Pierwsze dni rodzimego wielkiego święta kina Nowe Horyzonty to był iście udany maraton filmowy. Na 15 seansów w trzy dni tylko jeden był słabszy, reszta dobra lub bardzo dobra, a dwa prawdziwie rewelacyjne!
Zdecydowanym faworytem jest otwierające Kafarnaum. Obraz Nadine Lebaki wstrząsnął zgromadzoną publicznością i pozostawił ze łzami i niedowierzaniem. Beirut, dzieciństwo w patologii, niesprawiedliwość świata, bieda, kolejne dzieci bez warunków do życia... Skrajności, niby daleko ale jak blisko... W tym wszystkim wspaniały chłopczyk (rola Zaina Al Rafeeya godna Oscara!) i jego tułaczka i walka. To wybitne kino gdzie dramat społeczny zgrabnie ubrany jest we wzruszające kino drogi.
Drugim filmem, który sprawił że siedziałem w kinie pionowo, a nerwowy pot ciekł ze mnie jak po jogingu pomiędzy parawanami w Mielnie jest duński Winni. Pamiętacie kultowy film z Tomem Hardym - Locke? Ten sam patent skupienia kamery przez cały czas na jednym bohaterze rozmawiającym przez telefon tyle, że tutaj mamy policjanta, który odbiera zgłoszenie alarmowe. Napięcie jakie wywołuje reżyser Gustav Möller do spółki z odtwórcą głównej roli wprowadzają widza w coś w rodzaju psychologicznego transu. To po prostu majstersztyk gdzie w nader minimalistycznej formie każda mina, grymas, gest czy słowo tworzą niesamowity klimat godny Hitchkocka.
Dalej to Dzika grusza, nowy film autora nagrodzonego Złotą Palmą Zimowego snu - dzieło o relacji ojciec-syn rozpisane na trzy godzinne dialogi, ale jakie! Przepiękne zdjęcia kręcone na tureckiej prowincji są tłem do filozoficznych rozmów o życiu, relacjach, Koranie i niespełnionych marzeniach... Zniewaga to znakomita fuzja poważnego tematu jakim jest konflikt libańsko-palestyński z często zabawną relacją dwóch upartych sąsiadów. Ponownie Beirut ale tym razem wielka polityka i paradoksy bliskiego wschodu gdzie mała „zniewaga” może doprowadzić do tragedii.
Rozbawił mnie natomiast szwedzki The Real Estate. Ten nazwany przez krytyków Berlinare - „najbrzydszym filmem festiwalu” okazał się błyskotliwą czarną komedią mierzącą się ze starością. Świetne! Patologia powraca w holenderskim Cobain, tyle że tutaj w wydaniu nastoletniego wchodzenia w dorosłe życie wśród narkomanów, bezdomnych i innych szemranych postaci Rotterdamu. Warto dodać że tytułowe imię główny bohater dostał po legendarnym muzyku i to tutaj jest dosyć istotne...
Kolejne to przepięknie sfilmowana walka z żywiołem Madsa Mikkelsena po wypadku samolotu na tytułowej Arktyce, dalej poruszająca historia kowboja po poważnym wypadku, jego marzeniach, relacjach z rodziną i z jego ukochanym koniem w The Rider oraz Skate Kitchen - skate'owa kronika rodem z „Kids”, tyle że w wersji light, a w rolach głównych świetne dziewczyny i ich „tricky”. I na koniec jeszcze jeden film warty wyróżnienia - Jestem Innym Tobą. Dający dużo do myślenia dokument młodej chinki odwiedzającej USA. Nanfu Wang poznaje intrygującego Dylana, który postanowił zostać bezdomnym i przemierza z nim i kamerą amerykańskie bezkresy i miasteczka. Autorka mieszka z nim na ulicy, prowadzi wielogodzinne rozmowy a na koniec poznaje jego rodzinę. Szukając pobudek jego decyzji rysuje ciekawy obraz współczesnych młodych ludzi w Stanach, ich problemów, potrzeb, uzależnień czy tak powszechnych wszędzie chorób psychicznych.
Tak stymulujące całodniowe maratony w kinie dają kopa inspiracji na kolejne miesiące. Uwielbiam ten czas gdzie jednego dnia mogę skakać z jednej części świata na drugą i z powrotem. Do natępnego!