Advertisement

„Jest to dla mnie naturalne, by się wygłupiać”– rozmawiamy z Vanessą Aleksander

17-10-2022
„Jest to dla mnie naturalne, by się wygłupiać”– rozmawiamy z Vanessą Aleksander
Znamy ją z „Hejtera”, „Wojennych Dziewczyn” czy też z polskiej wersji „The Office”. Niewielu jednak wie, że chciała studiować architekturę w Anglii i dubbingowała epizodyczne role w „BoJack’u Horsemanie”.
Kim chciałaś zostać w dzieciństwie?
Zawsze kochałam zwierzęta, zwłaszcza konie, dlatego w dzieciństwie pragnęłam studiować weterynarię. Od tej myśli odwiodła mnie dopiero wizja przeprowadzania sekcji żaby (śmiech). Niestety - boję się żab, więc zrezygnowałam z tego pomysłu i jako mała dziewczynka znalazłam nowy plan na życie. Pojawił się pomysł bycia architektką. Zdawałam nawet na studia architektoniczne. Był to mój plan B - gdyby nie udało mi się z aktorstwem. Długo chciałam być też piosenkarką.
To już bardziej związane z aktorstwem.
Tak, myślę, że to wszystko było w mniejszy lub większy sposób związane z byciem na scenie, bądź przy sztuce. No, może poza weterynarią (śmiech).
A jakbyś miała odpowiedzieć na to pytanie teraz: jeśli nie aktorstwo, to co?
To nic (śmiech). Tak zupełnie serio - myślę, że pracowałabym przy muzyce. To moja ogromna pasja. Niekoniecznie powróciłabym do pomysłu bycia wokalistką, ale może zdecydowałabym się na pracę z artystami… Uwielbiam odkrywać nowych twórców, łazić na koncerty, cieszy mnie też sporządzanie playlist. Może zatem sprawdziłbym się jako menadżer albo A&R .
A co z tego miałaś z tyłu głowy, gdy szłaś do liceum? Na jakim profilu byłaś?
Przede wszystkim chciałam wyjechać z kraju, więc poszłam na profil z międzynarodową maturą. Jedyne publiczne szkoły w Warszawie oferujące ten profil to był Batory na Myśliwieckiej i Kopernik na Bema. Finalnie złożyłam papiery do Kopernika, ale po rozpoczęciu roku poczułam, że to nie jest moje miejsce i przeniosłam się do Batorego. Tak miało być- trafiłam idealnie. Te trzy licealne lata uznaję wciąż za najbardziej odmieniające. Jestem wielką fanką nie tylko tej szkoły, czy przyjaźni, które tam nabyłam, ale też samego profilu z międzynarodową maturą. Ja, decydując się na to liceum, bardzo chciałam rozwijać umiejętności językowe- mówiłam nieźle po angielsku już wcześniej, ale chciałam ten język opanować do perfekcji, by móc wyjechać na studia z Polski. Ciekawe jest to, jak bardzo się to zmieniło. Już w trzeciej klasie liceum nie wyobrażałam sobie wyjazdu. Mimo iż zdawałam na wydział architektury wnętrz do Anglii, to myśl o opuszczeniu Polski była dla mnie abstrakcyjna. Wydaje mi się, że wynikało to bezpośrednio z mojego marzenia o aktorstwie, które ściśle związane było z ojczyzną.
Przejdźmy do Twojego poczucia humoru. Jakbyś je opisała?
Hmm… To jest w ogóle bardzo schlebiające - i zadziwiające, że o tym właśnie ma być ta rozmowa (śmiech).
Zastanawiałam się, jak zareagujesz, gdy usłyszysz tę propozycję: czy się zdziwisz, czy może ucieszysz, że ktoś na to zwrócił uwagę.
Zdziwiłam się! Na pewno poczucie humoru jest nieodłączną częścią mnie, sama w relacji z innymi ludźmi zwracam na nie największą uwagę, ale nie sądziłam nigdy, że będę udzielać wywiadu na ten temat. Ale jakbym opisała swoje poczucie humoru?
Możesz je zilustrować opowiadając jakiś dowcip, który Cię ostatnio rozbawił.
Myślę, że z dowcipami jest tak, że zazwyczaj nie opowiadają się dobrze na papierze. Poczucie humoru, moim zdaniem, mocno się wiąże z energią poszczególnego człowieka. Często ten sam żart wypowiedziany przez pięć różnych osób będzie miał zupełnie inny wydźwięk i będzie zupełnie inaczej bawił. Dlatego obawiam się, że podanie przeze mnie żartu nie obroni się przez ekran. Zwłaszcza że jestem największą fanką strasznych sucharów i abstrakcyjnych dowcipów. Wydaje mi się więc, że moje poczucie humoru to po prostu bycie tu i teraz oraz reagowanie z dystansem na otaczającą mnie rzeczywistość.
Czyli można powiedzieć, że dostosowujesz się do energii wokół Ciebie.
Tak, chyba tak. I w ogóle myślę, że to jest jedna z moich niewielu zalet (śmiech). Bardzo mi jest łatwo się komunikować, nie tylko w relacjach z bliskimi: z rodziną, partnerem czy przyjaciółmi, ale również z nowo poznanymi osobami. Wydaje mi się, że potrafię słuchać i też lubię rozmawiać, jestem empatyczna, dlatego łatwo mi się dostosować energetycznie do rozmówcy.
Jak myślisz, jakie czynniki miały wpływ na kształtowanie się Twojego poczucia humoru? Rodzice, znajomi, czy może jakieś postacie, których byłaś fanką?
Ogromną rolę odegrali moi rodzice. Przede wszystkim mój tato, który zawsze podchodzi do wszystkiego z przymrużeniem oka. Ma to po swojej mamie, mojej ukochanej babci, która zawsze potrafiła znaleźć powód do uśmiechu. Ja z moim bratem natomiast, od kiedy pamiętam, braliśmy udział w zawodach - kto prędzej będzie miał ripostę lub czyja będzie bardziej abstrakcyjna - bo to chyba o to tak naprawdę nam chodziło. Myślę, że dorastanie w domu, w którym się dużo śmieje, rozmawia, i w którym jest przestrzeń na wygłupianie się, było świetną trampoliną do tego, żeby potem wychodzić z poczuciem humoru do innych. W ogóle, za bardzo wiele rzeczy jestem wdzięczna moim rodzicom. Przede wszystkim za to, że zawsze mogliśmy otwarcie rozmawiać i po prostu być sobą. Myślę, że to szalenie istotne - mieć na tyle dużo poczucia bezpieczeństwa w domu, by być autentycznym. Moim zdaniem to bardzo bezpośrednio wiąże się z tym, jaką odwagę później ma się na scenie, w filmach. Ja to jakoś ze sobą łączę. Ale, też, gdy analizuję teraz po czasie, dlaczego poczucie humoru stało się dla mnie taką flagową cechą osobowości, to myślę, że wynikało to ze strachu, że będę oceniana bardzo powierzchownie, przez pryzmat wyglądu. Dlatego sięgałam po dowcipy, które zawsze dla mnie symbolizowały błyskotliwość i inteligencję. Żeby zaznaczyć, że ja również jestem partnerką do rozmowy. Tak jest do dzisiaj, że gdy poznaję kogoś nowego, to bardzo szybko (choć najczęściej nieświadomie) próbuję wpleść humor w konwersację, żeby zasygnalizować rozmówcy, że jestem osobą, z którą da się dialogować.
To stało się też dużą częścią Twojej internetowej „persony”. Czy w tym przypadku jest to zupełnie naturalne, czy jest to jednak pewna kreacja?
Myślę, że nieświadomie zawsze się kreujemy – w życiu, a co za tym idzie, w internecie. Każde z nas ma wyobrażenie świata i siebie, w którym, pewnie, chce się zmieścić. Co nie oznacza, że wtedy nie jest się autentycznym, sobą. Na przykład: poczucie humoru, które widać w moich mediach społecznościowych, jest po prostu moje - towarzyszy mi od zawsze, nie pojawiło się dlatego, że sobie je wymyśliłam, tylko jest wypadkową mojego wychowania, doświadczeń itd, itp. Początkowo mój profil na Instagramie był dla znajomych czy dla widzów mojego kanału na youtubie (takowy miałam w liceum). Jego dużą częścią był właśnie humor. No, i to jakoś organicznie się działo - znaczy nie, że SIEDZIAŁO, tylko, że SIĘ DZIAŁO (śmiech). Chyba nie wyobrażam sobie nie pokazywać tej części mojego charakteru oraz tego, co mnie bawi, bo jest to immanentna część mojej osoby. Dla mnie to naturalne - śmiać się, wygłupiać. Jestem „klaunem”, rozśmieszanie innych sprawia mi dużo radości.
Co do tego Twojego kanału na youtubie – słyszałam o nim, aczkolwiek przeszukałam chyba cały internet i nie znalazłam po nim śladu.
I myślę, że nie znajdziesz (śmiech).
A czy chciałabyś do takiej formy przekazu wrócić, tylko bardziej aktualnie jako Ty obecnie?
Chyba nie. Zamknęłam działalność youtubową będąc na pierwszym roku szkoły teatralnej, ponieważ bardzo mi zależało, by kojarzono mnie z działalności aktorskiej, z pracy, którą wykonuję. Teraz, po ukończeniu studiów teatralnych, trochę bardziej sobie pozwalam na dodatkowe zajęcia, na przykład na pracę w radiu, ale wciąż robię to jako osoba, która przede wszystkim zajmuje się aktorstwem i to aktorstwo kocha. Ono jest głównym nurtem mojego życia. Wszystko, co nie jest związane ze ścieżką zawodową, jest już bardziej „moje” i chcę, żeby tak zostało - to znaczy, staram się rozdzielać moje życie prywatne od życia zawodowego. Może się wydawać inaczej, bo czasem wrzucę jakieś zdjęcia z wakacji czy z jakiegoś posiedzenia- Posiedzenia? Tak się mówi? (śmiech)- po prostu, z wieczoru z przyjaciółmi. Ale najbardziej intymnych szczegółów mojego życia prywatnego nie zdradzam, chcę, by takie rzeczy zostawały pomiędzy mną, a moimi najbliższymi. Natomiast prowadzenie kanału na youtubie to jednak pokazywanie siebie jako człowieka, a nie siebie w ramach zawodu.
Czy powiedziałabyś, że Instagram to trochę Twój safe space, gdzie możesz sobie żartować wiedząc, że będzie to odebrane z dystansem?
I tak, i nie – miewam różne momenty. Czasem wydaje mi się, że trochę bez sensu się tym wszystkim dzielić, bo kogo to interesuje… Potem jednak cieszę się, że mam fajną grupę odbiorców, aż znów myślę, że może pokazywanie siebie (a w tym swoich słabości) jest niebezpieczne, bo im więcej mam odbiorców, tym więcej jest też ludzi, którzy są na moim profilu tylko po to, by coś nieprzyjemnie skomentować, shejtować. Kiedyś dużo bardziej się tym przejmowałam, na szczęście teraz coraz częściej jest mi to obojętne. Wydaje mi się, że dzięki temu teraz ta przestrzeń jest dla mnie w miarę bezpieczna, bo czuję, że jestem w niej sprawcza. Publikuję rzeczy, które w moim odczuciu są jak najbardziej moje. Z drugiej strony nie mam jednak wpływu na to, jak niektóre treści zostaną odebrane. Ja mogę kontrolować tylko moją część tego procesu, czyli publikowanie, ale reakcje nie są już zależne ode mnie, i to mi czasem ciąży. Chciałabym, żeby mój profil był bezpieczną i pozytywną przestrzenią nie tylko dla mnie. Mam super odbiorców - są to zapewne osoby o podobnym profilu do mojego, czyli lubiące dystans do świata, zainteresowane muzyką czy filmami. Czasem jest to jednak onieśmielające, gdy ktoś mówi, że mnie kojarzy z mojej pracy - jestem do tego zupełnie nieprzyzwyczajona i nie żyję na co dzień z przekonaniem, że być może ktoś widział jakiś film ze mną czy obserwuje mnie na instagramie. Nie wiem, dlaczego się tak rozwinęłam, to w ogóle nie jest na temat… (śmiech). Wracając do pytania: czy instagram to mój safe space? I tak, i nie. W ogóle myślę, że internet nie jest bezpieczną przestrzenią.
