Advertisement

Wyprawa na nieznany ląd z Pat Guzik i Tomaszem Armadą. Ich wystawa „Niebieskie psy” w Gdańsku to wyzwanie dla świata mody

Autor: Zuzanna Gralewicz
09-07-2019
Wyprawa na nieznany ląd z Pat Guzik i Tomaszem Armadą. Ich wystawa „Niebieskie psy” w Gdańsku to wyzwanie dla świata mody

Przeczytaj takze

Kuratorowana przez Gabrielę Warzycką-Tutak wystawa „Niebieskie psy” plasuje się na rozstajach między sztuką a modą. To tutaj rozpoczyna się podróż na nieznany ląd, w którą zaprasza Gdańska Galeria Miejska.
Egzotyczna wycieczka może jednak okazać się ryzykowna – upragniony żar tropików skażony jest kolorem indygo, najmodniejszym w tym sezonie. O „Niebieskich psach” rozmawiamy z naszymi przewodnikami: Pat Guzik i Tomaszem Armadą. Oddaleni od siebie o 8,4 tys. km, które dzielą Łódź od Hongkongu, projektanci prowadzili kilkumiesięczną rozmowę. Wymieniali się swoimi doświadczeniami i refleksjami, kontestując przy tym przemysł odzieżowy. Do jakich wniosków doszli?
K MAG: Przemysł modowy słynie z marnotrawstwa. Wiadomo, że wielu młodszych projektantów jest już bardziej ekologicznie świadoma – używają materiałów z recyklingu, szyją z deadstocków – mimo to na rynku modowym nadal liczą się głównie wielcy gracze. Jaką przyszłość przepowiadasz przemysłowi modowemu?
Tomasz Armada: Recykling staje się PR-owo atrakcyjny i się sprzedaje, więc wielcy gracze dostosują się do tego trendu. Tylko co będzie, jeżeli nastanie inna moda?
Pat Guzik: Myślę, że ta bańka w końcu pęknie. Kiedyś wydawało mi się, że w modzie jest miejsce dla wszystkich. Tymczasem okazuję się, że to miejsce znacząco się kurczy, a potrzeby konsumentów są coraz silniej sprecyzowane. Coraz więcej ludzi to świadomi klienci, którzy chcą czuć się dobrze ze swoimi wyborami.
Zobacz, jak jeszcze kilka lat temu wyglądała w Polsce kwestia wegetarianizmu. To był temat średnio aktualny, a nasze ciotki śmiały się, że „wegetarianie jedzą trawę”. Niektóre z tych ciotek jedzą dziś mięso tylko dwa razy w tygodniu, bo mają świadomość, jak wygląda jego produkcja i wiedzą, jak wpływa na to, co się dzieje z klimatem. Myślę, że niebawem noszenie fast fashion, niezastanawianie się nad tym kto, w jaki sposób produkuje ubrania, będzie po prostu obciachem.
Kiedy byłam na studiach, wydawało mi się, że trendy są wymysłem jakiegoś bardziej rozkminionego typa, który wciska, że za rok będą modne żółte gacie. Ale okazuje się, że to nic innego, jak odpowiedź na przyszłe potrzeby konsumentów, które da się przewidzieć dzięki mocnemu i dogłębnemu researchowi zmian społecznych, politycznych etc. To też znak dla producentów, projektantów i całej branży modowej, żeby byli przygotowani na zaspokojenie tych potrzeb. Moda zrównoważona to bardzo mocny trend. Myślę, że nie warto go ignorować, jeśli ma się plan rozwoju i funkcjonowania marki.
Jak najłatwiej przekonać kogoś zainteresowanego modą, żeby zainteresował się stanem naszej planety? Edukować? A może świecić przykładem?
Pat Guzik: Myślę, że edukowanie to klucz! Trzeba tylko znaleźć sposób, jak trafić do konsumenta. Warto uświadamiać, czasem nawet sprawy, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się oczywiste. Np. jeśli nie lubisz dużych marketów, a zakupy robisz w lokalnych osiedlowych sklepikach, to mniej lub bardziej świadomie wspierasz lokalnych rolników, przedsiębiorców, działasz na rzecz idei slow food. I fajnie się czujesz z tą świadomością.
Dokładnie tak samo jest z ubraniami. Warto napisać na metce, żeby prać rzadziej, nie prasować, jak nie trzeba, dać znać, jak coś się zniszczy – a jak się znudzi, to nie wyrzucać, bo można po prostu zrobić z ciuchem coś dobrego.
Dlaczego akurat Azja? Duża część krajów azjatyckich oparta jest na spotworniałej wersji kapitalizmu, która nie ma nic wspólnego ani ze świadomością ekologiczną, ani ze zrównoważonym zużyciem zasobów. Co o tym myślisz?
Pat Guzik: Pewnie mogłabym wybrać na przykład Islandię, gdzie świadomość konsumpcji, zużycia zasobów etc. jest tak duża, że żyłoby mi się spokojniej, ale moje działania nie znaczyłyby tam aż tak wiele, jak w Azji. Pracuję w Chinach ze studentami wydziału mody – edukuję ich na temat zrównoważonej mody już na etapie budowania konceptu, świadomości oraz odpowiedzialności produkcji i pozyskiwanych tkanin.
Z punktu widzenia projektanta odzieży, w Chinach są większe możliwości i budżety do pracy nad zrównoważoną modą. Masz technologie pod ręką, odpadają ci koszty transportu, dochodzi lokalna produkcja oraz kontrola nad nią (mówię oczywiście o małej skali, nie tej masowej modzie, na którą chyba mało kto z nas ma wpływ). Widzę też, jak wielu studentów sięga po rozwiązania i techniki mody zrównoważonej i to robi dużą różnicę, biorąc od uwagę to, z jak dużą grupą studentów pracuję.
Drugim moim miejscem na mapie Azji jest Hongkong, gdzie mieści się siedziba fundacji pozarządowej Redress. To ona jest odpowiedzialna za edukację i działania mające na celu poprawę sytuacji w branży odzieżowej na naprawdę ogromną skalę. Fundacja organizuje też konkurs Redress Design Award, który wygrałam w 2016 roku, co dało mi szanse zaprojektowania i przygotowania do produkcji upcyclingowej kolekcji dla luksusowej marki Shanghai Tang, której klienci po raz pierwszy zetknęli się z materią mody zrównoważonej.
Jeżeli zwracasz uwagę na to, jaką zmianę przynoszą twoje działania, to nawet jeśli w skali świata są one niewielkie, czujesz się po prostu dobrze. Kiedyś ktoś zapytał mnie, jak młody projektant bez dużego kapitału finansowego może zrobić coś, co poprawi sytuację w branży odzieżowej. Oczywiście, nie pokonasz giganta sam. Ale to jest jak z głosowaniem: wydaje Ci się, że Twój głos nie zrobi różnicy, ale jeśli tak samo pomyśli tysiąc innych osób, to już jest to spory krok.
W mojej marce najważniejsza jest etyczna, lokalna produkcja. Bazowanie w dużej mierze na alternatywnych źródłach pozyskiwania tkanin (odpady tekstylne, tkaniny zniszczone produkcyjnie, stocki, końcówki tkanin). Mniejsza produkcja, one size, uniseks, bazowanie na konstrukcjach, które eliminują ścinki odzieżowe.
Indygo pojawia się chyba w każdej Twojej dotychczasowej kolekcji. Dlaczego właśnie ten kolor?
Pat Guzik: To mój ulubiony kolor. Uspokaja mnie. Pojawił się w mojej kolekcji „Heaven Is a Place Where Nothing Ever Happens” jako próba definicji idealnego i poszukiwanego wciąż przez nas safe space’u. Ten kolor stał się też dla mnie i Tomka punktem wyjścia w rozmowie przed wystawą. To kolor chemikaliów, które zostały wlane nielegalnie do rzek przez jedną z fabryk w Mombaju i zafarbowały na niebiesko uliczne psy. Dla nas indygo to kolor, który nosi w sobie dość spory emocjonalny ładunek.
Czy myślisz, że można edukować przez prowokację? Innymi słowy: czy szokują można wytworzyć w społeczeństwie nowe, pozytywne wzorce np. większą otwartość na inność?
Tomasz Armada: Nie wiem, co mogę powiedzieć w tym temacie, ponieważ nie widzę w swojej twórczości nic kontrowersyjnego, szokującego czy też prowokującego. Jestem normalnym człowiekiem i robię zwykłe rzeczy.
Co cię najbardziej inspiruje w Polsce? Czy powiedziałbyś, że twoja inspiracja jest podszyta ironią?
Tomasz Armada: Inspiruje mnie nasza historia, kultura, problemy tożsamościowe, kompleksy. Inspiracja – jeżeli może być czymś podszyta – to z mojej strony tylko miłością. Ironią posługiwałem się do tej pory jedynie kreując swój wizerunek. Robiłem to, aby ukazać swój, lekko mówiąc, krytyczny stosunek do dyletanckiego i powierzchownego półświatka mody i mediów w Polsce, który, mimo stwarzanych pozorów, wciąż opiera się na adoracji celebrytów i lifestyle’u.
Czy ktoś spoza Polski ma szanse docenić twoją twórczość? A może jednak trzeba mieć pewnego rodzaju kulturową podkładkę, żeby ją w pełni zrozumieć?
Tomasz Armada: Żeby zrozumieć moje ubrania na pewno trzeba mieć minimum kompetencji kulturowych, takich jak znajomość historii, tej powszechnej, ale też historii sztuki czy ubioru. Uważam jednak, że absolutnie kluczowe jest posiadanie po prostu odrobiny wrażliwości. Pochodzenie odbiorcy wydaje mi się nie mieć znaczenia, bo relatywnie rzecz biorąc więcej osób spoza Polski docenia mój talent i umiejętności. Im ktoś jest mniej wrażliwy i świadomy, tym bardziej nie kuma moich ubrań, wydają mu się śmieszne czy kontrowersyjne. A zakładając je, sam staje się czupiradłem, które zbłądziło z imprezy halloweenowej gimnazjalistów. Najdziwniejsze w moich ubraniach jest to, że w zależności od odbiorcy mogą być jednocześnie dziełem sztuki lub strojem – a w najgorszym wypadku przebraniem.
Więcej szczegółów nastronie wydarzenia na Facebookuoraz nastronie Gdańskiej Galerii Miejskiej, która 13 lipca zaprasza nafinisaż wystawy.
fot. Bartosz Górka
NIEBIESKIE PSY
Miejsce: Gdańska Galeria Miejska 1, ul. Piwna 27/29
Wystawa: 08.06–13.07.2019
Artyści: Pat Guzik, Tomasz Armada
Kuratorka: Gabriela Warzycka-Tutak
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement