Wszystkiego najgorszego, w prezencie dostajesz ick
Otrzymanie na Tinderze enigmatycznej wiadomości o szykowanej „dużej niespodziance”, a po dopytaniu – konfrontacja z nieproszonym mugshotem. Korespondencja z kimś, kto posługuje się językiem dalece bardziej problematycznym niż ten naznaczony błędami ortograficznymi – jak choćby owo „nio” czy „cio tam”. Obserwowanie, jak randka, która przed chwilą oznajmiła, że idzie sprawdzić swój rower, bez skrępowania rozpina rozporek i rozpoczyna fizjologiczny rytuał za najbliższym krzakiem.
Getting the ick, podobnie jak choroba, objawia się na niezliczone sposoby i w różnorodnych kontekstach, atakując – wedle opinii powszechnej – na rozmaitych etapach relacji. Brzmi to wręcz złowieszczo, jeśli wyobrazić sobie sytuację, gdy związek rozwija się harmonijnie, a mimo to nad naszymi głowami nieustannie zawisa widmo odkrycia czegoś, co w jednej chwili zniszczy naszą sympatię do partnera czy partnerki.
Icks zadomowiły się już na tyle mocno w świadomości użytkowników social mediów, że samo pytanie o zasadność ich istnienia pojawia się sporadycznie. Lecz czy – pomijając kwestie fundamentalne, świadczące o faktycznej niekompatybilności – zjawisko icks w ogóle powinno funkcjonować? Przyjmując, że tak – czy rzeczywiście należy przypisywać im aż tak doniosłe znaczenie? I, co niepokojące – czy każdy z nas nosi w sobie swój własny, mniejszy lub większy ick?
Prezent, w dodatku spersonalizowany
Badanie przeprowadzone w 2025 roku na podstawie danych z TikToka, koncentrujące się na identyfikacji najpopularniejszych wyzwalaczy icks, ujawniło, że dwie trzecie osób doświadczyło tego zjawiska przynajmniej raz w swojej relacji. Niemal połowa przerwała z tego powodu znajomość, a jedna piąta konsekwentnie zakończyła związek (Verywell Mind, 2025).
Ick ewidentnie wywiera głębszy wpływ i pociąga za sobą poważniejsze konsekwencje niż mogłoby się wydawać – prawdopodobnie dlatego, że często stanowi coś więcej niż tylko chwilowe doświadczenie nagłej fali zażenowania, wstydu czy dyskomfortu.
Według doktor Tookey, psycholożki klinicznej, ick może sygnalizować „własne nierozwiązane problemy, niespełnione potrzeby lub lęki przed bliskością i wrażliwością” (Happiful Magazine, 2023). Z kolei Jo Nicholl, psychoterapeutka specjalizująca się w relacjach oraz prowadząca podcast Love Maps, sugeruje, że ick to „projekcja własnego wstydu manifestująca się przez krytykę” (The Guardian, 2022).
Projekcja – jeden z mechanizmów obronnych wyróżnionych przez Freuda – polega na przypisywaniu innym myśli, uczuć czy emocji, których nie akceptujemy w sobie. Wynikałoby z tego, że cechy odpychające nas w innych wywodzą się z naszego wnętrza – że icks najpierw muszą zaistnieć w nas, by można je było dostrzec w punkcie odniesienia.
Miałoby to uzasadnienie choćby przez pryzmat faktu, że obiektywne opisanie konkretnego ick nastręcza trudności – gdyby poddać dane zachowanie szczegółowej analizie, zapewne każdy zidentyfikowałby w nim coś odmiennego, co uznałby za problematyczne i co skłoniłoby go do wycofania się. Ick, w skrajnych przypadkach, stanowi także pochodną unikowego stylu przywiązania (Superego, 2024), co wiąże się – ponownie – z mechanizmem obronnym polegającym na odpychaniu innych, by uniknąć zranienia.
Pasowałoby to do takiej narracji, zważywszy na fakt, że po doświadczeniu ick zazwyczaj dystansujemy się od relacji lub – jak wskazują dane – całkowicie ją kończymy. Jednak, jeśli autentycznie darzy się kogoś sympatią, czy taka momentalna awersja, w dodatku – jak się okazuje – często o wątpliwym pochodzeniu, faktycznie powinna stanowić powód do przerwania znajomości? Czy w istocie problem leży w nas?
Prezent został zwrócony
W jednym z niedawno czytanych przeze mnie tweetów natknęłam się na stwierdzenie: "Doświadczenie ick powinno być potwierdzeniem człowieczeństwa drugiej osoby, a nie prowadzić do odczuwania do niej wstrętu".
Już w antyku Terencjusz głosił: „Nic, co ludzkie, nie jest mi obce”. Choć połączenie tej maksymy z XXI-wiecznym dążeniem do perfekcji, promowanym w przestrzeni cyfrowej, wydaje się ryzykowne, to influencerzy śledzeni przez miliony mogą oddziaływać równie silnie jak starożytni myśliciele.
Presja bycia nieskazitelnym, mimo równoległej kultury realności i autentyczności, pozostaje w napięciu z okazywaniem słabości – zarówno tych głębszych, jak i tych manifestujących się w tak prozaicznych sytuacjach jak potknięcie, stłuczenie szklanki czy przejęzyczenie „no” na „nio” (ciągle licząc, że to tylko incydentalna wpadka).
Lecz czy te ick, które odkrywamy u osoby autentycznie nas intrygującej, rzeczywiście powinny wywoływać reakcję drastyczniejszą niż przewrócenie oczami, głęboki oddech czy wzruszenie ramionami? Oczywiście zakładając, że nie cechuje nas unikowy styl przywiązania (czy też lękowo-unikający; Bowlby, 1969) ani nie dotyczy nas problem patologicznego osądzania.
Według przywołanego wcześniej badania, kobiety doświadczają ick około 1,3 razy częściej niż mężczyźni (Verywell Mind, 2025). Powołując się na inne wyniki – kobiety również wykazują większą skłonność do samokrytyki niż mężczyźni (Fisher & Berenbaum, 1998).
Dane te wpisywałyby się w teorię, że ick stanowi odbicie własnych zarzutów i niepewności wobec siebie – co jednocześnie kieruje uwagę na kwestię samooceny kobiet i ich samoświadomości, a także prowokuje do refleksji nad źródłami różnic między płciami (to jednak temat na osobny esej).
Czy icks są nieuniknioną częścią poznawania drugiej osoby – kogoś wyposażonego nie tylko w zalety, ale i wady (bo prawdopodobnie w wielu przypadkach icks i one to jedno i to samo)? Być może stwierdzenie, że nikt nie jest doskonały, w – kolejny raz – toksycznym, cynicznym, wymagającym oraz ironicznym środowisku randkowym XXI wieku, stało się anachronizmem zbyt odległym, by zachować jakiekolwiek znaczenie.
Z drugiej strony – jak inaczej reagować na pytanie „cio u ciebie”? Dobrze, że to tylko przejęzyczenie (ten mechanizm obronny nazywa się wyparciem).