Czyli ten hejt, związany z Twoim humorem, się zdarza?
Zdarza, choć myślę, że nawet nie chodzi o moje poczucie humoru. Chodzi po prostu o… Właściwie sama nie wiem. Trudno wejść komuś w głowę, szczególnie, że to są przeważnie osoby ukryte pod fejkowymi profilami. Nie jestem więc w stanie przeprowadzić psychoanalizy każdej z tych osób (śmiech). Co więcej - nie chciałabym tego robić, bo mnie to nawet nie interesuje. Ale to się też zmieniło z czasem i doświadczeniem. Kiedyś mnie to bardzo dużo kosztowało, żyłam tym: bardzo przeżywałam negatywne komentarze, miałam dużą potrzebę rozmawiania o nich z bliskimi i weryfikowania, z czego wynikają… A teraz to po prostu przyjmuję. Ale też prawda jest taka, że nie mam tego hejtu aż tak dużo. Nie wiem, w jaki sposób bym to znosiła, jakbym była na miejscu osoby, która ma tych odbiorców dużo więcej, czego konsekwencją jest także znacznie większą liczbą hejterów… Na ten temat zrobiliśmy film z Jankiem Komasą. Jest to jeden z projektów, z których jestem bardzo dumna. Normalnie raczej z dystansem podchodzę do rzeczy, które zrobiłam, ale to jest projekt, który polecam każdemu do obejrzenia. Myślę, że można wynieść z tej produkcji jakąś uniwersalną prawdę o tym, jak łatwo oceniamy i jak szybko można kogoś zniszczyć - za pomocą mediów społecznościowych, internetu czy właśnie hejtu.
A propos Twoich ról. Pewnie w ostatnim czasie dużo o tym mówisz, ale wydaje mi się, że w rozmowie z Tobą na temat, ogólnie ujmując humor, warto o tym wspomnieć: „The Office PL". W tej produkcji można zaobserwować Twoją zupełnie nową odsłonę aktorską, o mocnym zabarwieniu humorystycznym, w której ten specyficzny dowcip czy sarkazm jest bardzo ważny. Czy w związku z tym nad rolą Patrycji pracowało Ci się w jakiś sposób łatwiej niż nad innymi, czy może wręcz przeciwnie?
Pamiętam, że zawsze w szkole teatralnej profesorowie powtarzali nam, studentom, że komedia jest dużo trudniejsza od dramatu. Kiedy zaczynałam studiować aktorstwo, nie rozumiałam tego. Wydawało mi się, że komedia to po prostu wygłaszanie śmiesznych tekstów, że to przy dramacie trzeba się więcej napracować – obudzić emocje najpierw w sobie, a później wywołać je w widzu. Po czasie wiem, że absolutnie mieli rację [profesorowie]. W komedii szalenie istotny jest rytm, nieustanna uważność na partnera bądź partnerkę. Dobre poczucie humoru aktora w życiu realnym w żaden sposób, moim zdaniem, nie koreluje z jego umiejętnościami komediowymi. A „The Office” to nie tylko komedia, ale przede wszystkim mokument. W związku z tym granie ma być autentyczne, a jednocześnie bohaterowie powinni być absurdalni. Realizacja pierwszego sezonu tego projektu była dla mnie jednym z największych wyzwań zawodowych. Każdego dnia wracałam do domu i miałam wrażenie, że straciłam intuicję – nie wiedziałam czy to, co robię, jest zabawne, czy cringe’owe, może nieśmieszne. Mimo to, była to jedna z produkcji, która dawała mi najwięcej radości, bo mogłam się powygłupiać i przetestować swój timing komediowy. Teraz, podczas realizacji drugiego sezonu, byłam dużo spokojniejsza- już znałam materię, miałam odwagę ją eksplorować. Naprawdę uwielbiam ten projekt i pracę z ekipą „The Office”.
Mam wrażenie, że tworzenie „The Office” było dokładnie tym, co wszyscy robiliśmy za dzieciaka. Dosłownie kilka dni temu mieliśmy na planie wątek z udziałem dzieci. Obserwowałam je, jak wchodzą i angażują się w sceny, po czym patrzyłam na moich kolegów/koleżanki z planu i myślałam: „to jest dokładnie to”. Kiedyś mój ukochany profesor Wiesław Komasa powiedział, że aktorstwo to zbieranie rozrzuconego dzieciństwa po świecie. Absolutnie się z tym zgadzam. Myślę, że komedia to jeszcze bardziej uruchamia.
Na zakończenie mam prośbę, żebyś poleciła czytelnikom swoje ulubione filmy, seriale czy inne produkcje na poprawę nastroju, które wpasowują się w Twoje poczucie humoru.
Hmm… Na pewno na uwagę zasługuje „Wielka” na HBO. Wspaniały komediowy serial. Świetnie zagrany – bardzo brawurowo i odważnie. Czasem wręcz komiksowy. Moim zdaniem koniecznie trzeba go zobaczyć.
Bardzo też lubię „Love” na Netflixie. Nie jest to może nowość, serial jest z 2016, ale jest warty polecenia. Opowiada o dwójce ludzi, kobiecie i mężczyźnie, którzy doświadczeni poprzednimi relacjami, spotykają się i nagle odnajdują szczęście w sobie nawzajem. Główni bohaterowie - szalona Mickey i spokojny Gus - mierzą się z jasnymi i ciemnymi stronami współczesnego związku. Jest to jednak podane w lekki, wysmakowany sposób. To jeden z moich ukochanych seriali, na maksa Wam go polecam.
No, i uwielbiam „BoJack’a Horsemana". W ostatnich sezonach dubbingowałam go nawet w epizodycznych rolach. Było to dla mnie spełnieniem marzeń, bo długo uwielbiałam tę produkcję. Zaczęłam go oglądać po warsztatach dubbingowych w szkole teatralnej. Pokazano nam go na zajęciach i już wtedy pomyślałam: „Wow, jakie to jest straszno-śmieszne, to jest o nas, o życiu”. Serial, choć niezwykle zabawny, jest tak naprawdę smutny, pokazuje kulisy życia w szołbiznesie i odsłania bolączki samotnej jednostki. Zaczęłam więc oglądać BoJacka i oglądałam go na bieżąco, aż zaczęły się nagrania dubbingowe do kolejnego sezonu, na które, po tych warsztatach, zostałam zaproszona.
Myślę, że na ten moment to moje „top 3 komediowych seriali”. Każdy z nich jest inny i każdy jest… Wyj*bany w kosmos (śmiech). Słyszałam też dobre rzeczy o serialu „Barry”, muszę go wreszcie obejrzeć.
A co do filmów, to jestem dużą fanką „Druhen”. Jest to typowa amerykańska komedia - być może nieambitna, ale moim zdaniem przezabawna. Wspaniały scenariusz i, co dla mnie jest dodatkowo niezwykle istotne, świetna praca aktorów. Zresztą Melissa McCarthy, która gra jedną z bohaterek, dostała za rolę w tej komedii (z półki filmowej, w której znajduje się również, powiedzmy, Kac Vegas), nominację do Oscara. Jest to film który mnie zawsze bawi. I nie obchodzi mnie, co myślą o nim krytycy filmowi (śmiech).
Ostatnim projektem, który mi przychodzi do głowy i który koniecznie trzeba zobaczyć, jest „Jojo Rabbit". Świetny film, zresztą w ogóle humor Taika Waititi jest bardzo wysmakowany i szalenie bystry. Reżyser myśli odważnie, nieszablonowo. I myślę, że to jest wspólny mianownik tych tytułów: są po prostu błyskotliwe.
tekst&foto: Michalina Reising
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement