Kim jest Little Simz?
Londyńska raperka ma już za sobą trzy albumy studyjne. Wcześniej wydała też kilka EP-ek, wszystkie pod swoją własną wytwórnią, Age 101. W 2019 roku została nazwana przez rapera Stormzy'ego „legendą" i wydała swój trzeci album „GREY Area". W tym samym roku wystąpiła w brytyjskim hicie „Top Boy" wskrzeszonym wtedy przez Drake'a. Niektórzy mogą też kojarzyć Simz z tego, że zagrała trasę z Lauryn Hill.
Swoich słuchaczy zachwyca nie tylko niezwykłym głosem i wyraźnym londyńskim akcentem, ale również tym, że mocno stąpa po ziemi. Sama mówi o sobie, że jest introwertykiem (i stąd nazwa jej nowego albumu, ale do tego jeszcze dojdziemy) i właśnie to ma sprawiać, że najchętniej wyraża się poprzez muzykę. To wyjaśniałoby dlaczego jej teksty są tak bardzo zróżnicowane i dlaczego opowiadają, o tak istotnych aspektach życia w dzisiejszym społeczeństwie.
„Sometimes I Might Be Introvert"
Album „Sometimes I Might Be Introvert" miał swoją premierę 3 września, a już został wielokrotnie nazwany „albumem roku". Krytycy zastanawiali się nawet czy młoda artystka nie stała się właśnie największą konkurencją dla Kanye Westa i Drake'a, których albumy również zostały niedawno wydane.
Jak wspomina Little Simz, album miał być wręcz soundtrackiem do jej życia, dlatego zależało jej na zachowaniu różnorodności w tekstach i ukazaniu problemów, z którymi walczy.
„– Orkiestra naprawdę pomaga je wydobyć na światło dzienne, zwłaszcza sposób, w jaki używamy smyczków i sprawiamy, że płyną one w całym projekcie i w tych przerywnikach, dzięki czemu album wydaje się zwięzły. Myślę, że to była genialna decyzja”, powiedziała artystka w NME.
Wspomina też, że jej największą inspiracją w pracy przy albumie byli Nina Simone, Billie Holiday i John Coltrane.
Słuchając albumu od razu zauważamy co miała na myśli Little Simz. Od samego początku, piosenki są ze sobą połączone. Ten sam dźwięk łączący nuty typowe dla R&B z charakterystycznym głosem raperki. Na płycie słychać też wiele inspiracji zaczerpniętych z afrykańskiego nurtu, którym Little Simz podkreśla swoje pochodzenie. Słyszymy też typowe dla electrofunku rytmy w „Protect My Energy", który od razu zaprasza nas na parkiet. A cały album otwierają właśnie te wspomniane wcześniej, majestatyczne dźwięki orkiestry w „Introvert".
Jednak to, co wydaje się najbardziej znaczące w muzyce Little Simz to jej teksty. Przenikliwe i zwracające uwagę na problemy, z którymi mierzy się nie tylko artystka, ale my wszyscy. Krążek rozpoczyna „Introvert", czyli rodzaj manifestu Little Simz, w którym porusza ona kwestie korupcji i kapitalizmu. Artystka ukazuje społeczeństwo, które ciągle goni za pieniądzem. Zastanawia się też, jakim prawem państwo odbiera nasze ciężko zarobione pieniądze.
Z „Introvert" przechodzimy do feministycznego „Woman", który ma mówić o kobietach, inspirujących na codzień Little Simz. Wraz z Cleo Sol, artystki stworzyły hymn w stylu R&B, który ma pobudzić w kobietach chęć działania. Simz rapuje o tym, jak ciężko pracują kobiety i chwali ich pogoń za sukcesem. Dodaje jednak jak często spotykają się z seksizmem, nawet w codziennych sytuacjach. To oda Little Simz do silnych kobiet i zachęta do tworzenia czegoś wielkiego.
Kolejnym singlem z krążka stało się ,,Point And Kill", który Little Simz wykonuje z nigeryjskim artystą Obongjayarem. Piosenka opisuje ich dążenie do celu i buntowniczość. Piosenka to nie tylko ukazanie prawdziwej sylwetki angielskiej raperki, ale również ponowna inspiracja dla słuchaczy, by iść za własnymi przekonaniami i nie dać się skontrolować innym ludziom.
Album zawiera też bardzo osobisty utwór „I Love You, I Hate You", w którym Simz przedstawia swoje relacje z rodzicami, w szczególności z ojcem. W mocnym utworze zadaje pytanie, czy mężczyzna jest jej tatą, czy jedynie dawcą nasienia. Zarzuca sobie krzywdzącą dumę, która nie pozwala jej przyznać się przed światem, że za nim tęskni i że wciąż go potrzebuje. Nie umie zdecydować czy wciąż kocha ojca, czy może kieruje nią jedynie nienawiść do niego. Simz podkreśla, że to jedna z najbardziej prywatnych piosenek w całym albumie.
„Sometimes I Might Be Introvert" to swego rodzaju powrót do lat 90., kiedy rap opowiadał o problemach, z którymi musiało mierzyć się społeczeństwo i łączył tym samym słuchaczy. Little Simz pokazuje nam nie tylko skutki kapitalizmu, ale przypomina o problemach, które codziennie dotykają kobiety oraz o dyskryminacji na tle rasowym. Swoim albumem brytyjska artystka zdecydowanym krokiem weszła do głównego nurtu w muzyce i pozwoliła słuchaczom na zapamiętanie jej imienia. Album na długi czas pozostanie jedną z topowych pozycji na mojej playliście. Teksty to poruszające poematy, które Little Simz idealnie wplotła w rytmiczną muzykę i świetne beaty. „Sometimes I Might Be Introvert" to bez wątpienia jeden z najciekawszych albumów wydanych dotychczas w tym roku.
/tekst: Michelle Brustad/