„Miałem czas kryzysu, przez który musiałem przejść, a zainteresowanie mediów nie malało” – rozmawiamy z Adamem Małyszem
Autor: Agnieszka Sielańczyk
10-01-2025


Od dzisiaj obejrzeć można serial dokumentalny „Skoczkowie”. To nie tylko historia o sportowych sukcesach, ale także inspirująca opowieść o pasji, determinacji i ludzkich emocjach.
„Skoczkowie” to serial, który przybliży widzom codzienność polskich skoczków narciarskich. Co było w tym projekcie najtrudniejsze?
Adam Małysz: Przekonanie rodziny, żeby zgodziła się wziąć w nim udział. Szczególnie trudno było namówić żonę i córkę, bo one nie lubią wywiadów ani oficjalnych wystąpień. To była jedna z większych trudności. Dużym wyzwaniem było również samo uzyskanie zgody na wpuszczenie kamery do zespołu, by pokazać od środka, jak wygląda życie skoczka, jego przygotowania, to, czemu jest podporządkowane jego codzienne życie i jakie wyzwania musi pokonywać.
To nie jest łatwe, bo obecność kamer zawsze wprowadza pewien dyskomfort – wpuszczasz kogoś do swojego świata, który ma swoje sekrety. W skokach narciarskich, podobnie jak w Formule 1, każdy najmniejszy szczegół może mieć wpływ na wynik, więc nie możesz ujawnić wszystkiego. Początkowo zarówno zawodnicy, jak i trenerzy mocno się kontrolowali, ale z czasem przestali zwracać uwagę na obecność ekipy filmowej. W pewnym momencie zapominasz, że kamery są w pobliżu. Myślę, że dzięki temu udało nam się uchwycić coś autentycznego. Mam nadzieję, że efekt końcowy wyszedł bardzo pozytywnie.
Serial pokazuje początek Pana sukcesów. Nie wyobrażam sobie takiego nomen omen skoku popularności, jakiego doświadczył Pan i pana rodzina w czasie „Małyszomanii”
Powiem tak: dla mnie było to o tyle łatwiejsze, że w 1996 i 1997 roku wygrałem pojedyncze konkursy Pucharu Świata. Dzięki temu miałem już jakiś zalążek popularności. W tamtym czasie skoki narciarskie nie były w Polsce zbyt popularne – Pucharu Świata nawet nie transmitowano. I nagle wielu dziennikarzy i wiele telewizji zaczęło się do mnie odzywać, co było bardzo trudne. Wtedy zainteresowanie mediów było trudniejsze do zniesienia. Później byłem już na to lepiej przygotowany.
Miałem czas kryzysu, przez który musiałem przejść, a zainteresowanie mediów nie malało. Później przyszły sukcesy. Z jednej strony byłem na nie w jakimś stopniu przygotowany – w końcu każdy sportowiec trenuje po to, by wygrywać. Z drugiej strony myślę, że to, co się wydarzyło, przerosło wszystkich. Do dziś trudno mi zrozumieć, że był to aż taki fenomen – coś, co można by nazwać zjawiskiem społecznym.
Dopiero po zakończeniu kariery miałem czas, żeby na spokojnie to przemyśleć. Myślę, że duża część tej popularności wynikała z tego, że w Polsce brakowało w tym czasie dużych sukcesów sportowych. Ludzie byli głodni zwycięstw. Mamy ogromną Polonię na całym świecie, która zaczęła się ze mną utożsamiać. Kiedy skakałem za granicą, Polacy w końcu mogli z dumą powiedzieć: „Jestem Polakiem”. Wcześniej często kojarzono nas za granicą negatywnie. Dzięki moim sukcesom ci ludzie mogli poczuć dumę. Tysiące kibiców podróżowało za mną po świecie, wieszali flagi z nazwami swoich miast i cieszyli się, że mogą świętować razem ze mną.

Dał Pan o swoich kibiców – nie odmawiał spotkań, uścisków ręki.
Zawsze starałem się być normalnym człowiekiem. Nigdy nie pozwoliłem, by „woda sodowa” uderzyła mi do głowy. Zawsze, kiedy miałem okazję, robiłem sobie zdjęcia z kibicami, zostawałem do końca, by rozdawać autografy i często rozmawiałem z ludźmi. Myślę, że to właśnie sprawiło, że widzieli we mnie nie tylko sportowca odnoszącego sukcesy, ale też normalnego człowieka, z którym mogli się utożsamić.
Nigdy też nie ukrywałem, że pochodzę z niezamożnej rodziny. Było mi trudniej wejść w świat sportu, ale dzięki temu miałem swoje cele – chciałem, żeby było mnie stać na więcej, np. na wyjazdy czy lepsze warunki życia. W dzieciństwie wakacje z rodzicami ograniczały się do wyjazdów sportowych w Polsce, bo na nic innego nie było nas stać. Rodzice pracowali od rana do wieczora, a mnie i siostrę nie było stać nawet na kolonie. Sport dał mi wiele – zarówno możliwości, jak i poczucie, że mogę coś zmienić.
Dokument pokazuje kilka momentów, które nawet Pana zaskoczyły. Na przykład telefon z gratulacjami od byłego prezydenta.
Pamiętam jedną sytuację – to chyba było podczas igrzysk w Salt Lake City. Prezydent próbował się ze mną skontaktować, ale nie miał mojego numeru, więc zadzwonił do Tomka Zimocha. Tomek podał mi telefon, mówiąc, że to prezydent Kwaśniewski. Odebrałem, mówiąc: „Halo, halo”, ale nikt się nie odezwał, był jakiś problem z połączeniem. W końcu powiedziałem do Tomka: „Nie rób sobie jaj!”. Okazało się, że prezydent to usłyszał. Na szczęście w kolejnym połączeniu porozmawialiśmy już normalnie, ale wyszło trochę zabawnie.
Takie sytuacje pokazują, że skoki narciarskie, choć to stosunkowo niszowy sport, potrafią łączyć ludzi z różnych zakątków świata. Bywało, że osoby znane na całym świecie rozpoznawały mnie lub robiły coś, co sprawiało mi ogromną przyjemność. To chwile, które zostają w pamięci na zawsze.
W produkcji jest kilka scen związanych ze zmianami w sporcie. Technologia wprowadza nowe możliwości dla przyszłych mistrzów?
Dokładnie tak. Zawsze porównuję skoki narciarskie do Formuły 1, bo w obu przypadkach technologia odgrywa ogromną rolę. Musisz cały czas się rozwijać, być o krok przed innymi. Bez odpowiedniego wsparcia finansowego, zwłaszcza w kwestii technologii, osiąganie sukcesów staje się niemal niemożliwe. Owszem, może zdarzyć się przypadkowy sukces w pojedynczych zawodach, ale to raczej wyjątek. Nawet osoby o wielkim talencie nie są w stanie przebić się przez przewagę technologiczną konkurencji.
Podobnie jak w Formule 1, gdzie wybitni kierowcy bez odpowiedniego samochodu nie mogą osiągnąć sukcesu, tak w skokach narciarskich technologia robi różnicę. Choć dziś jest coraz mniej elementów, które można ulepszyć, te niewielkie zmiany, które się pojawiają, mają ogromne znaczenie. Każdy nowy pomysł, który pozwala skoczyć choćby pół metra dalej, daje ogromną przewagę. Dobrym przykładem jest Simon Ammann, który na igrzyskach olimpijskich wprowadził krzywe zapięcia w butach i dzięki temu wygrał dwa razy. Takie innowacje często są trzymane w tajemnicy aż do najważniejszych zawodów narciarskich w sezonie.
Widziałam też fragmenty treningów, w których zawodnicy wspinali się po pustych kontenerach po napojach. To dość nietypowe jak na trening skoczka narciarskiego.
Trening skoczka nie polega wyłącznie na skakaniu na skoczni. Jest wiele różnych ćwiczeń, które mają na celu poprawę sprawności, skupienia, relaksu, a czasem po prostu zrobienie czegoś innego, by głowa odpoczęła od rutyny. Dawniej skoki były bardziej fizyczne – koncentrowano się na przygotowaniu kondycyjnym, akrobatyce i sportach uzupełniających.
Zawsze podkreślam, że dzieci do 13–14 roku życia powinny uprawiać różne sporty, by rozwijać się wszechstronnie. Dopiero później warto skupić się na konkretnej dyscyplinie. Czasem, po latach, trzeba wrócić do treningowych podstaw, jeśli coś nie działa i nie należy się tego bać. Taki jest sport.

W filmie poruszono też kwestie ciała skoczków, którzy muszą być wyjątkowo szczupli. Dieta i dyscyplina żywieniowa to chyba spore wyzwanie? To jeden z najtrudniejszych aspektów skoków narciarskich. Waga ma ogromne znaczenie, więc skoczkowie muszą stale pilnować diety i kontrolować, ile energii spożywają. To wszystko musi być idealnie wyważone, by nie przesadzić w żadną stronę. Często mówi się, że skoczkowie są anorektykami, ale to nieprawda – w takiej kondycji nie dałoby się skakać.
Dziś, dzięki technologii i dostępności produktów, kontrolowanie diety jest łatwiejsze. W moich czasach było to znacznie trudniejsze. Sam musiałem wszystko robić – liczyć kalorie, ważyć jedzenie, notować wszystko ręcznie. Na początku wielu się z tego śmiało, ale później coraz więcej zawodników zaczęło stosować podobne metody.
Mimo postępu technologicznego wyrzeczenia nadal są ogromne. Przez całą karierę należy trzymać się ścisłej diety i być gotowym na ciągłą samodyscyplinę. To jeden z najcięższych elementów życia skoczka, ale kluczowy dla osiągania sukcesów.
A jaki jest udział psychologa w sukcesie skoczka narciarskiego? Czy taka opieka jest standardem?
Dziś zdrowa głowa i wsparcie psychologiczne są absolutnie nieodzowne – to podstawa sukcesu w stu procentach. Można spotkać zawodników, którzy mają wszystko: świetne predyspozycje fizyczne, dynamikę, są wręcz stworzeni do tego sportu, a głowa ich blokuje. Prędzej czy później zderzają się ze ścianą, której nie są w stanie pokonać. I pomimo pracy z psychologami zdarza się, że nie udaje się przezwyciężyć pewnych barier mentalnych czy schematów, które siedzą głęboko w człowieku.
Mamy w tej chwili trzech młodych zawodników, którzy pod względem talentu mogliby spokojnie być tam, gdzie Piotrek, Dawid czy Kamil. To talenty tego samego kalibru, ale nie są w stanie przełamać tej mentalnej ściany. Próbowaliśmy już naprawdę wszystkiego – analizowaliśmy, szukaliśmy rozwiązań, korzystaliśmy z najlepszych specjalistów w każdej możliwej dziedzinie. To pokazuje, jak dużą rolę odgrywa psychika w osiąganiu wyników. Bez jej opanowania, nawet najlepsze przygotowanie techniczne czy fizyczne nie wystarczy.
Czy Pan wciąż czuje się sportowcem?
Szczerze mówiąc, coraz mniej. Wynika to głównie z mojej obecnej pracy. Bardzo bym chciał dalej czuć się sportowcem i uprawiać sport choćby dla zdrowia, ale coraz mniej mam na to czasu.
Bycie prezesem Polskiego Związku Narciarskiego to trudne zadanie?
Bardzo trudne. Nie przypuszczałem, że aż tak. Największym problemem jest biurokracja. To ogromny związek, obejmujący aż siedem dyscyplin sportowych. Musimy zapewnić pieniądze, stroje, trenerów, fizjoterapeutów – wszystko, co potrzebne do przygotowań. To tysiące osób pracujących na sukces jednej osoby. Koordynowanie tego, zdobywanie sponsorów, papierologia – to naprawdę niewdzięczna praca, ale ktoś musi ją wykonać.
A jak Pan widzi szanse Polaków na sukcesy w nadchodzącym sezonie zimowym, zwłaszcza w skokach narciarskich?
To nie będzie łatwy sezon. Widać, że zmiana pokoleniowa zaczyna się dokonywać. Młodsze pokolenie, choć już nie takie młode, zaczyna odnosić większe sukcesy niż starsi zawodnicy. Chcielibyśmy, żeby ta zmiana była bardziej płynna, by starsi zawodnicy dalej wygrywali, a młodsi spokojnie dobijali się do światowej czołówki. Od momentu zatrudnienia Thomasa skupiliśmy się na poprawie wyników młodzieży i to zaczyna przynosić efekty. Wprowadziliśmy reformy w kadrach juniorskich, przenosząc przygotowania do szkół mistrzostwa sportowego. To daje większej liczbie zawodników szansę na rozwój.
Na większe sukcesy młodych trzeba będzie jeszcze poczekać, ale zeszły rok był obiecujący – zdobyliśmy medale na mistrzostwach świata juniorów zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Postęp jest widoczny.
Czego poza sukcesami kadry mogłabym Panu życzyć w 2025 roku?
Przede wszystkim zdrowia. Zdrowie jest najważniejsze.
Serial „Skoczkowie” zadebiutuje 10 stycznia na Prime Video:
Polecane

Zielone światło dla mowy nienawiści wobec osób LGBT+ na platformach Meta. Mark Zuckerberg wprowadza nowe zasady

9 wyjątkowych wystaw początku 2025 roku. Jedzenie w sztuce, zwierzęta w fotografii, klasyki, abstrakcje, emocje i nowe początki

Nadchodzi nowa generacja – czas na pokolenie Beta

„Sledging” – nowy trend trwania w związku

Czarnoskóry aktor kandydatem do roli Snape’a w nowym Potterze. W sieci burza

59-latka ustanowiła nowy rekord Guinnessa w liczbie pompek na godzinę
Polecane

Zielone światło dla mowy nienawiści wobec osób LGBT+ na platformach Meta. Mark Zuckerberg wprowadza nowe zasady

9 wyjątkowych wystaw początku 2025 roku. Jedzenie w sztuce, zwierzęta w fotografii, klasyki, abstrakcje, emocje i nowe początki

Nadchodzi nowa generacja – czas na pokolenie Beta

„Sledging” – nowy trend trwania w związku

Czarnoskóry aktor kandydatem do roli Snape’a w nowym Potterze. W sieci burza


