Advertisement

Jak przemierzyć OFF Festival? Występy z różnych gatunków i o odmiennych częstotliwościach, które warto zobaczyć

30-07-2024
Jak przemierzyć OFF Festival? Występy z różnych gatunków i o odmiennych częstotliwościach, które warto zobaczyć
Już za chwilę wielkie święto muzyki alternatywnej, często niszowej, a jeśli mainstreamowej, to dalekiej od prostych, nieskomplikowanych dźwięków. W tym roku na OFF Festivalu w Katowicach wystąpi niekwestionowana wieloletnia gwiazda sceny i rozmaitych afterparty, Grace Jones, a także jedni z czołowych reprezentantów muzyki elektronicznej, The Blaze. Poza tym jak zawsze usłyszymy sporo rocka, punku, hip-hopu i eksperymentów wszelkiej maści. Przygotowaliśmy zestawienie artystów, których zdecydowanie warto zobaczyć.
OFF Festival od momentu założenia przez Artura Rojka stanowi miejsce, w którym reprezentowane są tytułowe offowe dźwięki branży muzycznej. Jednym z głównych atutów wydarzenia jest zróżnicowany i poza mainstreamowy program muzyczny: od rocka i punka, przez indie i elektronikę, aż po hip-hop i eksperyment. To festiwal słynący z odważnych wyborów artystycznych, prezentujący zarówno uznanych wykonawców, jak i debiutujące talenty. Robi to konsekwentnie, gromadząc wierną publiczność i otwierając się na nową jednocześnie. Wiemy, co mówimy, ponieważ sami regularnie gościmy na OFF Festivalu Katowice.
W dniach 2-4 sierpnia zobaczymy występy m.in. wspomnianych Grace Jones i The Blaze, a także Mount Kimbie, Sevdalizy, Future Islands, Nourished By Time, English Teacher, Yaya Bey, Edyty Bartosiewicz, Tonfy i wielu innych.

Gitary z Wysp, elektroniczne opowieści o kobiecości, autorskie wizje

Pierwszy dzień festiwalu już dość wcześnie daje nam próbkę brytyjskiej alternatywy z muzycznie magicznego miasta Leeds. English Teacher mają właśnie swój wspaniały moment po wydaniu albumu „This Could Be Texas”. Brudne brzmienia spotykają się tu z melodeklamacją przypominającą być może brzmienie Dry Cleaning, ale na albumie znajdziemy też przepiękne ballady i cudowne melodie.
Utrzymując podobny muzycznie klimat, przenosimy się z Leeds do Londynu i ze Sceny Leśnej na Scenę Eksperymentalną, gdzie swoimi dźwiękami uraczy nas Bar Italia. Niby podobnie, ale inaczej, choć w podobnej stylistyce i z tą samą brytyjską niedbałością i pozwoleniem na zabawę niedoskonałościami. Poza tym jeśli uda się wam przezwyciężyć festiwalowy clash i oderwać się od hipnotyzującego tańca Samuela T. Herringa z Future Islands, możecie być pewni, że Imperial Truimphant zafundują wam ekstremalne wrażenia – blackmetalowe blasty, nieregularne rytmy, jedyny w swoim rodzaju hałas i wychodzący poza ramy gatunku koncept.
Na innym biegunie znajduje się Sevdaliza. Urodzona w Iranie artystka z Niderlandów, wyjątkowa postać na europejskiej scenie muzycznej, posługująca się biegle dźwiękiem i obrazem. W jej muzyce, raz ujmującej czystym pięknem, kiedy indziej frapującej hermetycznymi eksperymentami, krytycy dopatrują się dziedzictwa trip-hopu i kontynuacji dzieła Björk, choć Sevdaliza chodzi własnymi ścieżkami. To drugie porównanie ma jednak sens o tyle, że swoje elektroniczne opowieści o tożsamości i kobiecości Sevdaliza chętnie wzbogaca o intrygującą i inspirującą warstwę wizualną. Każdy jej koncert to niesamowicie wciągające widowisko.
Piątek doskonale podsumuje Mount Kimbie. Kai Campos i Dominic Maker przedstawiani są jako duet tworzący muzykę elektroniczną, co jest prawdą i nieprawdą zarazem. Nawet jeśli punkt wyjścia stanowi ta scena i estetyka, Mount Kimbie nie znają stylistycznych granic w swoich poszukiwaniach – chociażby ostatnio chętnie sięgają po narzędzia rodem z indie rocka, progrocka, a nawet rapu i jazzu. To muzyka silnie podporządkowana autorskiej wizji, oryginalna i niepodrabialna. W kwietniu Brytyjczycy wydali fantastyczny album „The Sunset Violent”.

