Advertisement

„O brzydkich sprawach” rozmawiamy z autorem pierwszej książki o okrucieństwie wobec zwierząt w modzie

12-11-2020
„O brzydkich sprawach” rozmawiamy z autorem pierwszej książki o okrucieństwie wobec zwierząt w modzie

Przeczytaj takze

Joshua Katcher, którego „Veg News Magazine” okrzyknęło jednym z dwudziestu najbardziej wpływowych weganów na świecie, na co dzień pisze, wykłada, projektuje i wyrabia wegańskie sery. Rozmawiamy o jego pierwszej książce oraz o tym, dlaczego moda wciąż unika rozmów na temat okrucieństwa wobec zwierząt.
„Fashion Animals” to pierwsza książka o okrucieństwie wobec zwierząt w modzie. Co cię skłoniło do jej napisania?
Chciałem przeprowadzić badania dotyczące tego, co dzieje się ze zwierzętami w branży modowej, ale nie mogłem znaleźć ani jednej książki na ten temat, więc postanowiłem, że sam ją napiszę. Wykładałem wówczas na Parsons, Fashion Institute of Technology, New York University i kilku innych uczelniach. Ta kwestia nigdy nie została porządnie zbadana, a jeśli przyjrzymy się historii, statystykom i całemu kontekstowi, staje się oczywiste, że to problem w skali globalnej, mający daleko idące konsekwencje. Dochodzi jeszcze kwestia etyki i tego, jaką rzeczywiście krzywdę wyrządza się zwierzętom. Chciałem skupić jak najwięcej danych w jednym miejscu. Wiem, że nie wyczerpałem tematu, ale sądzę, że udało mi się ustanowić problem badawczy oraz punkt wyjściowy dla dalszych badań.
Jaki był odzew w branży i poza nią?
Generalnie dobry. Kontaktowali się ze mną chociażby przędzarze wełny, którzy po przeczytaniu książki zaprzestali używania włókien pochodzenia zwierzęcego na rzecz bawełny organicznej pozyskiwanej z odzysku. W takich momentach wiem, że książka robi robotę. Po premierze wyruszyłem w objazd po wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Miałem również zorganizowaną promocję w Berlinie, Paryżu i Londynie. Chciałem przyjechać także do Warszawy, ale nie wystarczyło czasu. Mam nadzieję nadrobić to w przyszłości.
Książka ma piękną oprawę i prezentuje się bardzo atrakcyjnie jak na publikację o trudnym i – jak by nie patrzeć – brzydkim temacie.
Pięknymi, archiwalnymi zdjęciami i ilustracjami chciałem wzbudzić zainteresowanie tych, którzy wcześniej nie interesowali się tym tematem. Natomiast tekst jest krytyką akademicką. Mam nadzieję, że „Fashion Animals” zostanie wprowadzona do uczelni jako lektura obowiązkowa i zainicjuje szerszą dyskusję. Uważam, że nie możemy szczerze rozmawiać o modzie zrównoważonej, etycznej czy cyrkularnej, pomijając wątek eksploatacji zwierząt.
Moda cyrkularna w ostatnich latach zyskała wielu zwolenników. Wielu upatruje w niej rozwiązania problemu odpadów i negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko.
Koncepcja mody cyrkularnej polega na stworzeniu zamkniętego obiegu, w którym każdy odpad jest wykorzystywany, a dwutlenek węgla wychwytywany. Konsekwentnie pomija jednak problem pastwisk, traktując je jako coś naturalnego, podczas gdy pastwiska są wytworem ludzkiej hodowli. To one w dużej mierze przyczyniają się do wymierania środowiska naturalnego i zagrożenia gatunków. Przemysłowi skórzanemu i wełnianemu udało się przenieść ciężar dyskusji z eksploatacji zwierząt na walkę z plastikiem. Dlatego obserwujemy tak wielu liderów zrównoważonej mody wychwalających skórę, wełnę i jedwab jako produkty „naturalne”, mimo że produkcja tych włókien wyrządza o wiele więcej szkód środowisku naturalnemu niż produkcja sztucznych. Zagłębiłem się mocno w analizowanie taktyk, którymi oba te przemysły dokonują greenwashingu swoich produktów kosztem ignorowania problemu okrucieństwa i wykorzystywania zwierząt.
