Nostalgia była jednak silniejsza niż sceptycyzm i w ten sposób wylądowałam na drugim koncercie w Krakowie. Nie oglądałam wcześniej żadnych filmów z trasy „The Forget Tomorrow World Tour”, wiedziałam jedyne, że amerykańskie koncerty zebrały wspaniałe recenzje. Swoją drogą, koncerty w USA sprzedały się tak dobrze, że dodano aż dziewięć dat. Organizator informował o „przytłaczającym zainteresowaniu” oraz przekroczeniu bariery miliona sprzedanych biletów. W Polsce zainteresowanie również było duże, dzięki czemu w Krakowie odbyły się aż dwa koncerty. Timberlake rozpoczynał europejską część trasy właśnie w Krakowie, w związku z czym do miasta przybył tabun fanów z zagranicy.
Widowisko, które porywa od pierwszej minuty
Przed koncertami atmosferę rozgrzewał DJ Hypes, który puszczał takie hity jak „I Love It” Icony Pop i Charli XCX czy „We Found Love” Rihanny. Tłum był entuzjastyczny i gotowy. Gdy wybrzmiały pierwsze dźwięki „Memphis”, okrzykom i oklaskom nie było końca. Tak zaczęło się imponujące i energetyczne show Timberlake’a, podczas którego oprócz utworów z nowej płyty fani mogli usłyszeć również jego największe hity takie jak „My Love”, „Future Sex/LoveSound”, „Cry Me a River”, „Let the Groove Get In”, „Suit & Tie”, „What Goes Around… Comes Around”, „CAN’T STOP THE FEELING”, „SexyBack” oraz „Mirrors”.
Porozmawiajmy o scenografii. Przednia scena wyposażona w spektakularny, wysuwany ekran, który w wybranych momentach show lewituje nad sceną lub publicznością. Druga scena, umiejscowiona w drugiej części sali, która jest również barem. Bilety pod drugą sceną były najdroższe, ale pozwalały na zobaczenia Timberlake’a na wyciągnięcie ręki. Po 15 utworach muzyk idzie na drugą scenę, przybijając po drodze piątki fanom. Procedura powtarza się po zejściu z drugiej sceny, gdy słychać „CAN’T STOP THE FEELING”. Występowi na przedniej scenie towarzyszą spektakularne wizualizacje – na przykład podczas „Cry Me A River”, gdy ekran wisi nad Justinem i tancerzami, a wizualizacje pokazują wzburzone morze. To właśnie tam rozgrywa się również wielki finał na „Mirrors”, kiedy Justin szybuje na ekranie nad głowami publiczności.
Artysta ma fenomenalny kontakt z publicznością. Oprócz przybijania piątek znalazł czas, aby pogawędzić z polską publicznością. Dostrzegł transparent fanki, który głosił: „To mój pierwszy dzień menstruacji. Przytul mnie”. Justin nie krył swojego rozbawienia. – To pierwszy raz, gdy ktoś zrobił taki napis – skomentował, po czym wysłał jej uścisk ze sceny. Zrobił również ze sceny zdjęcie z fanami, którzy o to poprosili. Do ciekawej sytuacji doszło ponadto na drugiej stronie, gdzie Justin przeskoczył na drugą stronę sceny i przykucnął przy fance, która wyśpiewywała wraz z nim każde słowo utworu. Chwilę później usiadł na scenie, tuż obok niej. Całość trwała około trzydziestu sekund, których dziewczyna już na pewno nigdy nie zapomni. Później na koniec zbił z nią jeszcze piątkę.
Całe show niesione było niezwykłą prezencją Timberlake’a, który gawędził, podkręcał atmosferę i przede wszystkim – tańczył. Ale jak tańczył! Na scenie towarzyszył mu pełny zespół i gromada tancerzy, ale od Timberlake’a nie szło oderwać wzroku. Niektóre choreografie nosiły echo jego lat spędzonych w NSYNC i wcale nie mówię tego jako zarzut. Setlista była skomponowana zarówno z utworów do potańczenia, jak i tych do pobujania się. Jedynym moim zarzutem jest dość nierówno tempo, przez które czasem siadała atmosfera. Gwiazdor podrywał fanów do tańca, by potem chwilę później zaserwować kilka bujanek. Dużo bardziej podobało mi się jak rozegrali to np. Sam Smith podczas Open'era 2024, którzy zaczęli koncert od wolnych piosenek, a następnie zaprosili fanów do tańca.
Najmocniejsza była oczywiście końcówka, gdzie Timberlake serwował nam hit za hitem – aż do uwielbianego „SexyBack” i wzruszającego „Mirrors”. Wielki finał, na którym gwiazdor latał nad publicznością na gigantycznym ekranie, był zresztą jednym z najlepszych koncertowych finałów, jakie widziałam. A trochę się ich w życiu naoglądałam. Kiepska prasa kiepską prasą, ale dobra sztuka broni się sama. A show Timberlake’a to kawał dobrej, popowej sztuki.