Ikona popkultury, poetyckie historie z Baltimore i polska legenda

Występująca drugiego dnia festiwalu Grace Jones jest ikoną popkultury, charyzmatyczną modelką i aktorką, muzą Andy’ego Warhola, Helmuta Newtona i Jean-Paula Goude, brutalną May Day z „Zabójczego widoku” i wojowniczą Zulą z „Conana Niszczyciela”. Na muzycznym festiwalu interesuje nas jednak przede wszystkim jako wokalistka, która współpracowała m.in. z duetem Sly & Robbie, Trevorem Hornem i Trickym. Inspirowała dziesiątki wybitnych artystów (trudno wyobrazić sobie choćby Lady Gagę bez Grace jako wzór). Szczęśliwie Grace wciąż dla nas śpiewa, niezwyciężona, jedyna w swoim rodzaju. Kiedy królowa wyjdzie na scenę, nie będziemy mieli wyboru – zostaniemy niewolnikami.
Pozostając po tej samej stronie oceanu: Marcus Brown, artysta z Baltimore występujący pod pseudonimem Nourished by Time, wymyślił i nagrał swój debiutancki album „Erotic Probiotic 2” w piwnicy domu rodziców. Materiał okazał się tak dobry, że muzyka wyciągnięto wprost na sceny najważniejszych festiwali, gdzie obecnie snuje swoje poetyckie opowieści, w oryginalny sposób balansujące na granicy pomiędzy soulem z lat 90-tych a dream popem. Koniecznie sprawdźcie.
Inną wschodzącą gwiazdą, tym razem r’n’b i z nowojorskiego Brooklynu, jest Yaya Bey, której album „Remember Your North Star” otrzymał od Pitchforka znak jakości Best New Music. Teraz przyszedł czas na kolejną porcję intymnych opowieści snutych przez Yaya Bey, czyli płytę „Ten Fold”. Jak twierdzi artystka, tym razem skupiła się na sobie, choć nie bez charakterystycznego humoru i przestrzeni dla komentarzy społecznych.
Przenieśmy się jeszcze na rodzime podwórko, bo trudno nie wspomnieć o sobotnim występie Edyty Bartosiewicz. Kto świadomie przeżył lata 90-te, albumy „Sen”, „Szok’n’Show” oraz „Dziecko” zna na pamięć i będzie pchać się pod barierki, by ze łzami w oczach śpiewać: „Budzi mnie wiatr…” albo wpaść w dziki szał. Jedna z najwybitniejszych rodzimych wokalistek i songwriterek była już gwiazdą za sprawą debiutu „Love”, ale jej pierwsza polskojęzyczna płyta, „Sen” z 1994 roku, okazała się prawdziwym fenomenem, który znalazł ponad pół miliona nabywców. Kolejne wydawnictwa Bartosiewicz tylko potwierdzały jej status. Pod koniec lat 90-tych artystka zamilkła na kilkanaście lat, by powrócić w 2013 roku z albumem „Renovatio”. Świat się zmienił, scena muzyczna też –jakość jej piosenek pozostała ta sama.
Sobota – bądźmy szczerzy, to nie jest najłatwiejszy dzień dla festiwalowych miłośników gitarowych brzmień. Ratunek przynosi nowojorski projekt Les Savy Fav i jego charyzmatyczny frontman Tim Harrington. Z pewnością nie zabraknie tu wspólnego śpiewania w tłumie i post-punkowej energii – pot, szaleństwo i rock’n’roll gwarantowane.

