Chociaż po "Teenage Dream" fani Perry mieli bardzo wysokie oczekiwania, "Prism" również został przyjęty bardzo dobrze. Dobrą passę przerwała premiera czwartego krążka zatytułowanego "Witness" oraz drastyczna zmiana wizerunku. Czy szósty album studyjny "Smile" pomoże artystce wrócić na szczyt? Nie, ale być może nie o to chodzi. Perry wraca do korzeni, ciesząc się swoją muzyką i zachęcając do tego samego swoich odbiorców. Pomimo tego, co dzieje się na świecie.
Artystka wielokrotnie opowiadała, że po porażce albumu "Witness" zmagała się z depresją. W 2017 roku, gdy odbyła się premiera "Witness", ukazały się także płyty takie jak "Melodrama" Lorde, "Reputation" Taylor Swift, "Hopeless Fountain Kingdom" Halsey czy "Beautiful Trauma" Pink. Przy nich eksperyment Perry wypadł dość słabo, co zresztą przełożyło się na wyniki sprzedażowe oraz wyniki na listach przebojów.
Pierwszy singiel "Chained to the Rhytm" nawiązywał do wygranej Donalda Trumpa z 2016 roku, a sama Perry opisywała swoje nowe piosenki jako "wartościowy pop". Co poszło nie tak? Być może fani byli rozczarowani tym, że po czterech lata oczekiwania wrócił do nich ktoś zupełnie inny i w dodatku nie do końca autentyczny. Wydaniem "Prism" Perry jedynie umocniła swoją pozycję na popowej scenie muzycznej, a "Witness" był zupełnym przeciwieństwem tego, co artystka prezentowała dotychczas. Być może muzyka Perry w innej odsłonie zwyczajnie się nie broni. Elektronika, krótkie blond włosy, kłótnie z Taylor Swift czy przypominająca "Big Brothera" trzy dniowa transmisja na żywo sprawiły, że odbiorcy byli zdezorientowali. Gdzie podziała się tamta dziewczyna z sąsiedztwa, która śpiewa wywołujące uśmiech na twarzy popowe piosenki?
Na szczęście Katy Perry udało się wrócić do korzeni, czego świetnym dowodem jest najnowszy album "Smile", którego premiera zresztą zbiegła się z narodzinami córeczki Perry i Blooma, Daisy Dove Bloom. Chociaż wciąż daleko mu do "Teenage Dream", na krążku znajdziemy kilka naprawdę mocnych pozycji takich jak np. wzruszająca ballada "What Makes A Woman" czy chwytliwe i optymistyczne "Only Love". Na uwagę zasługuje także piosenka "Not the End of the World", gdzie w zwrotkach Perry bardziej rapuje niż śpiewa, a sama linia melodyczna przywodzi na myśl jej wielki hit "Dark Horse".
Skojarzeń z przeszłością jest więcej. Utwór "Resillient" wyprodukował duet producencki Stargate odpowiedzialny za "Firework" czy "Love Me", podczas gdy singiel "Smile" bywa regularnie porównywany do "Birthday". W tym wypadku jednak powtarzalność to duży komplement, bo na taką Katy Perry wiele osób czekało. Single takie jak "Never Really Over", "Daisies" czy "Harleys in Hawaii" przyjęły się całkiem dobrze, choć liczba wyświetleń pod klipami dobitnie wskazuje, że Perry lata świetności ma za sobą i na powrót na szczyt będzie musiała jeszcze popracować.
"Smile" jednak nie celuje w listy przebojów. To prezent dla fanów i dla samej Perry, która cieszy się swoim szczęśliwym związkiem oraz macierzyństwem. Największy potencjał radiowy może mieć "Tucked" utrzymany w klimacie disco i czas pokaże, czy zostanie kolejnym singlem. Dość przeciętnie wypada piosenka "Champagne Problems", a najsłabsze utwory to zlewające się ze sobą "Teary Eyes" i "Cry About It Later". Pomimo tego, że "Smile" nie jest szczególnie odkrywczy ani rewolucyjny, dobrze usłyszeć ponownie Katy Perry, którą pokochaliśmy. I pozostaje mieć nadzieję, że zostanie z nami na dłużej.