Katarzyna Warnke: „Płeć niesie ze sobą pewne jakości, właściwości i nie ma co od tego uciekać” [WYWIAD I SESJA]
25-10-2024
![Katarzyna Warnke: „Płeć niesie ze sobą pewne jakości, właściwości i nie ma co od tego uciekać” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/671b93ad1af27003169995ad/_S3A4156.jpg)
![Katarzyna Warnke: „Płeć niesie ze sobą pewne jakości, właściwości i nie ma co od tego uciekać” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/671b93ad1af27003169995ad/_S3A4156.jpg)
Zalicza się do grona ulubionych rodzimych aktorek, obecnie znana jest głównie z filmów, choć po latach postanowiła wrócić do teatru – tym razem jako reżyserka. Katarzyna Warnke to jedna z najszczerszych postaci w rodzimej branży filmowej, która zawsze otwarcie mówi, co myśli. Pozostaje autentyczna, celebruje siebie oraz swoją kobiecość i o to samo walczy dla innych. Rozmawiamy o samoświadomości, zmianach i traumach, które grają także główne role w najnowszym filmie z udziałem aktorki – „Rzeczy niezbędne” w reżyserii Kamili Tarabury.
Materiał pochodzi z najnowszego numeru K MAG 120 True Blood, tekst: Martyna Harland.
Gdybyś miała żyć wieczność, jak byś ją spędziła? Ta idea wydaje ci się pociągająca?
Mam głębokie poczucie skończoności mojego życia i pełną zgodę na to. Z drugiej strony czas nigdy nie płynie dla mnie szybko, może dlatego, że w każdej chwili szukam pełni. Myślę, że świat realny, tak zwane 3D, to tylko część tego, co jest. Czuję się mała wobec kosmosu, ale to przyjemne uczucie.
Czym dla ciebie jest kobiecość? Kiedy ją w sobie poczułaś?
Celebruję swoją kobiecość i mam do niej otwarty stosunek właściwie od samego początku. Poczułam ją wraz z dojrzewaniem, które przeżywałam bardzo romantycznie. Fascynowało mnie obserwowanie zmian, rosnących piersi, zaokrąglających się kształtów. Miałam w pokoju toaletkę z lustrem, paliłam świece, znosiłam kwiaty, słuchałam Grechuty. To był bardzo radosny proces. Stawanie się kobietą traktowałam jako intymne święto. Myślę, że ta radość z bycia kobietą wciąż jest we mnie dostrzegalna.
Bycie kobietą ma też swoje cienie.
Oj tak, dojrzewając, nieraz odbierałam od rzeczywistości impulsy, że istnieje jakiś sztywny podział na to, co wolno chłopcom, a co dziewczynkom. Mnie to zawsze dziwiło, wydawało mi się nienaturalne i w sumie chyba nigdy tego ostatecznie nie przyswoiłam. Dla mnie płeć wyraża się formą, która ma być grą, zabawą, a nie ograniczeniem. Dlatego tak ważny jest dla mnie język, który porządkuje naszą rzeczywistość, również płciową. Od wielu lat piszę dla teatru, ostatnio również dla kina, i penetruję te światy. Dla mnie bycie kobietą i człowiekiem to dwie różne sprawy: człowiekiem jest każdy z nas, natomiast płciowość jest dychotomiczna, choć ten porządek podważa się w dyskusjach politycznych i chcemy patrzeć na człowieka niezależnie od płci. Tymczasem płeć niesie ze sobą pewne jakości, właściwości i nie ma co od tego uciekać. Nowoczesność na nowo je interpretuje. Na przykład tak zwane miękkie zarządzanie: to kobiety są w nim lepsze, lepiej rozumieją emocje, łatwiej budują zespoły oparte na partnerskich relacjach, co wzmaga kreatywność i ostatecznie produktywność. Kobiety wspaniale szefują, a przecież całkiem niedawno w naszych wyobrażeniach szef był wyłącznie mężczyzną. Wiele mitów patriarchalnych można obalić dzięki temu, czym jest kobiecość i jak biologicznie funkcjonuje kobieta oraz jej mózg, a co za tym idzie – jak działa społecznie.

fot. Kamil Kotarba
Czujesz, że kobiecość uwolniła się już z klatki?
Wiesz, ojciec zawsze miał uznanie dla mojej inteligencji, bardzo szybko też zanurzyłam się w świecie książek. Natomiast gdy wyszłam do prawdziwego świata, zobaczyłam, że przewaga intelektualna u mężczyzny jest naturalnie wysoko ceniona, a w przypadku kobiety już nie jest to oczywiste, a nawet bywa irytujące. Nie godzę się na to i od zarania buntuję przeciwko temu, ponosząc oczywiście pewne konsekwencje.
Wspierająca relacja dziewczynki – a później kobiety z ojcem – pomaga wytrwać w buncie i tym, co ważne? Na pewno dobrze wpływa na poczucie własnej wartości.
Mój tata był też dość wycofany emocjonalnie, miał kłopot z wyrażaniem uczuć. Nawet zdarzało mu się mnie ignorować, co prawda bezwiednie, ale to również na mnie wpłynęło. Właściwie podał mi rękę i zaczął ze mną rozmawiać po partnersku dopiero wtedy, kiedy zdałam maturę. Mieliśmy między sobą tony niewypowiedzianych uczuć. Zawsze jednak był ciekaw moich wyborów i szanował je.
Dla mnie kobiecość to przede wszystkim samoświadomość, co bardzo dobrze widać w najnowszym filmie „Rzeczy niezbędne”, gdzie grasz i do którego napisałaś scenariusz razem z Kamilą Taraburą. Główne bohaterki, Ada i Roksana, dojrzewają dzięki temu, że wracają do przeszłości, zaglądają w siebie i swoją podświadomość, co bywa trudnym procesem.
Samoświadomość jest wszystkim. W życiu i w pracy. Wcześnie to odkryłam jako aktorka, dlatego budowałam świadomość egzystencji na scenie, w relacji z widownią i pracy w tej relacji. Istotna jest też intencja operowania sobą: jestem tworzywem w swoich rękach, obserwuję siebie i zarządzam kreacją. Myślę, że dziś, kiedy poszukujemy nowych dróg rozwoju relacji pomiędzy aktorem i reżyserem, to może być dobra formuła, bardziej partnerska.
Dochodzenie do samoświadomości bywa niebezpieczne. Czy to wpłynęło na twoją decyzję o odejściu z teatru po piętnastu latach?
Chyba tak, odejście z Teatru Rozmaitości było również konsekwencją wewnętrznego rozwoju. Teraz wracam do teatru, ale już jako reżyserka, między innymi ze spektaklem „Men’s Talk”. Moim zdaniem dojście do samoświadomości jest jednak najbardziej bezpieczną rzeczą, jaką możemy zrobić. Nie sądzę, żeby były inne sposoby na budowanie dojrzałej relacji ze sobą i ze światem.
W jaki sposób świadome życie przekłada się na związki i relacje z innymi?
Ty masz swój świat, ktoś ma swój, a spotykacie się w tym świecie, który współtworzycie.
Łatwo współtworzyć taki zbiór wspólny dwóch świadomych siebie osób?
Bywa to trudne, trzeba mieć w sobie zdolność do umowy.
Ja to nazywam zgniłym kompromisem, ponieważ w efekcie godzimy się na coś, na co nie mamy ochoty.
To zależy. Ten zbiór wspólny jest wypełniony rzeczami, które lubimy robić razem z partnerem. Tym, co nam obojgu się podoba. To nie są kompromisy, to nasz świat. Wtedy na przykład uczciwie możesz zapytać, czy otwieramy nasz związek, czy jednak uznajemy, że zależy nam na wierności. Jeśli razem to omawiamy, wszystko jest okej. To jest ta zdolność do umowy.
Co było najważniejsze w twoim procesie dochodzenia do świadomości siebie?
Myślę, że poszukuję oparcia w sobie, poczucia bezpieczeństwa, które tylko ja sama mogę sobie dać. Mam poczucie, że obecnie dokonuję skoku w życiu. Przeszłam pewne przewartościowanie po tym, jak stworzyłam rodzinę i to się skończyło. Teraz, po rozstaniu z mężem, znowu znajduję się w punkcie startowym. To naturalne, że nowa sytuacja budzi intensywne emocje, ale tylko od nas zależy, czy nazwiemy to lękiem, czy ekscytacją. Można powiedzieć, że świat na nowo się przede mną otwiera.
Z drugiej strony bliskie osoby pokazują nam, jacy jesteśmy, oferują lustro.
Ludzie nas otaczający to nauczyciele, dają nam lekcje. Budujemy siebie na podstawie informacji zwrotnej, szczególnie jako dzieci przeglądamy się w oczach innych. Później zostajemy z tym sami i próbujemy złożyć siebie w całość.
Czego się o sobie dowiedziałaś w tym procesie?
Tego, że zawsze byłam osobą dążącą do samodzielności. Lubię to w sobie, ale ta cecha bywa też uciążliwa. Jako dziecko szybko stałam się autonomiczna, może nawet za wcześnie. Musiałam sobie z tym poradzić jako osoba dorosła, żeby otworzyć się, zaufać światu i ludziom. Towarzyszyło mi napięcie, a moim pierwszym odruchem do świata była walka. Myślę, że sporo się u mnie zmieniło przez ostatnie lata. Przede wszystkim pomagają zdrowe granice i zaufanie do siebie.
Jak wygląda ten proces dochodzenia do samoświadomości u głównych bohaterek filmu „Rzeczy niezbędne”?
Istotny był dla mnie problem odzyskanych wspomnień u ofiar molestowania seksualnego. W Stanach Zjednoczonych dopiero niedawno, w latach dziewięćdziesiątych, umożliwiono i prawnie uznano, że na podstawie wypartych i świeżo odzyskanych wspomnień można oprzeć sprawę w sądzie. W Polsce jest to niemożliwe. Roksana, bohaterka, którą gram, wiedziała, że coś jest nie tak, i dlatego szukała siebie, aż nauczyła się medytować. Podczas medytacji wróciły do niej bolesne wspomnienia. Co zrobić z czymś takim? Z takim prezentem od przeszłości? Kluczowe w mojej postaci jest to, że cały czas stoi przy sobie. Bardzo mnie to porusza, jak walczy o siebie i o prawdę tego zdarzenia. „Czy to się w ogóle wydarzyło, czy ja to wymyśliłam, a może to moja wina?!”. To ma swoją głębszą stronę, bo uznanie krzywdy jest jednocześnie rekonstrukcją jej tożsamości. Trauma kawałkuje tożsamość, a Roksana chce w te wszystkie kawałki pozaglądać i zintegrować siebie w całość. Bardzo ważne jest, czy jej matka zdawała sobie sprawę z tego, co się działo. Można wyprowadzić dziecko z traumy poprzez świadectwo, przez bycie obok i oparcie. Wystarczy jedna osoba, która uzna: to się wydarzyło i nie jest twoją winą. Uporządkowanie świata po traumatycznym doświadczeniu jest najważniejsze, o to walczy moja bohaterka. Czy matka faktycznie o tym wiedziała? Nasz film nie przynosi twardych dowodów, ale ma jedną kluczową scenę.
Co masz wspólnego ze swoją bohaterką? Czego dowiedziałaś się o sobie?
Poświęciłam aż cztery lata na pisanie tego scenariusza, dlatego po wejściu na plan obawiałam się przeintelektualizowania spowodowanego tym, jak wiele wiem o tej postaci i całym otaczającym ją świecie. Ale niepotrzebnie, bo to zupełnie odrębna dla mnie przestrzeń, inna niż pisanie, bardziej intuicyjna. Kamila zaprosiła też do współpracy trenerkę procesów aktorskich, Anetę Jankowską, która pracowała ze mną jednocześnie z ciałem i wyobraźnią. Ten proces spowodował tak głębokie wejście w postać, że towarzyszyły mi nawet wspomnienia z życia Roksany. Nawet teraz mam w głowie mapę jej wspomnień. To niesamowite, że zapisały się we mnie tak silnie. Dzięki pracy z Anetą nauczyłam się też bezpiecznie wychodzić z emocji, które towarzyszą na planie. Niemniej wciąż porusza mnie, jak wytrwale Roksana walczy ze światem, który odbiera ją jak wariatkę albo osobę głęboko zaburzoną. Oczywiście, że jest poharatana przez życie. Natomiast jej nieustępliwość i precyzyjne uderzanie w rzeczywistość mnie zachwyciły.
Poruszacie tematy tabu: matki udającej, że nie widzi krzywdy córki molestowanej seksualnie, oraz dziennikarki, która w ósmym miesiącu ciąży jedzie w niebezpiecznego tripa w nadziei na znalezienie tematu.
Kiedy Helena miała pół roku, złożyłyśmy pierwszy draft scenariusza. Wcześniej natomiast, kiedy byłam w piątym miesiącu ciąży, nakręciłyśmy najtrudniejszą dla mnie scenę w filmie „Rzeczy niezbędne”, etiudę do szkoły Wajdy. Oczywiście, bardzo mnie stresowało zagranie sceny konfrontacji Roksany z matką. Myślałam, żeby to nie wpłynęło na Helenę, tam w środku. To obszar mnie, do którego bałam się wchodzić na tym etapie, dlatego temat ciąży stale był u nas na tapecie. Chciałyśmy pokazać, że kobieta w ciąży nie jest inkubatorem, tylko osobą posiadającą emocje i potrzeby.
Sięgałyście z reżyserką do waszych relacji z matkami?
Myślę, że Kamili w relacji z rodzicami bliżej do serialu „Absolutni debiutanci” niż do tego filmu. Natomiast ja pozostałam w sferze wyobraźni, nie było potrzeby wchodzić w moją relację z matką. Celowo nigdy nie przeczytałam „Mokradełka” Katarzyny Surmiak-Domańskiej. Zresztą moim zdaniem wyobraźnia sięga głębiej.

fot. Kamil Kotarba
Twoja bohaterka jest niezwykle uwodząca, co charakteryzuje ofiary molestowania seksualnego. Roksana uwodzi, bo musi czy chce?
W Roksanie jest głęboka rana, która się nie goi. Z psychologicznego punktu widzenia można ją zasklepić poprzez zamknięcie się seksualnie, wycofanie ze świata i lęk przed seksualnością albo ma się tę ranę stale otwartą. U Roksany wybija się ta druga możliwość – stałe napięcie i droga do wyzwolenia. Jest walka i bolesne utrzymywanie tego otwarcia.
Tobie również uwodzenie nie jest obce. Czym ono dla ciebie jest?
To interesujące balansowanie pomiędzy intelektem a biologią. Dzisiaj zapominamy, jak ważny w uwodzeniu jest element intelektualny. Bez tego filtra jest jedynie odruch, a przecież nawet zwierzęta uwodzą się nawzajem.
Ale zwierzęta mają cel – rozmnażanie. Dla mnie uwodzenie nie jest po coś, to raczej zabawa i wieloznaczność.
Uwodzenie musi być grą. W różnych odcieniach i porządkach, na przykład apollińskim albo dionizyjskim. Myślałyśmy o tym, tworząc główne postaci: Ada jest apollińska, czyli intelektualna i racjonalna, a Roksana dionizyjska, boska, dzika. Dla mnie uwodzenie stanowi formę wyrażania siebie. To opowiadanie o tym, kim jestem, w bardziej skomplikowany sposób niż stwierdzenie, że jestem kobietą czy mężczyzną. Jest migotliwe. Jest jednocześnie ucieczką przed definicją i próbą zdefiniowania. Funkcjonuje poza szufladą i poza etykietkami. To próba wyjścia na wolność. W efekcie może dojść do zbliżenia, natomiast dzieje się to pod koniec tej komunikacji. Wtedy rodzi się pytanie, czy chcesz dalej się komunikować, czy rozpocząć zabawę od nowa?
Moim zdaniem uwodzenie buduje energię życia, nie musi zmierzać do jakiegoś celu. Uwodzić może nas świat, piękno, zapach, smak.
Dokładnie. Seksualność wyraża się nawet w tym, jak wchodzisz do piekarni i uśmiechasz się do innych. W każdym najmniejszym geście. Wtedy człowiek czuje, że żyje.
Dlaczego seksualność jest tak ważna? Dlaczego dzięki niej człowiek czuje, że żyje?
Powiedziałabym więcej! Życie jest możliwe dzięki temu, że jesteśmy seksualni. To tajemnicza, święta siła, która wszystkim zawiaduje. Magiczne połączenie w jedno tego, co osobne. Kiedy nam się zabiera to poczucie święta, przyjemności, lekkości przez wstyd, upokorzenie, pornografię, odziera się nas z tego, co jest istotą życia.
Uwodzenie jest bardzo o życiu, ale też o otwieraniu się na drugiego człowieka…
Uwodzenie polega też na zwodzeniu. To jakby przekierowanie czyjejś trajektorii.
Ktoś uparcie jedzie pociągiem utartym torem, a uwodzenie wybija go z rytmu. Dla mnie rozmowa z tobą również jest uwodzeniem. Otwieramy siebie nawzajem.
Na tym polega kontakt z drugiem człowiekiem, że dostrajamy swoje częstotliwości, przenikamy się i znajdujemy miejsce na spotkanie. Uwodzenie jest przede wszystkim o komunikacji.

fot. Kamil Kotarba
Pożądanie również kojarzy się z seksem, ale pożądać można wielu rzeczy. Masz swoje ukryte pragnienie?
Nie, chyba nie mam problemu ze zdobywaniem tego, czego pragnę. Nie jestem też pruderyjna. Lubię sprawiać sobie przyjemność, nie robiąc innym krzywdy, więc nie mam jakichś dylematów moralnych. Seksualność to dla mnie radosna przestrzeń, perwersja też jest formą zabawy. Pragnę zdrowia, świeżego powietrza, poczucia sensu, bliskości, prawdy, swobody… Ale to wszystko często jest związane po prostu z wyborami życiowymi, stylem życia. To piękne, że tyle sami sobie możemy dać.
Z czego łatwiej byłoby ci zrezygnować – z jedzenia czy ze snu?
Zdecydowanie z jedzenia. To w moim odczuciu oczywisty wybór i chyba każdy biolog, lekarz to potwierdzi. Będąc wyspana, jestem w równowadze, pełna siły i pozytywnej energii. Poza tym głodówki przynoszą sensacyjne poczucie klarowności umysłu, lekkości ciała. Najlepiej dobrze się wyspać, a potem pysznie zjeść, wiadomo.
Co powiedziały ci o tobie bohaterki, które grałaś? W filmach takich jak „W spirali”, „Klara”, „Między nami dobrze jest”…
…ale też „Ach śpij kochanie” Krzysztofa Langa. To bardzo dla mnie ciekawy psychologicznie film o mordercy z lat czterdziestych, w którym zagrałam żonę, Helenę. Wtedy po raz pierwszy skonstruowałam w sobie psychopatkę bez poczucia winy i wstydu. Ta kobieta nosi biżuterię sąsiadek, które zniknęły, udając, że nic o tym nie wie. Ma kochanka, a jej mąż robi dla niej wszystko, jest w niej zakochany tak, jak pragnęłaby tego każda kobieta. Tymczasem ona jest bluszczem, prawdziwą femme fatale.
Jakie jest twoje podejście do social mediów i bycia „żywą” osobą w świecie nierzeczywistym?
Social media w przeciwieństwie do realu stanowią przestrzeń kreacji. Natomiast zupełnie osobną sprawą jest intymność i relacja ze sobą, ta prawdziwa. Młodzi ludzie mają to zaburzone poprzez zmieszanie tych rzeczywistości, real staje się dla nich zagrażający, bo odczuwany jest jako bardziej obcy niż kreacja w social mediach. To moim zdaniem nawet większy problem niż hejt, z którym spotykamy się w internecie.
Skończyłaś z teatrem, bo zobaczyłaś, że tam żyje się tylko w tym wyobrażonym świecie?
Poza tym mnie zwolnili. Zostałam wręcz wypluta z tej przestrzeni, a tak naprawdę wcale tego nie chciałam. Jednak dopiero odejście sprawiło, że spojrzałam na to środowisko z innej perspektywy, może prawdziwszej. Dzisiaj myślę, że teatr to odrealniona przestrzeń, niezwykła, kreatywna przygoda. Wracam do niej chętniej jako reżyserka, szukam dystansu. Natomiast jako aktorce filmowej zależy mi na efekcie, który mogłabym określić jako przebicie ekranu. Meryl Streep to umie, być w relacji z widzem. Jak to się robi? Wiele przygotowań, konstrukcja postaci i tak dalej. Ale później najważniejsze to po prostu się puścić… W filmie. W teatrze. I w życiu.
Katarzyna Warnke – współpracowała z Teatrem Starym w Krakowie, Teatrem Polskim we Wrocławiu, TR Warszawa i Teatrem Studio w Warszawie, gdzie grała u reżyserów takich jak Krystian Lupa, Grzegorz Jarzyna, Andrzej Wajda, Michał Borczuch czy Jan Klata. Zadebiutowała w głównej roli w filmie „W spirali” w reżyserii Konrada Aksinowicza, oglądaliśmy ją również w „Powrocie do tamtych lat”, „Ach śpij kochanie”, „Botoksie”, „Kobietach mafii”, „Panu T.” oraz serialach – „Lekarze”, „Chyłka. Zaginięcie”. Pod koniec 2022 roku wyreżyserowała spektakl „Men’s Talk” w Teatrze Collegium Nobilum w Warszawie z udziałem studentów z Grupy Kalifornia. W 2023 roku premierę miały: film „Cały ten seks” Tomasza Mandesa oraz serial „Absolutni debiutanci” w reżyserii Kamili Tarabury i Katarzyny Warzechy. W 2024 roku odbyła się premiera „Klary”, w którym zagrała jedną z głównych ról. W sekcji Perspektywy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni znalazł się film „Rzeczy niezbędne”, w którym zagrała główną rolę oraz jest współautorką scenariusza.
foto i dyrekcja artystyczna Kamil Kotarba
makijaż Sonia Kieryluk
asystent stylistki Max Pawełek
backstage i wsparcie produkcyjne Marta Burczyńska
podziękowania dla special Solarium Onyx (Al. „Solidarności” 82, Warszawa) & Daylight Studio (daylightstudio.pl)
Polecane
10 powodów, dla których warto kupić 120. numer K MAG-a „True Blood”
![[Z archiwum K MAG] „The Witch”, czyli hipnotyzująca sesja autorstwa Michaeli Metesovej](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/635fc940d768a403aa02575f/K_MAG_MICHAELA_004.jpg)
[Z archiwum K MAG] „The Witch”, czyli hipnotyzująca sesja autorstwa Michaeli Metesovej

Wybrano najstraszniejszy horror. Badano tętno widzów

Immersyjna rzeczywistość ubrana w opowieść o instynktach — obejrzeliśmy nową wystawę w melt museum!

„Czułam się wypalona”. Nicole Kidman przytłoczona scenami seksu w „Babygirl”

Sensacyjne narodziny we wrocławskim ZOO – na świat przyszły zagrożone wyginięciem cztery tygrysiątka
Polecane
10 powodów, dla których warto kupić 120. numer K MAG-a „True Blood”
![[Z archiwum K MAG] „The Witch”, czyli hipnotyzująca sesja autorstwa Michaeli Metesovej](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/635fc940d768a403aa02575f/K_MAG_MICHAELA_004.jpg)
[Z archiwum K MAG] „The Witch”, czyli hipnotyzująca sesja autorstwa Michaeli Metesovej

Wybrano najstraszniejszy horror. Badano tętno widzów

Immersyjna rzeczywistość ubrana w opowieść o instynktach — obejrzeliśmy nową wystawę w melt museum!

„Czułam się wypalona”. Nicole Kidman przytłoczona scenami seksu w „Babygirl”