Hałas, alternatywa dobra do „The Bear”, objawienia hip-hopu i kojące zamknięcie

Niedziela to czas na odrobienie zaległości w dawce hałasu. Już od popołudnia zaczynamy od bezlitosnego clashu, bo decyzja, czy wybrać JAD, czy Maruja nie jest łatwa. JAD to brutalny, prosty hardcore/punk, który nie bierze jeńców. Warszawski band na scenie daje z siebie wszystko, a teksty wykrzykiwane przez Krzyśka Paciorka przywołują porównania z Siekierą i Dezerterem – to absolutne 100% szczerego, niezależnego grania w naszym pięknym kraju.
Z drugiej strony (tylko festiwalowej) Maruja to chyba najciekawszy „nowy” band tegorocznej OFF-owej alternatywy z Wysp, a dokładnie z Manchesteru. Ich granie to emocjonalny koktajl złożony z deklamacji, krzyku, perkusyjnych akrobacji i improwizacji, a do tego saksofonowych brzmień – to wszystko sprawia, że mamy do czynienia z jedną z najbardziej oryginalnych kapel tegorocznej edycji festiwalu. Zaledwie miesiąc temu grali na Glastonbury.
Zaraz potem warto przesiąść się w melodyjny, nowojorski Hotline TNT – to mieszanka shoegaze’u, noise-popu i alternatywnego rocka, która śmiało mogłaby posłużyć jako soundtrack do wielu pokazywanych na festiwalu w Sundance amerykańskich filmów niskobudżetowych lub choćby do serialu „The Bear”.
Najmocniejszym akcentem kończącym ostatni dzień festiwalu z pewnością będzie występ katowickiej formacji Furia. To skład łamiący stereotypy, poruszający się w blackmetalowej estetyce, do której wprowadzane są elementy folkloru i zaskakujące nawiązania oraz odniesienia kulturowe. Można tę mieszankę lubić bądź nie (zażarta dyskusja w metalowych kręgach trwa), ale nie można obok tej twórczości przejść obojętnie.
Na uwagę zasługuje również Tonfa, która niespodziewane gromadzi tłumy na koncertach, choć do niedawna stosunkowo mało kto o niej słyszał. „Tonfa nowa terra / Nowatorska ściema” – przedstawia się warszawski duet na tegorocznej płycie „Trzecia szyna” i nie kłamie. Od debiutu jesienią 2019 roku Tonfa odkrywa dla polskiego hip-hopu nowe lądy. To psychodeliczna, mroczna jazda pod prąd, najlepsze, co przydarzyło się w rodzimym alternatywnym rapie od czasu Synów.
Ostatni dzień festiwalu zamknie duet The Blaze, którego słucha się z równie zapartym tchem, jak ogląda. Dwaj kuzyni, Guillaume Alric i Jonathan Alric, pracują razem od niemal dekady i już debiutanckim wideo „Virile” zwrócili na siebie uwagę. Poszli za ciosem, nagrywając przejmujące „Territory”, nagrodzone m.in. w Cannes. Dziś już są klasykami w swojej kategorii, co potwierdzili wydanym w ubiegłym roku albumem „Jungle”. To może być najprzyjemniejszy festiwalowy finisz od dawna, pełen kojących dźwięków i delikatnych ruchów.
Pełny line-up wraz z informacjami dotyczącymi pola namiotowego znajduje się na stronie OFF Festival Katowice.
tekst: Karolina Bordo i Kuba Smaga
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement