W praktyce oznacza to nie tylko prestiż wynikający z nadania klubom miana instytucji kulturalnych, ale również objęcie ich nowymi, przysługującymi placówkom kulturalnym, zasadami podatkowymi. Od teraz, od waszego długo wyczekanego w kolejce biletu klub odprowadzi zaledwie siedem, a nie dziewiętnaście procent podatku. To ogromny gest wsparcia w stronę przedsiębiorców, którzy z klubowej sceny Berlina uczynili turystyczny raj i znak rozpoznawczy na skalę światową.
Walka klubów techno z niemieckimi sądami trwa już od jakiegoś czasu, kiedy to kluby wykazywały na swoich eventach większe liczby uczestników niż odnotowane zostały w jakichkolwiek innych instytucjach kulturalnych. Niemiecki sąd, w obliczu apelu branży techno uzasadnił swoją decyzję powołując się na fakt, że imprezy techno posiadają wszystkie cechy wydarzenia muzycznego i pomimo powtarzalnego charakteru eventu, muzyka pełni na nich czołową rolę, natomiast pozostałe aktywności związane z nocnym życiem m.in sprzedaż alkoholu – pozostają kwestią drugorzędną.
Niemały prestiż przypadł w udziale również DJ-om, którzy zgodnie z orzeczeniem sądu:
„– „nie tylko odtwarzają dźwięki z różnych źródeł, ale również wykonują własne, nowe utwory, używając instrumentów w szerszym znaczeniu do tworzenia sekwencji dźwięków o własnym charakterze”, jak czytamy w przetłumaczonym przez Muno.pl dokumencie.
Polskie instytucje kulturalne mogłyby śledzić poczynania swoich zachodnich kolegów i podążać z duchem czasu (i imprezy), bowiem polskie kluby nie mają nawet wyodrębnionego statusu prawnego i do niedawna nieśmiało figurowały w polskim prawie jako placówki gastronomiczne. Hamuje to znacząco rozwój nocnego życia polskich miast. Szkoda, bo jak mógłby przyznać Swen Marquardt, legendarny bramkarz spod Berghain – na techno można zrobić niezłą karierę.