Szczyl: To, że jesteś młody, nie wyklucza bagażu przeżyć. Niestety przelicznik rzadko jest fair, niektórym znacznie więcej i znacznie wcześniej spada na głowę niż innym. Sądzę, że mogę śmiało powiedzieć, że też musiałem dźwignąć więcej niż wielu moich rówieśników. Nie mogę winić nikogo za brak doświadczenia czy wiedzy w określonych obszarach życia, jeśli po prostu wystarczająco nie przeżył. To coś, co się zbiera latami, i nikomu nie życzyłbym przedwczesnego spotkania ze śmiercią bliskich, depresją czy problemami finansowymi. Jednak sposób, w jaki przetwarzamy i przepracowujemy problemy, decyduje o tym, gdzie się znajdziemy, czy wyjdziemy z tego z mądrością, czy jako ludzie gniewni albo podupadli na duchu. Stale nad sobą pracuję i marzę, aby nigdy nie zabrakło mi chęci oraz siły do naprawiania tego, co w świecie zepsute. Nie nazwałbym tego idealizmem, lecz dostrzeganiem wyjść.
Zalia: Nie uważam siebie za osobę zaślepioną idealizmem czy odklejoną od rzeczywistości. Mam absolutną świadomość tego, że dużo w życiu jest możliwe, ale nic nie przychodzi samo i na wiele rzeczy trzeba zapracować. W moim przekonaniu zmienianie świata przybiera przeróżne formy – jeśli swoim zachowaniem i tym, co robię, mogę poprawić komuś humor, wesprzeć sprawę, którą uważam za ważną, albo chociaż w najmniejszy sposób wpłynąć na kogoś lub coś pozytywnie – to tak, chcę zmieniać świat.
Sami piszecie teksty i są one, jak zakładam, odbiciem waszych przeżyć. Macie poczucie, że dzięki temu wpływacie na sposób myślenia odbiorców?
ZA: W pewien sposób na pewno. Niedawno jeden z moich słuchaczy napisał mi, że moja piosenka towarzyszy mu w najgorszym dotychczas okresie w jego życiu i pomaga przejść przez ciężkie chwile. Od kogoś innego dowiedziałam się, że po wyjeździe na studia za granicę ciągle słucha „Sentymentów”, bo doskonale oddają to, jak się teraz czuje. Ktoś inny stwierdził, że „Biegnę” to opis jego poprzedniego związku. Za sprawą takich wiadomości coraz bardziej uświadamiam sobie, jak ważne są teksty, ponieważ mogą korespondować z przeżyciami słuchaczy i wpływać na ich samopoczucie, a nawet sposób myślenia.
SZ: Jeśli żyjemy w podobnych czasach i jesteśmy w podobnym wieku, to przeżywamy podobne problemy. Gdy piszesz o sprawach, z którymi sobie poradziłeś, inni też mogą pomyśleć, że poradzą sobie z czymś podobnym. Ogromnie mnie cieszy, że możemy nawzajem dawać sobie poszlaki i udowadniać, że nie ma nic, czego nie da się zmienić. Wiem, że są ludzie, których moje słowa w jakiś sposób uratowały przed odebraniem sobie życia albo poruszyły do sięgnięcia po profesjonalną pomoc. Nie ma wspanialszej nagrody.
Polski rap w swoich początkach był przede wszystkim muzyką uliczną, dotykał realnych problemów społecznych i emocjonalnych. Teraz w mainstreamie okołorapowym sporo jest treści odklejonych od realiów i potęgujących aspiracje materialne.
SZ: Nie umiałbym pisać muzyki o luksusowych samochodach i ciuchach. To nie jestem ja. Nie zamierzam też być żadnym mesjaszem i nie chciałbym być tak odbierany, ale kocham dobrą muzykę i piękne słowa. Nie chciałbym, aby kunszt lirycystów, bo tak to nazywam, umarł. Kompletnie nie jara mnie posiadanie przedmiotów, drogich rzeczy, zdecydowanie wyżej stawiam doświadczenia i emocje. Cieszą mnie i inspirują na maksa proste rzeczy, i o nich piszę. Lubię zwykłe bary, papierosy, tanie piwo i wino. Na menela żyłem od zawsze i nie umiem tego zmienić.
Dostrzegacie w swoim otoczeniu osoby, które nie są w stanie udźwignąć presji mediów społecznościowych generowanej przez tak zwanych influencerów i niektórych młodych artystów? Takie, które śledzą pozornie łatwe i dostatnie życie swoich rówieśników, ale są rozczarowane i sfrustrowane, bo ich własne tak nie wygląda.
ZA: Absolutnie tak. Wszystko w internecie wygląda pięknie. Każdy ma perfekcyjną cerę, figurę, niektórzy auto za milion złotych albo penthouse. Masa ludzi wierzy potem, że tak naprawdę wygląda rzeczywistość influencera, artysty czy celebryty. To absolutnie najprostsza droga do frustracji, ciągłego porównywania się i szukania „idealnego” życia, które nie istnieje. Myślę, że sporo znanych mi osób wpada w ten wir, żyje w wiecznym stresie, non stop patrzy na to, „co ktoś ma, czego ja nie mam”, przez co nie potrafią docenić samych siebie i wiecznie umniejszają sobie i swoim sukcesom. Warto po prostu pamiętać, że wszystko wygląda pięknie na zdjęciach, że każdy w internecie chce pokazać najlepszą wersję siebie, ale czasami ma to niewiele wspólnego z rzeczywistością.
SZ: Nie ma niczego złego w chęci osiągnięcia sukcesu. Niemal każdy pragnie go osiągnąć w swojej dziedzinie i dojść do tego, o czym marzy. Problem w tym, że wiele osób wyobraża sobie, że gdy osiągną sukces, to ich problemy znikną. Sam żyłem w bańce zazdrości i głodu lepszego życia. Teraz wiem, że nie ma lepszego życia, każde jest inne. To, co prezentuje się w internecie, jest tylko ładną okładką, zwieńczeniem sekundy w życiu, przy dobrym oświetleniu i w fajnym apartamencie. W rzeczywistości apartament często nie jest na własność, a osoby wrzucające te zdjęcia mają takie same bądź większe kompleksy, niż ich obserwujący. Nie jestem fanem social mediów, rzadko tam zaglądam i mam nadzieję, że tak zostani. Wolę pozostać skupiony na tym, co mnie otacza.
O harowaniu chyba wiesz sporo, bo już jako nastolatek imałeś się różnych prac.
SZ: Nie jest tak, że miałem jakoś super źle. Nie musiałem zabijać, żeby przeżyć. Szedłem do pracy, gdy potrzebowałem więcej hajsu na jakiś cel. Cieszę się, że musiałem pracować od małego. Wtedy mnie to na maksa wkurzało, ale teraz uważam, że nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Dzięki temu ma się większy szacunek do pieniądza i pracy. Mogłem też popróbować różnych rzeczy i sprawdzić, co mi pasuje. To dobra lekcja dla każdego młodego człowieka, czasem trzeba brać sprawy w swoje ręce bez pomocy rodziców.
Trudne doświadczenia mogą też mobilizować do poszukiwania czegoś „więcej”.
SZ: Dobrze przepracowane traumy i trudne doświadczenia mogą zaowocować twórczo. Większość artystów, których znam, nie pochodzi z łatwych domów lub nie miała startu z górki. Lekcje konsekwencji czy braki finansowe i relacyjne potrafią wyjątkowo motywować.
ZA: U mnie ta artystyczna droga zaczęła się bardzo wcześnie, bo już w podstawówce, więc nie mogę powiedzieć, że chodziło o ucieczkę. Wynikało to bardziej z fascynacji i chęci gry na instrumencie. Nie miałam też trudnego backgroundu, wręcz przeciwnie – mam bardzo fajną i wspierającą rodzinę. To dzięki rodzicom mogłam rozwijać się w tym, co mnie interesowało, chodzić na masę zajęć dodatkowych, na przykład gry na skrzypcach. W wieku siedmiu lat z własnej woli zaczęłam szkołę muzyczną. Najpierw na ósmą jechałyśmy do jednej szkoły, potem na szesnastą do drugiej – i tak przez sześć lat. Mało się o tym mówi, ale popołudniowa szkoła to przede wszystkim duże wyrzeczenie rodzica. Myślę, że gdyby nie moja rodzina i wsparcie, które od niej dostałam, szczególnie na samym początku, nie byłabym w miejscu, w którym jestem, albo byłoby mi zacznie ciężej.
Tymek, a jak wyglądały twoje muzyczne początki?
SZ: Mniej więcej w wieku szesnastu lat zacząłem rapować z kumplami dla beki do mikrofonu przeznaczonego dla kamery i obrabiać to w scrackowanym programie. Długo miało to taki amatorski charakter. Niektóre dzisiaj znane numery powstawały w szafie. Gdy miałem dwadzieścia lat, moi koledzy rozjechali się po całej Polsce na studia. Skumałem się więc z ziomalem, z którym nie byłem wcześniej jakoś bardzo zaprzyjaźniony, a który podobnie jak ja nie wiedział, co ze sobą robić, poza tym, że chciał dostać się do szkoły filmowej. Zaczęliśmy wspólnie tworzyć – ja muzykę, Olaf oprawę wizualną. Niesamowicie się zżyliśmy, mogę go nazwać moim najlepszym przyjacielem. Super nam się współpracowało, teraz Olaf nagrywa klipy dla czołowych polskich raperów jako ICE BOBO, a ja rapuję na poważnie.
Od początku miałeś łatwość pisania tekstów?
SZ: Wszystko to, co słyszycie, a ja wcześniej piszę, to warsztat, nad którym pracuję od lat. Ta podróż wyjątkowo rozwinęła moją kreatywność i spostrzegawczość, bo w moim przypadku to obserwacja tworzy razem z wrażliwością. Nie miałem łatwości, zawsze to lubiłem i było dla mnie przyjemne, ale żeby nazwać to dobrym lub żebym był z tego zadowolony, musiałem odbyć długą drogę.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że potrafisz napisać nawet pięć tekstów dziennie.
SZ: Ostatnio zdecydowanie mniej piszę, co mnie wkurza, choć nadal zdarza mi się usiąść w nocy i machnąć kilka tekstów, mimo że nieraz muszę wstać rano. Przestałem pisać, gdy czuję się źle. Zauważyłem, że nie ma sensu tego robić w zły dzień, bo w takim tekście wszystko zmierza do klęski. Jeśli czujesz się dobrze i piszesz o smutnych rzeczach, jesteś w stanie lepiej to przerobić w głowie, zdystansować się, zawrzeć autorefleksję.
Jeśli nagrane kawałki nie wchodzą na płytę, nie żal ich wam?
SZ: W ogóle nie. Trzeba wybierać to, co najlepsze. Zamiast wrzucać na płytę wszystko jak leci, z czego część jest średnia lub słaba, wolę zostawić tylko to, co uważam za udane.
ZA: Szczerze mówiąc, nie. Czasami nagram średni numer, którego nie czuję albo z czasem przestaje mi się podobać, i po prostu chowam go do szuflady. Zdarza się, że będąc później w studiu, zrobię kolejną piosenkę, która tym razem już mi się podoba, ale melodia brzmi jakby zbyt znajomo. Zaczynam się wtedy zastanawiać, czy to przypadkiem nie plagiat, a po czasie okazuje się, że to moja własna, „odrzucona” piosenka, z której został mi w głowie jakiś ciekawy fragment i podświadomie przerobiłam ją na coś innego. Muzyka to często droga prób i błędów. Budujesz coś, potem to burzysz, a na koniec zostaje ci ta jedna cegiełka, która jest podstawą do stworzenia czegoś zupełnie nowego i dobrego.
Tymek, najnowszą płytę nagrałeś z Magierą, który jest od ciebie niemal dwa razy starszy. Julio, jak przypuszczam, ty też pracujesz nad utworami z dużo starszymi osobami. Jak dogadujecie się na płaszczyźnie artystycznej z ludźmi należącymi do innych pokoleń?
ZA: Dla mnie to bardzo indywidualna kwestia. Czasem to właśnie rówieśnik poucza cię, traktuje protekcjonalnie i próbuje zdominować, a ktoś starszy okazuje się znacznie bardziej otwarty na nowości i ciekawy twojego zdania. Dla mnie wiek nie jest absolutnie żadną barierą, kluczowy jest wzajemny szacunek i teamwork. Jestem bardzo bezpośrednia, lubię kumpelskość i luz w pracy. Gdy ktoś podchodzi do tego w podobny sposób, dogadamy się bez względu na wiek.
SZ: Lepiej się dogaduję ze starszymi osobami. Mój ojciec jest starszym gościem, ja sam czuję, że mój umysł nie pokrywa się z wiekiem. Lubię pracować z kimś, kto inspiruje mnie swoją mądrością i umiejętnościami. W tym gronie znajduje się też mnóstwo osób młodszych ode mnie lub w moim wieku, więc koniec końców myślę, że nie ma reguły. Wszystko zależy od człowieka oraz tego, czy lub jaki mamy przelot. Magiera, Nolyrics, Frank Leen, atutowy, Dj Blik – to bardzo duży rozstrzał wiekowy. Chyba po prostu lubię pracować z fajnymi ludźmi.
Czy nastąpił w waszym życiu moment, gdy zdaliście sobie sprawę ze słuszności wyboru muzyki?
ZA: To chyba dzień, w którym napisałam swoją pierwszą piosenkę. Bardzo długo bałam się, że pisanie muzyki nie jest dla mnie i nigdy nie będę w stanie stworzyć czegoś swojego. To była tak naprawdę jedyna myśl na „nie”, jeśli chodzi o postawienie wszystkiego na muzykę. Myślałam wtedy, że jeśli całe życie mam śpiewać czyjeś piosenki, to wolę to rzucić i pójść na zupełnie inne studia. Historia tej „pierwszej” piosenki jest całkiem ciekawa; podczas egzaminów do szkoły muzycznej podszedł do mnie chłopak, obecnie mój najlepszy przyjaciel, mówiąc, że widział na Instagramie, jak śpiewam, i chciałby, żebyśmy spróbowali napisać coś razem. Zgodziłam się i dwa dni później siedzieliśmy już u niego w studiu. Pamiętam, że wszystkie moje wątpliwości się wtedy rozwiały i utwierdziłam się w tym, że jestem na właściwej drodze.
SZ: Jako nastolatek pisałem muzykę, sprawiało mi to przyjemność, nie mogłem od tego odejść. Rzuciłem szkołę i dużo pracowałem, ale skumałem, że nienawidzę tak zwanej normalnej pracy, że muszę poświęcić się muzyce full time i będzie to moje być albo nie być. Nie wierzyłem, że uda mi się przebić, lecz nie miałem też innego pomysłu na siebie. Nawet gdy się udało, bardzo długo nie przynosiło to żadnych korzyści, poza tym, że ludzie mówili mi „siema” na ulicy albo chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcie. Niepewność zniknęła bardzo późno. Teraz wiem na pewno, że nie ma dla mnie fajniejszej rzeczy niż bawienie się muzyką, poznawanie innych muzyków, granie koncertów.
Szczyl (Tymoteusz Rożynek) – raper urodzony w Katowicach, ale od najmłodszych lat mieszka w Gdyni. W 2021 roku wydał debiutancki album „Polska Floryda”, za który otrzymał nominację do Fryderyków w trzech kategoriach, a także dostał nagrodę Muzyczne Odkrycie Empiku. Jesienią 2022 roku we współpracy z Magierą wypuścił płytę „8171”.
Zalia (Julia Zarzecka) – wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. Studiuje vocal performance i songwriting na BIMM Institute w Londynie. Pod koniec 2022 roku wydała debiutancki album „Kocham i tęsknię”. 25 marca Zalia rozpoczyna swoją pierwszą trasę związaną z premierą płyty.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 112 The Pirates 2023, tekst: Karol Owczarek.