„Fashion Animals”, wyd. Vegan Publishers
Mówi się jednak, że skóra wegańska to syntetyk i dlatego jej produkcja jest bardziej szkodliwa dla środowiska niż używanie naturalnej.
Gdyby obawa o syntetyczne włókna była szczera, powstałyby organizacje walczące chociażby ze stolarstwem, pluszowymi zabawkami czy zabawkami dla dzieci ogólnie. To tam wykorzystuje się całą paletę syntetyków. Mamy marketingowy problem ze skórą wegańską, bo narusza pewien status i interes konkretnych grup, które zawsze będą działać w imię własnych korzyści. Powinniśmy uważać na to, którym syntetykom chcemy wypowiedzieć wojnę. Przejmujemy się plastikiem w oceanach, ale zniszczeniami, jakie dokonują się w nich z powodu hodowli zwierząt, już nie. Każdego roku ponad osiemnaście tysięcy kilometrów kwadratowych Zatoki Meksykańskiej staje się martwą strefą z powodu ścieków i odpadów z hodowli mięs oraz skór. Nie da się też uniknąć dyskusji na temat tego, że aż 14,5% globalnej emisji gazów cieplarnianych pochodzi z przemysłu skórzanego i mięsnego. Co więcej, na hodowle przeznacza się jedną trzecią wody pitnej na świecie. Jeśli rzeczywiście przejmujemy się toksycznymi wykwitami, wzrostem temperatury wody, zakwaszaniem oceanów i dewastacją środowiska morskiego, powinniśmy zacząć mówić o skórze i wełnie. Rozmawianie o plastiku i zanieczyszczaniu oceanów w parze skórzanych butów to zwykła hipokryzja.
Mówi się, że skóra jest tylko produktem ubocznym.
Produkcja skóry nie jest dobroczynnym zużyciem odpadów przemysłu mięsnego. To osobny przemysł wart miliardy dolarów. W wielu przypadkach to bardzo lukratywny produkt, ponieważ mięso jest dotowane, zaś skóra stanowi najbardziej zyskowny element przemysłu rzeźniczego.
To bardzo niewygodny temat dla mody.
Wystarczy zagłębić się w historię, by znaleźć odpowiedź, dlaczego włókna naturalne uważa się za dobro luksusowe. To kwestia władzy, statusu i tego, co arystokraci i rodziny królewskie wystawiali na swoich dworach. Mieli dostęp do tych dóbr dzięki eksploatacji szlaków handlowych i odkryć geograficznych, przez wieki obwarowanych przeróżnymi aktami prawnymi. Z tego samego powodu współcześni „ludzie sukcesu” potrafią zadać sobie wiele trudu, by posiąść torebkę Birkin wykonaną z krokodylej skóry.
fot. Eric Mirbach / „Vegan Good Life”
Mówimy o sektorze dóbr luksusowych, w którym każdy przedmiot jest reklamowany jako dzieło sztuki i symbol wyrafinowania.
Najbardziej fascynuje mnie kontrast pomiędzy postrzeganiem tego symbolu wyrafinowania a sposobem, w jaki został wykonany. W przemyśle szczycącym się słowami takimi jak „prawdziwy” czy „autentyczny” całkowicie przemilcza się historię powstawania produktów. Mówimy o zabijaniu zwierząt, karczowaniu lasów i całym procesie garbowania skóry – od czasów średniowiecznych garbarni, które były tak obrzydliwe i trujące, że budowano je poza granicami miast, a do pracy w nich zmuszano najbiedniejszych i najbardziej opresjonowanych, po współczesne garbarnie w Chinach czy Bangladeszu, w których dzieci pracują na nielegalnych warunkach. Woda wokół tych garbarni jest zatruta, ludzie zapadają na przeróżne choroby. Jak produkt takiego procesu może być „wyszukany”, piękny czy seksowny? Jedną z kwestii, które chciałem zgłębić w trakcie pisania „Fashion Animals”, była próba zrozumienia tego fenomenu. Sporządziłem kilka obserwacji.
Na przykład jakich?
Jedną z nich jest fakt, że im rzadsze zwierzę i okrutniejszy proces produkcji, tym bardziej pożądany staje się produkt końcowy. Jest to spowodowane wykształceniem w ludziach romantyzujących idei dotyczących zła. Celebrujemy buntowników i antagonistów. Dopóki nie widzimy faktycznego okrucieństwa, dopóty fikcyjna idea zła jest pociągająca i ekscytująca. Fascynuje mnie ta psychologia przemieniania okrucieństwa w obiekt romantycznego pożądania przez kulturę powszechną, której częścią jest moda. Jeśli spytasz przypadkowe osoby na ulicy, czy bardziej ekscytuje je czynienie dobra czy zła, częściej uzyskasz tę drugą odpowiedź. To mechanizm, który sprawia, że ludzie podniecają się zakupem futra czy skórzanej torebki. Towarzyszy im wówczas poczucie, że zrobili coś niegrzecznego lub wręcz transgresywnego.
Brzmi jak filozoficzny dyskurs.
Przeprowadziłem badania na temat tego, jak współcześni filozofowie pojmują pojęcie dobra i zła. Najbliżej mi do Simone Weil, która pisała: „Zło wyimaginowane jest romantyczne, barwne. Zło rzeczywiste jest szare, monotonne, jałowe i nudne. Dobro wyimaginowane jest nudne. Dobro rzeczywiste jest zawsze nowe, cudowne i upajające”. Również Tołstoj ma ciekawe spojrzenie na piękno. Uważał, że ludzie z zasady przyjmują piękne obiekty za dobre. Mówiąc inaczej, gdy widzimy piękną torebkę lub płaszcz, z założenia postrzegamy je jako coś dobrego, mimo że powstały w okrutny sposób. Chciałbym, aby ludzie zaczęli to podważać. Czy w dobie informacji naprawdę możemy mówić o pięknym produkcie, jeśli powstał z czyjejś krwi? Moim zdaniem nie. Wraz z rozwojem cywilizacji piękno produktu powinno być tożsame z pięknem metody wykonania.
„Fashion Animals”, wyd. Vegan Publishers
To moment, kiedy do akcji wkraczają organizacje chroniące prawa zwierząt.
Te organizacje utorowały drogę do dyskusji, którą dzisiaj toczymy. Ich największą zasługą jest przeprowadzanie tajnych śledztw i przedstawianie wyników w formie dokumentów, zdjęć oraz wideo, dzięki którym widzimy, jak funkcjonuje cały system. Bez tego nie byłoby protestów publicznych, ludzie nie czuliby się zobowiązani, aby coś zrobić. W stosunkowo krótkim czasie udało się osiągnąć wiele zmian w prawie – zakazano testowania kosmetyków na zwierzętach, hodowli i sprzedawania futer w większości krajów Europy oraz w Ameryce Północnej. Najbardziej ekscytujące odkrycia technologiczne zachodzą w dziedzinach, w których dąży się do wynalezienia zamienników materiałów pochodzenia zwierzęcego. Mamy już skórę wykonaną z grzybów i innych odpadów rolniczych, biosyntetyczny jedwab czy futro z kukurydzy i oleju kokosowego. To momentum Circumfauny.
Nie spotkałam się wcześniej z określeniem „Circumfauna”. Co ono oznacza?
Stworzyłem to pojęcie. Opisałem je w książce, pragnąc, by stało się hasłem rozpoznawczym dla tego obszaru badań i poszukiwań – dlaczego i w jaki sposób wykorzystuje się zwierzęta w modzie. Circumfauna to także przestrzeń dla innowacyjnych działań mających na celu obejście podobnych praktyk w modzie.
Jaki jest najszybszy i najłatwiejszy sposób na zmniejszenie negatywnego wpływu na środowisko?
Zacząłbym od zaprzestania używania skóry i wełen. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że na wyhodowanie jednej skóry bydlęcej zużywa się aż tysiąc siedemdziesiąt pięć litrów paliwa. Jedno bydło w swoim krótkim, trzydziestosześciomiesięcznym życiu (tym hodowlanym nie pozwala się żyć dłużej) wydala z siebie około trzystu kilogramów metanu. Łączna ilość zużywanych zasobów i emitowanych gazów na pozyskanie jednej skóry stanowi równowartość przejechania czterdziestu tysięcy kilometrów autem z przeciętnym silnikiem benzynowym. Jeśli porównamy to do skóry na bazie poliuretanu, której używam w swojej marce Brave Gentleman, ilość zużytych zasobów na wytworzenie około trzech kilogramów skóry syntetycznej odpowiada przejechaniu autem niecałych pięćdziesięciu kilometrów. Tych liczb nawet nie da się porównać.
Co było największym wyzwaniem podczas pisania „Fashion Animals”?
Znalezienie czasu. Pisałem ją pięć lat. To nie jest projekt, za który miałem z góry zapłacone. Musiałem pogodzić pisanie z pracą, więc robiłem to w tak zwanym międzyczasie. Po wykładach na Parsons potrafiłem zaszyć się w bibliotece na trzy godziny i pisać. Wyzwaniem było również znalezienie materiałów. Przeprowadzając rozmaite badania, zorientowałem się, że zwierzęta nawet nie zostały sklasyfikowane w archiwach. Szukanie ilustracji przypominało polowanie na skarby, musiałem przejrzeć dosłownie wszystko, każdą rzecz z osobna. Kolejnym wyzwaniem było znalezienie wydawcy. Jestem zadowolony ze swojego, bo nie chciał zmieniać całej książki. Kilkoro sugerowało, żebym napisał ją od nowa i w innym kontekście, ponieważ jest niepoprawna politycznie, a oni nie zamierzali mieszać się w prawa zwierząt. Po prostu chcieli książkę z ładnymi obrazkami.
A propos obrazków – znalazłam jeden z kobietą trzymającą w dłoni zwierzaka, z którego zrobione zostało futro na jej szyi.
Szukając grafik pod hasłem „futro”, natrafiłem na historyczne zdjęcia oraz ilustracje z ludźmi ubranymi w futra i trzymającymi w rękach psa lub zwierzę, z którego to futro zostało wykonane. Próbowałem zrozumieć przesłanie takiego ujęcia i doszedłem do wniosku, że chodzi o rzekome przyzwolenie zwierzęcia, pewnego rodzaju normalizację ludzkiego postępowania. Tak naprawdę jest to jednak zwyczajnie złowieszcze i odrzucające.
„Fashion Animals”, wyd. Vegan Publishers
Dlaczego przy rosnącej świadomości na temat okrucieństwa wobec zwierząt wciąż popularne są trendy ze zwierzęcymi motywami?
Myślę, że nasza fascynacja światem zwierząt jest czymś naturalnym. Ale możemy zacząć stosować strategię ograniczania szkód znaną z medycyny, mówiącą, że jeśli nie jesteśmy w stanie walczyć z nałogiem, to powinniśmy stworzyć przestrzeń, w której zażywanie narkotyku może się odbywać w najbezpieczniejszych możliwych warunkach. W ten sposób wciąż cieszylibyśmy się estetyką, nie wyrządzając szkody zwierzętom.
Na swojej stronie internetowej The Discerning Brute piszesz o wszystkim, co składa się na weganizm – od artykułów na temat okrucieństwa wobec zwierząt po przepisy kulinarne. Jak to się zaczęło?
Zacząłem pisać ją jako bloga w 2008 roku. Był to wówczas pierwszy blog poświęcony wegańskiemu stylowi życia kierowany do męskiej publiczności. W tamtych latach percepcję wegan i zrównoważonego stylu życia utożsamiano z czymś kobiecym. Uznałem to za problem, bo żyjemy w patriarchalnym społeczeństwie i często mężczyźni lub osoby utożsamiające się z męskimi cechami obawiały się, że zostając weganami, zaczną być postrzegani jako słabi i sentymentalni. Chciałem na nowo zdefiniować weganizm i zrównoważony styl życia dla mężczyzn. Obecnie weganizm jest akceptowalny wśród męskich osób, ale wciąż trzeba nad tym pracować.
Jak dzielisz czas pomiędzy pisaniem artykułów na stronę, prowadzeniem własnej marki i wytwarzaniem wegańskich serów?
Dużo pracuję i to do późnych godzin. Mieszkam na Brooklynie, skąd mam bardzo blisko do pracy w swojej marce Brave Gentleman, a także niedaleko do kuchni, w której wytwarzamy sery. Potrafię pracować pod presją i szybko podejmuję decyzje. Zdarza mi się płacić za coś, czego dokładnie nie przemyślę, ale zwykle takie działanie się sprawdza.
Nie umiem sobie wyobrazić, że za tym wszystkim stoi tylko jedna osoba.
Mam wspólnika i jednego pracownika w firmie, w której wytwarzamy sery, ale pozostałe rzeczy rzeczywiście robię sam. Z kolei w organizacji pokazów podczas tygodni mody pomaga mi mąż i przyjaciele. Wszyscy wierzą w to, co robię, choć ja i tak nieraz biegam i panikuję. Niemniej kocham swoją pracę. To część życia, które sam sobie wykreowałem. Tak chcę żyć.
Kiedy przeszedłeś na weganizm?
Dwadzieścia dwa lata temu. Jako piętnastolatek odkryłem, że lasy deszczowe w Amazonii są wykarczowywane pod hodowlę bydła. To mną wstrząsnęło. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mięso przywozi się z tak daleka. Uświadomiłem sobie, że te idylliczne obrazy ciężarówek dostawczych z krowami, czerwoną stodołą i zielonymi wzgórzami w tle to jedno wielkie kłamstwo. W bibliotece szkolnej znalazłem „Wyzwolenie zwierząt” Petera Singera, które przeczytałem w całości. Ta książka zmieniła moje życie.
Czy zalew wegańskich marek odzwierciedla faktyczny popyt, czy to tylko trend, który za kilka lat się znudzi?
Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyków, największy autorytet w dziedzinie nauk żywnościowych w Stanach Zjednoczonych, uznało weganizm za całkowicie akceptowalną metodę żywienia dla wszystkich – począwszy od niemowląt, przez ciężarne kobiety, po dorosłych mężczyzn. Jednocześnie dietę paleo potraktowało jako trend. To przemawia za legitymizacją weganizmu i pokazuje szacunek dla diety roślinnej w środowiskach akademickich. Możemy także bazować na wykresach i analizach rynkowych, udowadniających, że weganizm to nie trend, który wznosi się i opada, lecz stale rośnie, co zresztą przekłada się na pieniądze. Ekonomika wegańskiego sektora, jego wskaźniki i projekcje wzrostu – dotyczące zarówno żywności, jak i mody – są bardzo dynamiczne i optymistyczne. Oczywiście, zawsze znajdą się tacy, którzy przejdą na weganizm tylko dlatego, że jest modny. Kiedy Beyoncé napisała, że zjadła wegańskiego burgera, wyniki wyszukiwania hasła „wegański burger” w internecie wystrzeliły w górę. Ogólnie jednak coraz więcej osób przechodzi na weganizm lub chociaż włącza produkty pochodzenia roślinnego do swojej diety. Słowo „weganizm” przestało się negatywnie kojarzyć.
Planujesz napisać kolejną książkę?
Pracuję już nad kolejną o tym, jak być „mężczyzną” we współczesnych czasach w kontekście weganizmu i etycznego stylu życia. To przewodnik, który ma być łatwy w czytaniu, a także podważać i analizować mity, jakie wyrosły wokół męskości. Uważam, że książka o stylu życia wieńczy to, co zacząłem w 2008 roku.
/materiał pochodzi z K MAG 101 ANIMAL ISSUE 2020, tekst: Cathy Nhung/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement