

Maska w kinie nigdy nie była tylko rekwizytem. To narzędzie narracyjne – ukrywa, transformuje, wyzwala. Czasem chroni przed światem, innym razem pozwala się w nim odnaleźć.
Maska w kinie nie pojawiła się wraz z superbohaterami Marvela ani z Batmanem. Kiedy w 1920 roku Douglas Fairbanks założył czarną chustę na twarz w „Znaku Zorro”, uruchomił mechanizm, który przez następne stulecie będzie napędzał wyobraźnię twórców i widzów. Zorro był pierwszym – ale nie ostatnim – który odkrył, że człowiek pod maską może być kimkolwiek, a właściwie: kimkolwiek chce być.
Historia maski w kinie to historia emancypacji. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku maska oznaczała przede wszystkim tajemnicę – Lon Chaney w Upiorze z opery (1925) stworzył ikonę horroru, której deformacja była zarazem potworna i fascynująca. Chaney, „człowiek o tysiącu twarzy”, rozumiał, że maska nie tylko ukrywa – ona uwodzi. Widzowie płacili za bilet, by zobaczyć moment zdjęcia maski, chwilę rewelacji. To było kino jako striptiz ontologiczny.
W złotej erze Hollywood maska stała się atrybutem antybohatera. Seryjni bohaterowie jak The Shadow czy The Phantom z tanich powieści pulpowych przeskoczyli na ekran, przynosząc ze sobą konwencję vigilante – samozwańczego wymierzającego sprawiedliwość, który działa poza prawem, bo prawo zawodzi. Maska dawała alibi moralne: to nie ja biję przestępców na ulicy, to moja alter-ego. Fritz Lang w M (1931) pokazał coś mroczniejszego – Peter Lorre jako morderca dzieci nosił niewidzialną maskę normalności, którą zrywała mu kreda znacząca go literą „M” na plecach. Lang zrozumiał, że każdy z nas nosi maskę codzienności, a pytanie brzmi: co się pod nią kryje?
Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte przyniosły infantylizację maski. Telewizyjny „Batman” z Adamem Westem (1966-1968) zamienił Mrocznego Rycerza w camp, w kolorowy żart dla całej rodziny. Maska przestała znaczyć – stała się kostiumem na przyjęcie. Dopiero późne lata siedemdziesiąte i eksplozja New Hollywood przypomniały, że maska może ranić. Gwiezdne wojny (1977) George'a Lucasa dały nam Dartha Vadera – czarny hełm, który ukrywał nie tożsamość, lecz człowieczeństwo. Vader był maszyną z resztkami duszy, cyfrowym Frankensteinem. Lucas instynktownie wiedział, że najstraszniejsza maska to ta, której nie można zdjąć.
Lata osiemdziesiąte to dekada, kiedy maska stała się marką. Michael Myers w „Halloween”, Jason Voorhees w „Piątku trzynastego”, Freddy Krueger w „Koszmarze z ulicy Wiązów” – slasher przekształcił maskę w logo. To nie były już postacie, to były franczyzy. Maska umożliwiała seryjność: pod nią mógł być każdy kaskader, każdy aktor, każdy sequel. Kino zrozumiało, że maska to nie tylko narracja – to biznesplan.
Dopiero Tim Burton w „Batmanie” (1989) przywrócił masce powagę. Jego Bruce Wayne nosił lateks nie jako przebranie, lecz jako egzoszkielet psychologiczny. Burton, wychowany na ekspresjonizmie niemieckim i horrorze gotyckim, wiedział, że maska to projekcja wewnętrznego potwora. W tym samym roku urodziła się estetyka, która zdominuje kolejne trzydzieści lat kina superbohaterskiego: maska jako trauma, maska jako terapia, maska jako wybór.
XXI wiek zradykalizował wszystkie te tropy. Christopher Nolan w trylogii o Batmanie uczynił z maski filozoficzny problem, Marvel Studios sprywatyzowało ją jako część korporacyjnego uniwersum, a niezależni twórcy jak James Gunn czy Taika Waititi zaczęli z nią igrać, dekonstruować, wyszydzać. Maska przestała być jednoznaczna. Mogła być więzieniem (Immortan Joe), wyzwoleniem (Maska), koniecznością (Iron Man) albo żartem (Deadpool). Stała się tym, czym zawsze była: lustrem.
Oto postaci, które za swoimi przebraniami zbudowały ikonografię współczesnej kultury popularnej.

1/10


Regina King w „Watchmen”
Damona Lindelofa dokonała czegoś niezwykłego: stworzyła superbohaterkę, której maska jest bezpośrednią odpowiedzią na historyczną traumę rasową Ameryki. Angela Abar zakłada czarny kostium i maskę Sister Night nie po to, by walczyć z przestępcami – by przetrwać w świecie, który wciąż nosi blizny po masakrze w Tulsa z 1921 roku. Lindelof i King zbudowali postać, która rozumie, że w Ameryce czarna kobieta w mundurze policji musi nosić maskę, bo bez niej jest albo celem, albo zagrożeniem.
King, która za tę rolę otrzymała Emmy, grała Angelę na trzech poziomach jednocześnie: jako policjantkę próbującą utrzymać porządek w świecie po Ozymandias, jako wnuczkę ofiar rasistowskiego terroru i jako kobietę, która odkrywa, że jej mąż nie jest tym, za kogo się podaje. Maska Sister Night to nie przebranie – to pancerz zbudowany z historii, która nigdy się nie zakończyła. Czarna skórzana kominiarka nie była fetyszem, lecz manifestem: możesz mnie zobaczyć tylko tyle, ile pozwolę ci zobaczyć.

Anthony Hopkins w „Milczeniu owiec”
Jonathan Demme stworzył ikonę z pół metra metalowej siatki i skórzanego kagańca. Lecter w kagańcu to czyste napięcie, obietnica przemocy opakowana w kurtuazyjny szept. Thomas Harris w powieściach opisywał doktora jako oszałamiająco inteligentnego estetę; Demme i Hopkins pokazali, że najwięcej o człowieku mówi moment, gdy społeczeństwo musi go uciszyć. Maska tutaj nie chroni nosiciela – chroni świat przed nim.

Hugo Weaving w „V jak Vendetta”
Guy Fawkes na twarzy Hugo Weavinga w „V jak Vendetta” (2006) to jeden z najbardziej produktywnych symboli XXI wieku. James McTeigue i bracia Wachowscy stworzyli postać, której nie interesuje indywidualna tożsamość – V jest konstruktem intelektualnym, procederem, nie człowiekiem. To maska, która nosi ciało, nie odwrotnie. Weaving osiągnął niemożliwe: stworzył pełnokrwistą kreację bez jednej mimiki twarzy, operując wyłącznie modulacją głosu i gestyką dłoni. Gdy Anonymous przejęło symbol Fawkesa jako swój identyfikator, zamknął się krąg: maska stała się ruchem.
Hugh Keays-Byrne w „Mad Max: Fury Road”
George Miller w „Mad Max: Na drodze gniewu” (2015) zaprojektował dyktaturę na wizualnej metaforze. Hugh Keays-Byrne pod przezroczystą maską z zębami konia i aparaturą oddechową nie jest już człowiekiem – to bóstwo post-apokalipsy, mechaniczny mesjasz z przeszczepami i nowotworami. Miller, który całą karierę budował poetykę zniszczenia, stworzył tyrana będącego dosłownie maszyną do przetrwania. Maska Joe'ego nie ukrywa oszpecenia – fetyszyzuje je. Czyni z choroby atrybut władzy.

Robert Downey Jr. w „Iron Man”
Jon Favreau w 2008 roku uruchomił kinowe uniwersum Marvela dzięki genialnej decyzji: zatrudnił Roberta Downeya Jr., aktora z przeszłością, by zagrał miliardera z przyszłością. Tony Stark buduje zbroję, bo nie potrzebuje supermocy – potrzebuje kontroli. Jego maska to dashboard, system operacyjny, interfejs między ego a światem. Kevin Feige i Marvel zrozumieli, że Iron Man działa, bo Downey nigdy nie przestaje być sobą, nawet pod hełmem. To nie Clark Kent zakładający przebranie – to showman, który znalazł jeszcze większą scenę.

Kane Hodder w „Piątek 13-go”
Maska hokejowa, którą Jason nosi od części III (1982), to geniusz produkcyjny – tania, rozpoznawalna, łatwa do replikacji. Ale Hodder uczynił z niej coś więcej: w jego interpretacji Jason przechyla głowę przed zadaniem ciosu, obserwuje ofiarę z ciekawością niemal naukową. To nie była furia – to była dokumentacja. Hodder, były kaskader i specjalista od efektów specjalnych, wiedział, jak sprawić, by ciało wyglądało na nieludzkie. Jego Jason poruszał się jak maszyna, której tryby nieco zardzewiały, ale wciąż funkcjonują.

Heath Ledger w „Batmanie”
Ledger przygotowywał się do roli przez miesiące, zamykając się w pokoju hotelowym z notatnikiem, który nazwał "dziennikiem Jokera". Pisał tam jako postać, szkicował makijaż, notował sposoby mówienia. Nolan dał mu swobodę improwizacji – scena, w której Joker oklaskuje Gordona po awansie, była spontanicznym pomysłem aktora. Ledger budował postać metodą, która nie miała nic wspólnego z method acting w rozumieniu Strasbrega – to była raczej metoda destrukcji, rozmontowywania własnej osobowości, by zrobić miejsce dla kogoś, kto nie powinien istnieć.
Kiedy Ledger zmarł w styczniu 2008 roku, na pół roku przed premierą filmu, media natychmiast zbudowały narrację o roli, która zabiła aktora. To oczywiście uproszczenie – Ledger miał problemy z bezsennością i lekami na długo przed Jokerem – ale coś w tej kreacji rzeczywiście było autodestrukcyjne. Nie sposób oglądać sceny przesłuchania, w której Joker pozwala Batmanowi się bić, i nie widzieć aktora, który gra kogoś, kto znalazł ukojenie w chaosie. Ledger nie grał szaleństwa – grał uwolnienie od konieczności bycia zdrowym na umyśle.

Cillian Murphy w „Batmanie”
Cillian Murphy w trylogii Nolana o Batmanie stworzył Stracha na Wróble – psychiatrę, który zamienił maskę w narzędzie tortur psychologicznych. Jonathan Crane nie ukrywa twarzy, by chronić tożsamość – zakłada maskę z worka po jutowych włókien, by stać się ucieleśnieniem najgorszych koszmarów swoich ofiar. Murphy, z jego niemal niepokojąco delikatnymi rysami i przenikliwymi niebieskimi oczami, grał Crane'a jako estetę przemocy, kogoś kogo fascynuje mechanika strachu bardziej niż samo zadawanie bólu.

Ryan Reynolds w „Deadpool”
Tim Miller i Ryan Reynolds w 2016 roku zrobili coś bezczelnego: stworzyli superhero-comedy, w której maska służy ukryciu oszpecenia tak groteskowego, że bohater woli być anonimowy. Wade Wilson po eksperymencie wygląda jak „awokado miłości z drugim awokado", ale pod czerwonym kombinezonem może być kim chce. Reynolds przez lata walczył o stworzenie Deadpoola, który rozmawia z widzem, demoluje czwartą ścianę i w ogóle nie traktuje superbohatera jako metafory – traktuje go jak stanowisko pracy z bardzo złym pakietem medycznym. Maska Deadpoola chroni innych przed widokiem, ale przede wszystkim daje Wade'owi prawo do bycia nieznośnym.

Joaquin Phoenix w „Jokerze”
Phoenix schudł ponad dwadzieścia kilogramów do roli, przez co jego Joker wyglądał jak rentgen człowieka – sama struktura bez miękkiej tkanki. Tańczył na schodach w Bronksie, jakby odnalazł jedyną rzecz, która ma sens w świecie pozbawionym sensu. Makijaż Arthura nie był manifestem anarchii jak u Ledgera – był kostiumem na występ, który nigdy się nie kończy. Phoenix grał Jokera jako aktora, który nauczył się, że jedyną rolą wartą grania jest rola człowieka, któremu nic już nie zależy.
Polecane

Wystawa „Polish Poster Now!” – polskie plakacistki podbijają Londyn

Kontrowersyjne zwycięstwo Erica Lu na XIX Konkursie Chopinowskim

Otrowertyk: osobowość na pokaz? Psychiatrzy zidentyfikowali nowy typ zachowań
![Paweł Bownik: „Mamy możliwość stworzenia »nowej kultury«” [FELIETON]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/68f35a47269a6c2c533a3a25/Unknown.jpeg)
Paweł Bownik: „Mamy możliwość stworzenia »nowej kultury«” [FELIETON]

The Cure powraca. Zespół zapowiada 13 nowych utworów i film koncertowy

Nepal wybrał 2-latkę na nową boginię Kumari. Będzie żyła w pełnej izolacji
Polecane

Wystawa „Polish Poster Now!” – polskie plakacistki podbijają Londyn

Kontrowersyjne zwycięstwo Erica Lu na XIX Konkursie Chopinowskim

Otrowertyk: osobowość na pokaz? Psychiatrzy zidentyfikowali nowy typ zachowań
![Paweł Bownik: „Mamy możliwość stworzenia »nowej kultury«” [FELIETON]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/68f35a47269a6c2c533a3a25/Unknown.jpeg)
Paweł Bownik: „Mamy możliwość stworzenia »nowej kultury«” [FELIETON]

The Cure powraca. Zespół zapowiada 13 nowych utworów i film koncertowy


