Kolejnym powodem do optymizmu był powrót duetu Żuławski-Fabijański. W „Mowie ptaków” poprzednim filmie Żuławskiego, Fabijański szarżował tak, że nie szło oderwać od niego wzroku. Zastanawiałam się, co pokazie w „Apokawixie”. Zagra byłego wojskowego, który rusza na ratunek uciekającej młodzieży? A może wcieli się w rolę króla zombiaków? Nie trafiłam, ale nie szkodzi, bo rola Fabijańskiego przechodzi najśmielsze oczekiwania. Jest dziki, nieokiełznany i bawi do łez. Nie chcę za bardzo spoilerować, ale Fabijański zdecydowanie ma, co grać!
„Apokawixa” jest osadzona we współczesnych realiach. Świat powoli wraca do życia po pandemii koronawirusa, a media donoszą o kolejnych ekstremalnych zjawiskach pogodowych, związanych z pogłębiającym sie kryzysem klimatycznym. Ogromne koncerny szukają sposób na to, jak zarobić na kryzysie. Politycy twierdzą, że im zależy, ale nie tyle, aby podjąć jakieś radykalne działania. Oglądanie wiadomości i scrollowanie walla wywołuje poczucie lęku i niepewności. Bohaterami „Apokawixy” są licealiści, którzy w teorii mają przed sobą całe życie, ale co to za życie?
Wszyscy są spragnieni normalności. Kontaktów międzyludzkich, miłości, tańca, dobrej zabawy. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Kamil, syn bogatego biznesmena (Tomasz Kot), który organizuje wielką imprezę w nadmorskim pałacu swojego ojca. Uczestnicy zjeżdżają się nad Bałtyk, ale nic nie idzie tak, jak powinno. Problemy zaczynają się już po drodze, a wszędzie dookoła widać złowieszcze znaki, zwiastujące, że coś nadchodzi. Do kulminacji wydarzeń dochodzi na wielkiej imprezie Kamila, która śmiało mogłaby konkurować z kultowym „Projektem X” Świetna muza, dynamiczny montaż, lecące z nieba piguły i polski gość honorowy: weselny świniak. Gdyby ktoś chciał zorganizować imprezę z okazji końca świata, to wyglądałaby ona właśnie tak!
„Apokawixa” to świetny film jeszcze przed pojawieniem się zombie. A wszystko za sprawą znakomitych młodych aktorów, którzy nie boją się bawić swoimi rolami i wypadają świeżo oraz naturalnie. Na pierwszym planie jest charyzmatyczny Kamil, grany przez Mikołaja Kubackiego. Partnerują mu m.in. Waleria Gorobets, Natalia Pitry, Aleksander Kaleta, Marta Stalmierska, Mariusz Urbaniec, Oskar Wojciechowski czy wspomniana już Alicja Wieniawa-Narkiewicz. W obsadzie mamy jeszcze Cezarego Pazurę, który gra rozsądnego strażnika miejskiego oraz Matyldę Damiecką jako pewną siebie kibolkę-gangsterkę. Jak przystało na horror komediowy klasy B, bohaterowie są naszkicowani grubą kreską i nie uciekają od stereotypów. No i wcale nie muszą. Wzbudzają sympatię, chce im się kibicować i dostarczają rozrywkę, czyli spełniają swoje zadanie. Większość żartów siada, a korona należy oczywiście do wątku wege zombie. Coś pysznego!
No właśnie, zombie! Co z tymi zombiakami? Totalnie kupuję wyjaśnienie stojące za apokalipsą, ale długo wyczekiwana masakra jest zdecydowanie za krótka. Halo, chcemy więcej krwi, bebechów i trupów (żywych lub nie)! Dużo więcej mogły pokazać na przykład postacie grane przez Sebastiana Fabijańskiego oraz Czarka Pazurę. W ogóle mam wrażenie, że zmarnowano tutaj potencjał na widowiskowe sceny walki oraz pomysłowe sceny zabijania zombiaków. Kto wie, może w drugiej części?
Choć „Apokawixa” czerpie garściami ze swoich poprzedników, film Żuławskiego jest przeżarty polskością i współczesnością. Pod warstwą rozrywkową kryje się ważne przesłanie, zupełnie jakby reżyser mówił nam: „Hej, halo, obudźcie się. Albo teraz albo nigdy”. „Apokawixa" to nie tylko fajne kino rozrywkowe, ale także kino społecznie zaangażowane. To po prostu kino gatunkowe, na jakie zasługujemy.