Agnieszka Wróbel: O mrocznych, ciemnych lasach, demonach i duchowości – to z nią najbardziej kojarzy mi się nasz folklor.
Antonina Pawlo: O mocy symboli i metafor, na przykład romantyzowanie śniegu, zimna… Traktuje słowiański symbolizm z głębokim szacunkiem, bo jest dla mnie źródłem ogromnej inspiracji. Arek Kłusowski: Dla mnie to przede wszystkim obrazy ze szkoły, kiedy zostaliśmy… AK: Właśnie nie! Na lekcje muzyki, wycieczki… Wbijano nam do głowy, że polskość, że „slavic” to ten strój, ten Krakowiak, te pełne przepychu tradycje, dźwięki. Z drugiej strony sądzę, że młodzi ludzie mieli tego dosyć i to wypierali, jednocześnie snując marzenia o Ameryce, większym, zachodnim świecie.
A Zachód stoi w kontrze, romantyzuje Słowian i kulturę wschodnioeuropejską. Tamtejsze dzieciaki udostępniają widoki naszych pól, łąk, lasów, podczas gdy my tę sielskość i anielskość zestawiamy z betonowymi blokowiskami i post-PRL-owskimi mieszkaniami, w których większość z nas dorastała. Jak tu myśleć o mityczności i bajkowości, kiedy za oknem obserwujemy biedny, postwojenny kraj, w którym zawsze było ciężko?
Maciej Musiał: To też część naszego folkloru. Nie tylko słowiańskość nim jest. W folklorze może zawierać się znacznie więcej, także z tej niedalekiej przeszłości. Obok sielskich pól są postsowieckie bloki, chłopaki w dresach, ale też wspaniałe zespoły ludowe. W Stanach uważają, że jesteśmy sexy?
MM: Amerykanie generalnie wiążą folklor z poczuciem własnej tożsamości, każdy go poszukuje, więc tak, folklor jest dla nich bardzo sexy. W zeszłym roku robiłem za granicą serial dla Netfliksa składający się z wielu narodowości. Miałem na miejscu kolegę z Francji, który urodził się w Kamerunie, lecz z mamą wyjechali do Francji, gdy miał trzy latka. Mówił: „Słuchaj, ja jestem z kraju, gdzie zabrali nam język, więc mówi się tam po francusku, zabrali nam wszystkie artefakty, które posiadaliśmy, i przez to muszę jeździć po całym świecie w poszukiwaniu maski wodza mojego plemienia, bo po prostu całą kulturę nam skradziono. Całe życie będę szukał swojej tożsamości, która jest też ukryta w folklorze, a ten został nam rozkradziony, więc doceń to, że w każdej chwili możesz pójść do muzeum i zobaczyć miecz polskiego króla. Szanuj to”.
Może się jednak do tego dojrzewa?
MM: Może. Na pewno folklor, tradycja, tożsamość i historia są naszą potężną siłą.
AP: W mojej marce od dawna staram się zdemontować etykiety i mam nadzieję wyartykułować głos poza cieniem dyrektora kreatywnego Balenciagi [Gruzina Demny Gvasalii –przyp. red.] oraz podarować blokowi wschodniemu narrację, którą będzie romantyzm, wrażliwość, tradycja. Myślę, że słowiańskość reprezentuje bardzo szeroką paletę metafor – od mrocznego do romantycznego, od wolnego do zniewolonego. Ta stara dusza, postawa jest tajemnicza, surrealistyczna, niezbadana i utożsamiana z pewnego rodzaju czystością, ale też z buntowniczością. Wydaje mi się, że ta kompozycja budzi emocje, napełnia odbiorców ekscytacją.
To co jest z nami nie tak?
AW: Ja jestem z rocznika 87, z bardzo małego miasta. Pamiętam, że wtedy odrzucaliśmy, my czy nasi rodzice, naszą kulturę, folklor na rzecz wszystkiego, co było zachodnie. Nowego, świeżego, lepszego. Pamiętam, że był taki magazyn „Sukces”, który zaczął ukazywać się na początku lat 90. i tam była rubryka o rodzimych produktach, która nazywała się „Polskie też dobre”, gdzie przekonywano, że te produkty mimo ich pochodzenia były jednak okej (śmiech).
MM: Dla mnie zawsze interesujący jest silnik twórczości. W kinie, muzyce, literaturze. To, co inspiruje twórcę. Myślę, że znakomitym silnikiem może być właśnie folklor i polskość, szczególnie na arenie międzynarodowej. Spójrzmy na Pawła Pawlikowskiego, który sięgnął po temat związany z folklorem, z polskością, z naszą tradycją, po czym stworzył „Idę”, która zachwyciła cały świat. Podobny polski silnik dotyczy „Zimnej wojny”, na punkcie której świat także oszalał. Podczas spotkań z młodymi ludźmi w szkołach zawsze zachęcam do tego, aby czule myśleli o Polsce, tradycji, historii i folklorze. Żeby szukali w nich artystycznej inspiracji. Tymczasem wśród mojego pokolenia „League of Legends” jest popularniejszy od „Wiedźmina”, chociaż wiem, że Aga wymiata w tę grę jak mało kto.
AW: I tu ciekawostka. Była kiedyś taka gra, która nazywała się „Polanie”, wyszła w 96 roku i to była słowiańska odpowiedź na pierwszą część kultowego Warcrafta. Pamiętam, że krowy same wychodziły w niej na łąki się wypasać, wydoić…
Znacie takich współczesnych polan?
AW: Moja koleżanka w ostatnich dwóch latach bardzo się zajarała tematyką słowiańską. Przyjęła słowiański styl życia we współczesnym świecie. Zaczęło się od słowiańskiej jogi (to dwadzieścia siedem pozycji wywodzących się z jakiejś legendy). Tłumaczyła mi, że joga klasyczna jest dla mężczyzn, a ta słowiańska dla kobiet, ponieważ figury w niej zawarte bardzo dopieszczają kobiecość. Później przyszły kąpiele nocą w stawie, świętowanie nocy kupały, zjazdy czarownic i skakanie przez ognisko. Ma grupę koleżanek, z którymi jeździ na takie zjazdy. To osoby, które za dnia normalnie pracują, a po południami skaczą przez ogień. Można? Można.
AP: No właśnie! Nieustanne badania nie pozwalają naszej słowiańskiej narracji się ograniczać. Lubimy sięgać po historię wszystkiego, pojedynczych zjawisk czy przedmiotów, na przykład białej koszuli. Myślę, że słowiański folklor przybrał formę zagadki. Ostatni pokaz Diora stanowił zachodnią, wizualną próbę jej rozwiązania. My jako Polacy i Słowianie możemy opowiedzieć autentyczną historię, zanurzając się w jej dorodności.
AK: W muzyce powstaje mnóstwo projektów wykorzystujących słowiańskie nutki, na przykład w sposób jazzowy, i staje się to coraz bardziej popularne. Tym piosenkom naprawdę można dać drugie życie. Jeśli będzie popyt i zostanie to odpowiednio wypromowane, to może trafić do ludzi.
Właśnie – popyt. Koncertując i grając na różnych festiwalach, w miastach mniejszych i większych, nie miałeś wrażenia, że nie wszędzie akceptuje się te wpływy?
AK: Na pewno jest duża polaryzacja, duży rozstrzał, jeśli chodzi o poglądy i gust. Myślę, że w mniejszych miejscowościach nie docenia się walorów miejsca, w którym się mieszka.
MM: Tak myślicie? Dlaczego?
AK: Mam dom w Bieszczadach, gdzie często przyjeżdżam, i widzę, z jakim brakiem akceptacji i ignorancją odnoszą się mieszkańcy do tych terenów.
MM: Moim zdaniem stwierdzenie, że w mniejszych miejscowościach nie docenia się swojego miejsca, jest bardzo salonowe i nie fair.
AK: Dlaczego? Przecież mam tego obraz…
AW: Powiem wam jako osoba pochodząca z małej miejscowości, że ludzie mieszkający tam cały życie nie oczekują występów kogoś, kto da im to, co mają na co dzień, tylko właśnie wolą zobaczyć wielki świat. Chcą pojechać do wielkiego miasta, a nie zaszyć się na wakacje w chatce w Bieszczadach. To dwa światy.
AK: Nie przyjdą na występy koła gospodyń wiejskich.
MM: W Cafe Podrygi był u nas niedawno zespół folklorystyczny z małej miejscowości prowadzony przez mamę Natalii Szroeder. To grupa osób, która kocha swoją kulturę, uwielbia folklor i miejsce, z którego pochodzi, kocha się nim dzielić ze wszystkimi dookoła. Czuję więc taką wewnętrzną niezgodę na stwierdzenie, że ludzie z małych miejscowości… AW: To często wykształceni ludzie po szkołach muzycznych.
AK: Zwykli mieszkańcy nie doceniają tego, co mają. Gdy są organizowane dni wsi, ludzie przychodzą dopiero na wieczorny koncert gwiazdy disco polo, natomiast podczas prezentacji pieśni biesiadnych w ciągu dnia nie uświadczysz nikogo. Zespoły z małych miejscowości, które jeżdżą i koncertują po całej Polsce, faktycznie mają uznanie, ludzie przychodzą ich posłuchać, bo to ciekawa i rzadko spotykana rozrywka w dużych miastach. Osoby z małych miejscowości nie uczęszczają na takie wydarzenia.
MM: Nie przyjść, a nie doceniać to dwie różne sprawy.
AK: No, ale jak doceniasz, to przychodzisz.
AW: Olga Drenda, która jeździ do małych miastach, by fotografować relikty architektoniczne schyłku lat 80. i początku 90. czasem rozmawia z mieszkańcami. Np. na dworcu PKS są piękne mozaiki. Ludzie zaczepiają ją i pytają „a po co Pani robi tu te zdjęcia?”, mówi, że pięknie tu jest i chce to uwiecznić, w odpowiedzi słyszy „no ale wie Pani, zaraz będzie termomodernizacja okolicy i dopiero będzie piękne.”
AK: Nieopodal mojego domu w Bieszczadach znajduje się pole, na którym rośnie rzepak. Nigdy go nie ruszano, a teraz nagle będą stawiać tam plac zabaw… Na podobnie pięknym miejscu powstał McDonald, teraz będzie wata cukrowa. Ta dzikość jest absolutnie niedoceniana. Zobaczcie, co Bregovic zrobił z ich „dziką” muzyką korzenną – hit doceniany w różnych krajach. Oby u nas ktoś też tak zaaranżował te szlagiery i klasyki.
AK: Mam parę innych rzeczy do zrobienia [śmiech]! A tak serio, inaczej podchodzimy do muzy big beatowej, która w Polsce osiągała sukcesy, inaczej do nowego nurtu rockowego. Ludowość i tożsamość jest tylko wizytówką, którą wysyłamy na Eurowizję. Panie tańczą w „ludowych” strojach.
AW: I ubijają masełko… Muszę wrócić do motywu wypalenia się gdzieś tych zachodnich wzorców. Pamiętam, jak w okresie przedszkolnym dosyć hucznie świętowaliśmy topienie marzanny, co teraz nam się nie mieści w głowach. Dla mnie mnie największym sentymentem są te obrzędy. Noc kupały jako Walentynki… Mamy odpowiedniki do tych wszystkich zachodnich świąt. Dziady to przecież odpowiedź na Halloween. Dodatkowo w mojej miejscowości podczas Andrzejek panował lokalny zwyczaj, że malowało się najpiękniejszym pannom okna. Rano wkurzony ojciec musiał te okna myć… To dopiero była tradycja! Działo się tak mniej więcej do 1996 roku. Tego mi bardzo brakuje, ale czuję, że kiedyś to wróci.
AK: U nas na Andrzejki ściągało się bramy u sąsiadów w górach. W zeszłym roku pierwszy raz od dawna przyjechałem na święta Bożego Narodzenia do domu. W moich okolicach nie słychać już o kolędnikach! Chętnie usłyszałbym ich śpiew i poczuł zapach skoszonego siana, kiedy zaczynają się dożynki. To jest ten czas, kiedy piło się swojski bimber i było cudownie. Wszystko było takie niewinne, nieskażone.
AW: Nasz folklor jest pełen zapachów. Ziół, lasu, sensualnych doznań…
AP: Kiedy dopada mnie nostalgia, sięgam po polski film. Jednym z moich ulubionych jest „Popiół i diament” Andrzeja Wajdy. Szukam inspiracji w strojach, polskości, tożsamości narodowej. Myślę, że jedną z najlepszych rzeczy w wyjeździe za granicę jest to, że mam czas na bycie zupełnie samej i zanurzenie się w poszukiwanie siebie, mojej tożsamości, a także na samorealizację.
AK: Ja wezmę Maćka w Bieszczady. Wtedy to będzie frekwencja!
AP: Na koniec może coś ku „pokrzepieniu serc”? Zauważcie, że romantyzowanie naszego folkloru znajduje swoją ważność teraz, gdy oczy całego świata są zwrócone na Europę Wschodnią. Myślę, że w takich sytuacjach słowiańskość staje się bronią i narzędziem wyrazu emocji, przeciwstawienia się, jedności i zbiorowości. Myślę, że bardzo cool być „slavic”!
Agnieszka Wróbel – dziennikarka po uszy siedząca w latach dziewięćdziesiątych. Z „miłości” do lat naszej młodości założyła instagramowy profil @sentymenty_oficjalnie, gdzie podkręca nasze nostalgie i odblokowuje wspomnienia. Antonina Pawlo – projektantka mody i stylistka. Obecnie mieszka i pracuje we Florencji. Odkąd ukończyła studia w 2018 roku i zdobyła uznanie swoim krótkim filmem, tworzy pod nazwą ANTONINA POPPY. Jej kolekcje to słowiańsko-włoski mix podszyty grubą nutą vintage. Maciej Musiał – nasza duma na Zachodzie. Ostatnio wystąpił w produkcji Netfliksa „1899”, zagrał także w „Wiedźminie”. Poza planem filmowym angażuje się w projekt Cafe Podrygi, czyli najpopularniejszą kawiarnię w stolicy przy Muzeum Narodowym w Warszawie. Arek Kłusowski – to pochodzący z Rzeszowa charyzmatyczny wokalista, kompozytor i tekściarz. Na swoim drugim albumie „Lumpeks” zwiedza miejsca zwane „dzieciństwa siedliskami” i komentuje rzeczywistość, od czasu do czasu dając nam złośliwego, „polskiego” prztyczka w nos.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 110 Kwiat paproci 2022