ta staruszka tam to naprawdę ja... Nigdy przez całe moje życie nie byłam typem kobiety, która bardzo przywiązywałaby wagę do swojego wyglądu – u kosmetyczki byłam pierwszy raz w życiu jak miałam jakieś 35 lat i w sumie byłam może z pięć razy w życiu. Mój cały makijaż to była wyrazista szminka i kredka do brwi – absolutnie nic więcej. Dlatego ja nawet nie wiem do końca, co to znaczy kult młodości...Nie mam pojęcia, co to znaczy pozować i wyginać się do zdjęcia, usuwać zmarszczki – bo podobno tak można. Tylko po co? Mój przykład pokazuje, że ludzi chyba jednak bardziej interesuje treść niż forma.
Czyli nie każdy musi akceptować kolejne zmarszczki – ważne, aby być ze sobą w zgodzie na poziomie duchowym. Jak to osiągnąć?
Na pewno nie wolno się poddawać, trzeba wierzyć w swoje marzenia, nie odkładać niczego na później, bo to później może nigdy nie nadejść. I trzeba kochać ludzi – w internecie jest to naprawdę bardzo ważne. I trzeba z optymizmem patrzeć w przyszłość!
A na co według pani, kiedy spojrzy pani z perspektywy przeżytych lat, tracimy najwięcej czasu?
Chyba na niepotrzebne narzekanie i rozpamiętywanie tego, co było. Było, co było – to już jest za nami. Dlatego trzeba skupić się na tym, co jest i co będzie.
Mimo to szybko polubiła pani hashtag #throwback...
Bardzo szybko. W moim wieku dużo lepiej pamięta się odległe wydarzenia z życia, aniżeli te bieżące, więc bardzo często do nich wracam. Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że w moim pudełku jest całkiem sporo zdjęć, nawet z tej bardzo odległej przeszłości, bo najstarsze są z jakiegoś 1934 roku, więc jeszcze jest, co pokazać. Zauważyłam, że te zdjęcia i wspomnienia podobają się również moim obserwującym, co mnie bardzo cieszy.
Wiele kobiet przyznaje, że najszczęśliwsze były dopiero po osiągnięciu dorosłości. Wówczas w zaakceptowały siebie w pełni, zaczęły dobrze czuć się we własnej skórze. Okres młodości jawi im się jako zbyt burzliwy. Jakie są zalety pani wieku?
Nie wiem czy mój wiek ma jakieś nadzwyczajne zalety – po prostu to kolejny etap mojego życia i trzeba się z tym pogodzić. Ja zawsze byłam osobą bardzo aktywną i cieszę się, że moja kondycja pozwala mi by coś jeszcze próbować zrobić. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym np. spędzić cały dzień, siedząc przy radiu ciągle stękając i kwękając. Oczywiście denerwuję się, że moje ciało odmawia mi posłuszeństwa, że muszę korzystać z mojego wózeczka, że bolą mnie biodra, że szybko się męczę... Ale trudno, trzeba się z tym pogodzić i mimo wszystko próbować coś jeszcze zrobić!
Jako dziewczyna w świecie aplikacji społecznościowych, niekończących się newsów, czasami jestem tym chaosem zmęczona. Nie chcę być na bieżąco, ogarnia mnie obojętność. Jest mi wtedy wstyd. Pani nigdy nie ma dosyć świata mediów?
Ja tego tak nie odczuwam, bo siedzę we własnym domu, we własnym fotelu i kontakt przez komputer nie onieśmiela mnie. Na pewno byłoby inaczej, gdyby np. na wywiady przychodziliby do mnie ludzie albo gdybym ja musiała gdzieś jechać. A tak to wszystko to trochę przypomina mi oglądanie telewizji. Jedyną rzeczą, jaką się przejmuję jest to, że podczas rozmowy mogę zapomnieć, o czym chciałabym powiedzieć, bo niestety w moim wieku to się całkiem często zdarza.
Na koniec proszę jeszcze powiedzieć czym się pani ostatnio ekscytowała?
Tak zupełnie ostatnio to chyba skokami narciarskimi. Uwielbiam oglądać sport, uwielbiam kibicować i to mi daje dużo radości. I nie ukrywam, że też duże wrażenie robi na mnie liczba osób, które są na moim Instagramie – przecież ja nie jestem nikim znanym czy popularnym i czasem zastanawiam się, dlaczego mój Instagram zainteresował tak ogromną rzeszę ludzi. Jeszcze nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi.
/rozmawiała: Aleksandra Adamiak/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement