Pokaz kolekcji na wiosnę i lato 2020 oprawiono zgodnie z wytycznymi ISO 20121, międzynarodowych standardów określających wytyczne dla imprez organizowanych w duchu zrównoważonego rozwoju. Ponad 70 proc. scenerii zostanie zrecyklingowana lub ponownie użyta, wyeliminowano też plastik jednorazowego użytku – nawet zaproszenia wydrukowane zostały na papierze z certyfikatem Forest Stewardship Council.
W pierwszym rzędzie zobaczyć można było masę osobistości świata kultury i celebrytów. Poza Jaredem Leto, przyjacielem i pierwszym wyznawcą stylu Alessandro Michele'a, pojawili się m.in. reżyser-ekscetryk Harmony Korine czy Iggy Pop.
Sceneria pokazu na pierwszy rzut oka mogłaby wydać się wręcz ascetyczna, szczególnie w porównaniu z zeszłorocznymi maksymalistycznymi dekoracjami. Monochromatycznie biała i sterylna, przywodziła na myśl coś na kształt zmechanizowanej poczekalni – z sufitem jarzącym się syntetycznym, białym światłem i skromnymi siedziskami prosto z lotniska. Można zaryzykować stwierdzenie, że ta oszczędna w środkach metafora zaprojektowana została tak, by wywołać u widza prawdziwy dyskomfort i skrępowanie. Michele nie mógłby być zresztą bardziej dosłowny: pokaz rozpoczął przeszywający zgrzyt metalu, a otworzyli go modele ubrani w przypominające kaftany bezpieczeństwa kreacje w odcieniach bieli i kości słoniowej. Włoski projektant zdradził potem, że chciał zwrócić uwagę widzów na opresję i restrykcje społeczne związane z ekspresją własną.
W miarę trwania pokazu ta lotniskowa poczekalnia u wrót niebios przeobraziła się brutalistyczne miejsce kultu modowego. Modelki i modele przechadzali się po wybiegu – czy może należałoby powiedzieć: po taśmociągu – w inspirowanych latami 70. garniturach złożonych z wyciętych, kwadratowych marynarek i spodni z rozszerzonymi nogawkami, drukowanych jedwabiach, kimonowych rękawach, koronkach i prześwitujących tiulach. Wszystko to utrzymane w soczystej, a przy tym wyjątkowo spójnej palecie kolorów: kobaltu, trawiastej zieleni, limonki, lawendy, fuksji i soczystej czerwieni, przełamane odcieniami beżu i brązu. Uwagę zwracały sztuczne rzęsy przyklejone w miejsce brwi i błysk przeźroczystej pomadki na ustach – ciężko było też nie zwrócić uwagi na krzywe grzywki spięte wsuwkami do włosów. Do tego moc dodatków i akcesoriów – tym razem Michele postawił na ogromne, kwadratowe okulary z zausznikami połączonymi plastikowym łańcuchem gargantuicznych wprost rozmiarów i konne pejczyki. Tej dbałości o szczegół nie da się podrobić.
A efekt końcowy? Oceńcie sami: